mi odpadl, bo teraz moglem zorganizowac na wesele taka wyzerke, jaka nalezalo, czyli wedliny za szescdziesiat piec dolarow i przenosna lodowke pelna napojow gazowanych, no i wreszcie skoncentrowac sie na tym, co naprawde wazne, czyli zbieraniu sie do kupy. I tak oto, przekonany, ze na froncie domowym bez zmian, odwrocilem sie tylko na chwile i nagroda byl przerazliwy brzek za moimi plecami.

Metaforyczny talerz, o ktorym mowa, potlukl sie, kiedy po pracy wszedlem do domu Rity. Panowala taka cisza, ze myslalem, iz nikogo nie ma, ale szybki rzut oka do srodka wykazal cos duzo bardziej niepokojacego. Cody i Astor siedzieli nieruchomo na kanapie, a Rita stala za nimi z mina, od ktorej swieze mleko zmieniloby sie w jogurt.

— Dexter — powiedziala glosem wieszczacym kataklizm — musimy porozmawiac.

— Oczywiscie — odparlem, tak sciety z nog widokiem jej miny, ze nawet sama mysl, by sobie zazartowac, obrocila sie w pyl, zdmuchniety przez lodowaty powiew.

— Te dzieci. — I to wszystko, bo tylko przeszyla mnie wzrokiem i nic wiecej nie dodala.

Ale ja oczywiscie wiedzialem, o ktore dzieci chodzi, wiec pokiwalem glowa dla zachety.

— Tak.

— Uuch — steknela.

Coz, skoro sklecenie pelnego zdania zabieralo Ricie tyle czasu, nic dziwnego, ze kiedy wszedlem, w domu bylo tak cicho. Wygladalo na to, ze jesli mielismy do kolacji wydobyc z siebie wiecej niz siedem slow, Dyplomatyczny Dexter musial tchnac troche zycia w zapomniana sztuke konwersacji. I dlatego, z moja slawetna odwaga, bez zwloki wkroczylem do akcji.

— Rita, co sie stalo?

— Uuch — powtorzyla, co nie bylo optymistyczne.

No nie. Nawet tak blyskotliwy rozmowca jak ja wiele z monosylab nie wyciagnie. A ze Rita wyraznie nie palila sie do tego, by mi pomoc, spojrzalem na Cody'ego i Astor, ktorzy, odkad wszedlem, nawet nie drgneli.

— Mozecie mi wytlumaczyc, co sie stalo waszej matce?

Wymienili jedno z tych swoich spojrzen, po czym odwrocili sie do mnie.

— Nie chcielismy — odezwala sie Astor. — Po prostu wypadek.

Niewiele mi to wyjasnilo, ale przynajmniej zostalo wypowiedziane pelne zdanie.

— Niezmiernie sie ciesze — stwierdzilem. — Wypadek, znaczy co?

— Wpadlismy — sprecyzowal Cody, a Astor dzgnela go lokciem.

— Nie chcielismy — powtorzyla z naciskiem i Cody spojrzal na nia, zanim przypomnial sobie, co uzgodnili; lypnela na niego spode lba, a on mrugnal powiekami, odwrocil sie do mnie i powoli pokiwal glowa.

— Wypadek — powiedzial.

To milo, ze linie lacznosci wciaz sprawnie funkcjonowaly na tylach zwartego frontu, ale ja dalej nie wiedzialem, o czym rozmawiamy, a rozmowa trwala juz, lekko liczac, kilka minut — czas byl waznym czynnikiem, bo zblizala sie pora kolacji, a Dextera trzeba dokarmiac regularnie.

— Nic wiecej nie chca powiedziec — odezwala sie Rita. — A to nie wystarczy, o nie. Nie rozumiem, jak mogliscie przypadkiem zwiazac kota Villegasow.

— Nie zdechl. — Astor bronila swego glosem tak cichym, jakiego jeszcze u niej nie slyszalem.

— A po co sekator? — rzucila Rita.

— Nie uzylismy go.

— Ale chcieliscie, prawda?

Dwie male glowy obrocily sie do mnie i po chwili to samo zrobila glowa Rity.

Jestem pewien, ze przypadkowo, ale rysowal sie coraz wyrazniejszy obraz tego, co sie stalo, i nie byla to spokojna martwa natura. Wygladalo na to, ze dzieci postanowily pouczyc sie troche na wlasna reke, bez mojego udzialu. I, co gorsza, widzialem, ze nie wiedziec czemu stalo sie to takze moim zmartwieniem; Cody i Astor liczyli, ze ich z tego wyciagne, a Rita nie zawahalaby sie nabic bron i wypalic do mnie z obu luf. Oczywiscie, to bylo niesprawiedliwe; przeciez jak dotad nie zrobilem nic procz tego, ze wrocilem do domu z pracy. Jednak, o czym sie przekonalem przy niejednej okazji, zycie w ogole jest niesprawiedliwe i nie ma gdzie zlozyc w tej sprawie reklamacji, wiec nie pozostaje nic innego, jak tylko pogodzic sie z takim stanem rzeczy, uprzatnac balagan i zyc dalej.

To wlasnie sprobowalem zrobic, choc podejrzewalem, ze prozny trud.

— Na pewno jest jakies doskonale wyjasnienie. — Po tych slowach Astor od razu sie rozpromienila i energicznie pokiwala glowa.

— To byl wypadek — upierala sie radosnie.

— Jak mozna zwiazac kota, przykleic tasma do warsztatu i stac nad nim z sekatorem, a potem mowic, ze to wypadek?! — wykrzyczala z oburzeniem Rita.

Sytuacja troche sie gmatwala. Z jednej strony, ulzylo mi, ze wreszcie uzyskalem tak jasny obraz problemu. Jednak z drugiej, wchodzilismy na dosc grzaski grunt i chyba lepiej dla Rity, by o pewnych sprawach nie wiedziala.

Wydawalo mi sie, ze jednoznacznie zabronilem Astor i Cody'emu latac samodzielnie, dopoki ich tego nie naucze. Najwidoczniej jednak postanowili tego nie zrozumiec i, choc poniesli konsekwencje swojego dzialania i dobrze im tak, tylko ja moglem ich wydobyc z tej opresji. Jesli nie dadza sobie wytlumaczyc, ze pod zadnym pozorem nie moze sie to powtorzyc — i ze nie wolno im zejsc z Drogi Harry'ego, na ktora ich wprowadzilem — niech wiatr miota nimi bez konca.

— Wiecie, ze zrobiliscie cos zlego? — spytalem. Pokiwali glowami w zgodnym rytmie.

— Wiecie, dlaczego to jest zle?

Astor zrobila wielce niepewna mine i zerknela na Cody'ego.

— Bo dalismy sie zlapac! — palnela.

— A widzisz? — Glos Rity drzal histerycznie.

— Astor. — Przyjrzalem jej sie bardzo uwaznie i wlasciwie do niej nie mrugnalem. — Nie pora na zarty.

— Ciesze sie, ze ktos to uwaza za zart — wtracila Rita. — Bo ja jakos nie moge.

— Rita — powiedzialem z calym kojacym spokojem, na jaki moglem sie zdobyc, a potem, wykorzystujac subtelny spryt nabyty przez lata udawania doroslego czlowieka, dodalem: — Mysle, ze to moze byc jedna z tych sytuacji, o ktorych mowil wielebny Gilles, no wiesz, kiedy musze wskazac wlasciwa droge.

— Dexter, oni po prostu… Sama nie wiem… A ty…! — Choc byla bliska lez, ulzylo mi, ze przynajmniej wraca jej dawna wymownosc. A miary szczescia dopelnilo to, ze w sama pore stanela mi przed oczami scena ze starego filmu i juz doskonale wiedzialem, jak powinien postapic prawdziwy czlowiek.

Podszedlem do Rity i z moja najlepsza powazna mina polozylem jej dlon na ramieniu.

— Rito. — Czulem sie ogromnie dumny z dostojnego, meskiego brzmienia mojego glosu. — Za bardzo sie w to angazujesz i pozwalasz, by emocje przycmily twoj rozsadek. Tym dwojgu trzeba stanowczo uzmyslowic, co zrobili, i ja moge sie tym zajac. W koncu — dodalem, kiedy przypomnialem sobie te kwestie zadowolony, ze nie powinela mi sie noga — teraz to ja musze byc ich ojcem.

Powinienem byl sie domyslic, ze ten tekst zepchnie Rite do jeziora lez; i rzeczywiscie, ledwie skonczylem mowic, wargi jej zadrzaly, gniew zniknal z twarzy, a po policzkach sciekly cienkie struzki.

— Dobrze — wyszlochala — prosze, ja… Porozmawiaj z nimi i tyle. — Glosno pociagnela nosem i uciekla z pokoju.

Pozwolilem jej na to teatralne wyjscie i odczekalem chwile, zeby wywarlo odpowiednie wrazenie, zanim stanalem przed kanapa i spojrzalem w dol, na moja pare opryszkow.

— Coz. Zdaje sie, iz ktos mowil, ze rozumie, obiecuje i poczeka?

— Bo za dlugo zwlekasz — odparla Astor. — Nic nie zrobilismy, tylko ten jeden raz, a poza tym nie zawsze masz racje i uwazamy, ze nie musimy dluzej czekac.

— Jestem gotow — zameldowal Cody.

— Czyzby? Skoro tak, to widac wasza mama jest najlepszym detektywem swiata, skoro jestescie gotowi, a ona i tak was zdybala.

— Dex — terrrr — jeknela Astor.

— Nie, Astor, teraz nie mow, tylko sluchaj. — Spojrzalem na nia z najbardziej surowa z moich min i przez chwile myslalem, ze cos odpowie, ale wlasnie wtedy w naszym salonie zdarzyl sie cud. Astor zmienila zdanie i zamknela buzie.

Вы читаете Dylematy Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату