na jego drodze za kolejnym slepym zakretem.
Jego mysli wciaz wracaly do przeszlosci: Delmar, Carrie, Cindy Lakey…
Nigdy wiecej.
Melanie zabijala, tak, ale nie zaslugiwala na kare smierci. Nie byla przy zdrowych zmyslach, kiedy popelniala te morderstwa. Zreszta samoobrona zawsze, a zwlaszcza w tym przypadku, stanowila dostateczne usprawiedliwienie. Gdyby nie pozabijala ich co do ostatniego, wowczas pojmaliby ja niekonieczne dla zemsty, ale zeby prowadzic na niej dalsze eksperymenty. Gdyby nie zabila wszystkich dziesieciu ludzi, tortury trwalyby dalej.
Musial jej to jakos wytlumaczyc. Myslal, ze znalazl sposob.
Boze, prosze, zeby tylko sie udalo.
Westwood znajdowalo sie niedaleko. Z migajacym kogutem, lekcewazac wlasne bezpieczenstwo, powinien dojechac do kina za niecale piec minut.
Delmar, Carrie, Cindy Lakey… Melanie…
Nie!
Kino przypominalo lodownie.
Melanie zakwilila.
Laura zerwala sie z fotela, niepewna, co robic, wiedziala tylko, ze nie moze siedziec bezczynnie, kiedy To nadchodzi.
Temperatura powietrza gwaltownie spadala. Zrobilo sie nawet zimniej niz poprzedniego wieczoru w kuchni albo w pokoju motelowym, kiedy To skladalo im wizyty.
Z tylnego rzedu ktos poprosil Laure, zeby usiadla, i glowy odwrocily sie do niej nawet po drugiej stronie przejscia. Lecz po chwili uwage wszystkich przykul niewytlumaczalny chlod, ktory nagle zapanowal w kinie.
Earl rowniez wstal i tym razem wyciagnal rewolwer z podramiennej kabury.
Melanie wydala cienki, zalosny okrzyk, lecz nie otwarla oczu.
Laura chwycila ja, potrzasnela.
– Dziecinko, zbudz sie! Zbudz sie!
Fala niespokojnych szeptow przeplynela przez sale, kiedy inni widzowie komentowali nie zachowanie Laury, lecz coraz bardziej dotkliwe zimno. Potem wstrzasniety tlum zamilkl na krotka chwile, poniewaz olbrzymi ekran kinowy rozdarl sie od gory do dolu z przerazliwym trzaskiem, jakby sam Bog rozrywal tkanine niebios. Poszarpana linia czerni pojawila sie na srodku wyswietlanego obrazu, ekranowe postacie zafalowaly, twarze i ciala ulegaly groteskowym znieksztalceniom, kiedy srebrzysta powierzchnia, na ktorej istnialy, zaczela marszczyc sie, wydymac i obwisac.
Melanie rzucila sie na fotelu i uderzyla piesciami w powietrze. Ciosy trafily w Laure, ktora usilowala obudzic dziewczynke.
Zaledwie rozdarty ekran uciszyl publicznosc, gdy ciezkie kotary wiszace po obu stronach zostaly wyrwane z szyn w suficie. Zalopotaly w powietrzu niczym olbrzymie skrzydla, jakby sam diabel wlecial do kina i unosil sie nad sala; potem opadly z przeciaglym fuuusz! i utworzyly wielkie stosy martwej materii.
Tego bylo juz za wiele dla widzow. Przerazeni i oszolomieni ludzie wstawali z miejsc.
Laura zainkasowala kilka bolesnych ciosow w ramiona i twarz, zanim schwytala i unieruchomila nadgarstki Melanie. Obejrzala sie przez ramie w strone przedniej czesci sali.
Operator nie wylaczyl jeszcze sprzetu, wiec zniszczony ekran wciaz rozsiewal upiorna poswiate, a pod scianami lampy awaryjne w ksztalcie pochodni rzucaly nikly bursztynowy blask. Swiatla akurat wystarczylo, zeby wszyscy zobaczyli, co stalo sie potem. Puste fotele w pierwszym rzedzie oderwaly sie od podlogi, do ktorej byly przysrubowane, wystrzelily w gore i uderzyly w wielki ekran. Przebily tkanine na wylot.
Ludzie zaczeli krzyczec, kilka osob pobieglo w strone wyjsc na koncu sali.
– Trzesienie ziemi! – ktos wrzasnal.
Oczywiscie trzesienie ziemi nie tlumaczylo tych zjawisk i nikt nie dalby wiary takim wyjasnieniom. Lecz te slowa, straszace w Kalifornii od czasu wstrzasu w Northridge, wywolaly panike. Wiecej foteli – w drugim rzedzie – wyskoczylo z podlogi: sruby pekly, metal trzasnal, beton sypnal okruchami.
Zupelnie, pomyslala Laura, jakby jakas gigantyczna niewidzialna bestia weszla do kina z przodu i zblizala sie do nich, niszczac wszystko na swojej drodze.
– Uciekajmy stad – krzyknal Earl, chociaz wiedzial rownie dobrze jak ona, ze nie uciekna przed tym stworem.
Melanie przestala walczyc. Zwiotczala jak szmaciana lalka, opadla na fotel bezwladnie jak martwa.
Operator wylaczyl projektor i zapalil gorne swiatla. Wszyscy oprocz Laury, Earla i Melanie ruszyli lawa do wyjscia, polowa publicznosci juz opuscila sale.
Z sercem walacym jak mlot Laura wziela Melanie na rece i chwiejnie przeszla miedzy fotelami do przejscia. Earl trzymal sie tuz za nia.
Teraz fotele wylatywaly w powietrze z czwartego rzedu i rozbijaly sie z hukiem o zdemolowany ekran. Lecz najgorszy dzwiek dochodzil z drzwi awaryjnych po obu stronach ekranu. Otwieraly sie i zatrzaskiwaly raz po raz, walily o sciane i framuge z tak potezna sila, ze pneumatyczne amortyzatory, ktore mialy zapewnic ciche zamykanie, nie wytrzymywaly impetu.
Laura nie widziala drzwi, tylko klapiace paszcze, glodne paszcze, i wiedziala, ze gdyby jak glupia probowala uciekac tymi drzwiami, zamiast na parking przed kinem weszlaby do gardzieli jakiejs niewyobrazalnie ohydnej bestii. Wariacka mysl. Obled. Laura balansowala na granicy bezmyslnej paniki.
Gdyby wczesniej nie doswiadczyla zjawiska poltergeista na mniejsza skale we wlasnej kuchni, ten widok moglby doprowadzic ja do szalenstwa. Co to bylo? Co To bylo? I dlaczego, do cholery, chcialo dopasc Melanie?
Dan wiedzial. Przynajmniej czesciowo.
Ale niewazne, ile wiedzial, teraz i tak nie mogl im pomoc. Laura zwatpila, czy jeszcze kiedys go zobaczy.
Zwazywszy na fakt, ze znajdowala sie w stanie emocjonalnego wzburzenia graniczacym z histeria, mysl, ze juz nie zobaczy Dana, zabolala ja niespodziewanie mocno.
Zanim jeszcze dotarla do przejscia, kolana ugiely sie pod nia od ciezaru Melanie polaczonego z ciezarem strachu. Earl wepchnal rewolwer z powrotem do kabury i wzial dziewczynke z ramion matki.
Przy drzwiach do westybulu zostalo tylko pare osob i napieralo na tych z przodu. Niektorzy rozszerzonymi oczami ogladali sie za siebie, na niepojety chaos.
Laura i Earl zrobili zaledwie kilka krokow po tej samej wylozonej chodnikiem drodze ucieczki, kiedy fotele przestaly wylatywac w powietrze za nimi – i poderwaly sie z rzedow przed nimi. Po krotkim, niezdarnym powietrznym balecie sponiewierane fotele runely na chodnik i zablokowaly przejscie.
Melanie nie pozwolono wyjsc.
Trzymajac dziewczynke w ramionach, Earl rozejrzal sie dookola, niepewny, co ma robic.
Potem cos go popchnelo. Zatoczyl sie do tylu. Cos wyrwalo Melanie z jego objec. Dziewczynka potoczyla sie po chodniku i uderzyla o rzad foteli.
Laura z krzykiem podbiegla do corki, przewrocila ja na wznak, przylozyla reke do jej szyi. Wyczula puls.
– Laura!
Na dzwiek swojego imienia podniosla wzrok i z ogromna ulga zobaczyla Dana Haldane’a. Przepchnal sie przez tlum wychodzacy z sali. Pobiegl przejsciem w ich strone.
Przeskoczyl przez zwalone fotele, ktore niewidzialny wrog spietrzyl w przejsciu, i zblizajac sie zawolal:
– Wlasnie tak! Trzymaj ja w objeciach, chron ja. Dotarl do Laury i ukleknal obok.
– Zaslon ja wlasnym cialem, bo mysle, ze To cie nie skrzywdzi.
– Dlaczego?
– Pozniej wyjasnie. – Odwrocil sie do Earla, ktory podniosl sie na czworaki. – Z toba okay?
– Aha. Tylko pare guzow. Dan wstal.
Laura lezala w przejsciu, wsrod rozsypanej prazonej kukurydzy, zgniecionych papierowych kubkow i innych smieci, obejmujac Melanie, owinieta calym cialem wokol dziecka. Uswiadomila sobie, ze w kinie zapadla cisza, ze niewidzialna bestia przestala sie miotac. Lecz powietrze nadal bylo zimne, lodowate.
To nie odeszlo.
Dan powoli obracal sie dookola, czekajac, az cos sie stanie.
Kiedy cisza trwala, powiedzial: