Boris Akunin
Gambit turecki
Турецкий гамбит
Erast Fandorin 2
Przelozyl Jerzy Czech
Rozdzial pierwszy,
„Revue Parisienne”
14 (2 wg kalendarza rosyjskiego) lipca 1877 roku
Kobieta to stworzenie slabe i chwiejne, powiada swiety Augustyn. I ma racje ow mizogin i reakcjonista, po stokroc ja ma. Przynajmniej jesli chodzi o pewna osobe, ktora nazywa sie Warwara Suworow.
Wszystko zaczynalo sie jak zabawna przygoda, a tu prosze, czym sie konczy! Idiotka, zasluzyla sobie na to. Mama zawsze powtarzala: doigrasz sie, Waria, predzej czy pozniej; no i Waria sie doigrala. Ojciec zas, czlowiek nieprzecietnego umyslu i anielskiej cierpliwosci, podczas jednej z wielu burzliwych rozmow podzielil droge zyciowa corki na trzy okresy: diabelek w spodnicy – bicz bozy – zbzikowana nihilistka. Do dnia dzisiejszego Waria byla dumna z powyzszej diagnozy i mowila, ze nie zamierza poprzestac na dotychczasowych osiagnieciach, ale ta zarozumialosc okrutnie sie na niej zemscila.
No i dlaczego wlasciwie zgodzila sie zrobic postoj w karczmie, czy jak sie tu u nich nazywa ta ohydna nora? Woznica, podly zlodziej Mitko, zaczal marudzic:
Waria siedziala w kacie plugawej, ciemnej szopy, za stolem z nieheblowanych desek, i smiertelnie sie bala. Takiego dojmujacego, beznadziejnego leku doswiadczyla tylko raz, w wieku szesciu lat, kiedy rozbila ulubiona filizanke babci i w oczekiwaniu nieuchronnej kary schowala sie pod kanape.
Warto byloby sie pomodlic, ale kobiety postepowe sie nie modla. A tymczasem wygladalo na to, ze sytuacja jest absolutnie bez wyjscia.
Ale po kolei. Odcinek trasy Petersburg-Bukareszt przebyla szybko, a nawet komfortowo. Pociag pospieszny (dwa wagony pasazerskie i dziesiec platform z dzialami) w trzy dni dowiozl ja do stolicy ksiestwa rumunskiego. O czarne oczka ostrzyzonej panny, ktora palila papierosy i pryncypialnie zabraniala calowac sie w reke, oficerowie i urzednicy wojskowi, podazajacy w strone teatru dzialan wojennych, malo sie nawzajem nie pozabijali. Na kazdym przystanku przynosili jej bukiety i koszyki truskawek. Waria wyrzucala bukiety przez okno, bo to takie banalne, z truskawkami tez trzeba bylo dac sobie spokoj, gdyz dostawala od nich wysypki. Podroz spedzila wesolo i przyjemnie, chociaz pod wzgledem umyslowym i ideowym wszyscy ci kawalerowie przypominali pierwotniaki. Jeden kornet, co prawda, czytal Lamartine’a, ba, slyszal nawet cos o Schopenhauerze, a w dodatku zalecal sie delikatniej niz reszta, ale Waria kolezenskim tonem wytlumaczyla mu, ze jedzie do narzeczonego, i potem juz kornet zachowywal sie nienagannie. Byl zreszta nawet bardzo przystojny, podobny do Lermontowa. No, ale Bog z nim.
Drugi etap podrozy tez przebiegi bez najmniejszych klopotow. Z Bukaresztu do Turnu Magurele kursowal dylizans. Musiala sie wytrzasc i nalykac kurzu, ale za to cel wyprawy byl juz teraz na wyciagniecie reki – wedlug tego, co mowiono, kwatera glowna armii dunajskiej miescila sie na drugim brzegu rzeki, w Carewicach.
Pozostawalo teraz urzeczywistnic ostatnia, najpowazniejsza czesc Planu, opracowanego jeszcze w Petersburgu (Waria tak go w myslach nazywala – Plan, z duzej litery). Wczoraj wieczorem, pod oslona ciemnosci, przeprawila sie lodka przez Dunaj; troche powyzej Zimnicy, gdzie dwa tygodnie wczesniej bohaterska czternasta dywizja generala Dragomirowa forsowala te nieprzebyta zapore wodna. Tutaj zaczynalo sie terytorium Turcji, strefa dzialan bojowych i zwyczajnie mogli czlowieka aresztowac. Na drogach myszkowaly kozackie patrole, wystarczylo sie troche zagapic i wszystko na nic, raz-dwa odstawiliby z powrotem do Bukaresztu. Ale Waria, zmyslna dziewczyna, przewidziala to i odpowiednio sie przygotowala.
W bulgarskiej wiosce, polozonej na poludniowym brzegu Dunaju, w sama pore znalazla zajazd. Co wiecej, gospodarz rozumial po rosyjsku i za jedyne piec rubli obiecal dac sprawdzonego
Wyjechali, zanim sie jeszcze rozjasnilo, skrzypiaca, trzesaca
Ale nawet bez zabojstwa dalszy ciag byl paskudny. Zdrajca Mitko zaprowadzil towarzyszke podrozy do karczmy, podobnej raczej do jaskini zbojcow, usadzil za stolem, kazal podac ser i dzban wina, a sam zawrocil w strone drzwi, pokazujac na migi, ze zaraz przyjdzie. Waria rzucila sie za nim, nie majac najmniejszej ochoty zostawac w tej brudnej, ciemnej i smierdzacej norze, ale Mitko powiedzial, ze koniecznie musi sie oddalic… jak by to powiedziec… za potrzeba fizjologiczna. Kiedy nie zrozumiala, wyjasnil to gestami, wiec zawstydzona wrocila na miejsce.
Zalatwianie potrzeby przeciagnelo sie poza wszelkie dopuszczalne granice. Waria zjadla troche niesmacznego slonego sera, lyknela kwasnego wina, po czym, nie mogac juz zniesc uwagi, jaka zaczeli ja darzyc dosyc straszni goscie instytucji gastronomicznej, wyszla na dwor.
Wyszla i stanela jak wryta.
Po
Waria chciala wybiec na droge, a wtedy z karczmy wyskoczyl gospodarz w czerwonej koszuli, z purpurowym nosem, z brodawkami na policzku, krzyknal cos ze zloscia i zaczal gestykulowac: najpierw plac, potem mozesz sobie isc. Waria zawrocila, bo przestraszyla sie gospodarza, a zaplacic nie miala czym. Cicho usiadla w kacie i usilowala potraktowac to, co sie stalo, jak przygode. Nic z tego nie wyszlo.
W karczmie nie bylo ani jednej kobiety. Brudni, krzykliwi wiesniacy zachowywali sie zupelnie inaczej niz