niz widzieli.

Malo rozmawiali, koncentrujac sie na obronie przed zacinajacymi grudkami sniegu i przed zimnem, ktore niemilosiernie przenikalo przez ich ubrania.

Jennifer zauwazyla, ze stopy Trine zapadaja sie gleboko w snieg.

– Tak dalej nie moze byc! – krzyknela. – Pojde pierwsza i bede torowac droge, bo mam najcieplejsze buty. Podazycie za mna gesiego.

Zmeczenie przyszlo dosc szybko. Brneli po kolana w sniegu, wpadali w glebokie zaspy. Mezczyzni, zmieniajac sie, niesli lekko ubrana dame, zeby nie odmrozila nog w nylonowych ponczochach. Od czasu do czasu Jennifer gubila droge i ladowala w rowie. Tylko z najwiekszym trudem udawalo sie jej podniesc. Rikard otrzepywal z niej snieg, proszac, zeby sie lepiej rozgladala. Latwo mowic!

Najistotniejsze bylo zachowanie kontaktu z pozostalymi. Rozejscie sie i szukanie drogi na wlasna reke oznaczalo smierc, dlatego tez ciagle liczyli sie nawzajem.

– Najwyrazniej hotel lezy dalej, niz sadzilem! – zawolal Ivar.

Bagaz im ciazyl, ale niesli go na zmiane. W tej malej grupce panowal dobry nastroj, wszyscy starali sie sprostac sytuacji, mimo ze zimno, wiatr i zmeczenie dawaly sie coraz bardziej we znaki. Tylko gburowaty maz Trine Pedersen awanturowal sie i przeklinal, mowiac bez przerwy o meczu pilkarskim, ktorego pewnie nie obejrzy. A zatem to byla ta jego sprawa zycia i smierci w Vindeid! Jennifer sie zasmiala, a on przeszyl ja zlym wzrokiem w ciemnosci.

– Pomyslalam tylko – odezwala sie z usmiechem, a platki sniegu wpadaly jej do ust – ze mowienie o meczu pilki noznej brzmi w tej sytuacji troche absurdalnie, prawda?

– Zatrzymajmy sie – zawolal Rikard – kogos brakuje.

– Nie ma dwoch osob! – stwierdzil Ivar. – Svein? Gdzie jest Svein?

– Tutaj! Na pomoc! – dal sie slyszec glos dobiegajacy z jakiegos nieokreslonego kierunku.

– Zatrzymajcie sie – polecil Rikard pozostalym. – Ivar, pojdziesz ze mna.

Znikneli w ciemnosciach. Jennifer stlumila gwaltowne pragnienie, zeby go zawolac.

Podswiadomie skupili sie w zwarta gromadke, zeby zmniejszyc napor zamieci. Slyszeli glosy nawolujace Sveina, a potem stlumiony przerwany krzyk.

– Co to bylo? – zapytala nieprzytomna ze strachu Jennifer.

Snieg uderzal ja w twarz, wiec znowu musiala sie odwrocic.

– Jennifer! – zawolal Rikard. – Gdzie jestescie?

Odetchnela z ulga. W kazdym razie to nie on krzyczal.

– Tutaj! – zawolali chorem wszyscy czworo.

Teraz juz wiedzieli, ze tym drugim zaginionym byl nieznajomy mezczyzna, siedzacy na samym koncu autobusu.

– Nie ruszajcie sie, juz idziemy! – nakazal Rikard. Trudno bylo zrozumiec jego slowa w przetaczajacej sie snieznej nawalnicy.

– Odnalezliscie ich?

Nie otrzymali odpowiedzi, ale za chwile uslyszeli czyjes kroki i znowu byli wszyscy razem.

– Jak to sie stalo? – zapytala Jennifer.

Svein nie odpowiedzial. Byl caly w sniegu, ktory dziewczyna ostroznie strzepywala. Ivar pospieszyl z wyjasnieniem:

– Znalezlismy Sveina. Wpadl po sama glowe w zaspe. A drugi z nich bladzil, probujac nas odnalezc na wlasna reke.

– Tak dalej nie moze byc – zadecydowal Rikard. – Ci dwaj utrzymywali kontakt tylko ze soba, a to najwyrazniej nie wystarczylo. Musimy isc bardziej zwarta grupa. Jak wasze stopy?

Kobieta o wygladzie neurotyczki tylko potrzasnela glowa.

– Musimy sie pospieszyc – mruknal Rikard. – Ivar, jestes pewien, ze to dobra droga?

– To musi byc ta droga, ale myslalem, ze dojdziemy tam o wiele szybciej.

Ktos jeknal ze strachu i przerazenia. Perspektywa brniecia w sniegu po nieznanym terenie nie przedstawiala sie zachecajaco. Zwlaszcza ze byli tak lekko ubrani!

Zamilkl nawet maz Trine Pedersen.

Mozolnie szli wiec dalej, udreczeni i zrozpaczeni. Jennifer, mimo ze odpowiednio ubrana, zupelnie stracila czucie w odretwialych policzkach. Jak wytrzymywali to inni?

– Popatrzcie! – zawolal nagle Svein. – Brama!

– No, dzieki Bogu! – odetchnela z ulga jedna z kobiet.

Kiedy sie znalezli na terenie okalajacym hotel, stracili z oczu droge i rowy, ktore umozliwialy im orientacje, ale to sie juz nie liczylo. Z ogromna ulga przeszli pod wielkim portalem ze zniszczonym napisem „Trollstolen”.

– Gdzie jest hotel? – wykrzyknal Rikard.

Zrobilo sie juz zupelnie ciemno, a poza tym z powodu zamieci nie dalo sie na dluzej otworzyc oczu.

Ivar przystanal, zastanawiajac sie przez chwile. Jennifer, stojaca w poblizu, zauwazyla, ze jeden z jego policzkow jest pokryty warstewka sniegu. Prawdopodobnie wszyscy, wygladali podobnie. Dotknela twarzy i stwierdzila, ze cala prawa strone ma osniezona.

– Bylem tu dawno temu – wyjasnil Ivar – ale mysle, ze do glownego budynku musimy isc tedy. Chodzmy! Mam racje, Svein?

Chlopak sie zawahal.

– Tak mi sie wydaje.

Po przejsciu kilku krokow Ivar potknal sie o dyszel san. Natychmiast pomogli mu wstac, a on otrzepal ubranie.

– Chyba cos widze – zakrzyknela Trine.

– To moze byc budynek.

Mieli racje. Wszyscy westchneli z ulga, kiedy Ivar odnalazl glowne wejscie.

– Ale czy uda sie nam tam dostac? – jeknela Trine Pedersen. – Och, musze sie natychmiast rozgrzac!

– Mam klucz – uspokoila ja Jennifer. – W pewnym sensie hotel nalezy do mnie. A wiec, zapraszam!

Chyba jeszcze nigdy osiem osob nie weszlo do domu tak szybko!

– Ojej, ale tu ciemno! – przerazila sie Jennifer, a jej glos odbil sie gluchym echem w duzym zatechlym holu.

Ktos wlaczyl kontakt, ale swiatlo sie nie zapalilo.

– Prad jest odciety – stwierdzil Svein.

– Swietnie – mruknela elegancka dama. – Wprawdzie umknelismy przed wiatrem i sniegiem, ale tutaj nie jest wcale cieplej niz na zewnatrz. Taki tu chlod i wilgoc!

Rozblysnal plomyczek zapalniczki.

– O, wlasnie! – pochwalil Rikard – to bylo madre.

W slabym swietle ukazala sie niewielka czesc ponurego wiekowego pomieszczenia, a Trine krzyknela:

– Swiecznik, tam, na stole!

Zapalili go i teraz lepiej widzieli hol.

Jennifer rozejrzala sie wokol. Gdyby chciala, moglaby odziedziczyc Trollstolen.

Przeszedl ja dreszcz. Takie budowle zawsze ja przerazaly, a ta napawala ja najgorszymi obawami. Kontuar recepcji byl brudnobrazowy, pociety i porysowany, meble tez pomalowano na ten sam posepny kolor. Ale nie to okazalo sie najgorsze. Hol udekorowano powykrzywianymi korzeniami majacymi przedstawiac nie istniejace tajemnicze zwierzeta i olbrzymiego trolla o odrazajacym wygladzie, zerkajacego na wchodzacych. W kazdym kacie staly rzezby masowej produkcji polakierowane na ciemnobrazowy kolor, w katach rozstawiono duze skrzynie, a na scianach wisialy wyblakle kilimy pokryte kurzem i pajeczynami.

Nie tylko Jennifer wzdrygnela sie na ten widok.

W tym samym momencie podmuch wichury natrafil na jakas przeszkode i zebrani w holu ludzie uslyszeli jakby wybuch przeciaglego szyderczego smiechu.

Dom sie doczekal gosci.

Glos Rikarda wyrwal Jennifer z zamyslenia pomieszanego ze strachem. Takie wrazenie wywarlo na niej to hotelowe monstrum.

Вы читаете W Snieznej Pulapce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату