wiadomo co ja trafilo.
– Salse robi sie z pomidorow – podsunelam. – Ktore sa czerwone. I jesli sie nie myle, awokado to tez owoc.
Vee rozpromienila sie:
– A do tego wezmiemy sobie po jednym daiquiri ze swiezymi truskawkami.
Miala racje. Dieta nie wymagala zachodu. -Zaraz wracam – oznajmila, gramolac sie z boksu. Wiesz, okres. Jak zalatwie sprawe, czekam na sensacje!
Kiedy odeszla, zagapilam sie na pomocnika kelnera kilka stolikow od nas. Mozolnie zmywal blat szmata. W jego ruchach i zmarszczeniu koszuli na pieknie uksztaltowanych plecach bylo cos dziwnie znajomego. Jakby czujac, ze jest obserwowany, wyprostowal sie i odwrocil. Utkwil we mnie wzrok dokladnie w momencie, gdy sobie uprzytomnilam, czemu wydal mi sie znajomy.
To byl Patch.
Myslalam, ze padne. O malo nie walnelam sie w czolo, kiedy mi sie przypomnialo, ze przeciez pracuje w Granicy.
Wytarl rece w fartuch i podszedl do naszego boksu, najwyrazniej ubawiony, ze rozgladnawszy sie za jakas droga ucieczki, zaklopotana przywarlam do sciany.
– Prosze, prosze – powiedzial. – Piec dni w tygodniu ze mna juz ci nie wystarcza? Musialas mi poswiecic jeszcze wieczor?
– Wybacz tak niefortunny zbieg okolicznosci. Patch wsliznal sie na miejsce Vee i polozyl rece na blacie.
Byly dlugachne, siegaly daleko poza granice polowy stolika. Wzial moja szklanke i zaczal ja obracac w dloniach.
– Tu wszystko zajete – poinformowalam, a kiedy nie zareagowal, wyrwalam mu szklanke i upilam troche wody, przypadkiem polykajac kostke lodu, ktora w drodze do zoladka porazila mnie jak prad. – Zamiast sie bratac z klientami, wez sie lepiej do roboty – wykrztusilam.
– Co robisz w niedzielny wieczor? – zapytal z usmiechem.
Prychnelam. Niechcacy.
– Zapraszasz na kolacje?
– Hardziejesz. Podoba mi sie to, Aniele.
– Nie interesuje mnie, co ci sie podoba. Nigdzie z toba nie pojde. Na zadna randke. – Chcialam sie grzmotnac za podniecajaca spekulacje pod tytulem: „Czym by sie mogl skonczyc wieczor sam na sam z Patchem?'. Uznalam, ze nie mowi serio, tylko z niejasnych powodow po prostu sie ze mna drazni. – Zaraz, zaraz, nazwales mnie Aniolem?
– Bo co?
– Bo mi sie to nie podoba. Usmiechnal sie.
– Trudno, tak zostanie.
Pochylil sie nad stolem, uniosl dlon do mojej twarzy i przesunal mi kciukiem po wargach. Cofnelam sie, ale za pozno.
Roztarl blyszczyk kciukiem i palcem wskazujacym.
– Ladniej ci bez tego.
Starajac sie trzymac tematu naszej rozmowy, z calych sil udawalam, ze jego dotyk w ogole nie zrobil na mnie wrazenia. Odrzucilam wlosy do tylu i podjelam poprzedni watek:
– Zreszta i tak nie wolno mi wychodzic z domu, kiedy na drugi dzien jest szkola.
– Fatalnie. Na plazy jest impreza. Liczylem, ze pojdziemy razem.
Zabrzmialo to szczerze.
Nie umialam go rozgryzc. Zupelnie. Wciaz podniecona ta mysla, wzielam spory lyk przez slomke, probujac ochlodzic uczucia zastrzykiem lodowatej wody. Samotne chwile z Patchem bylyby intrygujace, no i ryzykowne. Lekko skolowana, postanowilam powierzyc te kwestie intuicji.
Ziewnelam teatralnie.
– Jak slyszysz, potem rano jest szkola. – Z nadzieja, ze utwierdze w tym raczej siebie niz jego, dodalam: – Skoro ta impreza odpowiada tobie, to jestem prawie pewna, ze mnie nie zainteresuje.
Dobra – pomyslalam. – Sprawa zalatwiona. I nagle, bez uprzedzenia, zapytalam:
– Wlasciwie dlaczego chcesz sie ze mna umowic?
Do tej chwili wmawialam sobie, ze mam w nosie, co Patch o mnie mysli. Teraz jednak poczulam, ze to klamstwo. I nawet gdybym pozniej miala za to slono zaplacic, rozpierala mnie tak wielka ciekawosc jego osoby, ze bylam gotowa pojsc z nim wszedzie.
– Chce pobyc z toba sam na sam – odpowiedzial i w okamgnieniu moja linia obrony wziela w leb.
– Posluchaj, nie chce byc niegrzeczna, ale…
– Wlasnie widze.
– Sam sie dopraszasz! – krzyknelam pieknie i bardzo dojrzale. – Koniec dyskusji! Nie ide na impreze.
– Bo rano jest szkola, czy moze boisz sie zostac ze mna sam na sam?
– I jedno, i drugie – tak jakos mi sie to wymsknelo.
– Boisz sie facetow czy… tylko mnie?
Wznioslam oczy do nieba na znak, ze na takie glupie pytania nie mam zamiaru odpowiadac.
– Czujesz sie przy mnie niepewnie? – Nie wykrzywil ust, ale i tak bylo widac, ze jest rozbawiony taka hipoteza.
Szczerze mowiac, tak wlasnie na mnie dzialal. Poza tym uwielbial pozbawiac mnie zdolnosci logicznego myslenia.
– Przepraszam – powiedzialam. – O czym mowilismy?
– O tobie.
– O mnie?
– O twojej intymnosci.
Rozesmialam sie, nie wiedzac, co odpowiedziec.
– Jesli chodzi ci o mnie… i plec przeciwna… to Vee juz mi zrobila taki wyklad. Nie chce mi sie go sluchac ponownie.
– A co ci powiedziala roztropna i poczciwa Vee? Zaczelam bawic sie rekami, wiec predko je schowalam.
– A czemu cie to tak ciekawi? Lekko pokrecil glowa.
– Ciekawi? Rozmawiamy o tobie. Wrecz frapuje – odparl z bajecznym usmiechem. Serce mi stanelo.
– Zajmij sie lepiej praca – upomnialam.
– Wierz albo nie, ale ciesze sie, ze w szkole nie ma faceta, ktory by spelnial twoje oczekiwania.
– Zapomnialam, ze jestes autorytetem w dziedzinie moich tak zwanych oczekiwan – odpowiedzialam z drwina.
Spojrzal na mnie tak, ze poczulam sie przezroczysta.
– Nie jestes wycofana, Noro. Niesmiala tez nie. Po prostu musisz miec naprawde silna motywacje, zeby sobie zadac trud poznania drugiej osoby.
– Nie rozmawiajmy juz o mnie.
– Wydaje ci sie, ze potrafisz kazdego rozpracowac.
– Nic podobnego – odparlam. – Bo przykladowo… bo na przyklad nie wiem nic… o tobie.
– Nie jestes gotowa na znajomosc ze mna.
Nie zabrzmialo to nonszalancko. Mial smiertelnie po wazny wyraz twarzy.
– Zajrzalam do twojej kartoteki.
Moje slowa zawisly w powietrzu sekunde przed spotkaniem naszych spojrzen.
– Z pewnoscia jest to nielegalne – szepnal.
– Ale nic w niej nie ma. Zeby choc wykaz szczepien.
Nawet nie udajac zaskoczenia, rozsiadl sie wygodnie. Oczy zablysly mu jak obsydian.
– I mowisz mi o tym, bo sie boisz, ze wywolam epidemie? Odry czy swinki?
– Mowie ci, zebys wiedzial, ze czuje, iz cos jest z toba nie w porzadku. Nie wszystkich udalo ci sie okpic. Dowiem sie, co kombinujesz. I wszystko obnaze.
– Nie moge sie doczekac.
Zarumienilam sie, za pozno lapiac aluzje. Nad glowa Patcha zobaczylam, jak miedzy stolami przemyka w