Poszlismy w milczeniu do windy i pojechalismy na dwunaste pietro.
W Kokosowym Gaju przezylem cale zycie, z egzaltowanych ogloszen gazetowych wiedzialem wiec, ze pokoj Chutsky’ego zostal urzadzony w brytyjskim stylu kolonialnym. Nigdy nie rozumialem dlaczego, ale hotel zadecydowal, ze brytyjski kolonialny doskonale wyraza atmosfere Kokosowego Gaju, chociaz nigdy tu nie bylo brytyjskiej kolonii. Caly hotel urzadzono zatem brytyjsko i kolonialnie. Ale trudno mi uwierzyc, zeby dekorator wnetrz albo ktorykolwiek z kolonialnych Brytyjczykow byli w stanie wyobrazic sobie cos takiego jak Chutsky lezacy bezwladnie na krolewskich rozmiarow lozu w luksusowym apartamencie, do ktorego zaprowadzila mnie Deborah.
Przez ostatnia godzine wlosy mu nie odrosly, ale przynajmniej zmienil pomaranczowy kombinezon na bialy szlafrok frotte i lezal oto na srodku loza roztrzesiony, mocno spocony z oprozniona do polowy butelka sky vodka u boku. Deborah nawet nie zwolnila w drzwiach. Razno podeszla do lozka i usiadla przy Kyle’u, biorac go za jedyna reke. Milosc wsrod ruin.
— Debbie? — zapytal roztrzesionym glosem starca.
— Jestem tutaj — odparla. — Spij.
— Chyba nie jestem taki dobry, jak mi sie wydawalo — powiedzial.
— Spij — powtorzyla, trzymajac go za reke. Ulozyla sie obok niego.
Tak ich zostawilem.
27
Nastepnego dnia spalem do pozna. W koncu chyba na to zasluzylem? I chociaz przyszedlem do pracy okolo dziesiatej, to i tak bylem sporo przed Vincem, Camilla czy Angelem bez krewnych, ktorzy zapewne smiertelnie sie rozchorowali. Godzine i czterdziesci piec minut pozniej wreszcie pojawil sie Vince. Byl zielony i wygladal bardzo staro.
— Vince! — przywitalem go radosnie, a on skrzywil sie i oparl o sciane zamykajac oczy. — Chce ci podziekowac za wspaniale przyjecie.
— Dziekuj ciszej — wychrypial.
— Dziekuje — wyszeptalem.
— Alez prosze — odpowiedzial szeptem i pokustykal do swojego pokoiku.
Dzien byl nadzwyczaj spokojny, przez co rozumiem, ze oprocz braku nowych spraw w laboratorium bylo cicho jak w grobie i tylko od czasu do czasu jasnozielony duch przeplywal obok w milczacym cierpieniu. Na szczescie mialem malo pracy. Do piatej zakonczylem papierkowa robote i ulozylem wszystkie olowki. W porze lunchu zadzwonila Rita i zaprosila mnie na obiad. Mysle, ze chciala sie upewnic, czy nie porwala mnie striptizerka, zgodzilem sie wiec przyjsc do niej po pracy. Debs sie nie odezwala, ale naprawde nie musiala. Bylem calkowicie pewien, ze spedzala czas z Chutskym, w jego luksusowym apartamencie. Troche sie jednak niepokoilem, bo doktor Danco wiedzial, gdzie ich znalezc, i mogl przyjsc, zeby zajac sie swoim niedokonczonym projektem. Z drugiej strony, ma sierzanta Doakesa do zabawy, co powinno dac mu zajecie i szczescie przez kilka nastepnych dni.
Niemniej, dla pewnosci, zadzwonilem pod numer Deborah. Odpowiedziala po czwartym dzwonku.
— Co?
— Pamietasz, ze doktor Danco nie mial problemu z dostaniem sie tam za pierwszym razem? — zapytalem.
— Mnie tu nie bylo za pierwszym razem — odparla. W jej glosie uslyszalem tyle wscieklosci, ze moglem miec tylko nadzieje, iz nie zastrzeli nikogo z obslugi.
— W porzadku — wycofalem sie. — Miej tylko oczy otwarte.
— Nie martw sie — stwierdzila. Uslyszalem, jak w tle Chutsky mruczy cos zbzikowanego.
— Musze isc. Zadzwonie pozniej. — Rozlaczyla sie.
Wieczorny szczyt byl w pelnym rozkwicie, kiedy jechalem na poludnie, do domu Rity. Mruczalem sobie wesolutko, kiedy facet o czerwonej twarzy, kierowca pikapa, zajechal mi droge i pokazal palec. To nie bylo tylko zwyczajne uczucie przynaleznosci, wynikajace z uczestnictwa w zabojczym ruchu ulicznym Miami. Czulem sie tak, jakby zdjeto mi z ramion ciezkie brzemie. I tak w istocie bylo. Jade do Rity, a tam nie ma rdzawo — czerwonego taurusa zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Moge wrocic do mieszkania wolny od lazacego za mna wszedzie cienia. A co wazniejsze, moge wziac w obroty Mrocznego Pasazera i pobyc z nim, na co od tak dawna czekalem. Sierzanta Doakesa nie bylo, wypadl z mojego zycia — a wkrotce, prawdopodobnie, wypadnie takze ze swojego.
Czulem zawrot glowy, kiedy z South Dixie skrecalem w strone domu Rity. Bylem wolny — takze od zobowiazan, bo doprawdy zdziwilbym sie, gdyby Chutsky i Deborah nie chcieli dluzsza chwile odpoczac, zeby odnowic sily. Jesli chodzi o doktora Danco — prawda, mialem ochote sie z nim spotkac i nawet teraz zarezerwowalbym kilka chwil z mojego burzliwego zycia towarzyskiego, zeby spedzic z nim pare naprawde milych godzin. Mialem jednak pewnosc, ze tajemnicza, waszyngtonska agencja Chutsky’ego przysle kogos innego, zeby zajal sie doktorem, i na pewno nie beda chcieli, zebym sie ich czepial i narzucal z radami. Po skresleniu tej mozliwosci, bez Doakesa w tle, wrocilem do planu A, zeby pomoc Reikerowi przejsc na wczesniejsza emeryture. Tym, komu przyjdzie sie teraz zmagac z problemem doktora Danco, na pewno nie bedzie Szczesliwie Zdymisjonowany Dexter.
Czulem sie tak szczesliwy, ze pocalowalem Rite, kiedy otworzyla drzwi, mimo ze nikt nie patrzyl. A po kolacji, kiedy Rita sprzatala, poszedlem na tylne podworko, zeby znow pokopac puszke z dzieciakami z sasiedztwa. Tym razem jednak, mala tajemnica, ktora dzielilem z Codym i Astor, dodawala temu zajeciu szczegolnego smaczku. To bylo prawie smieszne patrzec, jak skradaja sie do innych dzieci podczas treningu moje wlasne drapiezniki.
Po pol godzinie podkradania sie i naskakiwania okazalo sie jednak, ze przewage liczebna maja nad nami jeszcze skrytsi drapiezcy — moskity, pare miliardow obrzydliwych malych wampirow zarlocznych i glodnych. W koncu, oslabieni utrata krwi, Cody, Astor i ja pokustykalismy do domu i znow zasiedlismy przy stole na sesje wisielca.
— Ja pierwsza — oznajmila Astor. — Tak czy siak moja kolej.
— Moja — zaprotestowal Cody, robiac gniewna mine.
— Nie, nie. Ja cos mam — powiedziala. — Piec liter.
— C — zgadywal Cody.
— Nie! Glowa! Ha! — zawyla triumfalnie i narysowala mala, okragla glowke.
— Najpierw powinienes pytac o samogloski — przypomnialem Cody’emu.
— Co? — zapytal cichutko.
— A, e, i, o, u lub y — wyjasnila Astor. — Wszyscy to wiedza.
— Czy tam jest e? — zapytalem ja i troche jej mina zrzedla.
— Tak — odparla ponuro i napisala e posrodku linijki.
— Ha — rzekl Cody.
Gralismy prawie przez godzine, az przyszla pora wybierania sie do lozka. Moj magiczny wieczor troche za szybko zblizyl sie ku koncowi i znow znalazlem sie na kanapie z Rita. Ale tym razem, wolny od szpiegujacych mnie oczu, bez trudu wyplatalem sie z jej macek i pojechalem do domu, do mojego lozeczka. Mialem dobra wymowke, ze za ostro zabawilem sie u Vince’a wczoraj, a jutro mam mnostwo pracy. A potem znalazlem sie poza wszystkim, samotny w nocy, tylko moje echo, moj cien i ja. Do pelni pozostaly dwie noce i sprawie, ze bedzie ona warta tak dlugiego wyczekiwania. Te pelnie spedze nie z millerem jasnym, ale z firma Reiker. Fotografie. Za dwie noce wreszcie uwolnie Pasazera, wslizne sie w moje prawdziwe ja i rzuce splamiony potem kostium Kochanego Oddanego Dextera na kupe smieci.
Oczywiscie musialem najpierw znalezc dowod, ale bylem pewien, ze mi sie to uda. W koncu mam na to caly dzien, a kiedy pracuje razem z Mrocznym Pasazerem, wszystko pasuje do siebie jak ulal.
Przepelniony takimi radosnymi myslami o mrocznych rozkoszach dojechalem do mojego komfortowego mieszkanka i poszedlem do lozka, zeby zasnac glebokim, spokojnym snem sprawiedliwego.
Nastepnego dnia nadal bylem w chamsko radosnym nastroju. Kiedy po drodze do pracy zatrzymalem sie,