Diamonda. Obok komisarza siedzial Jackman. Za nimi jechal w toyocie Wigfull z dwoma detektywami sierzantami i posterunkowym. W innych wozach przyjechali technicy wydzialu kryminalistycznego i wsparcie w postaci umundurowanych funkcjonariuszy.
W tym samym czasie niebieskie volvo Jackmana bylo poddawane badaniom na Manvers Street. Diamond, wreczajac kluczyki chlopakom z laboratorium, powiedzial:
– Nie rozczarujcie mnie, dobrze? Im sie zawsze wydaje, ze usuneli wszystkie slady.
Brydon Housc wygladal w sam raz na siedzibe profesora, chociaz nie stal tak blisko uniwersytetu, zeby mozna tam bylo dojsc na piechote. I tak jednak bylo niedaleko od uczelni, co z pewnoscia podkreslili posrednicy, kiedy Jackman zainteresowal sie nieruchomoscia. Byla to obrosnieta bluszczem klockowata budowla z gankiem, kolumienkami i balkonem na pietrze. Prawdopodobnie miala nieco ponad sto lat. Stala na obszernym podworku, za niskim murkiem ulozonym z kamieni bez zaprawy. Parcele na przedmiesciach byly obszerne, domy roznily sie od siebie. Dzielnica znajdowala sie zbyt daleko od centrum Bath, zeby planisci nastawali na uniformizacje i miedzy solidnymi georgianskimi i wiktorianskimi willami staly nowoczesne budynki z jaskrawego, sztucznego kamienia.
Diamond poprosil Jackmana o otwarcie drzwi. Potem chwycil profesora za ramie i nie pozwolil mu wejsc.
– Nie, prosze pana, ani pan, ani ja nie mozemy tam jeszcze wejsc. Jackman patrzyl z niedowierzaniem i zaskoczeniem, jak dwaj ludzie w bialych kombinezonach weszli na ganek, usiedli, zdjeli buty i zastapili je skarpetami z tworzywa sztucznego.
– Jesli pan pozwoli – powiedzial mu na ucho Diamond – nie bedziemy przeszkadzali kosmonautom w pracy. Moze pokaze mi pan ogrod?
– To ogromna strata czasu dla nas wszystkich – mruknal znekany profesor.
– W Doncaster mam szwagra. – Diamond chcial zlagodzic napiecie. – Za kazdym razem, kiedy go odwiedzamy, odciaga mnie od pan i mowi: „Chodz, zobaczymy ogrodek za domem”. Zaden ze mnie ogrodnik. Nie bede udawal, ze wiem, kiedy przycinac roze, ale wiem, ze ogrod Reggiego jest cholernie zapuszczony. W niektorych miejscach pokrzywy siegaja do piersi. Szukamy po omacku sciezek, a Reggie wskazuje na jakies zalosne roslinki, przygiete do ziemi ciezarem much i powojow, i mowi mi, jak sie nazywaja. Po godzinie siostra krzyczy, ze herbata gotowa, wracamy wiec do domu na ozywcza filizanke. Zanim zdolam ugryzc kawalek ciasta, Reggie mowi: „Nie widziales ogrodu od frontu. Chodz, zobaczymy”. Podobno jestem detektywem, a nie wiem, dlaczego tak robi. Boi sie pojsc tam sam? A moze dom ma wypchany kradzionymi towarami i nie chce, zeby to zauwazyl? Ciagle staram sie to zrozumiec.
Jackman najwyrazniej nie mial ochoty wyglosic swojej teorii na ten temat, ale przynajmniej zgodzil sie pojsc z nadkomisarzem. Tworzyli niedobrana pare: dobrze zbudowany naukowiec, posuwajacy sie sprezystym krokiem, obok grubego policjanta, zmuszonego sama masa do ociezalego stawiania nog. Oprawe tego widowiska stanowily trawniki poprzedzielane kepkami krzakow i ladnie przystrzyzonymi drzewami. Dalej rosly jablonie. Bylo ich tyle, ze ogrod mozna bylo nazwac sadem.
Nagle Diamond przeszedl od spraw rodzinnych do sluzbowych.
– Panska zona. Musze wszystko o niej wiedziec. Pochodzenie, rodzina, przyjaciele z przeszlosci i obecni. I wrogowie, jesli sa. Codzienne zajecia, finanse osobiste, stan zdrowia, picie, hobby, miejsca, ktore odwiedzala, sklepy, do ktorych chodzila.
– Bylismy malzenstwem zaledwie od dwoch lat – powiedzial Jackman, protestujac przeciwko dlugosci i zakresowi listy.
– To pewnie wystarczy, zeby dowiedziec sie wszystkiego – naciskal Diamond. – Wezmy sie do sprawy od poczatku. Jak sie spotkaliscie?
Takie podejscie dalo korzysci. Jackman wydal dzwiek przypominajacy smiech i pokiwal z zaduma glowa, jakby pod wplywem wspomnien.
– To bylo przez golebia, przynajmniej Gerry zawsze tak twierdzila. Ten golab mogl istniec albo nie, ale stal sie czescia naszej prywatnej mitologii. Jechala Great Russell Street swoim renault 5…
– Kiedy to bylo? – wtracil Diamond.
– Troszke ponad dwa lata temu. Jak mowilem, jechala ulica, kiedy ten zapozniony umyslowo albo uparty londynski golab zaparl sie, zeby nie odfrunac. Gerry nie mogla zniesc mysli, ze zabije zywe stworzenie, zakrecila kierownica i zmiazdzyla blotnik o stojaca obok ciezarowke. Pewnie ciagle pan slyszy takie historie.
– Nie pracuje w wydziale ruchu.
– To bylo chyba w maju, a ja konczylem prace w Birkbeck College i mialem rozpoczac wyklady tutaj. Tamtego ranka pracowalem w British Library i wyszedlem na spacerek w porze lunchu. Pierwszy podbieglem do samochodu, otworzylem drzwi i sprawdzilem, czy nie jest ranna. Jeszcze teraz widze, jak na mnie patrzy, pobladla i piekna, nieziemsko piekna. Nic sie jej nie stalo, to byl tylko wstrzas, wiec pomoglem jej zaparkowac, znalazlem miejsce w pobliskim barze kanapkowym i zamowilem mocna, slodka herbate. Potem, nie przepuszczajac szansy, zeby zagrac Galahada, poszedlem poszukac kierowcy ciezarowki. Okazalo sie, ze to mnich buddyjski.
– Mnich w Londynie?
– Prowadzil kwerendy, tak jak ja. Raz czy dwa razy widzialem go w czytelni. Kiedy powiedzialem mu o stluczce, okazal lagodny brak zainteresowania jeszcze jednym wgnieceniem na ciezarowce. Co wiecej, pochwalil Gerry za to, ze uniknela przejechania golebia. Jego zdaniem zmierzala ku oswieceniu. Wrocilem do baru kanapkowego i uspokoilem ja.
– Radzac jej bez watpienia, zeby udala sie na najblizszy komisariat i zglosila wypadek – zauwazyl sardonicznie Diamond.
– Zastalem ja przycupnieta na wysokim stolku, ocierala kaciki oczu tymi zdumiewajacymi rudymi wlosami. To byla jej pierwsza w zyciu kraksa i czula sie glupio, ze wyrzadzila szkody tylko dlatego, zeby nic przejechac parszywego golebia. Pamietam, ze stanalem twardo w obronie golebia i jego prawa do przechodzenia przez jezdnie bez narazania sie na zmiazdzenie. Sprawilem, ze znowu sie usmiechnela. Miala oszalamiajacy usmiech. Potem oznajmila, ze za dwadziescia minut powinna byc w studiu telewizyjnym, wiec zaproponowalem, ze zawioze ja do White City. Zenujaca sprawa. Bylo widac, ze nie wiem, jaka jest slawna. Rzadko kiedy ogladam telewizje.
Zatrzymali sie na skraju sadu, gdzie trawa byla zbyt wyrosnieta, zeby wygodnie chodzic. Diamond wyrwal dluga lodyzke i zaczal ja zuc, zadowolony z siebie, ze starczylo mu cierpliwosci na wysluchanie tego gledzenia. Mial jeszcze czas, zeby przejsc do zabojstwa.
– Jak rozumiem, postanowiliscie znowu sie spotkac?
– Tak. Dobrze nam bylo ze soba. Zainteresowanie bylo obustronne, chociaz sadze, ze z obu stron wystapilo nadmierne idealizowanie. Ona ukonczyla tylko szkole srednia i pochlebialo jej, ze wloczy sie za nia profesor. A ja, poza tym, ze byla dla mnie niezwykle atrakcyjna, jak dla kazdego pelnokrwistego samca w tym kraju, lubowalem sie zazdroscia tych, ktorzy ogladali
– A wasza rozmowa?
– Slucham?
– Nadawala na panskich falach?
– Tak, byla blyskotliwa. Gdyby nie przerwano jej nauki, z pewnoscia dostalaby sie na uniwersytet.
Diamond zauwazyl, ze w sposobie, w jaki Jackman mowil, byl dystans, a nie duma, ktorej nalezaloby sie spodziewac po oddanym mezu. Chociaz wspomnienia sprzed dwoch lat przepojone byly cieplem. Historia ich pierwszego spotkania dzwieczala prawda. Niewatpliwie Geny oczarowala tego czlowieka i nietrudno bylo zrozumiec, dlaczego on ja pociagal. Byl przystojny. Nie byl wyniosly. W ogole nie pasowal do stereotypu nadetego intelektualisty.
Potwierdzilo sie to, kiedy Jackman zaczal mowic dalej.
– Po raz pierwszy kochalismy sie pod gwiazdami w Richmond Park. Nie wiedzielismy, ze zamykaja bramy o zmierzchu. Musielismy przejsc przez mur, zeby sie wydostac, a mielismy juz jakos mniej energii. – Usmiechnal sie slabo. – Potem robilismy to w bardziej komfortowych warunkach. Przeprowadzila sie do mojego blizniaka w Teddington. Pobralismy sie we wrzesniu. Po wyjsciu z urzedu stanu cywilnego wsiedlismy na statek wycieczkowy i urzadzilismy sobie wycieczke w gore Tamizy na dwiescie piecdziesiat osob.
Diamond zanotowal te liczbe w pamieci, niepokoila go. Jesli dojdzie do wyszukiwania przyjaciol ofiary, bedzie