Musial najpierw cos wlozyc na siebie. W przeciwienstwie do Cundalonczykow ludzie byli uwrazliwieni na nagosc. Nastepnie wszedl do sali. Kazal tam ustawic kilka foteli na uzytek Ziemian, ktorzy niechetnie siadali na plecionych matach… jeszcze jedno dziwactwo! Przy wejsciu Vahina Lombard wstal.

Ziemianin byl niski, krepy, nad plaska, twarza rosly mu siwe wlosy. Wlasna praca wybil sie z wyrobnika najpierw na inzyniera, wreszcie na szefa misji i wysilek ten zostawil na nim slady. Do wszelkiej pracy zabieral sie z osobista pasja, a twardy byl jak stal. Ale na ogol byl bardzo mily, mial zadziwiajaco duzy zakres zainteresowan, a w swej dzialalnosci w Systemie Avaiki dokonywal prawdziwych cudow.

— Pokoj twemu domowi, bracie — rzekl Vahino.

— Dzien dobry — odmruknal tamten. A widzac, ze Vahino daje znaki sluzbie, pospiesznie zawolal: — Tylko bez waszych rytualow! Bardzo je cenie, ale teraz po prostu nie mam czasu siedziec trzy godziny przy stole i mowic o kulturze, zanim sie przejdzie do interesow. Chcialem wlasnie, zeby pan, jako miejscowy, wytlumaczyl wszystkim jakos oglednie, ze trzeba koniecznie z tym skonczyc.

— Ale to sa nasze najstarsze zwyczaje…

— Otoz to: stare, przestarzale, opozniaja postep. Nie mam nic zlego na mysli, panie Vahino, chcialbym, zeby u nas byly tak piekne zwyczaje. Ale nie podczas godzin pracy. Bardzo o to prosze.

— Mysle, ze pan ma racje. To nie pasuje po prostu do nowoczesnego modelu przemyslowej cywilizacji. A do niej przeciez zmierzamy. — Vahino usiadl na krzesle i podal gosciowi papierosy. Palenie bylo typowa wada Solarian, bardzo zarazliwa, a latwa do obrony. Vahino sam tez zapalil z radoscia neofity.

— Tak jest. O to chodzi. W tej wlasnie sprawie przyszedlem, panie Vahino. Nie mam zadnych okreslonych skarg. Ale nagromadzilo sie mnostwo drobnych trudnosci, na ktore tylko wy sami mozecie poradzic, My, Solarianie, ani chcemy, ani mozemy mieszac sie do waszych wewnetrznych spraw. Ale niektore rzeczy musicie zmienic, bo inaczej nie bedziemy wam mogli pomagac.

Vahino wiedzial juz wszystko. Spodziewal sie tego od dluzszego czasu i pomyslal ze smutkiem, ze nic sie nie da poradzic. Zaciagnal sie papierosem, wypuscil klab dymu i z uprzejmym pytaniem uniosl brwi do gory. Zaraz jednak przypomnial sobie, ze u Solarian zmiany wyrazu nie stanowia czesci rozmowy, i powiedzial glosno: — Prosze, niech pan powie, co ma na sercu. Rozumiem, ze nie ma intencji zniewagi, i zadnej sie nie dopatrze.

— Dobra! — Lombard nachylil sie w jego strone, nerwowo skladajac i rozkladajac duze spracowane rece. — Sek w tym, ze cala wasza kultura, cala wasza psychika nie nadaja sie do wspolczesnej cywilizacji. Mozna to zmienic, ale zmiana musi byc radykalna. Zeby ja przeprowadzic, musicie wydac odpowiednie ustawy, zorganizowac kampanie propagandowa, zmienic system szkolnictwa i tak dalej. Bez tego nie ruszymy.

— Wezmy na przyklad — ciagnal — taka sprawe jak sjesta. W tej chwili, na calym obszarze srodkowej strefy czasu ani jedno kolko, ani jedna maszyna sie nie porusza, nikt nie pracuje. Wszyscy leza na sloncu, ukladaja wiersze, nuca piosenki albo po prostu drzemia. Tak nie mozna, Vahino, jesli chcemy zbudowac cala cywilizacje! Plantacje, kopalnia, fabryki, miasta! Temu nie damy rady przy czterogodzinnym dniu pracy!

— Nie. Ale moze my nie mamy energii waszej rasy? Jestescie przeciez gatunkiem o szczegolnie wysokiej czynnosci tarczycy.

— To sprawa przyzwyczajenia. Trzeba sie tylko nauczyc. Wcale nie trzeba wykonywac pracy nad sily. Po to wlasnie mechanizujemy wasza kulture, zeby was uwolnic od wysilkow fizycznych i zaleznosci od kaprysow przyrody. Ale maszynowej cywilizacji nie da sie pogodzic z takim mnostwem wierzen, obrzadkow, zwyczajow i tradycji, co u was. Nie ma na to czasu. Zycie jest za krotkie, aby czynic je nielogicznym. A wy wciaz zanadto przypominacie Skontarian, ktorzy nie moga sie rozstac ze swoimi przedwiecznymi wloczniami.

— Tradycja nadaje zyciu wartosc, nadaje mu sens…

— Kultura maszyn wytwarza wlasna tradycje. Z czasem sie przekonacie. Wytwarza wlasny sens, i mysla, ze jest to sens jutra. Trzymajac sie uparcie przestarzalych zwyczajow, nie dognacie nigdy historii. Wasz system monetarny…

— Jest bardzo praktyczny.

— Na swoj sposob. Ale jak mozecie handlowac z Ziemia opierajac wasze banknoty na srebrze, gdy solarianskie sa abstrakcyjne? Musicie przejsc na nasz system dla celow handlu i wprowadzic rowniez pieniadze abstrakcyjne. A zupelnie tak samo z systemem metrycznym, jesli chcecie uzywac naszych maszyn, czy dogadac sie z naszymi uczonymi. Krotko mowiac, musicie wziac od nas wszystko.

— A chocby i wasze pojecia spoleczne — podjal po chwili Lombard. — Nic dziwnego, ze nie zdolaliscie opanowac planet w waszym wlasnym ukladzie, jesli kazdy u was chce koniecznie byc pogrzebany tam, gdzie sie urodzil. Bardzo to piekne uczucie, ale nic wiecej. Bedziecie musieli go sie pozbyc, o ile macie zamiar dosiegnac gwiazd.

— Nawet wasza religia — ciagnal z pewnym wahaniem — prosze mi wybaczyc, ale doprawdy… sa w niej rozne rzeczy, ktore wspolczesna wiedza stanowczo odrzuca.

— Jestem agnostykiem — odparl spokojnie Vahino. — Ale dla wielu osob religia Mauiroa jest jeszcze czyms bardzo zywym.

— Gdyby Wielki Dom pozwolil nam sprowadzic misjonarzy, moglibysmy nawrocic wszystkich na, powiedzmy, neopanteizm. Moim zdaniem neopanteizm jest znacznie bardziej krzepiacy, no i o wiele bardziej naukowy niz wasza mitologia. Jezeli wasza spolecznosc musi koniecznie w cos wierzyc, niechze to bedzie przynajmniej wiara zgodna z faktami, jakie technologia wspolczesna juz wkrotce uczyni i dla was oczywistymi,

— Byc moze. Przypuszczam takze, ze ustroj rodowy jest zbyt zawily i sztywny jak na nowoczesna organizacje spoleczna… Tak, chodzi o glebsze zmiany niz zwykle uprzemyslowienie.

— Naturalnie — podchwycil Lombard. — Chodzi o zupelna przemiane umyslowosci. Zreszta, z czasem do tego dojdziecie. Po wyjezdzie Allana budowaliscie fabryki atomowe i statki kosmiczne. Proponuje wam tylko, abyscie troche przyspieszyli ten proces.

— A jezyk?…

— Nie chce byc posadzony o szowinizm, ale uwazam, ze wszyscy Cundalonczycy powinni uczyc sie solarskiego. Predzej czy pozniej bedzie im potrzebny.

Wszyscy wasi uczeni i technicy musza poslugiwac sie nim zawodowo. Jezyki Laui, Muara i inne sa piekne, ale dla wyrazania terminow naukowych zupelnie sie nie nadaja. Sama juz wielopojeciowosc… szczerze mowiac wasze ksiegi filozoficzne brzmia dla mnie przerazliwie metnie. Piekne, ale pozbawione okreslonego sensu. Waszemu jezykowi brakuje precyzji.

— Zawsze uwazano — odparl smutnie Vahino — ze Arakles i Vranamaui sa wzorem krystalicznej jasnosci mysli. I przyznac musze, ze dla mnie znowu wasz Kant czy Russell, a nawet Korzybski nie zawsze sa zrozumiali. Inna sprawa, ze nie mam w tym odpowiedniej bieglosci. Zapewne ma pan racje. Mlodsze pokolenie przyzna ja panu z pewnoscia.

— Przedstawie sprawe Wielkiemu Domowi — zakonkludowal — i moze juz teraz uda sie cos zrobic. Ale w zadnym razie nie bedzie pan czekac dlugo. Cala nasza mlodziez tylko marzy, by stac sie taka, jak pan sobie zyczy. To gwarancja sukcesu.

— Tak — przyznal Lombard. Po chwili zas dodal miekko: — Wolalbym, zeby sukces nie mial tak wysokiej ceny. Ale wystarczy spojrzec na Skontar, aby pojac, jak bardzo to jest konieczne.

— O, Skontar! W ciagu ostatnich trzech lat dokonali prawdziwych cudow. Przetrwali wielki glod i teraz nie tylko sie odbudowali, ale nawet zorganizowali wyprawy na odlegle gwiazdy w poszukiwaniu kolonii. — Vahino skrzywil sie w usmiechu. — Nie zywie milosci dla naszych dawnych wrogow, ale trudno ich nie podziwiac.

— Dzielni sa — zgodzil sie Lombard. — Ale co przyjdzie z samej dzielnosci? Przestarzala technika jest dla nich kamieniem u szyi. Cundaloa juz teraz ma globalna produkcje trzy razy wieksza. Ich miedzygwiezdne kolonie to tylko watly gest kilkuset jednostek. Skontar moze wyzyc, ale bedzie zawsze potega dziesiatego rzedu. Tylko patrzec, a stanie sie waszym satelita.

— I to nie dlatego — mowil Lombard — by braklo im zasobow naturalnych czy innych. Rzecz w tym, ze odrzucajac nasza oferte pomocy — a tak wlasciwie bylo — wylaczyli sie z glownego nurtu galaktycznej cywilizacji. Przeciez teraz dopiero probuja rozwinac naukowe pojecia i wytworzyc sprzet, jaki my mielismy przed stu laty. A robia takie bledy, ze mozna by smiac sie, gdyby to nie bylo zalosne. Ich jezyk, podobnie jak wasz, nie nadaje sie do mysli naukowej, a tradycja ciagle ich skuwa. Widzialem na przyklad ich statki kosmiczne, ktore budowali wedlug wlasnej konstrukcji, zamiast kopiowac nasze modele… po prostu groteska. Sto roznych drog, aby trafic na szlak, ktorym my idziemy od dawna. Maja statki kuliste, owalne, szescienne… slyszalem nawet, ze ktos tam projektuje statek czworscienny!

— W zasadzie to mozliwe — mruknal Vahino. — Geometria Riemanna, na ktorej opiera sie naped

Вы читаете Pomocna dlon
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×