— Nie, nie. Jakze pan, przybysz z Ksiezyca, moglby to zrozumiec? A zreszta jest pan tylko mezczyzna… Cos panu jednak powiem. Gdyby dal pan szanse jednej ze swoich „siostr” tam na Ksiezycu zrzucenia buciorow, wykapania sie w olejkach, poddania sie depilacji, wlozenia pary pieknych sandalkow, wetkniecia w pepek klejnotu i skropienia sie perfumami, bylaby w siodmym niebie. A i pan bylby oczarowany! Och, bylby pan oczarowany! Ale nic z tego; wy nieszczesne istoty z waszymi teoriami; sami bracia i siostry i zadnej uciechy!
— Masz racje! — przytaknal. — Zadnej uciechy. Nigdy. Po calych dniach kopiemy olow w glebinach kopaln, a gdy nastaje noc, spozywszy posilek, zlozony z trzech ziarenek holum rozgotowanych w lyzce stechlej wody, recytujemy Powiedzenia Odo, az przychodzi pora kladzenia sie do lozek. Kazdy do swego — w butach.
Nie mowil po ajonsku dostatecznie plynnie, by potok wymowy, jaki wyzwolilby w nim ojczysty jezyk, mogl go uniesc w jedna z owych improwizowanych fantazji, ktorych sluchaczkami — na tyle czestymi, aby sie do nich przyzwyczaic — bywaly jedynie Takver i Sadik; jakkolwiek jednak kulawa, jego wypowiedz zrobila wrazenie na Vei. Vea zaniosla sie swoim zmyslowym, cieplym, szczerym smiechem.
— Dobry Boze, to pan jest i wesolkiem! Kimze pan nie jest?
— Kupcem — odparl.
Przygladala mu sie z rozbawieniem. W jej pozie bylo cos aktorskiego, wystudiowanego. Ludzie zwykle nie przygladaja sie sobie z bliska tak badawczo, chyba ze matka dziecku, lekarz pacjentowi, kochanek kochance.
Usiadl.
— Chcialbym sie jeszcze przejsc.
Wyciagnela do niego reke, by pomogl jej wstac. Uczynila to gestem leniwym i kuszacym, stwierdzajac jednak przy tym z pelna wahania tkliwoscia:
— Pan jest naprawde jak brat… Prosze mi podac reke. Wezme pana na spacer!
Przechadzali sie alejkami rozleglego ogrodu. Weszli do palacu, przeksztalconego w muzeum dawnych krolewskich czasow, Vea oswiadczyla bowiem, ze uwielbia ogladac zgromadzone tam klejnoty. Z portretow wiszacych na obitych brokatem scianach i rzezbionych kominkach spogladali na nich dumni lordowie i ksiazeta. Komnaty kapaly od srebra, zlota i krysztalow, rzadkich gatunkow drewna, gobelinow i drogich kamieni. Za aksamitnymi sznurami staly straze. Czarno-szkarlatne mundury straznikow dobrze pasowaly do tego przepychu, zlota nicia wyszywanych kobiercow, narzut z pior, twarze straznikow nie harmonizowaly jednak z otoczeniem: odbijalo sie na nich znudzenie i malowalo znuzenie tym bezuzytecznym wystawaniem po calych dniach posrod obcych ludzi. Szevek i Vea podeszli do szklanej gabloty, w ktorej lezala szata krolowej Teaei — uszyta z wyprawionych skor buntownikow, zywcem odartych ze skory — ktora przed czternastoma wiekami ta okrutna i harda kobieta przywdziewala, idac miedzy swoj dotkniety plagami lud, by prosic Boga o odwrocenie zarazy.
— Przypomina to kozla skore — orzekla Vea, przygladajac sie splowialym, nadgryzionym zebem czasu strzepom w szklanej gablocie. Podniosla wzrok na Szeveka. — Dobrze sie pan czuje?
— Chyba wolalbym juz stad wyjsc.
Kiedy znalezli sie w ogrodzie na pobladla twarz Szeveka wrocily kolory, na palacowe mury ogladal sie jednak z nienawiscia.
— Dlaczego wy sie tak kurczowo trzymacie swojej hanby? — zapytal.
— Alez to tylko historia! Dzisiaj cos podobnego nie mogloby sie wydarzyc!
Zabrala go nastepnie na popoludniowe przedstawienie do teatru — na komedie o mlodym malzenstwie i tesciowych, pelna zartow na temat spolkowania, w ktorej samo to slowo nie padlo jednak ani razu. Szevek usilowal smiac sie wtedy, kiedy smiechem wybuchala jego towarzyszka. Potem poszli do restauracji w srodmiesciu — lokalu o niebywalym przepychu. Kolacja kosztowala sto jednostek. Szevek, objadlszy sie juz w poludnie, jadl niewiele, ulegajac jednak namowom Vei, wypil dwa czy trzy kieliszki wina; okazalo sie smaczniejsze, niz sie spodziewal, i zdawalo sie nie miec zadnego ujemnego wplywu na sprawnosc jego umyslu. Zabraklo mu pieniedzy na zaplacenie rachunku za kolacje, Vea nie okazala zamiaru podzielenia sie z nim kosztami, ograniczajac sie do zasugerowania, by zaplacil czekiem, co tez i uczynil. Nastepnie wynajetym samochodem pojechali do jej mieszkania; i tym razem pozwolila, zeby to on zaplacil kierowcy. Czy to mozliwe — zaczal sie zastanawiac — aby Vea zaliczala sie do owych tajemniczych istot — prostytutek? Ale prostytutki, jak wynikalo z opisu Odo, byly biedne, zas Vea z pewnoscia nie byla uboga; przygotowaniami do „jej” przyjecia — jak mu oznajmila — zajmowali sie Jej” kucharz, „jej” pokojowka i „jej” dostawca. Mezczyzni na uniwersytecie o prostytutkach wyrazali sie poza tym pogardliwie jako o istotach zepsutych, gdy tymczasem Vea, wyjawszy jej ciagla kokieterie, okazywala taka drazliwosc na otwarte poruszanie spraw dotyczacych seksu, ze Szevek musial przy niej baczniej pilnowac jezyka, nizby to u siebie w domu czynil wobec niesmialego dziesiecioletniego dziecka. W rezultacie nie wiedzial, kim naprawde byla.
Pokoje w jej mieszkaniu, za ktorego oknami migotaly swiatla Nio, byly przestronne i luksusowo urzadzone, z wylacznie bialymi meblami — biale byly nawet dywany. Szevekowi opatrzyly sie juz jednak luksusy, byl poza tym okropnie spiacy. Goscie mieli sie zjawic dopiero za godzine; gdy wiec Vea wyszla, aby sie przebrac, zdrzemnal sie w glebokim bialym fotelu w salonie. Obudzila go pobrzekujaca czyms na stole pokojowka, w sama pore by mogl byc swiadkiem powrotu pani domu. Weszla ubrana w wieczorowy stroj ajonskich kobiet — dluga, splywajaca faldami z bioder spodnice, z obnazonymi piersiami i ramionami. W jej pepku lsnil maly klejnot, zupelnie jak na obrazkach, ktore przed dwudziestoma piecioma laty ogladal z Tirinem i Bedapem w Instytucie Okregowym Nauk w Polnoconizu, zupelnie taki sam… Wpatrywal sie w nia na wpol rozbudzony, podniecony za to bynajmniej nie polowicznie.
Odpowiedziala na jego spojrzenie lekkim usmiechem.
Usiadla obok niego na pufie, tak by moc zagladac mu w oczy.
Zgarnawszy swa biala spodnice wokol kostek, powiedziala:
— A teraz prosze mi opowiedziec, co sie naprawde zdarza miedzy kobietami i mezczyznami na Anarres.
To bylo wprost niepojete. W pokoju znajdowali sie oprocz nich pokojowka i czlowiek od dostawcy; Vea wiedziala, ze Szevek ma partnerke, on — ze ona ma meza; nie padlo miedzy nimi ani jedno „owo na temat kopulacji. Czymze jednak, jesli nie najjawniejsza do niej zacheta, byly suknia Vei, ruchy, ton glosu?
Miedzy kobieta a mezczyzna zdarza sie tylko to, co oboje chca, by sie zdarzylo — odparl dosc szorstko. — Oboje i kazde z osobna.
— A zatem to prawda, ze nie wyznajecie zadnej moralnosci? — zapytala, zgorszona i zachwycona zarazem.
— Nie rozumiem, co masz na mysli. Miedzy zranieniem kogos tam i tutaj nie ma zadnej roznicy.
— Chce pan powiedziec, ze trzymacie sie tych samych starych regul. Widzi pan, dla mnie moralnosc to jeszcze jeden przesad, podobnie jak religia. Nalezy ja odrzucic.
— Alez moje spoleczenstwo — odrzekl do reszty zbity z tropu — to nic innego jak proba osiagniecia moralnosci. Nalezy odrzucic moralizowanie, zgoda, przepisy, prawa, kary — zeby ludzie mogli poznac dobro i zlo i dokonac miedy nimi wyboru.
— Odrzuca pan wiec wszystkie nakazy i zakazy. Tylko ze, widzi pan, moim zdaniem wy, odonianie, popelniacie podstawowy blad.
Odrzucacie ksiezy, sedziow, prawo rozwodowe i tym podobne, a zachowujecie to, co w tym wszystkim najgorsze. Spychacie to tylko do srodka, w glab waszych sumien. Ale to wciaz w was tkwi.
Pozostajecie takimi samymi niewolnikami jak dotad! Nie jestescie tak naprawde wolni.
— Skad ty to wiesz?
— Czytalam w pewnym czasopismie artykul o odonizmie — odparla. — Poza tym spedzilismy ze soba caly dzien. Nie znam pana, ale troche juz o panu wiem. Wiem na przyklad, ze pan nosi w sobie krolowa Teaee — nosi ja pan w tej swojej kudlatej glowie. I ona pomiata panem, stara tyranka, jak pomiatala swoimi niewolnikami.
Mowi: zrob to! — i pan robi to; nie rob tego! — i nie robi pan.
— Tutaj jest jej miejsce — zgodzil sie z usmiechem. — W mojej glowie.
— Nie. Juz lepiej ja trzymac w palacu. Mozna sie wowczas przeciwko niej zbuntowac. Pan by sie zbuntowal! Panski prapradziadek to zrobil; zbiegl na Ksiezyc, zeby od niej uciec. Tylko ze zabral krolowa Teaee ze soba — i ona wciaz jest z wami!
— Byc moze. Nauczyla sie jednak na Anarres, ze jesliby kazala mi zranic drugiego czlowieka — zadalbym rane samemu sobie.
— Wciaz ta sama odwieczna hipokryzja. Zycie jest walka, w ktorej zwyciezaja najsilniejsi. Jedyna rola cywilizacji jest maskowanie krwi i ozdabianie nienawisci pieknymi slowkami!