— Ale dlaczego?

— Bo tak!

— To nie jest odpowiedz.

— Taka sama odpowiedz dalaby ci pani Lobianco, gdybys zadawala jej pytania.

— Jakie pytania?

— Nie warto ich wymieniac — odrzekl lekcewazaco — klopotliwe pytania. Krociutkie „bo tak”, wypowiedziane z przekonaniem, zamyka usta nawet najbardziej wscibskim osobom, „bo tak”, bez zadnego powodu, „bo tak”!

— Nie rozumiem cie.

— Co to moze miec za znaczenie, ze sie nie rozumiemy, jezeli i tak sie kochamy? Czy nie mam racji? — zakonczyl obejmujac mnie z mina ironiczna i naprawde bez cienia milosci. I tak skonczyla sie dyskusja. Bo jak nigdy nie dal sie porwac bez reszty uczuciom, zachowujac rezerwe odbierajaca wszelka wartosc jego milosnym porywom, tak samo nie ujawnial przede mna swoich mysli, i ilekroc wydawalo mi sie, ze docieram do ich sedna, odpychal mnie jakims zartem czy groteskowym gestem, wymykajac mi sie w ten sposob. Mozna powiedziec, ze wymykal mi sie w kazdym sensie. Traktowal mnie jak cos nizszego, jak obiekt sluzacy do doswiadczen. I moze wlasnie dlatego kochalam go tak bardzo, miloscia bezbronna i poddancza.

Czasami zreszta wydawalo mi sie, ze nienawidzi nie tylko wlasnej rodziny i swego srodowiska, ale wszystkich ludzi. Raz, nie pamietam juz przy jakiej okazji, powiedzial:

— Ludzie bogaci sa straszni… ale biedni, choc z innych powodow, nie sa lepsi od nich.

— Powiedz lepiej szczerze — odrzeklam — ze nienawidzisz wszystkich ludzi bez wyjatku.

Zaczal sie smiac i odpowiedzial:

— Zasadniczo nie czuje do nich nienawisci, kiedy nie stykam sie z nimi… a moze tylko do pewnego stopnia, tak ze moge wierzyc jeszcze w poprawe ludzkosci. Gdybym w to nie wierzyl, nie zajmowalbym sie polityka, ale kiedy jestem miedzy ludzmi, napawaja mnie wstretem; naprawde — dorzucil nagle ze smutkiem — ludzie nic nie sa warci.

— My takze jestesmy ludzmi — powiedzialam — i dlatego takze nic nie jestesmy warci, wiec nie mamy prawa nikogo sadzic.

Znowu sie rozesmial i powiedzial:

— Alez ja ich nie sadze, ja ich czuje, a raczej wesze jak pies, ktory biegnie sladem kuropatwy albo zajaca. Czy pies osadza? Wesze ich glupote, egoizm, malostkowosc, wulgarnosc, falsz, podlosc, brudy i weszac wyczuwam to wszystko. Czy mozna unicestwic to, co sie czuje?

Nie wiedzialam, co odpowiedziec, i ograniczylam sie do krotkiej uwagi:

— Ja tego nie odczuwam.

Innym razem mowil:

— Nie wiem zreszta, czy ludzie sa zli, czy dobrzy, ale na pewno niepotrzebni.

— Co przez to rozumiesz?

— To, ze swiat doskonale obylby sie bez ludzkiego rodzaju, ktory nie jest niczym innym jak narosla, pasozytem. Kula ziemska bylaby o wiele piekniejsza bez ludzi, bez ich miast, portow, urzadzen… Pomysl, jaki swiat bylby piekny, gdyby istnialo tylko niebo, morze, drzewa, ziemia, zwierzeta.

Nie moglam sie nie rozesmiac i zawolalam:

— Dziwne mysli przychodza ci do glowy!

— Ludzkosc — ciagnal dalej — nie ma zadnego sensu, jest czyms zdecydowanie negatywnym, a nad historia ludzkosci ziewa sie z nudy. I po co to wszystko? Ja w kazdym razie doskonale moglbym sie bez tego obejsc.

— Ale przeciez i ty — zaprzeczylam — stanowisz czastke tej ludzkosci… Czy moglbys sie obyc bez siebie?

— Przede wszystkim bez siebie!

Druga jego mania, tym dziwaczniejsza, ze choc nie probowal wprowadzac jej w zycie, psula mu wszelka przyjemnosc, byla czystosc obyczajow. Nie przestawal wyglaszac elegii na ten temat i jakby na zlosc robil to przede wszystkim natychmiast po akcie milosnym. Mowil, ze milosc jest najglupszym i najlatwiejszym sposobem wyzwolenia sie od wszelkich problemow, ktore likwiduje ukradkiem, w sekrecie, tak jak wypuszcza sie klopotliwych gosci kuchennymi schodami.

— A potem, po dokonanej operacji, spacerek ze wspolniczka, zona czy kochanka, i gotowosc przyjecia z otwartymi ramionami swiata takim, jaki jest, chocby to byl najgorszy ze swiatow.

— Nie rozumiem cie — powiedzialam.

— Zdawaloby sie — odrzekl — ze przynajmniej to powinnas rozumiec. Czy to nie jest twoja specjalnosc? Poczulam sie obrazona i oswiadczylam:

— Moja specjalnoscia jak mowisz, jest kochac ciebie, ale jezeli chcesz, mozemy juz nie zyc ze soba, ja i tak bede cie kochala.

Rozesmial sie i spytal:

— Czy jestes tego pewna? — Ale pozniej czesto wracal do tego tematu, az w koncu przestalam zwracac na to uwage, przyjmujac za dobra monete i ten rys jego pelnego sprzecznosci charakteru.

O polityce natomiast, pomijajac kilka luznych aluzji, nigdy ze mna nie rozmawial. Do dzis dnia nie wiem, o co wlasciwie walczyl, jakie byly jego zapatrywania i do jakiej nalezal partii. Otaczal tajemnica te strone swojego zycia, a ja zupelnie nie znalam sie na polityce i przez niesmialosc oraz obojetnosc nie pytalam o nic, co mogloby oswietlic mi te sprawy. Zle zrobilam i Bog jeden wie, jak potem tego zalowalam. Ale wowczas bylo mi wygodnie nie mieszac sie do nie swoich rzeczy, wolalam myslec tylko o milosci. Zachowywalam sie mniej wiecej tak, jak wiele innych kobiet, zon i kochanek, ktore czesto nie wiedza nawet, w jaki sposob ich mezczyzni zarabiaja pieniadze. Spotkalam jeszcze kilkakrotnie tych dwoch kolegow, z ktorymi on prawie codziennie sie widywal. Ale oni takze w mojej obecnosci nie mowili o polityce, zartowali albo rozmawiali o rzeczach blahych.

Pomimo to nie potrafilam zwalczyc w sobie uczucia stalego niepokoju, bo uswiadamialam sobie, jak niebezpiecznie jest spiskowac przeciwko rzadowi. A balam sie przede wszystkim tego, zeby Mino nie wzial czasem udzialu w jakims zamachu, poniewaz w mojej ignorancji nie umialam odlaczyc pojecia roboty podziemnej od uzycia broni i rozlewu krwi. Przypominam sobie pewien fakt, wyraznie wskazujacy na to, ze choc niejasno, ale uwazalam za swoj obowiazek chronic go przed niebezpieczenstwem. Wiedzialam, ze istnieje zakaz posiadania broni i ze przekroczenie go karane jest wiezieniem. Z drugiej strony, niekiedy mozna stracic glowe, a wtedy uzycie broni staje sie zguba ludzi, ktorzy w innym wypadku mogliby sie uratowac. To wszystko nasunelo mi mysl, ze ten rewolwer, z ktorego Mino byl taki dumny, nie tylko — wbrew temu, co mowil — nie byl mu potrzebny, ale mogl stanowic powazne niebezpieczenstwo, gdyby chcial sie nim posluzyc albo gdyby go po prostu przy nim znaleziono. Ale nie smialam powiedziec mu tego, bo wiedzialam, iz na nic by sie to nie zdalo, i w koncu zdecydowalam sie dzialac potajemnie. Mino objasnial mi raz, jak obchodzic sie z bronia. Pewnego dnia, podczas gdy spal, wyciagnelam rewolwer z kieszeni spodni, otworzylam magazynek i wyjelam kule. Potem zamknelam rewolwer i z powrotem wsunelam do jego kieszeni. Kule schowalam w szufladzie pod bielizna. Zrobilam to wszystko w jednej chwili, po czym polozylam sie obok Mina i zasnelam. Dwa dni pozniej wlozylam kule do torebki i rzucilam do Tybru.

Pewnego dnia znowu odwiedzil mnie Astarita. Prawie zapomnialam o jego istnieniu, a co do sprawy pokojowki, uwazalam, ze spelniam swoj obowiazek, i nie chcialam wiecej o tym myslec. Astarita oznajmil, ze ksiadz oddal w komendzie puderniczke, wobec czego jej wlascicielka, zreszta za rada policji, cofnela oskarzenie. Pokojowke uniewinniono i zwolniono z wiezienia. Musze przyznac, ze ta wiadomosc ucieszyla mnie przede wszystkim dlatego, ze rozwiala w pewnym sensie zle przeczucia, jakie ogarnely mnie po spowiedzi. Myslalam nie tyle o pokojowce, ktora byla juz na wolnosci, ile o Minie, i powiedzialam sobie, ze skoro znikla obawa donosu, zatruwajaca mi zycie, nie mam sie czego bac ani dla niego, ani dla siebie. W radosnym uniesieniu rzucilam sie Astaricie na szyje.

— Wiec tak bardzo zalezalo ci na tym, zeby ta kobieta wyszla z wiezienia? — powiedzial z grymasem powatpiewania.

— Tak — sklamalam — tobie, ktory z lekkim sercem pakujesz co dzien do wiezienia Bog wie ilu niewinnych ludzi, moze sie to wydawac dziwne, ale dla mnie to byla po prostu tortura.:

— Ja nikogo nie posylam do wiezienia — mruknal — spelniam tylko swoj obowiazek.

— Czys ty sie widzial z tym ksiedzem?

Вы читаете Rzymianka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату