sobie, ze kupilam dla niego krawat, i podeszlam do konsolki, na ktorej polozylam torebke i rekawiczki, mowiac:
— No, nie gniewaj sie juz! Wiecej juz tutaj nie przyjde, dobrze?
Nic nie odpowiedzial. W tej samej chwili otworzyly sie drzwi i stara sluzaca wpuscila do salonu dwoch mezczyzn. Pierwszy z nich powiedzial glebokim basem:
— Serwus, Giacomo!
Domyslilam sie, ze sa to jego wspoltowarzysze pracy politycznej i obrzucilam ich zaciekawionym wzrokiem. Ten, ktory powital Giacoma, byl to istny kolos: duzo wyzszy od Mina, szeroki w ramionach, wygladal na zawodowego boksera. Wlosy mial jasne i krecone, oczy niebieskawe, nos splaszczony, usta czerwone i nieregularne. Ale wyraz jego twarzy byl otwarty i szczery, zachowanie niesmiale i pelne prostoty. Choc to byla zima, nie mial na sobie plaszcza, tylko pod marynarka gruby sweter z golfem, co podkreslalo jeszcze jego sportowy wyglad. Uderzyly mnie jego dlonie, czerwone, o grubych przegubach, wystajacych z rekawow swetra. Musial byc bardzo mlody, mniej wiecej w tym samym wieku, co Giacomo. Jego towarzysz natomiast mial co najmniej czterdziestke i o ile pierwszy wygladal na chlopa, ten robil wrazenie czlowieka z miasta. Byl niski, a w porownaniu z tamtym robil wrazenie niemal karla. Byl to czarny, sniady czlowieczek, ktorego twarz ginela za ogromnymi rogowymi okularami. Spod okularow sterczal zadarty nos, a pod nim rozchylaly sie usta, szerokie, od ucha do ucha. Policzki mial zapadniete, zacienione kruczym zarostem, kolnierzyk wytarty: jego wychudzony korpus tkwil w zniszczonym i poplamionym ubraniu; wyglad tego czlowieka cechowala rzucajaca sie w oczy abnegacja i pogodna nedza. Powiedziawszy prawde, zdziwil mnie wyglad ich obu, poniewaz Mino byl zawsze ubrany z niedbala elegancja i widac bylo od razu, ze pochodzi z innego srodowiska. Gdybyrn nie widziala, ze serdecznie sie ze soba witaja, w ogole nie przyszloby mi do glowy, ze moga byc w przyjazni. Ale od razu instynktownie poczulam sympatie do tego wysokiego i antypatie do niskiego. Wysoki zapytal z zaklopotanym usmiechem:
— Moze przyszlismy troche za wczesnie?
— Nie, nie! — odrzekl Mino otrzasajac sie z odretwienia i usilujac zapanowac nad soba. — Przyszliscie bardzo punktualnie.
— Punktualnosc jest grzecznoscia krolow — odpowiedzial maly zacierajac rece i calkiem niespodziewanie, jak gdyby owo zdanie bylo nieslychanie komiczne, wybuchnal glosnym smiechem. Potem, rownie nieoczekiwanie, tak spowaznial, ze nie chcialo mi sie wierzyc, iz mogl sie smiac przed chwila.
— Adriano — powiedzial z wysilkiem Mino — przedstawiam ci dwu moich przyjaciol… Tullio — tu wskazal na malego. — I Tommaso.
Uderzylo mnie, ze nie wymienil nazwisk; imiona tez zapewne byly zmyslone. Wyciagnelam reke z usmiechem. Wysoki uscisnal ja tak mocno, az zdretwialy mi palce, natomiast dlon niskiego mokra byla od potu. Niski powiedzial przy tym: — Niezwykle mi milo — z emfaza, ktora wydala mi sie blazenska, a wysoki: — Bardzo mi przyjemnie — z prostota, prawie po przyjacielsku. Zauwazylam, ze mowil z odcieniem dialektu.
Przez chwile patrzylismy na siebie w milczeniu.
— Giacomo — zapytal wysoki — moze chcesz, zebysmy przyszli innym razem? Zdaje sie, ze jestes zajety. Moglibysmy przyjsc jutro.
Widzialam, ze Mino wstrzasnal sie i popatrzyl na niego; zrozumialam, ze wyprosi mnie, a im kaze zostac. Znalam go juz na tyle, aby wiedziec, ze wlasnie tak postapi. Pomyslalam o tym, ze oddalam mu sie przed chwila, czulam jeszcze na szyi dotyk jego ust, ktore mnie calowaly, i jego rak, ktore mnie obejmowaly. Mialam usposobienie lagodne i ustepliwe z natury, ale tym razem przyszlo do glosu moje cialo i zbuntowalo sie przeciwko postepowaniu obrazajacemu jego dar i jego piekno. Wysunelam sie o krok naprzod i powiedzialam gwaltownie:
— Tak, lepiej, zebyscie teraz poszli, zobaczycie sie jutro! Mam jeszcze wiele spraw do omowienia z Minem.
Mino zaprotestowal, moje slowa najwyrazniej sprawily mu przykra niespodzianke:
— Alez ja musze sie z nimi rozmowic!
— Rozmowicie sie jutro!
— No wiec — rzekl dobrodusznie Tommaso — zdecydujcie sie, czy chcecie, zebysmy zostali, czy poszli.
— Dla nas to nie stanowi roznicy — dorzucil Tullio, znowu wybuchajac smiechem.
Mino wahal sie jeszcze. I znowu moim cialem targnal bezwiednie gwaltowny impuls.
— Posluchajcie — powiedzialam podniesionym glosem — kilka minut temu ja i Giacomo kochalismy sie, tu na podlodze, na tym dywanie. Co byscie zrobili na jego miejscu? Kazalibyscie mi isc precz?
Wydalo mi sie, ze Mino zaczerwienil sie i zmieszal. Odwrocil sie na piecie i podszedl do okna. Tommaso spojrzal na mnie ukradkiem, po czym oswiadczyl powaznie:
— Rozumiem! Idziemy!… A wiec Giacomo, jutro, o tej samej porze.
Natomiast na malym Tulliu moje slowa zrobily wielkie wrazenie. Wpatrywal sie we mnie z otwartymi ustami, wybaluszajac oczy za silnie powiekszonymi szklami okularow. Z pewnoscia nigdy jeszcze nie slyszal kobiety mowiacej o tych sprawach tak otwarcie i tysiace sprosnych mysli musialo zakotlowac mu sie w glowie. Ale wysoki zawolal odrywajac go od progu: — Tullio, idziemy — a wtedy on, nie odrywajac zdumionego i pozadliwego wzroku od mojej osoby, cofnal sie ku drzwiom i wyszedl.
Poczekalam chwile, az opuszcza mieszkanie, po czym podeszlam do Mina, ktory stal przy oknie, odwrocony plecami do pokoju, i objelam go ramieniem za szyje.
— Moglabym sie zalozyc, ze teraz nie mozesz scierpiec mojego widoku.
Odwrocil sie powoli i spojrzal na mnie. Oczy jego byly zagniewane, ale na widok mojej twarzy, ktora musiala miec wyraz lagodny, pelen milosci i na swoj sposob niewinny, jego wzrok zlagodnial; powiedzial spokojnie, prawie smutno:
— Zadowolona jestes teraz? Postawilas na swoim.
— Tak, jestem zadowolona — odrzeklam tulac go mocno.
Pozwolil sie uscisnac, a potem zapytal:
— Co to za wazne sprawy? O czym chcialas ze mna mowic?
— O niczym — odpowiedzialam — po prostu chcialam spedzic z toba ten wieczor.
— Ale ja — odrzekl — musze za chwile isc na kolacje… Jadam tutaj, u wdowy Medolaghi.
— No to zapros mnie na kolacje.
Spojrzal na mnie i moj tupet wywolal leciutki usmiech na jego ustach.
— Dobrze — powiedzial z rezygnacja — zaraz pojde ja uprzedzic… A jak cie mam przedstawic?
— Jak chcesz… jako swoja kuzynke.
— Nie… przedstawie cie jako moja narzeczona… Dobrze? Nie smialam mu okazac, jak ucieszyl mnie ten pomysl. Odpowiedzialam silac sie na obojetnosc:
— Narzeczona… nie narzeczona… wszystko mi jedno, bylebym tylko mogla byc z toba.
— Poczekaj, zaraz wroce.
Wyszedl, a ja stanelam w kacie salonu, unioslam sukienke i szybko obciagnelam halke, czego nie zdazylam zrobic przedtem, zanim zjawili sie przyjaciele Mina. W lustrze na przeciwleglej scianie zobaczylam moja dluga, niezwykle zgrabna noge w jedwabnej ponczosze i zrobila ona na mnie dziwne wrazenie wsrod tych starych mebli, w cichej, dusznej atmosferze tego pokoju. Przypomnialam sobie przezycia milosne z Ginem w willi jego chlebodawczyni oraz kradziez puderniczki i nie moglam powstrzymac sie od porownania tamtego momentu, bardzo juz odleglego, z tym, ktory teraz przezywalam. Wowczas odczuwalam pustke, gorycz i pragnienie zemsty, jesli nawet nie bezposrednio w stosunku do Gina, to w stosunku do calego swiata, ktory poprzez Gina skrzywdzil mnie tak okrutnie. Teraz bylam szczesliwa, wolna, lekka jak piorko. Raz jeszcze uswiadomilam sobie, ze naprawde kocham Mina i niewiele obchodzi mnie to, ze on mnie nie kocha.
Wygladzilam sukienke, podeszlam do lustra, przyczesalam sie. Drzwi otworzyly sie, wszedl Mino.
Mialam nadzieje, ze podejdzie, stanie za mna i obejmie mnie od tylu. Ale on usiadl w glebi salonu na kanapie.
— Juz ja uprzedzilem — rzekl zapalajac papierosa — doda jedno nakrycie; za chwile usiadziemy do stolu.
Odeszlam od lustra, usiadlam przy nim i wsuwajac mu reke pod ramie przytulilam sie do niego.
— Ci dwaj — powiedzialam na chybil trafil — to pewnie ci od polityki?
— Tak.