— Szalency sa wszedzie.

— Wiem.

— Kiedys go znajdziemy.

— Zrobisz cos dla mnie, Ao?

— Wszystko.

— Ten wariat zabral mi tylko mapy i dziennik. Mysle, ze jest na tyle przytomny, by zachowac mapy, ale dziennik moze sie przydac wylacznie mnie. Moze gdzies go wyrzucil i twoi ludzie go znajda.

— Zatrzymamy go dla ciebie!

— O to mi chodzi. — Wezyca opisala wyglad swojego dziennika. — Przed wyjazdem dam ci list do gorskiego osrodka uzdrowicieli. Jesli wyslecie tam czlowieka z dziennikiem i tym listem, z pewnoscia czeka go nagroda.

— Bedziemy szukac. Znajdujemy wiele przedmiotow, ale ksiazki trafiaja sie bardzo rzadko.

— Najpewniej nigdy tego nie znajdziecie. Byc moze szaleniec myslal, ze ten dziennik jest wiele wart i spalil go, gdy przekonal sie o swojej pomylce.

Ao zadygotal z przerazeniem na mysl, ze dobry papier moglby zostac spalony.

— Bedziemy szukac.

— Dziekuje.

Ao oddalil sie z innymi zbieraczami.

Kiedy Pauli skonczyla opowiadac o Ropusze i Trzech Rzekot-kach, Wezyca obejrzala dzieci i z zadowoleniem stwierdzila, ze nie wystapil obrzek ani zaczerwienienie, do ktorego moglaby doprowadzic jakas reakcja alergiczna.

— A Ropusze nie przeszkadzalo juz to, ze nie mogla chodzic po drzewach — mowila Pauli. — To wszystko. Idzcie teraz do domu. Bylyscie bardzo grzeczne.

Dzieci pobiegly jedna gromada, krzyczac i nasladujac zabi rechot. Pauli odetchnela.

— Mam nadzieje, ze prawdziwe zaby nie odbiora tego jako sygnalu do godow, bo inaczej zaczna nam skakac po calym obozie.

— No coz, ryzyko artystyczne — odparla Wezyca.

— Artystyczne! — zasmiala sie Pauli i podwinela rekaw.

— Jestes rownie dobra jak wszyscy minstrele, jakich do tej pory slyszalam.

— Moze jestem gawedziarka, ale nie minstrelem.

— Dlaczego?

— Slon nadepnal mi na ucho. Nie umiem spiewac.

— Wiekszosc minstreli, ktorych spotkalam, nie umie ukladac opowiadan. A ty na pewno masz talent.

Wezyca przygotowala aparat i przylozyla go do aksamitnie miekkiej skory dziewczyny. Drobne igielki zablyszczaly kropelkami szczepionki.

— Jestes pewna, ze wlasnie w tym miejscu chcesz miec blizne? — zapytala nagle Wezyca.

— Tak, dlaczego nie?

— Nie chcialabym oszpecic tak pieknej skory. — Uzdrowicielka pokazala jej swoja reke z bliznami. — Chyba ci troche zazdroszcze. — Pauli poklepala Wezyce po dloni; jej dotyk byl rownie lagodny jak Grum, ale pewniejszy i swiadczacy o wiekszej sile.

— Takie slady to powod do dumy. I ja bede dumna z blizn, ktore otrzymam od ciebie. Ktokolwiek mnie zobaczy, bedzie wiedzial, ze spotkalam uzdrowicielke.

Wezyca niechetnie przytknela igly do ramienia Pauli.

Przez cale gorace popoludnie Wezyca odpoczywala, podobnie jak reszta mieszkancow obozu. Po napisaniu listu dla Ao i spakowaniu swoich rzeczy nie miala juz nic do zrobienia. Wiewior bedzie niosl tylko swoje siodlo, ktorego konstrukcja znajdowala sie w dobrym stanie, a skore udalo sie naprawic. Poza tym oprocz swojego ubrania miala jeszcze torbe z wezami, gdzie obok Mgly i Piaska tkwila teraz zmija piaskowa.

Pomimo upalu Wezyca opuscila poly namiotu, po czym otworzyla dwie z trzech przegrodek w swojej torbie. Mgla wysunela sie plynnym ruchem, uniosla glowe, rozlozyla swoj kaptur i wysunela jezyk, zeby w ten sposob posmakowac zapach namiotu. Piasek jak zwykle wypelzal ze swego legowiska bardzo wolno. Wezyca przypatrywala sie, jak jej weze slizgaja sie w cieplym polmroku, rozproszonym jedynie przez odbijajaca sie od lusek bioluminescencyj-na lampe. Zastanawiala sie, do czego by doszlo, gdyby szaleniec napadl na jej obozowisko, kiedy ona tam byla. Gdyby weze znajdowaly sie wtedy w swoich przegrodkach, moglby sie wymknac zupelnie niepostrzezenie, jako ze po ukaszeniu przez zmije piaskowa uzdrowicielka miala bardzo mocny sen. Wariat mogl uderzyc ja w glowe i dopiero potem rozpoczac dzielo zniszczenia. Wezyca ciagle nie rozumiala, dlaczego ten czlowiek demolowal wszystko tak metodycznie, chyba ze szukal jakiegos przedmiotu, a w takim razie wcale nie byl wariatem. Jej mapy niczym nie roznily sie od map posiadanych przez wiekszosc mieszkancow pustyni. Gdyby ktos chcial je skopiowac, nie mialaby nic przeciwko temu. Te mapy byly niezbedne, ale bez trudu mozna bylo je zdobyc. Z drugiej strony dziennik nie posiadal zadnej wartosci dla nikogo z wyjatkiem niej samej. Prawie zalowala, ze szaleniec zaatakowal oboz pod jej nieobecnosc, gdyz w przeciwnym razie moglby otworzyc torbe z wezami, a wtedy juz nigdy na nikogo by nie napadl. Uzdrowicielka nie czula satysfakcji na mysl, ze taki scenariusz w ogole przyszedl jej do glowy, ale wlasnie tak te sytuacje widziala.

Piasek przesliznal sie po jej kolanie i owinal wokol nadgarstka jak gruba bransoleta. Lepiej wygladal w tym miejscu kilka lat wczesniej, gdy byl jeszcze maly. Kilka minut pozniej Mgla owinela sie Wezycy wokol pasa i wsunela na ramiona. W dawnych dobrych czasach, kiedy wszystko bylo na swoim miejscu, Trawa wpelzlaby na szyje, tworzac tam miekki, zywy naszyjnik ze szmaragdow.

— Wezyco, moje dziecko, czy tu jest bezpiecznie? — zapytala Grum, nie rozchylajac pol namiotu.

— Jest bezpiecznie, jesli sie nie boisz. Czy mam je odlozyc?

Grum zawahala sie.

— No coz… Nie.

Weszla do srodka bokiem, przytrzymujac ramieniem pole namiotu. W dloniach trzymala jakies przedmioty. Stala przez moment nieruchomo, czekajac az oczy przyzwyczaja sie do polmroku.

— W porzadku, Grum — rzekla Wezyca. — Sa tutaj, na mnie.

Starsza kobieta zamrugala i podeszla blizej. Obok siodla polozyla koc, skorzana saszetke, buklak i maly garnek.

— Pauli zatroszczyla sie o prowiant — powiedziala. — Te rzeczy nie wynagrodza ci straty, ale…

— Grum, nie zaplacilam ci jeszcze za opieke nad Wiewiorem.

— I nie zaplacisz — odparla z usmiechem staruszka. — Juz ci to wyjasnilam.

— Dlaczego to wlasnie ty masz ponosic wszystkie koszta?

— Nie przejmuj sie tym. Wpadniesz do nas wiosna i zobaczysz male pasiaste zrebaki, splodzone przez twojego konika. Czuje, ze tak bedzie.

— Pozwol mi zatem zaplacic za nowy ekwipunek.

— Nie. Omowilismy wszyscy te sprawe i chcemy dac ci to w prezencie. — Uniosla lekko lewe ramie, w ktore wczesniej Wezyca wprowadzila szczepionke. Prawdopodobnie to miejsce w tej chwili ja zabolalo. — Chcemy ci w ten sposob podziekowac.

— Nie odbierzcie tego jako niewdziecznosc — rzekla Wezyca ale uzdrowiciele nigdy nie przyjmuja zaplaty za szczepienie, z was nie byl chory. Nikomu nie pomoglam.

— Nikt nie chorowal, ale gdyby kogos trzeba bylo wyleczyc, na pewno bys nam pomogla, prawda?

— Tak, oczywiscie, ale…

— Pomoglabys nawet wtedy, gdyby ten ktos nie mogl ci tego wynagrodzic. Dlaczego my mamy zachowac sie inaczej? Czy powinnismy wyslac cie na pustynie z niczym?

— Przeciez moge zaplacic.

W torbie miala zlote i srebrne monety.

— Wezyco! — Grum spojrzala na nia chmurnym wzrokiem, a wszelka czulosc zniknela z jej glosu. — Ludzie pustyni nie kradna i nie pozwalaja, by okradano ich przyjaciol. Zawiedlismy cie. To kwestia honoru.

Wezyca zrozumiala, ze Grum wcale nie zamierzala przekonac jej do przyjecia zaplaty — chodzilo bowiem o obdarowanie jej prezentami.

— Przepraszam cie, Grum. I dziekuje.

Konie byly juz osiodlane i gotowe do drogi. Wezyca obciazyla wiekszoscia bagazu Strzale, dzieki czemu Wiewior nie musial niesc zbyt wiele. Siodlo klaczy, pelne wymyslnych ozdob i pomyslowo wykonane, swietnie sie

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×