mnie calkowicie bezradnym, gdyz juz mnie poprosila, ze mam nie mowic: No, juz dobrze. Ale zebrala sie do kupy jak na twarda siostrzyczke sierzanta przystalo i tylko znow wydmuchala nos.
— Sprobuje, Deb. Czy moge przyjac, ze razem z Kylem zrobiliscie juz podstawowa robote? Porozmawialiscie ze swiadkami i tak dalej?
Pokrecila glowa.
— Nie musielismy. Kyle wiedzial… — Zamilkla na tym czasie przeszlym, ale znow podjela watek, bardzo zdeterminowana. — Kyle wie, kto to zrobil, i wie, kto bedzie nastepny.
— Przepraszam. On wie, kto bedzie nastepny?
Deborah zmarszczyla brwi.
— Niezupelnie. Kyle powiedzial, ze w Miami jest czterech facetow, ktorych tamten ma na swojej liscie. Jeden z nich zaginal, a Kyle domyslil sie, ze tamten juz go zwinal, ale to dalo nam troche czasu, zeby wziac pod obserwacje pozostalych trzech.
— Kim sa ci czterej, Deborah? I skad Kyle o nich wie?
Westchnela.
— Kyle nie podal mi ich nazwisk. Ale wszyscy nalezeli do jakiegos zespolu. W Salwadorze. Do spolki z tym… doktorem Danco. — Rozlozyla bezradnie rece, co bylo u niej czyms nowym. I chociaz dodawalo to jej swoistego uroku malej dziewczynki, ja poczulem sie tylko jeszcze bardziej wykorzystywany. Swiat rozkosznie wirowal, pakujac sie w okropne klopoty i wtedy wolano Dziarskiego Dextera, zeby uporzadkowal sprawy. To chyba nie jest w porzadku, ale co mozna na to poradzic?
Scislej — co ja moglem na to poradzic? Nie widzialem sposobu, zeby odnalezc Kyle’a, zanim bedzie za pozno. I chociaz jestem pewien, ze nie powiedzialem tego na glos, Deborah zareagowala, jakbym to zrobil. Trzasnela dlonia o blat stolika i powiedziala:
— Musimy go znalezc, zanim dobierze sie do Kyle’a. Zanim w ogole cokolwiek zacznie, Dexterze. Bo… to znaczy, czy mam miec nadzieje, ze Kyle straci tylko jedno ramie, zanim do niego dotrzemy? Albo noge? Kyle jest… — Odwrocila sie, nie konczac, i wyjrzala w ciemnosc przez oszklone drzwi przy stoliku.
Oczywiscie, miala racje. Wygladalo na to, ze niewiele mozemy zdzialac, zeby wydostac Kyle’a nietknietego. Bo przy diabelnym szczesciu, nawet prowadzeni przez moj blyskotliwy intelekt, nie zdolamy dotrzec do niego, zanim robota sie zacznie. I jeszcze jedno — jak dlugo Kyle wytrzyma? Prawdopodobnie przeszedl jakis trening, zeby radzic sobie z tego rodzaju sprawami, i wiedzial, co go czeka, wiec…
Ale, chwileczke. Zamknalem oczy i sprobowalem o tym pomyslec. Doktor Danco wie, ze Kyle jest zawodowcem. A jak juz mowilem Deborah, jego celem bylo poszarpanie ofiary na wrzeszczace nienaprawialne kawalki. Zatem…
Otworzylem oczy.
— Deb — powiedzialem. Popatrzyla na mnie. — Mam rzadka okazje zaproponowania ci pewnej pomocy.
— Wydus to z siebie.
— To tylko domysl — rzeklem. — Ale sadze, ze doktor Oblakaniec bedzie przez dluzszy czas trzymal gdzies Kyle’a, zanim zabierze sie do obrabiania go. Zmarszczyla brwi.
— Niby po co?
— Po to, zeby dluzej trwalo, zeby go zmiekczyc. Kyle wie, co go czeka. Jest na to przygotowany. Ale wyobraz sobie teraz, ze lezy gdzies w ciemnosci, zwiazany i jego wyobraznia zaczyna pracowac. Mysle tez, ze przed nim jest w kolejce jakas inna ofiara. Facet, ktory zaginal. Kyle slyszy to wszystko: pily i skalpele, jeki i szepty. Nawet czuje to i wie, ze to nadchodzi, ale nie wie kiedy. Bedzie na wpol oszalaly, zanim straci chocby jeden paznokiec u nogi.
— Jezu — jeknela. — To jest twoja wersja nadziei?
— Absolutnie. To daje nam troche dodatkowego czasu, zeby go znalezc.
— Jezu — powtorzyla.
— Moge sie mylic — powiedzialem.
— Znow wyjrzala za okno.
— Nie myl sie, Dex. Nie tym razem.
Pokrecilem glowa. Zapowiadala sie ciezka harowka, wcale niezabawna. Bylem w stanie wymyslic tylko dwie rzeczy, ktore mozna by wyprobowac, ale dopiero rano. Rozejrzalem sie, szukajac zegara. Wedlug kamery wideo byla 12:00. 12:00. 12:00.
— Masz zegar? — zapytalem.
— Deborah sciagnela brwi.
— Po co ci zegar?
— Zeby sie dowiedziec, ktora godzina — powiedzialem. — Mysle, ze do tego zazwyczaj sluzy to urzadzenie.
— A co to, do diabla, za roznica? — zapytala.
— Deborah. Mamy bardzo malo punktow zaczepienia. Bedziemy musieli wrocic i zajac sie rutynowa robota, od ktorej Chutsky odciagnal nasz wydzial. Na szczescie mozemy poslugiwac sie twoja odznaka, zeby troche pochodzic i zadac pare pytan. Ale musimy z tym zaczekac do rana.
— Cholera — zaklela. — Nienawidze czekania.
— No, juz dobrze — powtorzylem. Deborah spojrzala na mnie bardzo kwasno, ale nic nie powiedziala.
Ja tez nie lubilem czekac, ale ostatnimi czasy tak dlugo musialem to robic, ze chyba przychodzilo mi to latwiej. Czekalismy wiec, podrzemujac na krzeslach, az wzeszlo slonce. A wtedy, poniewaz ostatnio bylem wielkim domatorem, zrobilem dla nas dwojga kawe — musialem te operacje powtorzyc dwa razy, bo Deborah miala ekspres na jeden kubek, dla ludzi, ktorzy nie sa sklonni do rozrywek i wlasciwie to nie maja wlasnego zycia. W lodowce nie bylo niczego, co chocby troche nadawalo sie do jedzenia, chyba zeby sie bylo zdziczalym psem. Duze rozczarowanie: Dexter jest zdrowym chlopcem o wysokiej przemianie materii, a mysl, ze ma przebrnac niewatpliwie trudny dzien z pustym zoladkiem, nie sprawiala mu radosci. Wiem, ze rodzina przede wszystkim, ale czy nie moglaby poczekac, az zje sie sniadanie?
No, coz. Dexter Nieustraszony jeszcze raz sie poswieci. Z czystej szlachetnosci ducha, a nie w nadziei na podziekowania, bo przeciez wie sie, co wypada.
15
Doktor Mark Spielman byl wielkim mezczyzna i wygladal raczej na emerytowanego rugbiste niz na lekarza z izby przyjec. Ale to on mial dyzur, kiedy karetka dostarczyla te Rzecz do Jackson Memorial Hospital, i wcale mu sie to nie podobalo.
— Jesli kiedykolwiek mialbym jeszcze cos takiego ogladac — powiedzial nam — to przejde na emeryture i zaczne hodowac jamniki. — Pokiwal glowa. — Wiecie, jaka jest izba przyjec w szpitalu Jacksona. Mamy tu najwiecej zgloszen. Wszystkie wariactwa zwoza nam tutaj z jednego z najbardziej zwariowanych miast na swiecie. Ale to… — Spielman stuknal dwa razy w stol stojacy w mdlozielonym pokoju dla personelu, gdzie nas przyjmowal. — To cos innego — rzekl.
— Jakie sa rokowania? — zapytala Deborah, a on ostro na nia spojrzal.
— Czy to dowcip? Nie ma rokowan i nie bedzie. Z fizycznego punktu widzenia zostalo tak malo, ze da sie tylko podtrzymywac zycie, jesli mozna to tak nazwac. Umyslowo? — Odwrocil obie rece wnetrzem dloni do gory i opuscil je na blat. — Nie jestem psychologiem, ale tam nic nie zostalo i nie ma szans, zeby kiedykolwiek mial moment jasnosci. Jedyna nadzieja w tym, ze jesli bedziemy trzymali go na mocnych prochach, nie dowie sie, kim jest, az do smierci. A wszyscy mamy nadzieje, ze dla jego dobra nastapi ona jak najszybciej. — Popatrzyl na zegarek, bardzo ladnego roleksa. — Czy to zajmie duzo czasu? Mam dyzur, wiecie.
— Czy we krwi byly slady jakichs narkotykow? — zapytala Deborah.
Spielman parsknal.
— Slady, kurcze. Ten facet ma koktajl zamiast krwi. Nigdy jeszcze nie widzialem takiej mieszanki. Tak ja pomyslano, zeby podtrzymywala przytomnosc, a jednoczesnie usmierzala bol fizyczny, totez wstrzas wynikajacy z wielokrotnej amputacji nie zabil go.