— Gabrielu. Czy twoj ojciec mial kiedys klopoty z rownowaga?

Przez moment Gabriel wydawal sie zaskoczony. Nagle wybuchnal gorzkim smiechem.

— Masz na mysli rownowage umyslowa? Nie, jest zupelnie normalny. To osobista sprawa miedzy nami. Przypuszczam, ze… — Gabriel zawahal sie. — Czasami chyba pragnie mojej smierci.

Moglby wtedy adoptowac odpowiedniejsze dziecko albo splodzic nowego potomka. Ale nie chce juz szukac nowej partnerki. Moze ma racje. Moze naprawde zdarza mi sie zyczyc mu smierci.

— Wierzysz we wlasne slowa?

— Wolalbym nie.

— Ja ani troche w to nie wierze.

Spojrzal na nia. Uzdrowicielce wydawalo sie, ze jego twarz rozjasni sie teraz szerokim usmiechem, ale Gabriel znowu sie zachmurzyl.

— Co sie stanie, jesli nic nie zrobisz?

— Jutro albo pojutrze straci przytomnosc. A potem zostanie juz tylko wybor: odciac mu noge albo pozwolic umrzec.

— Nie mozesz zaczac go leczyc w tej chwili? Bez jego zgody?

Zalowala, ze nie moze udzielic mu innej odpowiedzi.

— Gabrielu. Nielatwo mi to mowic, ale gdyby twoj ojciec stracil przytomnosc, zakazawszy mi wczesniej jakiegokolwiek leczenia, musialabym pozwolic mu umrzec. Sam stwierdziles, ze jest zdrowy na umysle. Nie mam prawa robic nic, co byloby sprzeczne z jego wola. Nawet jesli jego zyczenia sa glupie czy nierozsadne.

— Ale moglabys uratowac mu zycie.

— Tak, ale to zycie nalezy do niego.

Gabriel przetarl oczy wierzchem dloni. W jego gescie wyczuwalo sie ogromne zmeczenie.

— Porozmawiam z nim jeszcze raz.

Wezyca poszla za nim do pokoju burmistrza, ale zgodzila sie poczekac przed drzwiami. Ten mlody czlowiek byl odwazny. Niezaleznie od wad, ktore dostrzegal w nim ojciec i on sam, trudno bylo nazwac go tchorzem. Z drugiej strony nie byl wolny od pewnej bojazliwosci, bo jakze inaczej wyjasnic to, ze tu w ogole mieszkal i pozwalal, by go upokarzano? Wezyca bez watpienia na taka sytuacje by nie przystala. Myslala, ze jej przywiazanie do innych uzdrowicieli bylo niezwykle silne, ale widocznie wiezy krwi jeszcze trwalej laczyly ludzi ze soba.

Wezyca bez skrupulow przysluchiwala sie rozmowie.

— Pozwol jej, zeby ci pomogla, ojcze.

— Nikt nie moze mi juz pomoc.

— Masz tylko czterdziesci dziewiec lat. Moze pojawi sie w twoim zyciu ktos, do kogo poczujesz to samo, co czules do matki.

— Nie waz sie mowic nic o twojej matce.

— Nie. Wlasnie teraz przestane pomijac ten temat milczeniem.

Nie znalem jej, ale polowa mnie z niej wlasnie pochodzi. Przykro mi, ze cie rozczarowalem. Postanowilem stad wyjechac. Za kilka miesiecy bedziesz mogl powiedziec… Nie… Za kilka miesiecy przybedzie tutaj poslaniec z wiadomoscia o mojej smierci. Nie bedziesz musial sprawdzac, czy to prawda.

Burmistrz nie reagowal.

— Co mam teraz powiedziec? Przeprosic cie, ze nie wyjechalem stad wczesniej? No dobrze, przepraszam.

— Tego jeszcze nigdy mi nie zrobiles — rzekl ojciec Gabriela.

. Jestes uparty i bezczelny, ale nigdy wczesniej mnie nie oklamales.

Nastala dluga cisza. Wezyca chciala juz wejsc, gdy znowu odezwal sie Gabriel.

— Chcialem tylko odbyc pokute. Myslalem, ze jesli bede wystarczajaco przydatny…

— Musze myslec o rodzinie — powiedzial burmistrz. — I o miescie. Cokolwiek sie zdarzy, zawsze bedziesz moim pierworodnym, nawet gdybys nie byl moim jedynym dzieckiem. Nie moglbym sie ciebie wyrzec, nie skazujac cie na publiczne upokorzenie.

Wezyca zdziwila sie, slyszac wspolczucie w nieprzyjemnym glosie burmistrza.

— Wiem o tym. I teraz juz rozumiem. Ale twoja smierc na nic sie nie zda.

— Czy bedziesz trzymac sie swojego planu?

— Przysiegam — odparl Gabriel.

— Dobrze. Wpusc uzdrowicielke.

Gdyby Wezyca nie zobowiazala sie do niesienia pomocy rannym i chorym, zapewne od razu opuscilaby zamek. Nigdy nie spotkala sie z taka chlodna, wyrachowana niechecia miedzy ojcem i dzieckiem.

Gabriel zblizyl sie do drzwi, a Wezyca weszla do pokoju w milczeniu.

— Zmienilem zdanie — rzekl burmistrz. Po chwili zrozumial chyba, ze zabrzmialo to arogancko i dodal: — Jesli raczysz jeszcze sie mna zajac.

— Racze — rzucila krotko Wezyca i wyszla z pokoju.

Gabriel pobiegl za nia. Byl zatroskany.

— Czy cos sie stalo? Zmienilas zdanie?

Sprawial wrazenie spokojnego i niczym nie urazonego. Wezyca zatrzymala sie.

— Obiecalam pomoc i mu pomoge. Potrzebny mi jakis pokoj i kilka wolnych godzin. Dopiero potem zaczne leczyc noge twojego ojca.

— Damy ci wszystko, czego zazadasz.

Poprowadzil ja rozleglym korytarzem na najwyzszym pietrze, ktorym doszli do poludniowej wiezy. Zamiast jednej duzej komnaty znajdowalo sie tam kilka mniejszych pomieszczen, bardziej przytulnych niz sypialnia burmistrza. Pokoj przeznaczony dla Wezycy miescil sie na obwodzie wiezy. Krety korytarz przy pokojach dla gosci obiegal polozona w samym srodku laznie.

— Zbliza sie pora kolacji — powiedzial Gabriel i wprowadzil uzdrowicielke do jej pokoju. — Zechcesz mi towarzyszyc?

— Nie, dziekuje. Nie tym razem.

— Moze mam ci cos przyniesc?

— Nie. Przyjdz tutaj za trzy godziny.

Nie zastanawiala sie nad jego slowami, gdyz myslala juz o zabiegu, ktory czeka burmistrza. Nieobecnym glosem powiedziala mu, co powinno sie znalezc w pokoju ojca. Ze wzgledu na stopien zaawansowania infekcji nalezy spodziewac sie wiele brudu i przykrych zapachow.

Skonczyla juz wprawdzie mowic, ale Gabriel ciagle nie wychodzil z pokoju.

— On bardzo cierpi — powiedzial. — Czy nie znasz jakiegos sposobu na ten bol?

— Nie — odrzekla Wezyca. — Ale mozna by go upic.

— Upic? Dobrze, sprobuje. Chociaz… to chyba nie pomoze.

Alkohol nigdy nie przycmiewal mu swiadomosci.

— To sprawa drugorzedna. Wazne, ze bedzie mial lepsze krazenie krwi.

— Aha…

Po wyjsciu Gabriela Wezyca uspila Piaska, zeby przygotowac antytoksyne przeciw gangrenie. Swiezy jad spelni tez role lagodnego anestetyku, ktory przyda sie jednak dopiero wtedy, gdy Wezyca wydrenuje rane w nodze, nie zaklocajac przy tym nadmiernie krazenia krwi. Nie radowala jej koniecznosc zadania temu czlowiekowi bolu, ale nie zalowala go rowniez jak innych pacjentow poddawanych tego typu kuracji.

Zdjela brudne ubranie pustynne, sciagnela buty. Nowe spodnie i koszula przyczepione byly do materaca. Osoba, ktora przyniosla tu jej pakunek, rozlozyla wszystko bardzo starannie. Cieszyla sie na przyjemnosc noszenia zwyczajnych ubran, ale wiedziala, ze minie jeszcze sporo czasu, zanim poczuje sie w nich tak dobrze, jak w odziezy zniszczonej przez szalenca.

Lampy gazowe w lazni palily sie przytlumionym swiatlem. Wiekszosc budynkow o takich rozmiarach dysponowala wlasnymi generatorami metanu. Prywatne i komunalne generatory zuzywaly odpadki i ludzkie odchody jako surowiec do bakteryjnej produkcji paliwa. Z taka maszyna wewnatrz i bateriami slonecznymi na dachu zamek burmistrza cieszyl sie zapewne energetyczna samowystarczalnoscia. Niewykluczone, ze nadwyzki energii wspomagaly tutejszy system klimatyzacyjny. Jezeli latem gorace powietrze przedzieralo sie przez naturalna izolacje z kamienia, caly budynek mozna bylo ochlodzic. Osrodek uzdrowicieli mial podobne urzadzenia i Wezyca ucieszyla sie, widzac je ponownie. Nalala pelna wanne goracej wody i pozwolila sobie na luksusowa

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×