Catherine wlozyla lufe pistoletu w usta Richarda. Przez ulamek sekundy mial bardzo, bardzo zdziwiona mine. Nacisnela spust.

Glowa Richarda Umbria doslownie eksplodowala.

Zwalil sie na Catherine. Zaczela krzyczec.

Bobby sciagnal go z niej. Objal ja, przytulil.

– Ciii… – mowil. – Ciii… juz wszystko w porzadku. To koniec. Juz po wszystkim. Jestes bezpieczna. Catherine, jestes bezpieczna.

Ale to nie byl koniec. To nigdy sie nie skonczy. Jest zbyt wiele rzeczy, o ktorych Bobby nie wie.

Zaczela plakac. Bobby poglaskal ja po wlosach i wtedy rozplakala sie na dobre, bo lepiej od niego wiedziala, ze to dopiero poczatek konca.

Przyszla policja. I ochrona hotelu. Wpadli z krzykiem do apartamentu, wymachujac odznakami i pistoletami. Bobby bez slowa oddal bron D.D., ktora wziela tez pistolet od Catherine. Sanitariusze zabrali sedziego. Lekarz opatrzyl ramie Bobby’ego. Asystenci lekarza sadowego wyniesli Harrisa i Umbria.

Wciaz jeszcze trwalo sporzadzanie listy szkod, kiedy jeden z policjantow wreszcie znalazl Nathana.

Chlopczyk pojawil sie na korytarzu, tulac do piersi rozczochranego pieska.

Zobaczyl Catherine, ktorej kazano siedziec na sofie, choc blagalaby pozwolili jej poszukac dziecka.

– Mamusia? – odezwal sie wyraznie wsrod narastajacego halasu.

Catherine wstala. Rozlozyla ramiona. Puscil szczeniaka i rzucil jej sie na szyje.

– Mamusia – powiedzial i polozyl glowe na jej ramieniu.

Bobby usmiechnal sie do nich. D.D. skonczyla odczytywac mu jego prawa i wyprowadzila go.

Epilog

Styczen byl brzydki. Termometr pokazywal minus dwanascie stopni. Zimny wiatr przenikal do szpiku kosci.

Bobby’emu wlasciwie to nie przeszkadzalo. Szedl Newbury Street, w welnianej czapce naciagnietej na czolo i uszami schowanymi pod ciasno zawiazanym szalikiem, w puchowej kurtce. Na drzewach rosnacych wzdluz ulicy migotaly wesolo male biale swiatelka. W witrynach sklepow wciaz dominowaly jaskrawe, swiateczne kolory i ogloszenia o obnizkach cen:

Mimo mrozu na ulicach bylo duzo spacerowiczow pragnacych nacieszyc sie swiezym sniegiem. Coz, mieszkancy Nowej Anglii to twardzi ludzie.

To byl wazny moment w zyciu Bobby’ego. Wlasnie wracal z ostatniego spotkania z doktor Lane.

– Jak minely swieta? – spytala na poczatek.

– Dobrze. Spedzilem je z ojcem. Poszlismy do restauracji. Po co dwaj kawalerzy mieliby sami sobie gotowac?

– A co z twoim bratem?

– Nie odezwal sie.

– Twojemu ojcu musialo byc przykro.

–  Zachwycony nie byl, ale co mial zrobic? George jest dorosly. Nic na sile.

– A ty?

Bobby wzruszyl ramionami.

– Nie moge mowic w imieniu George’a, ale miedzy mna a Tatkiem wszystko w porzadku.

– A co z twoja matka?

– Ty znowu swoje. Ciagle bys tylko o niej rozmawiala.

– Skrzywienie zawodowe.

Westchnal i pokrecil glowa, zirytowany jej uporem. Coz, wczesniej czy pozniej musza o niej pomowic. Zawsze tak bylo.

– No dobra. Zadalem ojcu kilka pytan na jej temat, tak jak sie umowilismy. Tatko odpowiadal najlepiej, jak potrafil. Nawet… nawet rozmawialismy o tamtej nocy.

– Bylo ciezko?

Rozlozyl rece.

– Raczej… niezrecznie. Wiesz, jaka jest prawda? O tej wstrzasajacej nocy? Zaden z nas dobrze jej nie pamieta. Serio. Ja bylem za maly. Ojciec zbyt pijany. I moze… tak tylko zgaduje… moze dlatego mozemy jakos przejsc nad tym do porzadku dziennego, a George nie. On do tej pory widzi to, co sie wtedy stalo. A my, nawet kiedy probujemy… slowo honoru, nic z tego nie wychodzi.

– Czy twoj ojciec szukal kontaktu z matka?

– Mowil, ze tak, wiele lat temu, w ramach programu wychodzenia z alkoholizmu. Zadzwonil do jej siostry na Florydzie, powiedziala, ze przekaze wiadomosc. I na tym koniec.

– A wiec masz ciotke?

– Tak – powiedzial Bobby spokojnie. – I zyjacych dziadkow.

Doktor Lane zamrugala zdziwiona.

– A to nowina.

– No.

– Co o tym myslisz?

– O rany – przewrocil oczami i zasmial sie lekko, ale byl to smiech wymuszony. – Tak – powiedzial po chwili, wzdychajac ciezko. – To przykra sprawa. Kiedy czlowiek wie, ze ma rodzine, ktora go skreslila… to boli. Jak moze nie bolec? Wmawiam sobie, ze to ich strata. Wmawiam sobie wiele rzeczy. Ale prawde mowiac, wkurza mnie to.

– Myslales o tym, zeby sie z nimi skontaktowac?

– Tak.

– No i…?

– Sam nie wiem. To znaczy, mam trzydziesci szesc lat. Chyba jestem troche za stary, zeby szukac kontaktu z babcia i dziadkiem. Skoro sie do mnie nie odzywaja, to moze powinienem zrozumiec aluzje.

– Sam w to nie wierzysz.

Kolejne wzruszenie ramion.

– To o co tak naprawde chodzi? – Doktor Lane naprawde dobrze go poznala.

Westchnal, wbil wzrok w podloge.

– Po prostu takie sa uklady i tyle. Moja matka jest na Florydzie. George tez. On sie do nas nie odzywa, ona tez. Jak widac, w rodzinie nastapil rozlam. George zostawil ojca, ale odzyskal matke. Ja ojca nie zostawilem, wiec…

Uwazasz, ze dopoki bedziesz blisko ojca, matka sie do ciebie nie odezwie.

– Tak mysle.

Doktor Lane pokiwala glowa w zamysleniu.

– To calkiem mozliwe. Choc moim zdaniem dla ciebie i twojej matki byloby lepiej, gdybyscie byli ze soba w stalym kontakcie, bez wzgledu na ojca.

Bobby usmiechnal sie kwasno.

– No coz, jak chcesz, mozesz jej o tym napisac. – Spowaznial. Wzruszyl ramionami. – Jest, jak jest. Probuje stosowac sie do twoich rad, koncentrowac na rzeczach, ktore moge kontrolowac, a reszte sobie odpuszczac. Nie moge kontrolowac matki, dziadkow ani George’a.

– Bardzo rozsadnie.

– Tak, prawdziwy medrzec sie ze mnie zrobil.

Usmiechnela sie.

– Przejdzmy do innych spraw. Co z praca?

– Zaczynam w przyszlym tygodniu.

– Cieszysz sie?

Poprawil sie na krzesle.

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×