— Wciaz jednak uwazam — nalegal Bartok — ze nalezy wyslac kogos mlodszego. Na przyklad doktora Kingsleya.
Morganowi zdalo sie, ze stojacy z tylu przyjaciel raptownie wciagnal powietrze. Moze zreszta naprawde to zrobil. Od lat ustawicznie zartowali sobie z leku wysokosci Warrena, ktory nigdy nie mial ujrzec tego, co zbudowano na podstawie jego projektow. Wprawdzie lek ten nie byl rownie silny jak prawdziwa fobia, w ostatecznosci udawalo mu sie go przezwyciezyc. Przeszedl kiedys wraz z Morganem z Afryki do Europy, ale krotko potem ujrzano (po raz pierwszy i zapewne ostatni) jak Warren Kingsley wychyla w miejscu publicznym kilka glebszych. Przez nastepne dwadziescia cztery godziny nie mozna go bylo nigdzie znalezc.
Warren nie wchodzil zatem w gre, chociaz Morgan wiedzial, ze przyjaciel by nie odmowil. Czasem bywa, ze same kwalifikacje i odwaga nie starczaja; zaden czlowiek nie potrafi zwalczyc sam lekow wrodzonych czy wszczepionych mu we wczesnym dziecinstwie.
Szczesliwie nie trzeba bylo wyjasniac tego wszystkiego Bartokowi. Istnial prostszy sposob wytlumaczenia, czemu Warren nie moze jechac. Vannevar Morgan zwykle ubolewal nad swa nikczemna postura, ale tym razem miala sie okazac przydatna.
— Jestem pietnascie kilogramow lzejszy niz Kingsley — powiedzial Bartokowi. — Wobec niewielkiej rezerwy mocy, to przewaza. Nie marnujmy zatem czasu na bezsensowne spory.
Ta ostatnia kwestia nie byla zbyt stosowna i Morgan zaraz pozalowal, ze ja wypowiedzial. Bartok wykonywal tylko swoja robote i to wykonywal ja dobrze. Minie jeszcze godzina, nim wszystko bedzie gotowe. Nie, nikt tutaj nie marnowal czasu.
Przez dluzsza chwile obaj mezczyzni patrzyli sobie w oczy, jakby nie dzielilo ich jakies upiorne dwadziescia piec tysiecy kilometrow. Gdyby mialo dojsc do otwartej proby sil, sytuacja zrobilaby sie nieciekawa. Bartok byl z urzedu odpowiedzialny za caly system bezpieczenstwa i wszystkie operacje ratunkowe. W uzasadnionych przypadkach decyzja nalezala do niego, a nie do glownego inzyniera czy kierownika projektu. Ale jak niby mial obecnie wyegzekwowac cokolwiek? I Morgan i jego pajak byli daleko w dole, we wnetrzu Sri Kandy. To ostatnie, w mysl zasady
Bartok wzruszyl ramionami i Morgan odetchnal.
— Punkt dla pana. Wciaz mi sie to nie podoba, ale jestem z panem. Powodzenia.
— Dziekuje — odpowiedzial cicho Morgan, gdy obraz rozmowcy zniknal z ekranu. Obrocil sie zaraz do Kingsleya. — Idziemy. Wracajac z centrali na wierzcholek gory Morgan przypomnial sobie o malym wisiorku noszonym pod koszula. CZUWA nie odzywal sie od tygodni, nawet Warren nie wiedzial o istnieniu czujnika. Czyzby jednak rzeczywiscie ryzykowal swoje zycie? I zycie tych siedmiorga ludzi? A wszystko dla zaspokojenia wlasnej proznosci. Gdyby Bartok wiedzial o czujniku…
Ale teraz bylo juz za pozno. Jakiekolwiek motywy kierowaly Morganem, dopial swego.
46. Pajak
Jak ta gora sie zmienila, pomyslal Morgan. Posrodku gladkiej plaszczyzny pozostalej po scietym wierzcholku widniala obecnie jedynie okragla pokrywa szybu. Dziwnie to wyszlo, ale najwiekszy port kosmiczny Ukladu Slonecznego mial powstac gleboko we wnetrzu gory…
Nikt by nie pomyslal, ze kiedys stal tu zabytkowy klasztor przez cale trzy tysiace lat skupiajacy leki i nadzieje milionow ludzi. Jedyna obecna wciaz spuscizna po mnichach byla pewna klopotliwa wlasnosc czekajaca wciaz na transport, wszelako ani radni Yakkagali ani dyrektor Muzeum Ranapury nie zdradzali szczegolnej checi przejecia zlowrozbnego dzwonu Kalidasy. Ostatni raz odezwal sie podczas krotkotrwalej a znaczacej burzy, ktora rozszalala sie wokol wierzcholka. Oto powial wiatr zmian, wiatr historii… Obecnie powietrze bylo idealnie spokojne. Morgan wraz z pomocnikami podeszli do jasniejacej w swietle przenosnych jupiterow kapsuly. Ktos wymalowal na jej burcie napis PAJAK BIS. Ponizej widnial jeszcze dopisek: ZAWSZE DOSTARCZAMY WSZYSTKO NA MIEJSCE. Oby to byla prawda, mruknal Morgan…
Zawsze, gdy wjezdzal na sam szczyt, mial trudnosci ze zlapaniem oddechu i jak na zbawienie czekal teraz na strumien zyciodajnego tlenu z instalacji kapsuly. Niemniej CZUWA milczal, jak zawsze zreszta podczas wizyt na gorze. Widocznie zaordynowany przez doktora Sena rezim byl skuteczny. Wszystko zaladowano juz na poklad, podwieszono tez dodatkowa baterie akumulatorow. Mechanicy konczyli pospiesznie ostatnie poprawki, przelaczali rozne kable. Dla kogos nieprzywyklego do poruszania sie w skafandrze kosmicznym taki gaszcz przewodow mogl byc niebezpieczny.
Elastyczny skafander dla Morgana dostarczono z portu Gagarina ledwie trzydziesci minut temu, kiedy inzynier zastanawial sie juz powaznie, czy nie wybrac sie w droge bez tej ochrony. Pajak bis byl wehikulem o wiele nowoczesniejszym niz ten prototyp, ktorego dosiadla kiedys Maxine Duval. W zasadzie byl to juz miniaturowy statek kosmiczny z wlasnym systemem podtrzymania zycia. Jesli wszystko pojdzie dobrze, Morgan zacumuje go przy wiezy i po prostu polaczy sluzy, znormalizowane na taka okolicznosc juz kilka lat temu. Skafander jednak mogl sie przydac na wypadek klopotow z dokowaniem, ponadto dawal wieksza swobode manewru. Elastyczna materia dokladnie przylegala do ciala i w niczym nie przypominala niezgrabnych zbroi, ktore musieli wdziewac pierwsi astronauci. Nawet w prozni prawie nie krepowala ruchow. Morgan widzial kiedys, jak demonstrowano mozliwosci tych skafandrow, najpierw wykonujac w nich przedstawienie baletowe, potem toczac uczciwa walke na miecze. To ostatnie, chociaz osobliwe, dowodzilo sukcesu projektantow.
Morgan wszedl po paru schodkach, przystanal na metalowej platformie kabiny i powoli wsunal sie tylem do srodka. Usiadl, zapial pas i zdumial sie przestronnoscia wnetrza. Wprawdzie pajak bis byl pojazdem jednoosobowym, to jednak nie przyprawial o klaustrofobie, i to nawet z calym dodatkowym wyposazeniem.
Pod siedzeniem lezaly dwie metalowe butle z tlenem, w malym pudelku za drabinka wiodaca do gornego wlazu schowano maski z pochlaniaczami dwutlenku wegla. Jak niewiele trzeba, by ocalic czyjes zycie…
Morgan zabral jeden tylko przedmiot z osobistego wyposazenia, wiele znaczaca dlan pamiatke z pierwszego dnia spedzonego dawno temu na Yakkagali, gdzie to wszystko tak naprawde sie zaczelo. Malenka wyciagarka nie zajmowala wiele miejsca i wazyla ledwie kilogram. Z latami stala sie czyms na podobienstwo talizmanu, ponado wciaz nader skutecznie pozwalala demonstrowac wlasciwosci nici molekularnej. Ilekroc Morgan gdzies jej zapomnial, niemal zawsze rychlo stwierdzal, jak dokuczliwy to brak. W tej podrozy wyciagarka mogla okazac sie pomocna.
Odszukal latwo wyczepialna pepowine skafandra i sprawdzil system tlenowy, najpierw z zasobow wlasnych, potem z zewnetrznych. Na dole technicy odlaczyli juz zasilanie naziemne, pajak byl zdany tylko na siebie.
I co tu powiedziec przed odjazdem? Zbyt gornolotne zdania jakos nie pasowaly do sytuacji, zreszta robota zapowiadala sie raczej latwo.
— Pilnuj interesu, Warren — powiedzial Morgan do Kingsleya, krzywiac sie nieco, i dopiero wtedy spostrzegl drobna postac stojaca w tlumku zgromadzonym wokol kapsuly. O Boze, pomyslal, prawie zapomnialem o tym biedaku… — Dev! — krzyknal. — Przepraszam, ale tak wyszlo. Zajme sie toba, gdy wroce.
I zrobie to, dodal w myslach. Kiedy wieza bedzie juz gotowa, znajdzie sie czas na wszystko, w tym i na restauracje tak zaniedbanych kontaktow towarzyskich. Devem warto sie bedzie zajac. Jesli chlopak juz teraz wiedzial, kiedy nalezy zejsc zajetym ludziom z drogi…
Z lagodnym stuknieciem zamknieto polkoliste drzwi kapsuly, ich gorna czesc byla przezroczysta. Morgan przycisnal guzik kontroli systemow i wszelkie istotne dane tyczace pajaka zaczely kolejno pojawiac sie na ekranie. Wszystkie oznaczone na zielono, czyli zadnych powodow do niepokoju. Gdyby jakikolwiek odczyt odbiegal od optymalnego, napis zamrugalby czerwienia. Inzynierowie znali sie na swej robocie, ale ostroznosc ostroznoscia. Morgan sprawdzil, ze cisnienie tlenu wynosi sto dwa procent, glowna bateria akumulatorow naladowana jest w stu jeden procentach, pomocnicza w stu pieciu…
Spokojny, stonowany glos kontrolera, tego samego, ktory prowadzil wszystkie operacje od czasu pierwszego, nieudanego opuszczenia probnika wiele lat temu, odezwal sie w sluchawkach.
— Wszystkie systemy w normie. Prosze przejac kontrole nad pojazdem.
— Przejmuje. Poczekam do pelnej minuty. Procedura w zadnym stopniu nie przypominala wystrzelenia rakiety. Zadnego dlugotrwalego odliczania ulamkow sekund, zadnych burz plomieni i ogluszajacego ryku. Morgan odczekal tylko, az w dwoch ostatnich okienkach zegara pokaza sie zera, i wlaczyl minimalne zasilanie.