Na te slowa powinnam byla szybko wziac nogi za pas. Ale nie ucieklam. Tak jakby Patch doskonale wiedzial, czym mnie zaintrygowac, co powinien powiedziec w najwlasciwszym momencie.

– A co sie dzieje? – zapytalam.

– Jest tylko jeden sposob, zeby sie przekonac.

– Nie moge. Mam lek wysokosci. Poza tym Vee czeka. Prawde mowiac, nagle mysl o znalezieniu sie tak wysoko w powietrzu przestala napawac mnie strachem. I choc to niezle pokrecone, otuchy dodawala mi swiadomosc, ze obok bedzie Patch.

– Jesli nie bedziesz krzyczala do samego konca jazdy, poprosze trenera, zeby nas rozsadzil.

– Sama juz probowalam, ale jest niewzruszony.

– Moze jednak mnie uda sie go przekonac. Potraktowalam te slowa jako osobista zniewage.

– Nie krzycze – odparlam. – Nie w lunaparku. A juz na pewno nie z twojego powodu!

Ruszylam razem z nim na koniec kolejki czekajacych na przejazdzke Archaniolem. Wysoko, gdzies pod niebem rozlegly sie nagle i ucichly krzyki.

– Nie widzialem cie dotad w Delphic – oznajmil Patch.

– Czesto tu bywasz? – Postanowilam juz nigdy nie przyjezdzac do Delphic w weekend.

– Z tym miejscem wiaze mnie pewna historia. Bylismy coraz blizej czola kolejki; raz po raz zwalniano miejsca w wagonikach dla nowych poszukiwaczy silnych doznan.

– Niech zgadne – powiedzialam. – Pewnie wagarowales tu w zeszlym roku, zamiast chodzic do szkoly…?

Pomimo mojej ironii Patch odparl:

– Zdradzajac ci to, rzucilbym swiatlo na swoja przeszlosc. A jej wolalbym nie ujawniac.

– Dlaczego? Miales jakies przejscia?

– Sadze, ze to nie najlepsza pora, aby ci o tym opowiadac. Moja przeszlosc moglaby cie przerazic.

Za pozno – pomyslalam.

Przysunal sie i nasze dlonie sie spotkaly, od jego musniecia scierpla mi skora na ramieniu.

– Sprawami, ktore mam do wyznania, nie dzieli sie z lekkomyslna kolezanka z biologii – dodal.

Owial mnie chlodny wiatr, a kiedy go wciagnelam w pluca, wypelnil mnie zimnem. Ale prawdziwie upiorny chlod przeniknal me cialo wraz z jego slowami.

Patch wskazal broda podjazd.

– Teraz my.

Konstrukcja kolejki – przebudowanej, czy tez nie – nie nastrajala zbyt optymistycznie. Na oko miala ponad sto lat i cala byla z drewna, ktore od Bog wie kiedy nekaly surowe zywioly Maine. Malunki na jej bokach wygladaly jeszcze mniej zachecajaco.

Wybrany przez Patcha wagonik ozdabialy cztery obrazki. Na pierwszym tlum rogatych demonow wyrywal skrzydla wrzeszczacemu aniolowi plci meskiej. Kolejny przedstawial bezskrzydlego aniola, ktory przysiadlszy na nagral) ku, obserwowal bawiace sie w oddali dzieci. Na trzecim bezskrzydly aniol stal w poblizu dzieci, grozac palcem dziewczynce o zielonych oczach. Na ostatnim obrazku po zbawiony skrzydel aniol unosil sie nad cialem dziewczynki jak duch. Mala miala czarne oczy i twarz bez usmiechu, a na glowie wyrastaly jej rogi przypominajace rogi demo now z pierwszego obrazka. Nad kazda wizja unosil sie obrzynek ksiezyca.

Odwracajac oczy, probowalam sobie wmawiac, ze nogi drza mi od chlodu. Wsliznelam sie do wagonika obok Patcha.

– Twoja przeszlosc by mnie nie przerazila – powiedzialam, zapinajac pas bezpieczenstwa. – Za to z cala pewnoscia bylabym nia zniesmaczana.

– Zniesmaczona – powtorzyl.

Po tonie jego glosu uznalam, ze sie ze mna zgadza. Co dziwne, bo przeciez nigdy nie umniejszal swojej wartosci.

Wagoniki potoczyly sie do tylu, po czym szarpnelo nimi naprzod. W niemilym tempie ruszylismy z platformy, powoli pnac sie w gore. Powietrze wypelnily przywiane znad morza wonie potu, rdzy i slonej wody. Patch siedzial tak blisko, ze po chwili poczulam leciutenki zapach mietowego mydla.

– Zbladlas – powiedzial, przechylajac sie, by zagluszyc stukot kolejki.

Tak tez mi sie wydawalo, ale nie przyznalam mu racji.

Na szczycie wzniesienia opanowalo mnie wahanie. Ogarniajac wzrokiem wiele kilometrow wokol, zobaczylam miejsca, w ktorych mroczna wiejska okolica stapia sie z poblaskiem przedmiesc, tworzac istna kartografie swiatel Portland. Wiatr jakby wstrzymal dech, by wilgotne powietrze moglo osiasc mi na skorze.

Mimowolnie zerknelam na Patcha. Swiadomosc, ze mialam go przy boku, dzialala nawet kojaco. Nagle sie usmiechnal.

– Boisz sie, Aniele?

Czujac sile grawitacji, scisnelam metalowy pret umocowany na przedzie wagonika. Roztrzesiona, wydalam jakis strzep chichotu.

Wagonik demonicznie mknal naprzod, a moje wlosy lopotaly za mna. Gwaltownie skrecajac w lewo, to znow w prawo, gnalismy po stukoczacych torach. Czulam, jak wnetrznosci raz po raz mi wzlatuja i opadaja. Spojrzalam w dol, starajac sie skupic na czyms nieruchomym.

I wtedy zauwazylam, ze pas bezpieczenstwa mam rozpiety.

Chcialam krzyknac do Patcha, ale glos pochlonal ped powietrza. Ze ssaniem w zoladku zdjelam jedna reke z preta, probujac sciagnac sie w talii pasem bezpieczenstwa. Wagonik szarpnal w lewo. Zderzywszy sie ramieniem z Pa tchem, naparlam na niego tak mocno, ze az zabolalo. Gdy wagonik ruszyl pod gore, mialam wrazenie, jakby, zle przymocowany, oderwal sie od toru.

Zanurkowalismy. Oslepiona migoczacymi wzdluz torow lampami, nie moglam sie zorientowac, w ktora strone skrecimy na dole.

Bylo juz za pozno. Wagonik gwaltownie skrecil w prawo. Wpadlam w panike i wtedy to sie stalo… Uderzylam w drzwiczki lewym barkiem, tak ze sie otworzyly. Wylecialam z fotela i kolejka pomknela dalej beze mnie. Potoczy lam sie po torach, na oslep szukajac jakiegos zaczepienia. Na prozno. Potknelam sie nad krawedzia i runelam w czarna otchlan. Ziemia pedzila w moja strone. Otworzylam usta, aby krzyknac.

Gdy oprzytomnialam, kolejka zahamowala z piskiem na dole na platformie.

Ramiona bolaly mnie od uscisku Patcha.

– To sie nazywa krzyk – powiedzial z usmiechem.

W oszolomieniu patrzylam, jak przyciska sobie dlon do ucha, jakby jeszcze rozbrzmiewal w nim moj wrzask. Niepewna, co sie przed chwila wydarzylo, spojrzalam na jego ramie, gdzie jak wytatuowane pozostaly polkoliste slady moich paznokci. Potem przenioslam wzrok na pas bezpieczenstwa. Byl porzadnie zapiety.

– Moj pas… – zaczelam. – Wydawalo mi sie…

– Co ci sie wydawalo? – ze szczerym zaciekawieniem spytal Patch.

– Myslalam, ze… wypadlam z wagonika. Doslownie myslalam… no, ze umre.

– I wlasnie o to chodzi.

Drzaly mi rece. Kolana uginaly sie lekko pod ciezarem ciala.

– Wyglada na to, ze jestesmy na siebie skazani – oznajmil.

Wyczulam cien triumfu w jego glosie. Nie mialam jednak sily sie z nim sprzeczac.

– Archaniol – mruknelam, spogladajac przez ramie na kolejke, ktora wlasnie zaczela nowy kurs.

~ To znaczy: aniol wyzszej rangi – podjal Patch, najwyrazniej zadowolony z siebie. – Im wyzsze wzniesienie, tym dotkliwszy upadek.

Juz-juz rozchylalam usta, by mu powiedziec, ze jestem przekonana, iz wypadlam na moment z wagonika i za zrzadzeniem jakichs niepojetych mocy bezpiecznie wrocilam na swoj fotel, ale wydusilam tylko:

– Chyba mam aniola stroza.

Znow usmiechnal sie z wyzszoscia i prowadzac mnie przez pasaz, szepnal:

– Wroce z toba do salonu.

ROZDZIAL 9

Przeciskajac sie przez tlum wewnatrz, minelam kontuar i toalety. Ale wsrod grajacych w futbol stolowy nie

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату