byla juz taka blada. — Wiesz przeciez, ze willa bedzie wolna w umowionym terminie.
Nie lubie grac komedii, nie powiedzialam wiec ani slowa. Sluzaca zmienila talerze.
— Wille, panie Diodati — rzekla wdowa — maja wiele zalet, ale maja te ujemna strone, ze wymagaja duzej ilosci sluzby.
— Dlaczego? — odpowiedzial Mino. — Doskonale obejdziemy sie bez tego… Adriana sama sie wszystkim zajmie, bedzie pokojowka, kucharka i guwernantka, prawda, Adriano?
Pani Medolaghi zmierzyla mnie chlodnym spojrzeniem i wycedzila:
— Powiedziawszy prawde, nie do pani domu nalezy zajmowanie sie kuchnia, zamiatanie pokoi i scielenie lozek, ale jezeli panna Adriana jest do tego przyzwyczajona… — Nie dokonczyla i spojrzala na polmisek, ktory podawala jej sluzaca. — Nie wiedzialysmy, ze pani bedzie na kolacji, i nie zdazylysmy przygotowac dodatkowo nic oprocz jajek.
Czulam zal i do Mina, i do tej kobiety i malo brakowalo, a bylabym im odpowiedziala: „Nie szkodzi, jestem przyzwyczajona… do wystawania na rogu i deptania chodnikow”. Ale Mino, podochocony, ogarniety jakas niepowstrzymana wesoloscia, nalal wina po brzegi sobie i mnie (oczy pani Medolaghi z niepokojem sledzily butelke) i ciagnal dalej:
— Alez Adriana nie jest zadna dama i nigdy nia nie bedzie, zawsze zamiatala pokoje i slala lozka, to prosta dziewczyna.
Pani Medolaghi spojrzala na mnie tak, jakby zobaczyla mnie po raz pierwszy w zyciu, po czym potwierdzila ze zgryzliwa uprzejmoscia:
— No naturalnie, wlasnie o tym mowilam, skoro jest przyzwyczajona… — Jej corka pochylila glowe nad talerzem, a Mino podchwycil:
— Tak, przyzwyczajona, i ja na pewno nie zechce zmieniac jej tak pozytecznych nawykow. Adriana jest corka bielizniarki… i sama takze szyje bielizne, prawda, Adriano? — Szybko siegnal przez stol, chwycil moja reke i przekrecil ja dlonia do gory. — Co prawda, lakieruje sobie paznokcie, ale ma reke robotnicy: duza, silna, prostacka; tak samo jej wlosy, chociaz sie kreca, sa twarde i szorstkie. — Puscil moja dlon i mocno, bolesnie pociagnal mnie za wlosy. — Jednym slowem, Adriana jest w kazdym calu godna przedstawicielka naszego ludu pracujacego, krzepkiego i zywotnego.
W glosie jego dzwieczalo jakby sarkastyczne wyzwanie, ale nikt na to nie zareagowal. Corka pani Medolaghi patrzyla na mnie tak, jakbym byla powietrzem i jakby obserwowala jakis stojacy za mna przedmiot. Matka kazala sluzacej zmienic talerze, po czym zwrocila sie do Mina i zapytala w sposob calkiem nieoczekiwany: — Panie Diodati, czy byl pan w teatrze na tej nowej komedii?
Omal nie wybuchnelam smiechem, slyszac, jak niezdarnie wdowa zmienia temat rozmowy, ale Mino nie stracil rezonu i odpowiedzial:
— Nie warto nawet o tym mowic, to rzecz zupelnie bez wartosci.
— Wybieramy sie na to jutro… Podobno aktorzy doskonale graja.
Mino oswiadczyl, ze i aktorzy wcale nie graja tak dobrze, jak pisano o tym w gazetach; pani Medolaghi zdziwila sie, ze gazety moga pisac nieprawde; Mino odrzekl na to spokojnie, ze dzienniki zawsze klamia. I od tej chwili konwersacja potoczyla sie mniej wiecej po tej linii. Skoro tylko wyczerpal sie jeden z najbardziej oklepanych tematow, pani domu podchwytywala natychmiast nastepny, ze zle ukrywana skwapliwoscia. Mino, ktorego zdawalo sie to bawic, podtrzymywal te gre, odpowiadajac jej z miejsca. Mowili o aktorach, potem o nocnym zyciu Rzymu, o kawiarniach, o kinie, o teatrze, o hotelach i tym podobnych rzeczach. Przypominali dwoch graczy ping- ponga, ktorzy odbijaja kolejno te sama pilke, pochlonieci jedyna troska, azeby nie chybic. Ale podczas gdy Mino robil to dla zabawy, z wlasciwym mu poczuciem humoru, pani Medolaghi odgradzala sie tym sposobem ode mnie. Oto co chciala dac do poznania za pomoca tej powierzchownej, czysto konwencjonalnej rozmowy: „Chce wam okazac w ten sposob, ze malzenstwo z dziewczyna z gminu uwazam za cos wrecz nieprzyzwoitego, a za jeszcze wieksza nieprzyzwoitosc wprowadzenie jej do domu wdowy po urzedniku panstwowym Medolaghi”. Jej corka nie otwierala ust i niedwuznacznie dawala do poznania, ze czeka tylko, aby skonczyla sie kolacja i abym jak najpredzej sie wyniosla. Przez jakis czas sledzilam slowna szermierke miedzy Minem a wdowa, ale szybko mnie to znudzilo i calkowicie poddalam sie smutkowi, jaki ciazyl mi na sercu. Zdawalam sobie sprawe, ze Mino mnie nie kocha, i pomimo wszystko owa swiadomosc napelniala mnie gorycza. Poza tym zauwazylam, ze Mino wykorzystal moje zwierzenia w tym celu, zeby odegrac komedie zareczyn. Nie moglam tylko zrozumiec, kogo wlasciwie nabiera, mnie, siebie czy te dwie kobiety. A moze kpil ze wszystkich, a najbardziej z siebie samego, jakby i on marzyl w glebi duszy o normalnym, spokojnym zyciu i z pewnych powodow, odmiennych niz ja, nie mogl miec nadziei, ze sie to kiedykolwiek urzeczywistni. Wiedzialam takze, ze jego elegie na czesc dziewczyny z ludu nie mialy w sobie nic pochlebnego ani dla mnie, ani dla tego „ludu” i nie byly niczym innym jak tylko bronia przeciw paniom Medolaghi. Nigdy jeszcze nie uswiadamialam sobie tak jasno, ze milosc jest wszystkim i ze wszystko zalezy od milosci. A ta milosc jest albo jej nie ma. Jesli jest, to kocha sie nie tylko swojego ukochanego, ale wszystkich ludzi, wszystkie przedmioty, tak jak bylo w moim przypadku. Ale jesli nie ma milosci, nie kocha sie nic i nikogo, tak jak on wlasnie. I brak milosci prowadzi w koncu do niedolestwa i calkowitego zobojetnienia.
Sprzatnieto juz ze stolu i na obrusie, gdzie pozostaly okruszyny chleba, w kregu lampy widnialy cztery filizaneczki do kawy, popielniczka z terakoty w ksztalcie tulipanu i duza biala dlon, pokryta brunatnymi cetkami, ozdobiona kilkoma tandetnymi pierscieniami, trzymajaca zapalonego papierosa: dlon wdowy Medolaghi. Poczulam nagle, ze nie wytrzymam dluzej, i wstalam:
— Mino, bardzo zaluje — powiedzialam, naumyslnie podkreslajac jeszcze moj rzymski akcent — ale mam duzo roboty i musze juz isc.
Zgniotl papierosa o popielniczke i takze wstal od stolu. Powiedzialam „dobranoc” przeciagle i dzwiecznie jak chlopka, sklonilam sie lekko, na co pani Medolaghi odpowiedziala wyniosle, a jej corka w ogole nie zareagowala, po czym wyszlam z jadalni. W przedpokoju powiedzialam do Mina:
— Obawiam sie, ze po dzisiejszym wieczorze pani Medolaghi zaproponuje ci, zebys sobie poszukal innego pokoju.
Wzruszyl ramionami:
— Nie przypuszczam, place duzo i bardzo punktualnie.
— Ide juz — powiedzialam — bardzo mnie zasmucila ta kolacja.
— Dlaczego?
— Bo przekonalam sie, ze ty nie jestes zdolny do milosci.
Powiedzialam te slowa ze smutkiem, nie patrzac na niego. Potem podnioslam oczy i wydalo mi sie, ze Mino jest bardzo przygnebiony. A moze po prostu cien z klatki schodowej padal na jego twarz. Pozalowalam nagle swoich slow.
— Gniewasz sie? — spytalam.
— Nie — odrzekl z wysilkiem — a zreszta to prawda. Ogarnelo mnie pelne tkliwosci uniesienie i objelam go gwaltownie, mowiac:
— Nie, nieprawda, powiedzialam tak na zlosc, i bardzo, bardzo cie kocham! Popatrz… przynioslam ci krawat.
Otworzyl torebke i pokazalam mu krawat. Obejrzal go i zapytal:
— Czy ukradlas go?
Byl to tylko zart i pozniej, po zastanowieniu, doszlam do wniosku, ze w tych slowach krylo sie moze wiecej uczucia niz w najgoretszym podziekowaniu. Ale wtedy poczulam jakby uklucie w sercu. Oczy napelnily mi sie lzami i wyjakalam:
— Nie… kupilam go… w tym sklepie na dole.
Zauwazyl moje rozzalenie i usciskal mnie mowiac:
— Gluptasku… powiedzialem tak dla zartu… Ucieszylbym sie tak samo, gdybys go ukradla, a moze nawet wiecej!
Odrzeklam nieco pocieszona:
— Czekaj, zaraz ci go zawiaze.
Uniosl brode do gory, a ja postawilam mu kolnierzyk od koszuli, zdjelam stary krawat i zawiazalam nowy.
— Zabieram ci ten brzydki, postrzepiony krawat — powiedzialam — zebys go juz nigdy wiecej nie nosil. — Ale glownie chodzilo mi o to, zeby miec jakas pamiatke, jakas rzecz, ktora nalezala do niego.
— Zobaczymy sie bardzo predko — oznajmil.