prosze wierzyc mojemu doswiadczeniu.
W „polowym palacu” bylo w sumie szesc pokojow, dlatego funkcje poczekalni pelnil ganek, gdzie juz dreptalo w miejscu z dziesieciu generalow i starszych oficerow, oczekujacych wezwania przed cesarski majestat. Wszyscy wyglad mieli niezbyt madry, ale radosny: w koncu pachnialo orderami i awansami. Na Warie oczekujacy patrzyli ze zrozumiala ciekawoscia. Ta wzgardliwie spojrzala ponad ich glowami na zimowe slonce. Niech sobie lamia glowy, kim jest ta mlodziutka panna w woalce i po co zjawila sie na audiencji.
Oczekiwanie sie przeciagalo, ale wcale nie bylo nudno.
– Ktoz to tam tak dlugo, generale? – zwrocila sie Waria do wysokiego staruszka, mocno kosmatego na obu policzkach.
– Sobolew – odrzekl general, robiac znaczaca mine. – Juz pol godziny, jak wszedl. – Wyprostowal sie, dotknal wiszacego na piersi nowiutkiego orderu z czarno-pomaranczowa wstega. – Wybaczy pani, nie przedstawilem sie. Iwan Stiepanowicz Ganiecki, dowodca korpusu grenadierow. – Po czym zamilkl wyczekujaco.
– Warwara Andriejowna Suworow. – Waria skinela glowa. – Milo mi poznac…
Ale Fandorin, z niezwykla dlan w normalnych warunkach bezceremonialnoscia, nie pozwolil jej skonczyc:
– Prosze powiedziec, generale, czy p-przed samym szturmem byl u pana korespondent gazety „Daily Post”, McLaughlin?
Ganiecki z niezadowoleniem spojrzal na ubranego po cywilnemu mlokosa, ale widocznie uznal, ze do cara nie wzywaja byle kogo, bo odpowiedzial uprzejmie:
– A jakze, byl. Przez niego to wszystko.
– Co mianowicie? – z tepawym wyrazem twarzy spytal Erast Pietrowicz.
– No, jakze, czyzby pan nie slyszal? – General widocznie juz nie pierwszy raz musial sie tlumaczyc. – McLaughlina znam jeszcze z petersburskich czasow. Powazny czlowiek i przyjaciel Rosji, chociaz poddany krolowej Wiktorii. Kiedy powiedzial, ze lada chwila zjawi sie u mnie sam Osman, zeby sie poddac, wyslalem goncow na pierwsza linie, by bron Boze nie zaczeli strzelac. A sam, stary gamon, dalej przebierac sie w paradny mundur. – General usmiechnal sie zaklopotany, a Waria uznala, ze jest strasznie sympatyczny. – No i Turcy zajeli posterunki bez jednego wystrzalu. Dobrze choc, ze moi grenadierzy, zuchy, nie zawiedli, trzymali sie, poki Michail Dmitrijewicz nie uderzyl na tyly Osmana.
– Gdzie sie podzial McLaughlin? – spytal radca tytularny, zimnymi blekitnymi oczami patrzac prosto na Ganieckiego.
– Nie widzialem. – General wzruszyl ramionami. – Nie w glowie mi go bylo szukac. Zaczely sie takie rzeczy, ze ratuj Panie Boze. Baszybuzucy wdarli sie do samego sztabu, ledwie z zyciem uszedlem w tym swoim paradnym mundurze.
Drzwi sie otwarly, a na ganek wyszedl zarumieniony Sobolew, oczy mu plonely jakims szczegolnym blaskiem.
– Czego gratulowac, Michaile Dmitrijewiczu? – spytal general w czerkiesce ze zloconymi ladownicami, najwyrazniej z Kaukazu.
Wszyscy wstrzymali oddech, a Sobolew nie spieszyl sie z odpowiedzia, zrobil efektowna pauze. Obwiodl ich spojrzeniem, a do Warii wesolo mrugnal.
Ta jednak nie dowiedziala sie, jak wlasciwie obdarowal cesarz bohatera Plewny, bo zza plecow olimpijczyka wychynela calkiem ziemska fizjonomia Lawrientija Arkadijewicza Mizinowa. Naczelny zandarm przywolal palcem Fandorina i Warie. Serce nagle przyspieszylo rytm.
Kiedy przechodzila kolo Sobolewa, ten cichutko zaszeptal:
– Warwaro Andriejowno, z pewnoscia sie doczekam.
Z sieni trafili od razu do pokoju adiutanckiego, gdzie za stolami siedzieli dyzurny general i dwoch oficerow. Po prawej stronie byly prywatne pokoje cara, po lewej – gabinet do pracy.
– Na pytania odpowiadac glosno, wyraznie, wyczerpujaco – instruowal ich po drodze Mizinow – Szczegolowo, ale nie odbiegac od tematu.
W gabinecie, umeblowanym zwyklymi sprzetami z brzozy karelskiej, zastali dwojke ludzi: jeden siedzial w fotelu, drugi stal plecami do okna. Waria oczywiscie popatrzyla najpierw na siedzacego, nie byl to jednak Aleksander, tylko chudy staruszek w zlotych okularach, z madra, szczupla twarza i lodowatymi oczami, z ktorych nic nie dalo sie wyczytac. Kanclerz, ksiaze Korczakow, we wlasnej osobie – dokladnie taki jak na portretach, tyle ze troche subtelniejszy. Osobistosc poniekad legendarna. Ministerstwem spraw zagranicznych kierowal, kiedy Warii jeszcze nie bylo na swiecie. A co najwazniejsze, uczyl sie w slawnym liceum w Carskim Siole, razem z Puszkinem. To o nim mowil Poeta: „Pupilek mody, druh wielkiego swiata, kronikarz obyczaju znakomity”*[*Cytaty z wierszy Puszkina w przekladzie Adama Pomorskiego.]. Jednakze w wieku osiemdziesieciu lat „pupilek mody” przywodzil na mysl inny wiersz wlaczony do programu gimnazjalnego.
Reka kanclerza rzeczywiscie podrygiwala. Wyjal z kieszeni batystowa chusteczke i wysiakal nos, co nie przeszkodzilo mu arcywnikliwie przyjrzec sie najpierw Warii, a potem Erastowi Pietrowiczowi, przy czym tego ostatniego legendarna osobistosc ogladala dosyc dlugo.
Waria, zafascynowana widokiem carskosielskiego licealisty, calkiem zapomniala o najwazniejszej z obecnych w gabinecie osob. Zmieszana obrocila sie ku oknu, zastanowila i zrobila dyg, tak jak w gimnazjum, kiedy pani dyrektorka wchodzila do klasy.
Car, w przeciwienstwie do Korczakowa, wiecej uwagi niz Fandorinowi poswiecil jej osobie. Slawne romanowowskie oczy – uwazne, mesmeryzujace i wyraznie wypukle – byly surowe i wymagajace. Przeszywaja na wylot, tak sie to nazywa – pomyslala Waria i troszke sie rozzloscila. Niewolnicza psychologia i przesady. Po prostu imituje „wzrok bazyliszka”, z ktorego taki dumny byl jego tatusiek, oby z piekla nie wyjrzal. Wobec czego rowniez demonstracyjnie zaczela przygladac sie czlowiekowi wladajacemu osiemdziesieciomilionowym mocarstwem.
Spostrzezenie pierwsze: przeciez jest calkiem stary! Napuchniete powieki, mocno posiwiale bokobrody i podkrecone wasy, gruzlowate, podagryczne palce. W koncu w przyszlym roku skonczy szescdziesiatke. Prawie rowiesnik babci.
Spostrzezenie drugie: wcale nie taki dobrotliwy, jak pisza w gazetach. Raczej obojetny, zmeczony. Wszystko na swiecie zobaczyl, nic go nie zdziwi, nic specjalnie nie ucieszy.
Spostrzezenie trzecie, najciekawsze: pomimo wieku i koronowanej glowy, nie jest obojetny na wdzieki niewiescie. Bo inaczej po co bys, wasza cesarska mosc, bladzil wzrokiem po talii i piersiach? Widac prawda to, co mowia o nim i o ksieznej Dolgorukow, ktora jest od niego dwa razy mlodsza. Waria ostatecznie przestala sie bac Cara Oswobodziciela.
– Wasza cesarska mosc, to jest radca tytularny Fandorin. Ten wlasnie. A z nim jego pomocnica, panna Suworow – przedstawil ich szef zandarmerii.
Car nie powiedzial „dzien dobry” i nawet nie skinal glowa. Niespiesznie zakonczyl ogledziny figury Warii, potem zwrocil glowe w strone Erasta Pietrowicza i nieglosno rzekl po aktorsku ustawionym glosem:
– Pamietam, „Azazel”. No i Sobolew wlasnie mi mowil.
Usiadl za biurkiem i skinal na Mizinowa:
– Zaczynaj. A my z Michailem Aleksandrowiczem posluchamy.
Cesarz nie cesarz, ale moglby zaproponowac damie krzeslo – z dezaprobata pomyslala Waria, ostatecznie i nieodwolalnie rozczarowana do monarchizmu.
– Ile mam czasu? – spytal z szacunkiem general. – Wiem, jak najjasniejszy pan jest dzisiaj zajety. A i bohaterowie spod Plewny czekaja.
– Czasu tyle, ile bedzie potrzeba. Mamy tu problem nie tylko strategiczny, ale i dyplomatyczny – zahuczal cesarz i z laskawym usmiechem spojrzal na Korczakowa. – Michail Aleksandrowicz przyjechal specjalnie z