honorami jako goscie pozostalej czesci wspolnoty, bowiem to cech kucharzy i kelnerow rozpoczal strajk, ktory rozwinal sie nastepnie w powstanie. Wiele bylo takich tradycyjnych obchodow i swiat na Anarres, niektore wprowadzili osadnicy, inne — jak dozynki i Swieto Letniego Przesilenia — zrodzily sie spontanicznie z rytmu zycia na planecie oraz potrzeby tych, ktorzy razem pracowali i razem pragneli swietowac.
Prowadzili bezladne rozmowy — wszyscy z wyjatkiem Takver, ktora tanczyla calymi godzinami, pochlonela stosy smazonego chleba i pikli i byla niezwykle ozywiona.
— Dlaczego Kvigot dostal skierowanie do zakladow rybnych nad Morzem Keranskim, gdzie bedzie musial zaczynac wszystko od poczatku, a Turib przejmuje jego program badawczy tu na miejscu? — pytala. Jej syndykat naukowy zostal wlaczony do przedsiewziecia kierowanego bezposrednio przez KPR, i Takver stala sie od tamtej pory zagorzala zwolenniczka niektorych pogladow Bedapa. — Bo Kvigot jest dobrym biologiem, ktory nie zgadza sie ze spierniczalymi teoriami Simasa, a Turib zerem i wlazi Simasowi w tylek. Zobaczycie, kto zostanie kierownikiem programu paodejsciu Simasa. Turib, ide o zaklad!
— Co to wyrazenie oznacza? — zapytal ktos, kto nie czul powoni do krytyki spolecznej.
Bedap, ktoremu rosl juz brzuch i dlatego podchodzil powaznie do cwiczen fizycznych, truchtal gorliwie dokola boiska. Pozostali siedzieli na pylistym stoku pod drzewami, oddajac sie ustnym cwiczeniom.
— To slowo ajonskie — wyjasnil Szevek. — Oznacza urrasyjska gre w prawdopodobienstwa. Ten, kto odgadnie wlasciwie, dostaje wlasnosc drugiego.
Juz dawno przestal przestrzegac zakazu Sabula, zeby nie wspominal o nauce ajonskiego.
— W jaki sposob podobne slowa dostaly sie do prawiekiego?
— Osadnicy — odpowiedzial ktos. — Prawiekiego uczyli sie juz jako dorosli; jeszcze przez dlugi czas musieli myslec w starym jezyku. Czytalem gdzies, ze slowa „cholerny” nie ma w slowniku jezyka prawiekiego — ono rowniez pochodzi z ajonskiego. Farigv, tworzac jezyk, nie przewidzial przeklenstw, jesli nawet tak, komputery nie uznaly ich za niezbedne.
— Coz wiec znaczy powiedzenie „idz do diabla”? — zapytala Takver. — Sadzilam, ze znaczy ono gnojowka w miasteczku, w ktorym sie wychowalam. Idz do diabla! — a wiec w miejsce najobrzydliwsze.
Desar, matematyk, ktory mial juz etat w Instytucie i wloczyl sie stale za Szevekiem, choc rzadko odzywal sie do Takver, stwierdzil z wlasciwym sobie lakonizmem:
— Urras.
— Na Urras oznacza to miejsce, dokad idziesz, gdy zostales potepiony.
— Czyli skierowanie w lecie na Poludniowy Zachod — rzekl Terrus, ekolog, stary przyjaciel Takver.
— W ajonskim to wyrazenie nalezy do trybu religijnego.
— Wiem, ze musisz czytac po ajonsku, Szev, ale czy musisz tez czytywac teksty religijne?
— Pewna czesc starozytnej fizyki Urrasyjczykow utrzymana jest w calosci w trybie religijnym. Pojecia takie na przyklad jak to o ktorym mowimy. „Do diabla” znaczy „do piekla” — czyli do miejsca absolutnego zla.
— Sklad obornika w Dolinie Krazystej — stwierdzila Takver. — Tak tez myslalam.
Przytruchtal zakurzony na bialo, ociekajacy potem Bedap.
Zwalil sie ciezko obok Szeveka i dyszal jak miech.
— Powiedz cos po ajonsku — poprosila Richat, studentka Szeveka. — Jak to brzmi?
— No wiesz: idz do diabla! Cholera!
— Ale przestan mnie przeklinac — rozesmiala sie — i powiedz jakies cale zdanie.
Szevek dobrodusznie spelnil jej prosbe.
— Prawde mowiac, nie wiem, jak to sie wymawia — dodal. — Po prostu zgaduje.
— Co to znaczylo?
— Jesli uplyw czasu jest wlasciwoscia ludzkiej swiadomosci, przeszlosc i przyszlosc sa funkcjami umyslu. Keremcho, prekursor teorii nastepstw.
— Pomyslec, jakie to dziwne; ludzie mowia, a ty ich nie rozumiesz!
— Oni nie rozumieja sie nawet miedzy soba. Mowia w stu roznych jezykach, ci zwariowani wladycy na Ksiezycu…
— Wody, wody — wychrypial zdyszany Bedap.
— Nie ma wody — przypomnial mu Terrus. — Od osiemnastu dekad nie padalo. Mowiac dokladniej, od stu osiemdziesieciu trzech dni. Najdluzsza susza w Abbenay od czterdziestu lat.
— Jesli tak dalej pojdzie, przyjdzie nam wprowadzac do obiegu wtornego uryne, jak to praktykowano w dwudziestym roku. Moze szklaneczke siuskow, Szev?
— Nie zartuj — burknal Terrus. — Stapamy po ostrzu noza. Popada czy nie popada? Juz wiadomo, ze ze zbiorow lisci na Poludniowym Wschodzie beda nici. Nie spadla tam od trzydziestu dekad ani kropla deszczu.
Popatrzyli w zamglone, zlociste niebo. Zabkowane liscie drzewa, pod ktorymi siedzieli — z gatunku wysokich egzotycznych drzew, sprowadzonych ze Starego Swiata — zwisaly z galezi pokryte kurzem, wyschniete na wior.
— Nigdy wiecej Wielkiej Suszy — oznajmil Desar. — Nowoczesne zaklady odsalania. Remedium.
— Istotnie, moga pomoc zlagodzic jej skutki — zgodzil sie Terrus.
Zima tego roku — mrozna i sucha na polnocnej polkuli — przyszla Wczesnie. Wiatr miotal zmarznietym kurzem po zabudowanych niskimi gmachami szerokich ulicach Abbenay. Woda do kapieli podlegala scislej reglamentacji; pragnienie i glod staly wyzej od czystosci. Pozywienie i odziez dla dwudziestu milionow mieszkancow Anarres pochodzily z fabryk holum, w ktorych przetwarzano liscie, nasiona, wlokna i korzenie tej rosliny. W magazynach i skladach znajdowala sie pewna ilosc wyrobow wlokienniczych, nigdy jednak nie zgromadzono znaczniejszych rezerw zywnosci.
Woda szla na pola, by zywic rosliny. Niebo nad miastem bylo bezchmurne i byloby czyste, gdyby wiatr nie nawiewal zoltego kurzu z poludnia i zachodu. Czasami, kiedy powial z polnocy, od gor Ne Theras, zolta mgla rozpraszala sie, odslaniajac lsniace, puste, ciemnoniebieskie przestwory, przechodzace w purpure u zenitu.
Takver byla w ciazy. Chodzila najczesciej spiaca i lagodnie usposobiona.
— Jestem ryba — mowila — ryba w wodzie. Plywam w dziecku, ktore w sobie nosze.
Bywala tez przeciazona praca i glodna z powodu zmniejszonych racji zywnosciowych w stolowce. Kobiety ciezarne, podobnie jak dzieci i starcy, otrzymywaly codziennie o jedenastej dodatkowy lekki posilek, ale Takver z powodu napietego rozkladu swych zajec czesto te posilki tracila. Ona mogla zrezygnowac z posilku, ryby w jej laboratoryjnych zbiornikach — nie. Przyjaciele znosili jej czesto to, co zdolali zaoszczedzic przy obiedzie albo co zostalo w ich stolowkach — nadziewana bulke, kawalek owocu.
Pochlaniala te dary z wdziecznoscia, dreczyl ja jednak stale apetyt na slodycze, tych zas bylo jak na lekarstwo. Kiedy byla zmeczona, latwo wpadala w zlosc i byle co moglo ja wyprowadzic z rownowagi.
Pozna jesienia Szevek ukonczyl rekopis Zasad jednoczesnosci i dal go Sabulowi do akceptacji przed drukiem. Ten trzymal go dekade, dwie, trzy, ani slowem nie wyrazajac swego zdania. Szevek zapytal go na koniec, co sadzi o jego pracy. Tamten odparl na to, ze byl zbyt zajety i nie zabral sie jeszcze do lektury. Szevek czekal.
Byla polowa zimy. Dzien w dzien wialy suche wiatry; ziemie skuwala zmarzlina. Zdawalo sie, ze wszystko stanelo, zastyglo w niepokojacej martwocie, czekajac na deszcz, odrodzenie.
W pokoju bylo ciemno. Swiatla w miescie zapalono dopiero przed chwila; jarzyly sie slabym blaskiem pod wysokim ciemnoszarym niebem. Weszla Takver, zapalila lampe i kucnela w plaszczu przy nagrzewnicy.
— Ale ziab! Okropnosc. Stopy mi tak zmarzly, jakbym szla po lodowcu, bylam bliska placzu po drodze, tak bolaly. Przeklete spekulanckie trepy! Czy my nie potrafimy wyprodukowac przyzwoitej pary butow? Dlaczego siedzisz po ciemku?
— Tak sobie.
— Byles w stolowce? Ja zjadlam troche po drodze do domu w Nadwyzkach. Musialam zostac, wykluly sie kukuri i musielismy usunac narybek ze zbiornikow, zeby go dorosle nie pozarly.
Jadles cos?
— Nie.
— Nie badz taki ponury. Blagam, nie badz dzis ponury. Jesli cos sie dzis jeszcze nie uda, chyba sie rozplacze. A mam juz powyzej uszu tego wiecznego mazania sie. Przeklete glupie hormony!
Chcialabym rodzic dzieci tak, jak to robia ryby — zlozyc ikre, odplynac i po wszystkim. Chyba zebym wrocila ja pozrec… Nie siedz tak jak figura z brazu. Nie moge tego zniesc.
Bliska lez, siedziala w kucki w strudze goracego powietrza z nagrzewnicy, probujac zgrabialymi palcami