Mezczyzna byl bardzo uprzejmy. Nazywa sie George Harlow i jest konsultantem, o czym powiadomil Bobby’ego, prowadzac go szerokimi schodami na gore. Prawie bez przerwy jest w rozjazdach, to doprawdy szczesliwy zbieg okolicznosci, ze akurat dzis zostal w domu. Jego kamienica jest mniejsza od pozostalych i moze nie tak ladna, ale za to w calosci nalezy do niego. Sasiedzi zachodza w glowe, ile moglaby kosztowac. W zeszlym miesiacu jedna z okolicznych kamienic poszla za prawie dziesiec milionow dolarow. Dziesiec milionow. Tak, ojciec George’a, choc pijak, zostawil mu niezly spadek. Wszystko byloby cacy, gdyby nie te cholerne podatki od nieruchomosci.

Czy moglby dotknac policyjnego karabinu?

Bobby powiedzial, ze nie.

Weszli do sypialni. Byla przestronna, ale prawie nieumeblowana, na scianach nie wisialy zadne obrazy. Facet rzeczywiscie musial rzadko tu bywac. Bobby widywal przytulniejsze pokoje w hotelach. Za to sciana od strony ulicy byla cala oszklona, z rozsuwanymi drzwiami na srodku. Idealnie.

– Prosze zgasic swiatla – powiedzial.

Harlow wykonal polecenie, tlumiac chichot.

– Ma pan jakis stol? – zapytal Bobby. – Byle jaki. Krzeslo tez by sie przydalo.

Mial stolik do kart. Bobby rozstawil go, a gospodarz przyniosl skladane metalowe krzeslo. Oddech Bobby’ego byl przyspieszony. Od wspinaczki na trzecie pietro? A moze od przyplywu adrenaliny wywolanego swiadomoscia ze zaraz wszystko sie zacznie?

Byl na miejscu zdarzenia od pietnastu minut, niezly, ale nie nadzwyczajny wynik. Pewnie przyjechali juz inni czlonkowie jego jednostki. Blokada sie zaciesniala. Wkrotce mial przybyc nastepny obserwator, a polem grupa negocjatorow nawiaze kontakt z ludzmi w mieszkaniu.

Bobby polozyl sig sauera na stoliku. Uchylil drzwi balkonowe na tyle, by w szparze zmiescila sie lufa. Usiadl na metalowym krzesle Harlowa, wlaczyl radio zamontowane w kamizelce kuloodpornej i zaczal mowic do odczytujacego drgania szczeki mikrofonu polaczonego z odbiornikiem, ktory umiescil w uchu.

– Snajper Jeden zglasza sie.

– Slucham, Snajper Jeden – odpowiedzial porucznik Jachrimo.

Bobby przylozyl oko do celownika i wreszcie poznal Gagnonow.

Rozdzial 3

Widze odwroconego plecami bialego mezczyzne, okolo metr osiemdziesiat wzrostu, krotkie brazowe wlosy, ciemnoniebieska koszula. Stoi metr od drzwi balkonowych od frontu budynku, ktory od tej pory bede nazywal strona A. Drzwi maja okolo metra szerokosci, otwieraja sie na zewnatrz i patrzac od lewej strony, sa trzecim otworem w scianie. Pierwszy to okno odsuwane do gory, ma okolo pol metra szerokosci i dwoch metrow wysokosci. Otwor drugi to okno tego samego typu, o rozmiarach czterdziesci centymetrow na dwa metry. Tak samo wyglada otwor numer cztery.

Opisujac trzecie pietro domu Gagnonow, Bobby uwaznie obserwowal. Mezczyzna za szyba stal nieruchomo. Patrzyl na kogos, szukal czegos? Obie rece trzymal przed soba, wiec nie bylo widac, czy jest uzbrojony.

Bobby wypatrywal kobiety i dziecka. Bezskutecznie.

Na srodku sypialni, rownolegle do drzwi balkonowych, stalo wielkie lozko z kutego zelaza, z lekkimi bialymi draperiami. Za nim widac bylo szereg bialych rozsuwanych drzwi; to pewnie garderoba. Po lewej stronie wneka, a w niej chyba nastepne drzwi. Co jest za nimi? Lazienka? Salon?

Duzy pokoj, z wieloma kryjowkami. Robi sie coraz ciekawiej.

Wyregulowal ostrosc, usilujac zobaczyc, co kryje sie we wnece po lewej stronie, ale nic to nie dalo. Rzucil okiem na pozostale okna, w ktorych palilo sie swiatlo, lecz nie zobaczyl ani sladu pozostalych mieszkancow.

Wiec gdzie jest zona i dziecko? Schowali sie za draperiami? W garderobie? A moze leza martwi na podlodze?

Poczul ucisk w zoladku. Zmusil sie, by gleboko zaczerpnac powietrza i je wypuscic. Skup sie. Badz czescia wydarzen, a zarazem poza nimi. Nabierz dystansu.

Znacie roznice miedzy strzelcem a snajperem? Strzelec ma puls. Snajper nie.

Bobby przygotowal sie na dlugie oczekiwanie: poprawil karabin, ulozyl go na poduszce tak, by lufa byla na odpowiedniej wysokosci. Przesunal krzeslo i oparl sie o stolik, przyciskajac kolbe do ramienia. Kiedy bylo mu juz wystarczajaco wygodnie, a bron stala sie niczym trzecia reka, wychylil sie do przodu, przylozyl policzek do kolby i spojrzal w celownik, ktory zdawal sie obejmowac caly swiat. Teraz nic mu juz nie umknie.

Znow spojrzal w okno. Mezczyzna zagladal za lozko.

Bobby wlozyl do komory kule ze wzmocnionym czubkiem i powoli skierowal celownik na tyl glowy mezczyzny. Oddychal plytko, mial rowny puls. Reka nawet przez chwile nie zadrzala.

Policyjni snajperzy ucza sie tylko jednego – jak blyskawicznie unieszkodliwic podejrzanego, ktory moze trzymac palec na cynglu. Innymi slowy, Bobby co miesiac cwiczyl przestrzeliwanie pnia mozgu.

Pozycja mu odpowiadala. Kat nieduzy, odleglosc znosna. Szyba w drzwiach balkonowych spowoduje lekkie zakrzywienie toru lotu kuli, ale to nie problem. Cel stal nieruchomo, wiec nie trzeba bylo wodzic za nim karabinem, a przy tak malym dystansie warunki atmosferyczne nie graly roli.

Cofnal sie od celownika tak, by nie poruszyc karabinu, i prawa reka zaczal robic notatki w ksiazce meldunkowej. Napisal, jaka ma amunicje i jak ustawil bron. Podniosl do oczu lornetke, zapewniajaca mu szersze pole widzenia, i wrocil do obserwacji mieszkania po drugiej stronie ulicy.

Mezczyzna przesunal sie lekko w strone lozka. Bobby byl coraz bardziej napiety, koncentracja osiagala crescendo. Poczatkowo nie wiedzial, dlaczego tak sie dzieje. Zauwazyl to dopiero po chwili.

Wrazenie to wywolywala poza, w jakiej mezczyzna stal; mial wyprostowane ramiona, sterczace lokcie, lekko rozstawione nogi, jakby chcial wydawac sie wiekszy i silniejszy. Jakby chcial pokazac, ze on tu rzadzi. Bobby byl gotow sie zalozyc, ze jego twarz, ktorej nie widzial, jest czerwona, wykrzywiona furia.

Znow zaczal rozgladac sie za zona i dzieckiem, ale ich nie zauwazyl. Musieli jednak byc w tym pokoju, inaczej mezczyzna by wyszedl. Bobby zalowal, ze nie widzi jego twarzy.

Korzystajac z tego, ze nic ciekawego sie nie dzialo, wrocil do szkicowania planu budynku dla czlonkow swojej jednostki. Zgodnie z regulami, boki kamienicy oznakowal literami A, B, C i D. Poniewaz po obu stronach i z tylu sasiadowaly z nia inne domy, zostawal tylko front, oznakowany litera A. Nastepnie ponumerowal pietra kamienicy cyframi od jednego do pieciu, wraz z piwnica. Na koniec zaznaczyl wszystkie otwory w scianie A i podal, ktore sa drzwiami, a ktore oknami, okreslil ich przyblizone rozmiary i ponumerowal je, poczynajac od lewej strony.

Teraz wszyscy beda mieli do dyspozycji identyczne plany. Mezczyzna stal za drzwiami balkonowymi od strony A, na poziomie czwartym, w otworze trzecim, czy tez, jak Bobby powiedzialby w skrocie, gdyby zaczelo robic sie goraco, jeden mezczyzna A-cztery-trzy. Bez koniecznosci precyzowania, po czyjej lewej, a po czyjej prawej stronie. Trzy szybkie wspolrzedne i bum, wszystko jasne.

Po naszkicowaniu planu Bobby, nauczony wieloletnim doswiadczeniem, sprawdzil kilka szczegolow. Czy podejrzany przygotowal sie na dluzsze oblezenie? Zabarykadowal drzwi, pozabijal okna? Czy probuje cos ukryc? Czy spuscil zaluzje, poprzestawial meble, tak by zaslonic widok? Wszystko to sa powazne znaki ostrzegawcze. Podobnie jak strzaly padajace z okien czy otwarte grozby.

Jak dotad panowal spokoj. W calym budynku nie widac bylo nikogo oprocz samotnego mezczyzny stojacego metr za drzwiami balkonowymi, A-cztery-trzy.

Bobby odsunal lornetke od oczu i zaczal ogladac pokoj przez celownik karabinu.

Zimny wiatr dmuchal na niego przez uchylone drzwi balkonowe. Twarz marzla, palce sztywnialy. Kiedy zjawi sie obserwator, kaze mu zamknac drzwi, ale usiasc na tyle blisko, by mogl je w mgnieniu oka otworzyc. Na razie jednak wszystko gra. Oddycha rowno, jest odprezony. Zaraz nadejdzie moment pelnej koncentracji. Jest spokojny, ale gotowy. Czujny, ale rozluzniony. Mierz tak, by jak najmniej chybic. Nie myslal juz o stoliku na karty, zimnym listopadowym wietrze ani o fakcie, ze pan Harlow ciagle stoi w drzwiach za jego plecami i czeka, az cos zacznie sie dziac.

Niedlugo przyjedzie negocjator, skontaktuje sie z podejrzanym przez telefon i sprobuje pokojowo rozwiazac sytuacje. Bedzie go przekonywalby odpuscil sobie teraz, gdy grozi mu co najwyzej troche wstydu, o ile nikomu jeszcze nic sie nie stalo. Jesli zona i dziecko sa ranni albo, co gorsza, nie zyja, bedzie wiecej klopotow. Ale ludzie

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×