z nich. Po kilku dniach czy tygodniach – co za roznica? – poszla na komisariat i z powazna mina znow wskazala tego samego czlowieka.

Pol roku pozniej rozpoczal sie proces Richarda Umbria. Po trzech tygodniach, ubrana w prosta niebieska sukienke i pantofelki, zlozyla zeznania przed sadem. Po raz ostatni wskazala palcem tego czlowieka. Richard Umbrio dostal dozywocie.

A ona wrocila do domu.

Niewiele jadla. Ciagle chowala jedzenie po kieszeniach albo po prostu trzymala je w reku. Malo spala. Lezala w ciemnosciach, oczami nietoperza wypatrujac czegos, czego nie potrafila nazwac. Czesto nieruchomiala i sprawdzala, czy potrafi cicho oddychac.

Czasem w drzwiach jej pokoju stawala matka, nerwowo skubiac bluzke bladymi palcami. Z glebi domu dochodzil wtedy glos ojca: „Chodz do lozka, Louise. W razie czego cie zawola”.

Ale Catherine nigdy jej nie wolala.

Mijaly lata. Catherine dorastala, jej ramiona wyprostowaly sie, wlosy urosly i wkrotce odkryla, ze obdarzona jest ta dziwna, magnetyczna uroda, dla ktorej mezczyzni traca glowe. Miala biala skore, proste czarne wlosy i wielkie granatowe oczy. Mezczyzni jej pragneli. Dlatego wykorzystywala ich bez skrupulow. Nie jej wina. Nie ich wina. Po prostu niczego nie czula.

Matka umarla w 1994 roku. Na raka. Na pogrzebie Catherine probowala plakac. Nie potrafila jednak wycisnac z oczu nawet jednej lzy, a jej chrapliwy szloch brzmial nieszczerze.

Wrocila do pustego domu i probowala wiecej o tym nie myslec, choc czasami, ni stad, ni zowad, przypominala jej sie matka stojaca w drzwiach pokoju. „Chodz do lozka, Louise. W razie czego cie zawola”.

„Hej, skarbie. Zginal mi piesek. Nie pomoglabys mi go poszukac?”

Listopad roku dziewiecdziesiatego osmego. Kobieta nazwana niegdys Cudem Swieta Dziekczynienia lezala naga, skulona w bialej wannie i drzala z zimna, sciskajac w dloni brzytwe. Mialo stac sie cos zlego. Zapadaly ciemnosci. Tym razem nie bedzie powrotu.

„Chodz do lozka, Louise. W razie czego cie zawola”.

„Hej, skarbie. Zginal mi piesek. Nie pomoglabys mi go poszukac?”

Ostrze, cienkie i lekkie. Pieszczotliwie muskajace nadgarstek. Cieple, czerwone struzki splywajace po skorze.

Zadzwonil telefon. Catherine ocknela sie z letargu i odebrala. Ten telefon ocalil jej zycie. Cud Swieta Dziekczynienia sie odrodzil.

Myslala o tym w tej chwili. W tle slychac bylo glos spikera:

– Uzbrojony mezczyzna zaczal strzelac do swoich sasiadow, po czym zabarykadowal sie w domu. Zdaniem bostonskich antyterrorystow sytuacja jest napieta i niezwykle niebezpieczna.

Synek szlochal w jej ramionach!

– Mamusiu, mamusiu, mamusiu. A z dolu dobiegl ryk meza:

– Wiem, co knujesz! Masz mnie za glupka? Wybij to sobie z glowy. Nie ujdzie ci to na sucho, zeby nie wiem co. Nie tym razem!

Jimmy wbiegl po schodach do ich sypialni.

Telefon juz raz ocalil Catherine Gagnon zycie. Modlila sie, by stalo sie tak i tym razem.

– Halo, policja? Slyszycie mnie? Chodzi o mojego meza. Chyba ma bron.

Rozdzial 2

Bobby od szesciu lat byl czlonkiem Specjalnej Grupy Taktyczno-Operacyjnej policji stanu Massachusetts (STOP). Wzywany byl na akcje co najmniej trzy razy w miesiacu – i to najczesciej w swieta – wiec myslal, ze nic go juz nie zaskoczy. Tego wieczoru okazalo sie, ze sie mylil.

Pedzil ulicami Bostonu. Z piskiem opon skrecil w prawo na Park Street, kierujac sie ku zwienczonej zlota kopula siedzibie parlamentu stanowego, odbil w lewo na Beacon, wzdluz parku. O malo nie dal plamy – probowal dojechac Arlington do samego Marlborough, ale poniewczasie uprzytomnil sobie, ze Marlborough jest jednokierunkowa i prowadzi w zlym kierunku. Tak to jest, gdy sie zwykle omija centrum szerokim lukiem. Jak szaleniec wcisnal hamulec, skrecil kierownice i z wcisnietym klaksonem przecial trzy pasy ruchu, by pozostac na Beacon. Teraz mial trudniejsze zadanie, musial wypatrywac bocznej drogi dochodzacej do Marlborough. W koncu ruszyl za erka jadaca na sygnale.

Po przybyciu na rog Marlborough i Gloucester od razu zauwazyl wiele szczegolow. Niebieskie radiowozy policji miejskiej i stanowej zablokowaly kwartal ulic w samym sercu Back Bay. Miedzy kilkoma kamienicami rozciagala sie zolta tasma i umundurowani policjanci zajmowali stanowiska na skrzyzowaniach. Na miejscu byla juz erka i kilka wozow transmisyjnych lokalnych stacji telewizyjnych.

Zaczynalo sie.

Bobby zaparkowal crown vica obok radiowozu, wyskoczyl z samochodu i pobiegl do bagaznika. Mial w nim wszystko, czego potrzebuje dobrze wyszkolony snajper policyjny. Karabin, celownik optyczny, amunicje, mundury polowe – czarny i maskujacy, siatke maskujaca, kamizelke kuloodporna, ubranie na zmiane, cos na zab, wode, poduszke, okulary noktowizyjne, lornetke, dalmierz, wojskowy szwajcarski scyzoryk, farbe do twarzy i latarke. Policjanci z miasta wozili w bagazniku zapasowe opony, a policjant stanowy mogl przezyc miesiac, nie ruszajac sie z samochodu.

Bobby wyjal plecak i rozejrzal sie.

W odroznieniu od innych oddzialow antyterrorystycznych, czlonkowie jednostki Bobby’ego nigdy nie przybywali na miejsce zdarzenia w grupie. Bylo ich trzydziestu dwoch, rozrzuconych po calym Massachusetts, od Cape Cod po pogorze gor Berkshire. Kwatera glowna miescila sie w Adams, w zachodniej czesci stanu. To tam dowodca Bobby’ego przyjal wezwanie od Framingham Communications i zadecydowal o przystapieniu do akcji.

W takich sytuacjach jak ta – gdy uzbrojony napastnik bierze zakladnikow – wzywano wszystkich trzydziestu dwoch czlonkow jednostki. Niektorym dojazd zajmie trzy do czterech godzin. Innym, tak jak Bobby’emu, niecaly kwadrans. Tak czy inaczej, dowodca jednostki szczycil sie tym, ze w ciagu godziny moze w dowolne miejsce sciagnac co najmniej pieciu ludzi.

Bobby rozejrzal sie i zauwazyl, ze przybyl jako jeden z pierwszych. Oznaczalo to, ze nie ma chwili do stracenia.

Wiekszosc oddzialow antyterrorystycznych skladala sie z trzech grup: szturmujacej, blokujacej i snajperskiej. Grupa blokujaca ma za zadanie zabezpieczyc okolice. Snajperzy zajmuja pozycje na zewnatrz zablokowanego obszaru i pelnia funkcje zwiadowcze – przez celownik lub lornetke obserwuja, co dzieje sie wewnatrz budynku, i skladaja regularne meldunki. Druzyna szturmowa natomiast przystepuje do akcji tylko w ostatecznosci – jesli negocjatorowi nie uda sie naklonic podejrzanych do poddania sie, wdziera sie do budynku. Na ogol konczy sie to krwawo i raczej starano sie tego unikac, ale czasem nie bylo innego wyjscia.

Kazdy czlonek jednostki STOP mogl wykonywac wszystkie te zadania, nie bylo specjalizacji. Poniewaz przyjezdzali na miejsce zdarzenia oddzielnie, szkolono ich we wszystkich aspektach dzialan antyterrorystycznych po to, by mogli z marszu przystapic do akcji. Innymi slowy, choc Bobby byl jednym z osmiu snajperow w jednostce, na razie nie szukal dobrej snajperskiej pozycji.

Najpierw nalezy zabezpieczyc okolice. To rozwiazuje dziewiecdziesiat procent problemow. Kontrolowac i blokowac. Do tego potrzeba co najmniej dwoch ludzi, ustawionych naprzeciwleglych skrzyzowaniach i obserwujacych okolice po przekatnych.

Bobby to jeden. Teraz trzeba znalezc drugiego. Przy krawezniku staly trzy radiowozy policji stanowej, wiec gdzies tu musza byc ludzie z jego jednostki. Zauwazyl biala furgonetke sluzaca za stanowisko dowodzenia. Zarzucil plecak na ramie i podbiegl do niej.

– Bobby Dodge, policja stanowa – powiedzial, wchodzac do srodka i wyciagajac reke.

– Porucznik Jachrimo. – Dowodca uscisnal mu dlon, mocno i szybko. Byl z policji miejskiej, nie stanowej. To Bobby’ego nie zdziwilo, sprawa podlegala jurysdykcji policji bostonskiej, a komendant policji stanowej pewnie byl dwie godziny drogi stad. Choc Bobby wolalby miec do czynienia ze swoim dowodca, nauczyl sie byc grzeczny dla innych. Oczywiscie bez przesady.

Jachrimo rysowal wykres Gantta w gornym lewym rogu wiszacej przed nim bialej tablicy.

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×