— Nie. — Gwaltownie pokrecila glowa. — Musze juz teraz.
Odetchnalem gleboko i zaczalem sie zastanawiac, czy Batman kiedykolwiek mial ten problem z Robinem.
— No dobrze — rzucilem. — Tylko szybko.
Znalezlismy lazienke z boku holu glownego i Astor do niej pobiegla. My tylko stalismy i czekalismy; Cody wyprobowal kilka sposobow trzymania srubokreta i w koncu zdecydowal sie na ten najbardziej naturalny, ostrzem do przodu. Spojrzal na mnie, szukajac aprobaty. Skinalem glowa i w tym samym momencie wyszla Astor.
— Chodzcie — powiedziala. — Idziemy. — Smignela obok nas do drzwi sali glownej, a my pognalismy za nia. Kluchowaty facet w wielkich okularach zazadal pietnastu dolarow za wstep od osoby, ale machnalem mu legitymacja.
— A dzieci? — spytal.
Cody juz podnosil srubokret, ale powstrzymalem go gestem.
— Sa swiadkami — powiedzialem.
Mezczyzna wygladal, jakby zamierzal sie klocic, ale kiedy zobaczyl, jak Cody trzyma srubokret, tylko pokrecil glowa.
— No dobrze — powiedzial z bardzo ciezkim westchnieniem.
— Nie wie pan, dokad poszla reszta policjantow? — spytalem go.
Nadal krecil glowa.
— O ile wiem, jest tylko jeden — odparl — a na pewno wiedzialbym, gdyby bylo ich wiecej, bo wszystkim wam sie wydaje, ze mozecie mi tu wchodzic bez placenia. — Usmiechnal sie, zeby pokazac, ze byla to zamierzona zniewaga, i zaprosil nas gestem do sali. — Milego zwiedzania.
Weszlismy. Znalazlo sie nawet kilka eksponatow, w ktorych dalo sie rozpoznac dziela sztuki — rzezby, obrazy i tym podobne. Jednak duzo wiecej bylo takich, ktore chyba troche za bardzo usilowaly poszerzyc granice ludzkiego doswiadczenia na nowe obszary percepcji. Jeden z pierwszych, ktory zobaczylismy, skladal sie ze sterty lisci i galazek i lezacej obok wyblaklej puszki po piwie. W dwu innych glowna role odgrywaly monitory pokazujace, w pierwszym przypadku, grubasa na sedesie, w drugim, samolot wlatujacy w budynek. Nigdzie jednak nie bylo sladu Weissa, Rity ani Coultera.
Dotarlismy na drugi koniec sali i skrecilismy, zagladajac we wszystkie mijane przejscia. Bylo jeszcze wiele interesujacych eksponatow, z tych, co to poszerzaja horyzonty, ale zadnego z udzialem Rity. Zaczalem sie zastanawiac, czy aby nie nazbyt pochopnie uznalem, ze Coulter jest skrycie inteligentny. Slepo uwierzylem jego zapewnieniu, ze Weiss tu bedzie — ale jesli sie mylil? A jezeli Weiss byl w tej chwili gdzie indziej i radosnie kroil Rite, podczas gdy ja ogladalem tworczosc sluzaca uwzniosleniu i uswiadomieniu duszy, ktorej tak naprawde nie mialem?
I wtedy Cody nagle zatrzymal sie w pol kroku i powoli wspial sie na palce. Odwrocilem sie, by zobaczyc, co zwrocilo jego uwage, i tez znieruchomialem.
— Mama — powiedzial.
I mial racje.
36
Kilkanascie osob zgromadzilo sie w przeciwleglym kacie sali, przed zamontowanym na scianie plaskim ekranem. Pokazywal zblizenie twarzy Rity. Miala wcisniety gleboko do ust knebel, oczy otwarte tak szeroko, ze bardziej juz nie mozna, i w przerazeniu rzucala glowa na boki. I ledwie zdazylem podniesc noge, Cody i Astor juz biegli matce na ratunek.
— Czekajcie! — zawolalem, ale nie zaczekali, wiec pognalem za nimi, goraczkowo wypatrujac Weissa. Mroczny Pasazer milczal jak grob, uciszony moja bliska paniki obawa o Cody’ego i Astor, a galopujaca wyobraznia podsuwala mi obrazy Weissa czyhajacego na nich za kazda sztaluga, gotowego wypelznac spod kazdego stolu. Nie podobalo mi sie, ze spiesze mu na spotkanie w ciemno, zalany potem, ale po tym, jak dzieci rzucily sie Ricie na pomoc, nie mialem innego wyboru. Przyspieszylem kroku, ale oni juz przeciskali sie przez tlumek do matki.
Byla zakneblowana, skrepowana i przypieta pasami do pily stolowej. Miedzy kostkami miala obracajaca sie tarcze, co jasno dawalo do zrozumienia, ze jakis bardzo zly czlowiek gotow jest w kazdej chwili przysunac ja do lsniacych zebow pily. U szczytu stolu wisiala przylepiona tasma kartka z pytaniem: „Kto ocali nasza Neli?”, a pod spodem, skreslony drukowanymi literami widnial dopisek: „Prosze nie przeszkadzac artystom”. Wzdluz krawedzi instalacji jezdzila zabawkowa kolejka, zlozona z wagonow — platform wiozacych ustawiona pionowo plansze z napisem „Przyszlosc melodramatu”.
I wreszcie zobaczylem Coultera — ale ani mnie to nie ucieszylo, ani nie dodalo mi otuchy. Siedzial oparty o sciane w kacie, z glowa zwieszona na bok. Weiss zalozyl mu staromodna czapke konduktora, a do rak podlaczyl duzymi uchwytami gruby przewod elektryczny. Na kolanach ustawil mu tabliczke z napisem: „Polprzewodnik”. Coulter sie nie ruszal, ale nie moglem stwierdzic, czy nie zyje, czy tylko stracil przytomnosc, a zwazywszy na okolicznosci, chwilowo mialem wieksze zmartwienia.
Zaczalem sie przepychac przez tlumek i kiedy kolejka ponownie przejechala obok mnie, uslyszalem odtworzony z tasmy charakterystyczny krzyk Weissa, nagranie powtarzajace sie co kilka sekund.
Samego Weissa nie widzialem — ale kiedy wszedlem miedzy ludzi, obraz na monitorze nagle sie zmienil. Teraz wypelnialo go zblizenie mojej twarzy. Rozejrzalem sie goraczkowo za kamera i znalazlem ja, zamontowana na maszcie na drugim koncu instalacji. Zanim jednak zdazylem odwrocic sie ponownie, uslyszalem swist i na mojej szyi zacisnela sie petla z bardzo mocnej zylki. Kiedy zaczelo robic sie ciemno i swiat zawirowal mi przed oczami, zdazylem tylko docenic gorzka ironie sytuacji: prosze, facet posluzyl sie petla z zylki tak samo jak ja. Przez glowe przeleciala mi oderwana mysl: kto mieczem wojuje… padlem na kolana i zalosnie powloklem sie w strone dziela Weissa.
Z petla tak mocno zacisnieta na szyi, az dziw, jak szybko czlowiek traci zainteresowanie wszystkim wokol i zapada sie w mrok, pelen odleglych dzwiekow i ciemnych swiatelek. I choc ucisk lekko oslabl, wciaz bylem zbyt zobojetnialy, zeby to wykorzystac i sie oswobodzic. Zwalilem sie na podloge, usilujac sobie przypomniec, jak sie oddycha, i z oddali dobieglo mnie wolanie kobiety:
— Tak nie mozna, niech ich ktos powstrzyma! — I kiedy juz troche mi ulzylo na mysl, ze ktos zamierza ich powstrzymac, ten sam glos dodal: — Hej, dzieciaki! To jest sztuka! Idzcie stad!
I dotarlo do mnie, ze ktos nie chce pozwolic, by Cody i Astor ocalili matke, bo to popsuloby efekt artystyczny.
Powietrze wdarlo sie do mojego gardla, ktore nagle zaczelo bolec i wydawalo sie o wiele za duze; Weiss puscil petle i podniosl kamere. Odetchnalem chrapliwie i udalo mi sie skupic jedno oko na jego plecach, gdy zaczal filmowac tlum. Wzialem nastepny oddech; bol przeszyl mi gardlo, ale bylo to przyjemne uczucie, i razem z oddechem wrocilo dosc swiatla i przytomnosci, bym dal rade dzwignac sie na jedno kolano i rozejrzec wokol.
Weiss skierowal obiektyw kamery na kobiete na skraju tlumu — te sama, ktora zganila Cody’ego i Astor za to, ze psuja dzielo sztuki. Po piecdziesiatce, elegancko ubrana, wciaz krzyczala na nich, zeby sobie poszli, zostawili to w spokoju, zeby ktos wezwal ochrone, ale, szczesliwie dla nas wszystkich, dzieci jej nie sluchaly. Oswobodzily Rite i sciagnely ja ze stolu; wciaz jednak miala skrepowane rece i nogi oraz knebel wcisniety gleboko w usta. Wstalem — ale zanim zdazylem zrobic choc pol kroku w ich strone, Weiss znow zlapal za moja smycz i mocno pociagnal, a ja wrocilem pod czarne slonce.
Gdzies w oddali uslyszalem odglosy szamotaniny, po czym zylka na mojej szyi znow sie poluznila, a Weiss krzyknal:
— Nie tym razem, gnojku! — Rozleglo sie plasniecie i cichy, gluchy odglos upadajacego ciala, a kiedy do mojej swiadomosci naplynelo troche swiatla, zobaczylem, ze Astor lezy na podlodze, a Weiss wyrywa srubokret Cody’emu. Podnioslem reke do szyi i nieporadnie poluzowalem zylke na tyle, by wziac gleboki oddech, co prawdopodobnie bylo madre, choc przyprawilo mnie o atak najbardziej bolesnego kaszlu w moim zyciu, kaszlu tak zdlawionego i suchego, ze swiatla znow zgasly.
Kiedy wrocil mi oddech, otworzylem oczy i zobaczylem, ze Cody lezy na podlodze obok Astor, po drugiej stronie instalacji, za pila stolowa, a Weiss stoi nad nimi ze srubokretem w jednej dloni i kamera wideo w drugiej.