Ale Rita juz stala przed pierwszym ekranem i kiedy zobaczyla, co na nim bylo, otworzyla usta, ktore drzaly, jakby daremnie probowaly wymowic jakies bardzo dlugie i trudne slowo.
— To, to, to… — zaciela sie.
I rzut oka na monitor potwierdzil, ze znow miala racje: tak, to bylo to.
Na ekranie byla mloda kobieta w staromodnym kostiumie striptizerki z bransolet i pior. Jednak zamiast przybrac prowokacyjna poze odpowiednia dla takiej kreacji, stala z noga na stole, opuszczajac na nia wirujaca pile tarczowa i odrzucala glowe do tylu, z szeroko otwartymi z bolu ustami. Po kilkunastu sekundach nagranie wracalo do poczatku i robila to wszystko od nowa.
— Dobry Boze — jeknela Rita. Pokrecila glowa. — To… to jakis trik. To musi byc trik.
Nie bylem tego taki pewien. Po pierwsze, dostalem juz cynk od Pasazera, ze dzieje sie tu cos bardzo ciekawego. A po drugie, mina kobiety byla mi dobrze znana z moich wlasnych przedsiewziec artystycznych. Wyrazala autentyczny bol, nie mialem co do tego watpliwosci, prawdziwe, wielkie cierpienie — a mimo to w toku moich szeroko zakrojonych badan nie spotkalem jeszcze nikogo, kto tak ochoczo by je sobie zadawal. Nic dziwnego, ze Pasazer dostal ataku smiechu. Mnie nie bylo wesolo: jesli takie rozrywki sie upowszechnia, bede musial znalezc sobie nowe hobby.
Z drugiej strony, byl to interesujacy zwrot akcji i w normalnych okolicznosciach pewnie chetnie rzucilbym okiem na pozostale filmiki. Czulem sie jednak w jakims sensie odpowiedzialny za Rite, a te obrazki zdecydowanie nie byly dla niej wskazane, jesli nadal chciala widziec swiat w rozowych barwach.
— Chodz — powiedzialem. — Pojdziemy na deser.
Ona jednak tylko pokrecila glowa i powtorzyla:
— To musi byc trik. — I przesunela sie do nastepnego ekranu.
Poszedlem za nia i w nagrode obejrzalem nastepny pietnastosekundowy fragment filmu z mloda kobieta w tym samym kostiumie. W tym zdawala sie wykrawac sobie z nogi kawal miesa. Jej twarz wykrzywial grymas niemego, niekonczacego sie cierpienia, jakby bol trwal tak dlugo, ze zdazyla do niego przywyknac, a mimo to wciaz go odczuwala.
Nasunelo mi sie dziwne skojarzenie: podobna mine miala aktorka pod koniec filmu, ktory Vince Masuoka puscil podczas mojego wieczoru kawalerskiego — tytul brzmial, zdaje sie, Grupowe dymanko w akademiku. W oczach obu spod zmeczenia i bolu wyzieral ten sam blysk satysfakcji, jakby chcialy powiedziec „Pokazalam wam, co?”; tyle ze ta tutaj patrzyla na kilkunastocentymetrowy odcinek pomiedzy kolanem a golenia, gdzie wyrwane cialo obnazalo naga kosc.
— O moj Boze — szepnela Rita. I z jakiegos powodu przesunela sie do nastepnego monitora.
Nie twierdze, ze rozumiem ludzi. W zyciu staram sie kierowac logika, a z niej niewiele jest pozytku, gdy probuje pojac ich sposob myslenia. To znaczy, o ile bylo mi wiadomo, Rita naprawde byla slodka, urocza i pelna optymizmu jak Ania z Zielonego Wzgorza. Potrafila sie rozplakac na widok rozjechanego kota. Tymczasem teraz metodycznie zwiedzala wystawe, o jakiej nie snila w najgorszych koszmarach. Wiedziala, ze kazdy kolejny urywek filmu bedzie rownie drastyczny i niewiarygodnie obrzydliwy. A mimo to, zamiast rzucic sie do wyjscia, spokojnie przechodzila od ekranu do ekranu.
Naplywalo coraz wiecej ludzi i u wszystkich po kolei widzialem te sama reakcje: najpierw zrozumienie, potem szok. Pasazer najwyrazniej doskonale sie bawil, ja za to, jesli mam byc calkowicie szczery, zaczynalem sie troche nudzic. Nie czulem klimatu, nie bawily mnie meki publicznosci. Bo wlasciwie o co tu chodzi? No dobrze, Jennifer kawalek po kawalku obcina sobie noge. I co z tego? Po co zadawac sobie potworny bol, skoro Zycie predzej czy pozniej zrobi to za ciebie? Czego to dowodzi? Co wydarzylo sie potem?
Mimo to Rita widac uparla sie, by uprzykrzyc sobie ten wieczor jak tylko sie da i twardo przesuwala sie od jednego ekranu do drugiego. A ja z braku lepszego pomyslu szedlem za nia i szlachetnie znosilem westchnienia: „O Boze. O moj Boze”, ktore wydawala na widok kolejnych okropnosci.
Na drugim koncu sali najwieksza grupa stala wpatrzona w cos, co wisialo na scianie pod takim katem, ze widzielismy tylko metalowa krawedz ramy. Po ich minach znac bylo, ze to prawdziwa bomba, glowna atrakcja wystawy, i juz nie moglem sie doczekac, by ja zobaczyc i miec to z glowy, ale Rita postanowila obejrzec po drodze wszystkie fragmenty filmu. W kazdym kolejnym kobieta robila coraz to ohydniejsze rzeczy ze swoja noga, a ostatni, nieco dluzszy, pokazywal ja siedzaca nieruchomo i wpatrzona w noge, z ktorej nie zostalo nic oprocz gladkiej bialej kosci laczacej kolano z kostka. Skora stopy byla nietknieta i wygladala bardzo dziwnie na koncu dlugiej bladej piszczeli.
Jeszcze dziwniejsza byla mina Jennifer, wyrazajaca wyczerpanie i triumfujacy bol, ktory oznaczal, ze cos udowodnila. Ponownie zajrzalem do programu wystawy, ale nie napisali, co to bylo.
Rita tez nie miala na ten temat nic ciekawego do powiedzenia. Stala tylko, odretwiala i milczaca, i wpatrywala sie w monitor. Trzy razy obejrzala ostatni urywek, wreszcie pokrecila glowa i jak w transie podeszla do grupy zgromadzonej na drugim koncu sali, wokol tego Czegos w metalowej ramie.
Okazalo sie to najciekawszym do tej pory eksponatem, jak dla mnie najjasniejszym punktem wystawy, i uslyszalem jak Pasazer chichocze na znak zgody. Rita po raz pierwszy nie mogla wydusic z siebie nawet „O moj Boze”.
Na plycie ze sklejki, osadzonej w stalowej ramie, zamocowana byla kosc nogi Jennifer, od kolana w dol.
— Coz — stwierdzilem — przynajmniej wiemy na pewno, ze to nie byl trik.
— Jest sztuczna — powiedziala Rita, ale chyba sama w to nie wierzyla.
Gdzies na zewnatrz, w blasku swiatel najbardziej magicznego miasta na swiecie, bily dzwony koscielne. Ale tu, w tej malej galerii, bylo w tej chwili niewiele magii, a bicie dzwonow wydawalo sie niezwykle glosne. Prawie zagluszalo inny dzwiek — cichy znajomy syk dajacy mi znac, ze zaraz zrobi sie jeszcze ciekawiej, a poniewaz z doswiadczenia wiedzialem, ze glos ten prawie nigdy sie nie myli, obejrzalem sie za siebie.
I rzeczywiscie, atmosfera zgestniala, ledwie zerknalem na frontowa czesc sali. Bowiem na moich oczach drzwi sie otworzyly, zaszelescily cekiny i weszla Jennifer we wlasnej osobie.
Myslalem, ze wczesniej bylo cicho, ale byl to karnawal w Rio w porownaniu z cisza, jaka podazala w slad za kobieta idaca o kulach przez sale. Blada i wychudzona, w luzno wiszacym na niej kostiumie striptizerki, szla powoli i ostroznie, jakby jeszcze nie przywykla do kul. Kikut od niedawna brakujacej nogi obwiazany byl czystym bialym bandazem.
Kiedy Jennifer podeszla do nas, stojacych przed oprawiona koscia nogi, wyczulem, ze Rita sie cofa, zeby uniknac kontaktu z jednonoga kobieta. Zerknalem na nia; byla prawie tak blada jak Jennifer i najwyrazniej zrezygnowala z oddychania.
Ponownie podnioslem wzrok. Reszta towarzystwa wzorem Rity chylkiem schodzila Jennifer z drogi, wytrzeszczajac na nia oczy. Ona sama wreszcie zatrzymala sie pol metra od swojej nogi. Dlugo jej sie przygladala, chyba nieswiadoma tego, ze pozbawia tlenu cala sale ludzi. Potem uniosla dlon z kuli, wychylila sie do przodu i dotknela kosci.
— Seksowna — powiedziala.
Odwrocilem sie do Rity z zamiarem, zeby szepnac ars longa czy cos w tym stylu. Ale to na nic.
Rita zemdlala.
3
Wrocilismy do Miami w piatek wieczorem, dwa dni pozniej, i na widok wzburzonego morza ludzi, ktorzy kleli i przepychali sie wokol tasmociagu bagazowego, prawie lezka mi sie w oku zakrecila. Ktos probowal odejsc z walizka Rity i warknal na mnie, kiedy mu ja wyrwalem; takiego wlasnie powitania bylo mi trzeba. Dobrze byc znow w domu.
A gdyby nie dosc bylo tych czulosci, dodatkowa porcje dostalem w poniedzialek z samego rana, pewnego dnia w pracy. Ledwie wyszedlem z windy, wpadlem na Vince’a Masuoke.
— Dexter — odezwal sie tonem, ktory, nie watpie, wyrazal glebokie wzruszenie — przyniosles paczki? — Kazdemu zmiekloby serce na tak przekonujacy dowod tesknoty; mnie tez, gdybym tylko mial serce.
— Nie jadam juz paczkow — powiedzialem mu. — Tylko
Vince zamrugal.