Wezyca scisnela klacz kolanami i Strzala ruszyla do przodu. Melissa trzymala tylny lek siodla, probujac w tej niewygodnej pozycji zachowac rownowage. Wezyca siegnela do tylu i ulozyla rece dziewczynki na swojej talii. Melissa byla tak sztywna i zamknieta w sobie jak Gabriel. Wezyca zastanawiala sie, czy mala nie czekala jeszcze dluzej na kogos, kto czule by ja dotknal, niz ona.

— Co sie stalo? — zapytala Melissa.

— Ktos probowal mnie okrasc.

— To okropne, panienko. W Podgorzu nikt na nikogo nie napada.

— A mnie napadnieto. Ktos chcial ukrasc mi weze.

— To pewnie jakis wariat — stwierdzila Melissa.

Wezyca zadrzala, rozpoznajac to slowo.

— O bogowie — powiedziala. Przypomniala sobie pustynne ubranie, ktore mial na sobie napastnik; malo kto nosil tu takie stroje.

— Pewnie tak.

— Co?

— Wariat. Nie, nie wariat. Szaleniec nie jechalby za mna tak daleko. On czegos szuka, ale nie wiem, czego. Nie posiadam zadnej rzeczy, ktorej moglby pragnac inny czlowiek. Tylko uzdrowiciele moga miec jakis pozytek z wezy.

— Moze chodzilo mu o Strzale, panienko. To dobry kon, a ja w zyciu nie widzialam takiej swietnej uprzezy.

— Zniszczyl moje obozowisko, jeszcze zanim sprezentowano mi Strzale.

— W takim razie jest zupelnie szalony — powiedziala Melissa.

— Nikt inny nie napadalby na uzdrowicielke.

— Wolalabym nie slyszec takich rzeczy — odparla Wezyca.

— Jezeli on nie probuje mnie obrabowac, to o co mu chodzi?

Melissa ciasniej objela Wezyce, a jej ramie otarlo sie o rekojesc noza.

— Dlaczego go nie zabilas? — zapytala — A przynajmniej nie zranilas go tym nozem?

Wezyca dotknela gladkiej, koscianej rekojesci.

— Nawet nie przyszlo mi to do glowy — powiedziala. — Nigdy nie uzywam mojego noza przeciwko innym ludziom. — Mimo to zastanawiala sie teraz, czy bylaby do tego zdolna. Melissa milczala.

Strzala wspinala sie po trakcie na wzgorze. Spod jej kopyt odskakiwaly kamienie, ktore spadaly po stromym zboczu urwiska.

— Czy Wiewior zachowywal sie jak nalezy? — zapytala w koncu Wezyca.

— Tak, panienko. No i teraz juz nie kuleje.

— To dobrze.

— Fajnie sie na nim jezdzi. Nigdy nie widzialam konia w takie paski.

— Musialam wykazac sie czyms oryginalnym, zanim mianowano mnie na uzdrowicielke. Dlatego stworzylam Wiewiora. Nikt przede mna nie wyizolowal tego genu.

Zdala sobie sprawe, ze Melissa nie ma pojecia, o co jej chodzi. Zastanawiala sie teraz, czy nie ucierpiala w tej bojce bardziej, niz przypuszczala.

— To ty go stworzylas?

— Stworzylam… lek… ktory sprawil, ze Wiewior ma wlasnie taka masc. Musialam zmienic zywa istote, nie raniac jej, aby dowiesc, ze umiem zmieniac weze. Dzieki temu mozemy leczyc wiecej chorob.

— Chcialabym umiec robic cos takiego.

— Melisso, ty umiesz jezdzic na koniach w taki sposob, o jakim ja nie moge nawet zamarzyc.

Dziewczynka nie odpowiedziala.

— Co sie stalo?

— Mialam zostac dzokejka.

Byla malym, chudym dzieckiem i z pewnoscia moglaby jezdzic prawie na kazdym koniu.

— No to dlaczego… — Wezyca urwala, poniewaz zdala sobie sprawe, ze Melissa nie moze zostac dzokejka w Podgorzu.

Po chwili dziewczynka odpowiedziala:

— Burmistrz chce, zeby dzokeje byli rownie piekni jak jego konie.

Wezyca delikatnie scisnela dlon Melissy.

— Przepraszam.

— Nic sie nie stalo, panienko.

Widzialy juz swiatla dziedzinca. Kopyta Strzaly stukaly o kamienie. Melissa zesliznela sie z grzbietu klaczy.

— Melisso?

— Prosze sie nie martwic, panienko. Ja odprowadze konia. Hej!

krzyknela. — Otworzcie brame!

Wezyca zsiadla powoli i odwiazala od siodla torbe z wezami. Byla cala zesztywniala i czula ostry bol w stluczonym kolanie.

Brama rezydencji otwarla sie i wysunal sie z niej sluzacy w nocnym stroju.

— Kto tam?

— To panienka Wezyca — powiedziala pograzona w ciemnosci Melissa. — Jest ranna.

— Nic mi nie jest — rzekla Wezyca, ale zaszokowany sluzacy odwrocil sie, krzyknal i pobiegl w glab dziedzinca.

— Dlaczego nie wjechalyscie do srodka? — wyciagnal reke, zeby pomoc Wezycy, ale ta lagodnie go odepchnela. Nadbiegli inni ludzie, tloczac sie wokol uzdrowicielki.

— Zabierz konia, glupi dzieciaku!

— Zostawcie ja! — rzucila Wezyca ostrym tonem. — Dziekuje ci, Melisso.

— Nie ma za co, panienko.

Kiedy znalazla sie w sklepionym holu, Gabriel zbiegal wlasnie po ogromnych, kretych schodach.

— Wezyco, co sie stalo? Dobrzy bogowie, co sie dzieje?

— Nic mi nie jest — powtorzyla Wezyca. — Wdalam sie w bojke z niekompetentnym zlodziejem. — Mowiac to, wiedziala jednak, ze to tylko czesc prawdy.

Podziekowala sluzacym i poszla z Gabrielem na gore, do poludniowej wiezy. Stal potem obok niespokojnie, podczas gdy ona troskliwie ogladala Mgle i Piaska; chcial, zeby najpierw zajela sie soba. Oba weze mialy sie dobrze, totez Wezyca zostawila je w torbie i poszla do lazni.

Dostrzegla swoje odbicie w lustrze — miala zakrwawiona twarz, a wlosy przykleily sie do skory. Patrzylo na nia dwoje szeroko otwartych, niebieskich oczu.

— Wygladasz, jakbys o wlos uniknela smierci.

Gabriel odkrecil wode. Przyniosl tez gabki i reczniki.

— Nie da sie ukryc, ze masz racje.

Gabriel przemyl szrame na jej czole, a Wezyca ogladala swoja rane w lustrze — bylo to waskie i plytkie rozciecie, zrobione pewnie jakims pierscieniem, bo raczej nie klykciem.

— Chyba powinnas sie polozyc.

— Rany na glowie zawsze tak krwawia — rzekla Wezyca. — W rzeczywistosci nie jest tak zle, jak sie wydaje. — Spojrzala na siebie i zasmiala sie smutno. — Nowe koszule nigdy nie sa zbyt wygodne, ale wolalabym, zeby znosily sie w nieco inny sposob.

Koszula byla rozdarta na ramieniu i lokciu, podobnie jak spodnie na kolanie. Stalo sie to podczas upadku z konia. Poza tym wszystko bylo brudne. Przez dziury w ubraniu widziala tworzace sie siniaki.

— Przyniose ci cos nowego — powiedzial Gabriel. — Trudno mi uwierzyc, ze do tego doszlo. W Podgorzu nie zdarzaja sie napasci. Do tego wszyscy wiedza, ze jestes uzdrowicielka. Kto chcialby atakowac uzdrowiciela?

Wezyca wziela od niego kawalek plotna i sama dokonczyla obmywanie szramy. Gabriel czyscil ja zbyt delikatnie, a Wezyca nie chciala, zeby rana zabliznila sie z okruchami ziemi i zwiru.

— To nie byl nikt z Podgorza — powiedziala.

Gabriel przetarl gabka spodnie w okolicach kolana, chcac rozluznic material przyklejony do skory zakrzepla

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×