rozsuwajac palcami koszule na piersi.
— Tak — odrzekl niecierpliwie. Po chwili dorzucil tonem sarkastycznym i pogardliwym zarazem: — Nie jest to zreszta jedyna rzecz, ktora mowisz tak jak moja matka… Wasze zapatrywania sa bardzo podobne.
— Na przyklad? — zapytalam. Bylam oszolomiona jego bliskoscia i prawie nie sluchalam, co mowi. Odpielam mu koszule i probowalam dosiegnac reka jego chudego, chlopiecego ramienia.
— Na przyklad — odrzekl — kiedy powiedzialem ci, ze zajmuje sie polityka, od razu krzyknelas przerazonym glosem: „Alez tego nie wolno robic! To bardzo niebezpieczne!”; to samo slowo w slowo i takim samym glosem powiedzialaby moja matka.
Pochlebilo mi to, ze przypominam mu matke, przede wszystkim dlatego, ze to jego matka, a poza tym dlatego, ze wiedzialam, iz jest to pani z towarzystwa.
— Gluptasie — powiedzialam z czuloscia — a coz w tym zlego? To znaczy, ze twoja matka cie kocha, tak samo jak ja cie kocham. To najprawdziwsza prawda, ze zajmowanie sie polityka jest bardzo niebezpieczne. Znalam pewnego chlopca, ktorego aresztowano za to i siedzi juz dwa lata, a poza tym jaka z tego korzysc? Oni sa o wiele silniejsi i ani sie obejrzysz, jak skonczysz w wiezieniu. Wydaje mi sie, ze mozna doskonale zyc bez polityki.
— Cala matka, cala matka — zawolal triumfujaco i ironicznie — dokladnie to samo mowi moja matka.
— Nie wiem, co mowi twoja matka — odrzeklam — ale z pewnoscia chodzi jej tylko o twoje dobro. Powinienes dac spokoj tym sprawom, nie jestes politykiem z zawodu; jestes studentem, a studenci powinni sie uczyc.
— Studiowac, skonczyc uniwersytet i stworzyc sobie pozycje — mruknal jakos do siebie.
Nic nie odpowiedzialam, zblizylam twarz do jego twarzy i podalam mu usta. Pocalowalismy sie, a kiedy odsunelismy sie od siebie, Giacomo byl wyraznie niezadowolony, ze mnie pocalowal, oczy jego byly niechetne i wrogie. Zleklam sie, ze obrazilam go przerywajac pocalunkiem rozmowe o polityce, i dorzucilam szybko:
— A zreszta rob, co chcesz, to nie moja sprawa. I skoro juz tu przyszlam, mozesz dac mi te paczke; przechowam ja u siebie, tak jak sie umowilismy.
— Nie, nie — zawolal zywo — za nic, to juz w ogole nie wchodzi w gre! Znasz przeciez Astarite, a nie daj Boze, zeby on to znalazl!
— Dlaczego? Czy on jest taki grozny?
— To jeden z najgrozniejszych — odpowiedzial powaznie.
Przyszla mi nagle zlosliwa chetka, zeby podraznic jego milosc wlasna, ale serdecznie, bez odrobiny jadu. Powiedzialam lagodnie:
— W gruncie rzeczy wcale nie miales zamiaru powierzyc mi tej paczki.
— Po co bym ci w takim razie o tym mowil?
— Tak sobie. Przepraszam, nie gniewaj sie, ale mysle, ze wspomniales o tym dlatego, zeby mi zaimponowac, pochwalic sie, ze zajmujesz sie niebezpiecznymi sprawami.
Rozgniewal sie, co przekonalo mnie, ze moj strzal byl celny.
— Co za idiotyzm! — zawolal. — Musze ci powiedziec, ze jestes po prostu glupia! — Potem uspokoil sie nagle i zapytal podejrzliwie: — Dlaczego tak powiedzialas? Co nasunelo ci to przypuszczenie?
— Nie wiem — odpowiedzialam z usmiechem — moze twoje zachowanie. Moze nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nie robisz wrazenia, abys bral to na serio.
Zrobil groteskowy gest, jak gdyby buntowal sie przeciwko sobie samemu.
— A jednak to sa bardzo powazne sprawy — rzekl. Wstal i wyciagajac chude ramiona wyrecytowal pompatycznie, glosem wpadajacym w falset: — „Bron! I na coz mi ona? Samotny w walce, sam zgine”.
Zapytalam:
— Co to znaczy?
— Nic — odrzekl — jest taki wiersz. — Nieoczekiwanie jego podniecenie przeszlo w ponure, milczace przygnebienie. Usiadl znowu i powiedzial szczerze:
— Sluchaj, ja naprawde robie to wszystko powaznie, do tego stopnia, ze spodziewam sie aresztowania. Wtedy pokaze wszystkim, czy traktuje to na serio, czy nie!
Nic nie odpowiedzialam, ale glaszczac go pieszczotliwie, ujelam jego twarz w dlonie i szepnelam:
— Jakie ty masz sliczne oczy! — Naprawde mial sliczne oczy, lagodne i duze, o glebokim, niewinnym spojrzeniu. On znowu sie zmieszal i broda zaczela mu sie trzasc.
— Czy nie moglibysmy pojsc do twojego pokoju? — zapytalam cicho.
— Nie mysl nawet o tym! Mieszkam o sciane z wdowa, a ona przez caly dzien siedzi w swoim pokoju i trzyma otwarte drzwi, zeby widziec, co sie dzieje w przedpokoju.
— No to chodzmy do mnie!
— Juz za pozno, mieszkasz daleko, niedlugo maja przyjsc do mnie koledzy.
— No to w takim razie tutaj.
— Oszalalas!
— Powiedz raczej, ze sie boisz — rzeklam z uporem. — Nie boisz sie uprawiac propagandy politycznej, przynajmniej tak twierdzisz, a boisz sie, zeby nie przylapano cie w tym salonie z kobieta, ktora cie kocha! I coz by sie takiego stalo? W najgorszym razie wdowa pokazalaby ci drzwi i musialbys sobie poszukac innego pokoju.
Wiedzialam, ze wystarczy podraznic jego dume, zeby uzyskac od niego, co tylko sie chce. Istotnie, wydawal sie przekonany. Widocznie pragnal tego tak samo jak ja.
— Naprawde oszalalas — powtorzyl — moge miec wiecej klopotow, gdyby ona mnie stad wyrzucila, niz gdyby mnie aresztowano, a poza tym nie ma sie tu na czym polozyc…
— Na podlodze — powiedzialam bardzo cicho i z wielka czuloscia — chodz, pokaze ci, jak sie to robi. — Byl tak zaskoczony, ze nie mogl wymowic slowa. Wstalam z kanapy bez pospiechu. Na podlodze lezaly dywany, a na srodku pokoju stal stol z karafka. Wyciagnelam sie na dywanie wsuwajac sie od glowy do pasa pod stol, po czym pociagnelam wahajacego sie Mina, zmuszajac go, zeby polozyl sie na mnie. Odchylilam glowe do tylu i przymknelam oczy; zapach kurzu, ktorym przesiakniety byl dywan, wydal mi sie piekny i upajajacy, jakbym lezala wiosna na polu i wdychala zapach kwiatow i trawy, a nie zlezalej welny. Ciezar Mina przygniatal mnie do podlogi, wyczuwalam jej rozkoszna twardosc i cieszylam sie, ze on tego nie czuje, bo moje cialo sluzy mu za poslanie. Potem poczulam, ze on caluje mnie w policzki i w szyje, i doznalam wielkiej radosci, bo nigdy przedtem tego nie robil. Otworzylam oczy, twarz mialam przechylona na ramie, policzek oparty o szorstka welne dywanu; poza dywanem, w obrebie mojego spojrzenia, byl spory kawalek mozaikowej, wyfroterowanej posadzki, a w glebi — dolna czesc dwuskrzydlowych drzwi. Westchnelam gleboko i zamknelam oczy.
Pierwszy wstal Mino, ja lezalam jeszcze dluzsza chwile bez ruchu, tak jak mnie zostawil na wznak, z twarza zakryta ramieniem, z zadarta sukienka i rozrzuconymi nogami. Czulam sie szczesliwa, jak gdyby unicestwiona wlasnym szczesciem, i wydawalo mi sie, ze moglabym tak lezec nieskonczenie dlugo na tej twardej podlodze, wchlaniajac w nozdrza zapach kurzu i welny. Moze nawet przez krociutka chwile spalam, snem lekkim i kradzionym, i zdawalo mi sie we snie, ze naprawde jestem na kwitnacej lace, rozciagnieta na trawie, i ze stol nad moja glowa to sloneczne niebo. Mino pomyslal najwidoczniej, ze zle sie czuje, bo nagle poczulam, ze mna potrzasa, mowiac po cichu:
— Co ci sie stalo? Co ty robisz? Wstawaj… szybko!
Z trudem oderwalam reke od twarzy, powoli wysunelam sie spod stolu i wstalam. Czulam sie szczesliwa i usmiechalam sie. Mino, oparty plecami o kredens, pochylony, jeszcze zadyszany, patrzyl na mnie w milczeniu, zly i jakby zdziwiony.
— Nie chce cie wiecej widziec! — powiedzial w koncu i wzdrygnal sie caly bezwiednie, niczym nakrecany pajac, w ktorym pekla sprezyna.
Usmiechnelam sie i odpowiedzialam:
— Dlaczego?… Kochamy sie przeciez i zobaczymy sie znowu. — Podeszlam do niego i poglaskalam go pieszczotliwie.
Odwrocil twarz, blada i rozdygotana, powtarzajac:
— Nie chce cie wiecej widziec.
Wiedzialam, ze wrogosc jego plynie stad, ze mi ustapil. Nigdy nie poddawal sie milosci bez walki i zacietego oporu wewnetrznego, jak czlowiek, ktory robi cos wbrew wlasnej woli i wie, ze robi zle. Ale bylam pewna, ze jego zly humor szybko minie i namietnosc do mnie, chociaz tlumiona i tak mu nienawistna, okaze sie silniejsza od jego dziwacznego pragnienia czystosci. Nie zwracalam wiec uwagi na jego slowa. Przypomnialam