rozwiazac buty.
Szevek milczal.
— O co chodzi? Nie mozesz tak siedziec i milczec!
— Sabul mnie dzis wezwal. Nie zarekomenduje Zasad do opublikowania ani do wyslania.
Przestala sie szamotac ze sznurowka; znieruchomiala. Spojrzala na niego przez ramie. Wreszcie spytala:
— Co dokladnie powiedzial?
— Recenzja lezy na stole.
Podniosla sie, szurajac jednym butem, podeszla do stolu i — pochyliwszy sie nad nim z rekami w kieszeniach palta — przeczytala dokument.
— ”Co do tego, ze fizyka nastepstw w spoleczenstwie odonskim lezy u podstaw mysli chronozoficznej, zgadzali sie wszyscy od Osiedlenia na Anarres. Egoistyczne odstepstwo od tej solidarnie przyjetej zasady doprowadzic moze jedynie do jalowego snucia niepraktycznych hipotez bez spolecznie organicznego zastosowania badz do powtarzania zabobonnych, religijnych spekulacji nieodpowiedzialnych, platnych naukowcow z paskarskich panstw Urras…” Och, co za spekulant! Ograniczony, zawistny gnojek z geba pelna Odo! Czy on wysle te recenzje do gazet?
— Juz to zrobil.
Przyklekla, zeby sciagnac but. Pare razy zerknela na Szeveka, ale nie podeszla do niego; przez jakis czas trwala w milczeniu.
W koncu odezwala sie, ale juz nie podniesionym ani jak przedtem napietym glosem, lecz swoim zwyklym, szorstkim od chrypki.
— I co teraz zrobisz, Szev?
— Nic nie mozna zrobic.
— Sami wydrukujemy te ksiazke. Zalozymy syndykat wydawniczy, nauczymy sie skladu i wydrukujemy ja.
— Papier jest scisle racjonowany. Zadnych zbednych drukow.
Wylacznie publikacje KPR, dopoki nie beda bezpieczne plantacje drzew holum.
— A czy nie moglbys zmienic jakos sposobu przedstawienia swojej teorii? Przemycic swoje twierdzenia w przebraniu. Przybrac je ozdobkami z teorii nastepstw, zeby Sabul mogl je przelknac.
— Nie przebierzesz czarnego za biale.
Nie zapytala, czy nie moglby obejsc Sabula albo poszukac dojscia wyzej. Na Anarres nikt nie stal wyzej. Nie istnialy dojscia. Jesli nie ukladala sie wspolpraca z syndykami, trzeba bylo pracowac samemu.
— A gdybys tak… — Urwala.
Wyprostowala sie i postawila buty kolo grzejnika, zeby wyschly. Zdjela palto, powiesila je i narzucila na ramiona ciezki, recznie tkany szal. Usiadla na tapczanie, stekajac cicho, gdy opuszczala sie kilka ostatnich cali. Spojrzala na Szeveka, siedzacego bokiem pomiedzy nia a oknem.
— A gdybys tak zaproponowal mu wspolautorstwo? Jak przy tym pierwszym artykule, ktory napisales.
— Sabul nie podpisze swoim imieniem „zabobonnych, religijnych spekulacji”.
— Jestes pewien? Pewien jestes, ze nie do tego wlasnie zmierza? On zdaje sobie sprawe, z czym ma do czynienia, wie, czego dokonales. Zawsze mowiles, ze jest przenikliwy. Zdaje sobie sprawe, ze to wtraci jego i cala szkole nastepstw do recylkulatora. Ale gdyby mogl podzielic z toba slawe? Ten facet to chodzace ego.
Gdyby tak mogl powiedziec, ze to jego ksiazka…
— Predzej podziele sie z nim toba niz ta ksiazka — powiedzial Szevek ze zloscia.
— Nie podchodz do tego w taki sposob, Szev. Liczy sie ksiazka, idea. Wez na przyklad: chcemy zatrzymac przy sobie to dziecko, ktore sie ma urodzic, chcemy je kochac. Gdybysmy jednak chcieli je zatrzymac, a ono mialoby z tego powodu umrzec, gdyby przezyc moglo tylko w zlobku, gdybysmy mieli je nigdy nie zobaczyc, nie poznac jego imienia — jeslibysmy staneli przed takim wyborem, co bys wybral? Zatrzymac dziecko, ktore urodziloby sie martwe? Czy dac zycie?
— Nie wiem — mruknal. Ukryl twarz w dloniach, do bolu trac czolo. — Tak, oczywiscie. Tak. Ale to… ale ja…
— Bracie, kochany. — Splotla dlonie na kolanach, nie wyciagnela do niego reki. — Niewazne, czyje imie widnieje na okladce. Ludzie beda wiedzieli. Prawda jest w ksiazce.
— Ja jestem ta ksiazka — powiedzial. Zamknal oczy i siedzial nieruchomo.
A wtedy Takver podeszla do niego niesmialo i dotknela go tak delikatnie, jakby dotykala rany.
Pierwsza, okrojona i marnie wydana wersja Zasad jednoczesnosci wyszla drukiem w Abbenay na poczatku roku 164 jako wspolne dzielo Sabula i Szeveka. KPR publikowala najniezbedniejsze jedynie sprawozdania i zarzadzenia, ale Sabul mial wplywy w wydawnictwie i w wydziale informacji KPR i zdolal przekonac kogo trzeba o propagandowej wartosci ksiazki za granica. Urrasyjczykow — mowil — cieszy susza oraz grozba glodu na Anarres; ajonskie dzienniki z ostatniego transportu przescigaly sie w radosnych przepowiedniach rychlego upadku odonskiej gospodarki.
Coz moze byc lepszym tej prognozy zaprzeczeniem — wywodzil — jak nie publikacja wielkiego dziela czystej mysli, „pomnika nauki — jak stwierdzal w poprawionej recenzji — wznoszacego sie ponad Przeciwnosci materialne i dajacego dowod niespozytej zywotnosci donskiego spoleczenstwa oraz jego wyzszosci na kazdym polu ludzkiej mysli nad holdujacymi wladzy posiadaczami”.
Tak wiec dzielo zostalo wydane; i pietnascie z trzystu egzemplarzy odlecialo na pokladzie ajonskiego frachtowca Czujny. Szevek nie otworzyl nigdy ani jednego z nich. Do przeznaczonego na eksport pakietu dolaczyl jednak kompletna wersje oryginalu w rekopisie. Dopisek na okladce zawieral prosbe o przekazanie manuskryptu doktorowi Atro z Wydzialu Nauki Szlachetnej Uniwersytetu Ieu Eun oraz wyrazy szacunku od autora. Nie ulegalo watpliwosci, ze Sabul, do ktorego nalezalo wydanie zgody na wyslanie przesylki, spostrzeze ten dodatek. Czy go usunal, czy zostawil, tego sie Szevek nigdy nie dowiedzial. Mogl go skonfiskowac z czystej zlosliwosci; mogl przepuscic, zdajac sobie sprawe, ze jego okastrowany skrot nie wywrze na urrasyjskich fizykach pozadanego efektu. Ani slowem nie wspomnial Szevekowi o rekopisie. Ten zas o niego nie pytal.
Tamtej wiosny w ogole malo odzywal sie do ludzi. Przyjal na ochotnika posade budowlana w nowych zakladach uzdatniania wody w poludniowym Abbenay i albo byl tam w pracy, albo calymi niemal dniami uczyl. Wrocil do swoich badan nad czastkami subatomowymi i czesto spedzal wieczory przy instytutowym akceleratorze albo w laboratoriach wsrod specjalistow od czastek elementarnych. W towarzystwie Takver i przyjaciol bywal milczacy, zamkniety w sobie, uprzejmy i chlodny.
Takver urosl ogromny brzuch; nosila go przed soba jak czlowiek taszczacy do pralni wielki, ciezki kosz bielizny. Do pracy w laboratoriach ichtiologicznych chodzila dopoty, dopoki nie znalazla i nie wyszkolila odpowiedniego zastepstwa, wtedy dopiero przyszla do domu i zaczela rodzic, przeszlo dekade po swoim terminie. Kiedy Szevek wczesnym popoludniem wrocil tego dnia do mieszkalni, oswiadczyla mu:
— Mozesz isc po akuszerke. Powiedz jej, ze skurcze nastepuja co cztery, piec minut, lecz nie sa zbyt gwaltowne, nie musisz sie wiec spieszyc.
Popedzil; kiedy sie okazalo, ze akuszerki nie ma, wpadl w poploch. I ona, i lekarz blokowy dokads wyszli, nie zostawiwszy na drzwiach — jak to zwykli czynic — wiadomosci, gdzie ich mozna znalezc. Szevekowi zaczelo walic serce, ujrzal nagle rzeczy z przerazajaca jasnoscia. Przyszlo mu do glowy, ze ten brak wspomogl wrozbe. Od zimy, od momentu podjecia decyzji w sprawie ksiazki, odsunal sie od Takver. A ona stawala sie coraz cichsza, coraz bierniejsza, pogodzona z losem. Teraz zrozumial te jej biernosc, byla przygotowywaniem sie do smierci. Takver oddalala sie od niego, a on nie probowal sie do niej zblizyc. Zajmowala go tylko jego wlasna gorycz, nie dostrzegal leku i odwagi swej partnerki. Zostawil ja w spokoju, bo chcial, zeby i jego zostawiono w spokoju, wiec usunela sie, zostawila go, odsunela sie daleko, zbyt daleko, a teraz odejdzie na zawsze.
Pognal do blokowej kliniki i przybiegl tam bez tchu, chwiejac sie na nogach, az myslano, ze ma atak serca. Wyjasnil, o co chodzi.
Zawiadomiono inna akuszerke, jemu zas poradzono, by wracal do domu, partnerka nie powinna zostawac sama. Pospieszyl do domu, z kazdym krokiem wzbierala w nim trwoga, panika, pewnosc straty. Kiedy tam jednak dotarl, nie uklakl przy Takver i nie blagal jej o przebaczenie, jak tego z calej duszy pragnal. Takver nie miala czasu na czule sceny; byla zajeta. Uprzatnela lozko — pozostawiajac na nim jedynie czyste przescieradlo — i probowala rodzic. Nie krzyczala i nie jeczala, bo nie doznawala bolu, gdy zas chwytaly ja skurcze, radzila sobie z nimi dzieki kontroli miesni i oddechu, wydychajac nastepnie powietrze, jak czlowiek, ktory z najwyzszym wysilkiem