wcale nie bylem pewien, czy postapilem slusznie.
Usmiechnal sie i ujal ster w szczuple dlonie. — Teraz te pewnosc mam. Czas przyznal mi racje. I odzyskani to wszystko, co stracilem na czci, wykazujac ci dzisiaj, ze moja misja wtedy wlasciwie sie powiodla. Bo musisz wiedziec, ze zupelnie rozmyslnie zrazilem Solarian.
Nacisnal glowny wlacznik napedowy i pomknal przez pol roku swietlnego przestrzeni. Oczom ich ukazala sie wkrotce wielka, blekitna tarcza Cundaloi lsniaca lagodnym blaskiem na tle miliona jarzacych sie gwiazd.
Thordin siedzial spokojnie, podczas gdy to niezwykle, a proste oswiadczenie przenikalo stopniowo do jego umyslu. Pierwszym jego odruchem bylo uprzytomnienie sobie, ze podswiadomie spodziewal sie czegos takiego. W glebi ducha nigdy wlasciwie nie wierzyl, by Skorrogan byl tak nieudolny.
Wobec tego jednak?… Nie, zdrajca tez nie byl. Ale co w takim razie? O co mu chodzilo? Czy w ciagu tych dlugich lat trwal w jakims szalenstwie, czy tez…
— Od czasu wojny rzadko kiedy byles na Cundaloi, prawda? — spytal Skorrogan.
— Tak, wszystkiego trzy razy i to bardzo krotko. Maja wielki dostatek, Solarianie pomogli im stanac na nogach.
— Dostatek… tak, maja dostatek — Na ustach Skorrogana pojawil sie usmiech, smutny jednak i bardziej przypominajacy placz. — Oplywaja we wszystko! Ta pomyslnosc az wprost rozsadza caly ich systemik, razem z trzema gwiezdnymi koloniami.
Gniewnym ruchem szarpnal nagle krotkodystansowy ster i statek zworpowal. Wyladowali na krancu wielkiego kosmoportu w Cundaloa City, a hangarowe roboty przystapily natychmiast do sprawdzenia maszyny i pokrycia jej ochronnym silostropem.
— A co teraz? — zagadnal szeptem Thordin. Zdjal go raptowny, nieokreslony lek. Przeczuwal niejasno, ze nie spodoba mu sie to, co zobaczy.
— Przejdziemy sie po stolicy — rzekl Skorrogan — i moze zrobimy para wypadow po planecie. Chcialem, zebysmy zjawili sie tutaj nieoficjalnie, incognito, bo to jedyny sposob zobaczenia rzeczywistego, codziennego zycia. A to znacznie wazniejsze i znacznie wiecej mowi niz wszelkie statystyki czy gospodarcze wykresy. Chca ci pokazac przed czym ocalilem Skontar. Thordin! — zawolal z bolesnym usmiechem — cale zycie oddalem za moja planete. A w kazdym razie piecdziesiat lat zycia… piecdziesiat lat hanby i samotnosci.
Mineli brame i zanurzyli sie w zgielku pokrytej zelbetem i stala rowniny. Panowal tu bezustanny ruch, ciagle falowanie goraczkowej energii solarianskiej cywilizacji. Znaczna czesc tej cizby stanowili ludzie przybyli na Avaiki w interesach lub dla przyjemnosci. Byli takze przedstawiciele niektorych innych ras. Ale wiekszosc tlumow skladala sie, rzecz jasna, z miejscowych Cundalonczykow. Nie zawsze zreszta mozna ich bylo odroznic od ludzi. Wlasciwie obie rasy byly bardzo do siebie podobne. A ze Cundalonczycy ubierali sie wszyscy po solariansku…
Thordin ze zdumieniem potrzasal glowa wsluchujac sie w rozgwar. — Nie rozumiem! — zawolal do Skorrogana usilujac przekrzyczec wrzawe. — Znam przeciez cundalonski, zarowno laui jak i muara, a jednak… — Nic dziwnego — odparl Skorrogan — prawie wszyscy mowia tu po solarsku. Jezyki miejscowe szybko obumieraja.
Tlusty Solarianin, w krzykliwym sportowym ubraniu, wrzeszczal na niewzruszonego miejscowego kramarza, ktory stal przed sklepikiem: — Ej, chlopa, dac tutejcza pamiotek, hophop… — “Sto slow po solarsku” — skrzywil sie Skorrogan. — Co prawda i to sie konczy, bo mlodzi Cundalonczycy juz od dziecka sie ucza poprawnego jezyka. Ale turysci sa zawsze jednacy. — Zachnal sie i mimo woli siegnal po rozsadzacz.
Lecz zmienily sie czasy. Nie rozwalalo sie dzisiaj kogos dlatego tylko, ze byl antypatyczny. Nawet na Skontarze wyszlo to z mody.
Turysta odwrocil sie i wpadl na nich. — Przepraszam! — zawolal dosc uprzejmie — powinienem uwazac.
— Nie szkodzi — wzruszyl ramionami Skorrogan.
Solarianin przeszedl teraz na twardo akcentowany naarhaymski: — Naprawde, bardzo mi przykro. Czy moge postawic wam cos do wypicia?
— Chyba nie — odparl Skorrogan i z lekka sie zmarszczyl.
— Co za planeta! Zacofana jak… jak Pluton. Jada stad na Skontar. Spodziewam sie ubic tam pare interesow… bo wy, Skontarianie, znacie sie na tym.
Skorrogan warknal wsciekle i odskoczyl ciagnac Thordina za soba. Odplyneli motilatorem kilkaset metrow, gdy Valtam zapytal: — Gdzie podzialy sie twoje dobre maniery? Przeciez on chcial byc dla nas jak najbardziej uprzejmy. Chyba, ze masz wrodzona nienawisc do ludzi?
— Przewaznie ich lubie — rzekl Skorrogan — tylko nie ich turystow. Dziekujmy losom, ze ten gatunek rzadko sie pokazuje na Skontarze. Ich przedsiebiorcy, inzynierowie, uczeni sa wszyscy bardzo mili. Ciesze sie bardzo, ze dzieki zaciesnieniu stosunkow bada czesciej do nas przyjezdzac. Ale precz z turystami.
— Dlaczego?
Skorrogan gwaltownym gestem wskazal plonacy neon, — Oto dlaczego! — rzekl tlumaczac solarskie napisy:
ZWIEDZAJCIE STAROZYTNOSCI CUNDALOA!
ORYGINALNE ANTYCZNE OBRZEDY
PIERWOTNYCH KULTOW MAUIROA!
BAJECZNIE KOLOROWY CZAR DAWNYCH OBYCZAJOW!
ZWIEDZAJCIE SWIATYNIE NAJWYZSZEGO BOSTWAI CENA WSTEPU ZNIZONA! DLA WYCIECZEK ULGI!
— Religia Mauiroa dawniej cos stanowila — mowi? cichym glosem Skorrogan. — Byla to wiara piekna i szlachetna, choc zawierala pierwiastki nienaukowe. Zreszta, mozna je bylo zmienic. Ale teraz na to za pozno. Wiekszosc tubylcow to neopanteisci albo niewierzacy, a dawne obrzedy wykonuja dla zysku. Robia z nich przedstawienie.
Skrzywil sie. — Cundaloa zachowala stare, malownicze zabytki, folklor, melodie ludowe i reszte dawnej kultury. Ale uswiadomila sobie ich malowniczosc, a to gorsze, niz gdyby je zniszczyla.
— Nie bardzo rozumiem, na co sie tak oburzasz — rzekl Thordin. — Zmienily sie czasy. Na Skontarze tez sie zmienily.
— Ale nie w ten sposob. Popatrz dokola siebie: Nie byles nigdy w Systemie Solarnym, ale zdjecia musiales ogladac. Wiec chyba widzisz, ze to jest typowe miasto solarskie. Troche zacofane, byc moze, ale typowe. I w calym Systemie Avaiki nie znajdziesz miasta, ktore w swej istocie nie byloby… ludzkie.
— Nie znajdziesz tu — ciagnal — kwitnacej niegdys sztuki, literatury, muzyki. Same tanie nasladownictwa wyrobow solarskich lub nedzne podrabianie zamarlych rodzimych tradycji, falszowana romantyke przeszlosci. Nie znajdziesz nauki, ktora w swej istocie nie bylaby solarska, maszyn innych anizeli solarskie; coraz mniej domow, ktore mozna odroznic od szablonowego mieszkania ludzkiego. Rozpadly sie zwiazki rodowe, podstawa miejscowej kultury, a stosunki malzenskie sa rownie przypadkowe jak na samej Ziemi. Zniklo dawne przywiazanie do wsi, nie ma juz prawie wcale gospodarstw plemiennych. Mlodziez pcha sie do miast, aby zarobic milion abstrakcyjnych kredytek. Jedza wyroby fabryk zywnosciowych typu solarskiego i krajowe dania mozna dostac tylko w nielicznych drogich restauracjach.
— Nie ma juz — mowil dalej — recznie lepionych naczyn, recznie wyrobionych tkanin. Wszyscy nosza to, co produkuja fabryki. Nie ma dawnych poetow i bardow, nikt zreszta by ich nie sluchal. Wszyscy siedza przy telewizorach. Nie ma filozofow ze szkoly araklejskiej czy vranamauskiej, sa tylko podrzedni komentatorzy Russela i Korzybskiego…
Skorrogan umilkl. Thordin dlugo sie nie odzywal, a potem rzekl z namyslem: — Rozumiem do czego zmierzasz. Cundaloa zrobila z siebie odbitke solarskich wzorow.
— Tak jest. Nieuniknione to bylo juz od chwili, kiedy przyjeli pomoc Solarian. Musieli tym samym przyjac solarska nauke, solarska ekonomike, a wreszcie cala kulture solarska. Gdyz to byl jedyny wzor zrozumialy dla ludzi, a oni kierowali cala odbudowa. Ich kultura dawala bardzo pomyslne wyniki, wiec Cundaloa przyjela ja z latwoscia. A teraz juz za pozno. Nie moga tego odrobic. I nawet nie chca odrabiac.
— Czy wiesz — dodal — ze raz sie tak juz zdarzylo? Znam historie Solarnego Systemu i historie Ziemi. Kiedys, zanim ludzie dosiegli innych planet w swoim ukladzie, istnialy na Ziemi liczne kultury, czasem bardzo odmienne. Lecz w koncu jedna z nich, tak zwana spolecznosc zachodnia, uzyskala tak miazdzaca przewage technologiczna, ze… ze nikt z nia nie mogl wspolistniec. Chcac skutecznie rywalizowac, musiano przejmowac