– Raczej mam treme.

– Trudno sie dziwic.

Zamyslil sie.

– Oczyscili mnie z zarzutu zabojstwa Jimmy’ego i Copleya, wiec pod tym wzgledem wszystko gra. Ale im podpadlem. To, ze pomagalem Catherine, sposob, w jaki prowadzilem sledztwo… Spalilem za soba wiele mostow. Sluzba w STOP wymaga umiejetnosci pracy w zespole. A wielu chlopakow watpi, czy jestem do tego zdolny.

– A co ty myslisz?

– Brak mi tej roboty – wyznal. – Jestem w tym dobry, a gdybym musial znow to udowodnic, coz, udowodnie to. Nie boje sie wyzwan.

– Czy uwazasz, ze jestes zdolny do pracy w zespole?

– Pewnie. Ale to nie znaczy, ze jestem gotow do robienia glupot. Jesli wszyscy zaczna skakac z mostu, zrobisz to samo, czy dla dobra ogolu powiesz: „Ej, chlopaki, przestancie, to bez sensu”? Z calym szacunkiem dla D.D. i innych sledczych, nie mieli pojecia, co dzialo sie u Gagnonow.

A ja owszem. Dzialalem zgodnie z wlasnym sumieniem. I jestem z tego dumny. Tak wlasnie powinien postepowac dobry policjant.

– No prosze, Bobby, poczyniles wielkie postepy.

– Robie, co moge.

Znizyla glos, wiec od razu domyslil sie, o co spyta.

– Nadal o nim snisz?

– Czasem.

– Jak czesto?

– Nie wiem. – On tez zaczal mowic ciszej. Nie patrzyl na nia, wbil wzrok w dyplom na scianie. – Trzy, cztery razy w tygodniu.

– To juz lepiej.

– Tak.

– A jak sypiasz?

– Jako tako. Przede mna dluga droga.

– Czy kiedykolwiek przestaniesz myslec o Jimmym Gagnonie?

– Watpie. Zabilem go. To wielki ciezar. Zwlaszcza ze byc moze nie zasluzyl na smierc. Zwlaszcza ze… no wlasnie, w tym caly problem. Minely dwa miesiace, a ja nadal nie jestem pewien, co stalo sie tamtej nocy.

– Policja nie postawi zarzutow Catherine?

– Nie maja dowodow.

– Przeciez mowiles, ze znalezli w jej komodzie pistolet.

Wzruszyl ramionami.

– I czego to dowodzi? Ze strzelala we wlasnym domu? To nie jest zabronione. To ja podjalem decyzje, by zabic Jimmy’ego. To ja widzialem jego twarz. To ja pociagnalem za spust.

– Nienawidzisz jej?

– Czasami.

– A co czujesz oprocz tego?

Usmiechnal sie kwasno.

– Wolalbym zachowac to dla siebie.

Doktor Lane pokrecila glowa.

– To niebezpieczna kobieta, Bobby.

– Co ty powiesz…

– No dobrze, na razie wystarczy. Podpisalam papiery i wyslalam je porucznikowi Bruniemu. Oczywiscie, mozesz do mnie dzwonic, kiedy tylko zechcesz.

– Dziekuje.

– Powodzenia, Bobby.

A on odparl szczerze:

– Dziekuje. Bardzo dziekuje.

Szedl Newbury Street w strone parku. Dzieci biegaly w labiryncie drzew i lapaly platki sniegu na jezyki. Dorosli spacerowali zakutani w grube kurtki. Niektorzy trzymali dzieci za reke. Inni prowadzili zziajane psy.

Bobby nie od razu ich zauwazyl. Ale ich widok byl dla niego milym zaskoczeniem.

Podszedl do Catherine, jak zawsze pieknej, ubranej w czarny welniany plaszcz, ciemnofioletowy szalik i rekawiczki. Nathan nie siedzial obok niej. Gonil dwojke innych dzieci, pies biegl tuz za nim.

– Zmienil sie nie do poznania – powiedzial Bobby i usiadl.

Catherine spojrzala na niego, usmiechnela sie, po czym podazyla wzrokiem za Nathanem.

– I to w dwa tygodnie. Kto by pomyslal.

– A wiec nowa dieta sie sprawdzila.

– Nie ma to jak syrop kukurydziany z duza zawartoscia fruktozy. Okazuje sie, ze glukoza i galaktoza przetwarzane sa przez gen GLUT2, ktory u Nathana ulegl mutacji. Za to fruktoze przenosi GLUT5 i dzieki temu jego organizm o wiele lepiej ja przyswaja. Teraz nie tylko dostaje wiecej kalorii, ale w koncu ma zrodlo energii, ktora moze przetwarzac i wykorzystywac.

– To doskonale.

Usmiechnela sie znowu, ale po chwili spowazniala, co zdarzalo jej sie ostatnio czesto.

– Przez cale zycie bedzie na scislej diecie, a i tak czeka go masa klopotow. Jego cialo nie wchlania substancji odzywczych tak, jak powinno. Zawsze bedzie musial uwazac na zdrowie i Bog raczy wiedziec, ile jeszcze wystapi powiklan.

– Macie juz w tym wprawe.

– Szkoda, ze wczesniej nie poznalam przyczyny choroby. Moze wtedy moglabym mu lepiej pomoc. Szkoda, ze… Tak wielu rzeczy zaluje.

Bobby nie wiedzial, co powiedziec, wiec wzial ja tylko za reke.

– Jakies wiesci o domu? – spytal po chwili.

– Juz sprzedany.

– Jezu, szybko poszlo.

– Domy w Back Bay maja wziecie. Nawet za taka cene.

Bobby pokrecil glowa. Catherine wycenila mieszkanie na cztery miliony. Nie mial pojecia, skad ludzie biora tyle pieniedzy.

– I co teraz?

– Moze przeniesiemy sie do Arizony? Gdzies, gdzie jest cieplo, gdzie Nathan bedzie mogl calymi dniami siedziec na dworze. Gdzies, gdzie nikt nie slyszal o Jamesie Gagnonie i Richardzie Umbriem. Gdzies, gdzie bedziemy mogli zaczac wszystko od nowa.

– A co z Maryanne?

– Przykro jej z powodu tego, co zrobil nam James. Chyba tez chcialaby zaczac nowe zycie i spedzac wiecej czasu z Nathanem. Z drugiej strony… Wiesz, ona naprawde kocha Jamesa. Nawet po tym wszystkim nie moze zdobyc sie na to, by go opuscic.

James byl w spiaczce. Utrata krwi i uszkodzenia narzadow wewnetrznych sprawily, ze jego organizm po prostu sie wylaczyl. Lekarze nie sadziliby kiedykolwiek mial odzyskac swiadomosc. Dziwili sie, ze w ogole zyje.

– Moze kiedys – mruknal Bobby.

Catherine skinela glowa.

– Maryanne lubi Arizone. Mowila, ze zawsze chcieli kupic tam dom. Moze wiec, kiedy juz bedzie po wszystkim…

Teraz on skinal glowa. Spojrzeli na Nathana. Szybko biegal. Byl zarumieniony. Figlarz ujadal, dzieci sie smialy.

– Nadal masz koszmary? – spytal Bobby.

– Co noc kilka. – Usmiechnela sie blado.

– Z toba czy z nim w roli glownej?

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату