czuje sie skrepowany ta rozmowa, panie doktorze. Jesli Geraldine ma klopoty ze snem, powinna mi o tym wspomniec. Tymczasem nie zrobila tego. Przyszla do pana w zaufaniu.

– Uczynilem calkiem zasadne zalozenie, ze wie pan o tej sprawie – powiedzial lekarz. Po czym dodal cos, co bardzo mi sie nie spodobalo: – Jest pan zaniepokojony, o ile rozumiem?

Opanowalem sie z trudem.

– Oczywiscie, ze jestem zaniepokojony, skoro mi pan to powiedzial. Zrobie wszystko, co w mojej mocy, zeby pomoc, chocby to bylo przygotowywanie filizanki czekolady w nocy.

Lekarz parsknal smiechem.

– Nie musi pan wstawac i dotrzymywac jej towarzystwa. W ten sposob nie opanuje sie bezsennosci.

– Co pan proponuje? Odpowiedzial natychmiast.

– Prosze sie nie martwic. Teraz bedzie spala. Dalem jej phenobarbiton.

Zmarszczylem brwi.

– Jest az tak zle?

– Probowalismy juz lagodniejszych srodkow. Powiedziala, ze nie daja rezultatu.

– Zatem to trwa od jakiegos czasu? Nie wiedzialem.

– To ostra, nieustepliwa bezsennosc, profesorze. Musimy jakos przerwac cykl, a w takich wypadkach dobre, staromodne barbiturany zrobia swoje, podczas gdy nowsze srodki nie. Kiedy juz przywrocimy nawyk snu, naturalny wzorzec powinien ustabilizowac sie w ciagu kilku tygodni.

– Chce pan powiedziec, ze niczego nie moge zrobic?

– Pozostaje problem fundamentalny. Mozliwe, ze ma to jakies podloze fizyczne, ale posrod wszystkich powodow utraty snu najpospolitszy jest niepokoj. Widze, ze pan wspolczuje, i juz to samo pomaga. Jesli bedzie pan mogl ustalic zrodlo jej obaw i zrobic z tym cos konstruktywnego, na dluzsza mete uczyni pan wiecej dobra niz phenobarbiton. Prosze pana jednak o dyskrecje.

– A to dobre!

– Profesorze, jestem pewien, ze jako czlowiek inteligentny zrozumie pan, iz zaufanie pacjentki do lekarza jest niezwykle istotne.

– Jasne – powiedzialem i tym razem nie powstrzymywalem sie. – I jako czlowiek inteligentny powinienem doradzic zonie, zeby zmienila lekarza. Do widzenia.

Wstalem i wyszedlem.

Zanim zapalilem silnik, siedzialem przez jakis czas, probujac zrozumiec, dlaczego Geraldine cierpi na bezsennosc i jak to mozliwe, ze tego nie zauwazylem. Nie przyszlo mi na mysl, ze phenobarbiton jest przeznaczony dla mnie.

Rozdzial 2

Tego samego ranka na uniwersytecie w Bath zlapalem sie na tym, ze patrze, jak pani Hunter, osobista sekretarka dziekana wydzialu literatury, uklada na talerzu szesc czekoladowych herbatnikow. W pokoju obok komitet kierowniczy uniwersytetu odbywal narade. Wezwano mnie w kwestii szostego punktu porzadku obrad. Mialem wejsc razem z kawa. Po dwudziestu minutach zaczalem sie niepokoic. Nadal nie moglem dojsc do siebie po nieprzyjemnej wizycie u doktora Bookbindera. Pamietam, ze poczestowalem sie herbatnikiem i zazartowalem, usilujac poprawic sobie nastroj.

– Dziwna nazwa: komitet kierowniczy. Co oni tam robia? Kieruja w kolko rowerami?

Hilary Hunter lubi chichotac. Chyba spodobala sie jej mysl, ze pieciu profesorow z powaga pedaluje w kolko po gabinecie dziekana przez cale rano, ale jako lojalna sekretarka nic mogla wysmiewac szefa, wiec odwrocila sie i nacisnela przelacznik na czajniku. Woda zdazyla sie zagotowac juz dwa razy.

Minela kolejna minuta.

Zadzwonil brzeczyk na jej biurku. Nalala kawe i podniosla tace. Otworzylem przed nia drzwi.

– Niech pani uwaza na lidera wyscigu w zoltej koszulce – mruknalem.

Dla pani Hunter bylo to jak szturchniecie w zebra. Parsknela, wchodzac w drzwi.

– Potrzebna pani chusteczka? – zapytal dziekan. Pokrecila glowa.

– Prosze zatem postawic tace, sami sie obsluzymy. Jackman, prosze do nas. – Dziekan wskazal gestem wielka, obita perkalem kanape. Wygoda jest dla niego wazna. Lubi kraciaste welniane koszule i recznie tkane krawaty. Jego cyklistowka i torba do golfa wisialy na drzwiach. W tym roku to on przewodniczyl komitetowi. Inni zostali sciagnieci z roznych wydzialow. Trzech z nich znalem z widzenia, a z czwartym, profesorem Oliverem, z wydzialu sztuki, chadzalem do baru.

– Jak sie ma nasze piskle, wydzial anglistyki? – zapytal powaznym tonem dziekan.

– Jest w niezgorszym nastroju – odparlem.

– Ha… tak. Gotowe do pierwszego lotu?

– A jaka jest propozycja? Wycieczka do Stanow? Dziekan sie rozesmial.

– Optymista z ciebie. Czyz nie jest optymista? Profesorze Oliver, niech pan mu wyjasni.

– Ja? – Tom Oliver wyrzucil z siebie fontanne okruszkow herbatnika. Musial miec cos do przezuwania. Spotkania komitetu, na ktorych nie wolno bylo palic, byly prawdziwa meczarnia dla nalogowego palacza fajki. Wypil lyk kawy i przelknal glosno. – Greg, zapewne wiesz, ze staramy sie podniesc wizerunek uniwersytetu w okolicy.

– W miescie – powiedzial dziekan.

– Przepraszam. W miescie. Jakis rok, dwa lata temu troche nas krytykowano, ze zbudowalismy tutaj, w Claverton, przyslowiowa wieze z kosci sloniowej i ze zapominamy o mieszczuchach.

– Nie, nie mow tak – zachnal sie dziekan.

– O mieszczuchach – powtorzyl Oliver. – O dobrych obywatelach. Zarzut byl, oczywiscie, nieprawdziwy. Przy naszych zasobach naukowych i technologicznych zawsze wspieralismy lokalny przemysl, organizujac kursy z praktykami. Prowadzimy ogromna liczbe szkolen zewnetrznych. Towarzystwo Koncertowe organizuje wystepy muzyczne. Na Boze Narodzenie pozwalamy setkom ludzi wybierajacych sie na zakupy korzystac z naszego parkingu. Studenci przeprowadzaja zbiorki pieniedzy na cele spoleczne i tak dalej.

– Wyscigi lektyk – dodal profesor religioznawstwa porownawczego, lekki jak piorko, ktory co roku zgadzal sie, zeby obnoszono go po wydzialach.

– To tez. Zmierzam do tego, ze trzy lata temu, zanim do nas dolaczyles, Greg, urzadzilismy wystawe w Victoria Gallery.

– Tej nad biblioteka publiczna – wtracil dziekan. – Swietna wystawa, jak na pierwszy raz.

Ostroznie, jak spod przylbicy, spojrzal mi w oczy.

– Zorganizowanie jej spadlo na mnie – kontynuowal Oliver. – Moje zadanie polegalo na urzadzeniu wystawy pod tytulem „Sztuka w Bath”, przedstawiajacej malarzy, mieszkajacych tutaj w ktoryms momencie swojego zycia. Barwny tlumek, musze przyznac. Gainsborough, Thomas Lawrence, Whistler, lord Leighton i kilku pomniejszych.

– Profesor Oliver wystawil jedno ze swoich plocien – powiedzial dziekan. – O ile pamietam, byla to abstrakcja, utrzymana glownie w rozu.

– Musialem wypelnic luke – zauwazyl niesmialo Oliver. – Wolalbym zorganizowac kompletna wystawe sztuki wspolczesnej, ale Towarzystwo Artystow z Bath miesiac wczesniej mialo w tej galerii swoja doroczna wystawe i powiedziano mi stanowczo, ze moja musi miec inny charakter, bardziej tradycyjny.

Wyczuwajac chyba, ze trzeba mocniej podkreslic pozytywne aspekty wystawy „Sztuka w Bath”, dziekan znow wlaczyl sie do rozmowy.

– Reakcja na nasza prosbe o wypozyczenie obrazow byla fantastyczna. Zarowno prywatnych kolekcjonerow, jak i bardziej znanych zrodel. Po czesci jest to powod organizowania takich wystaw, sposob na przypomnienie mieszkancom, ze istniejemy. Bylo o tym w gazetach, w lokalnej telewizji i w radiu. Na koniec okazalo sie, ze profesor Oliver to postac medialna.

Tom Oliver podniosl oczy w gore na to wspomnienie. Kiedy juz wszystkiego wysluchalem, usiadlem prosto ze skrzyzowanymi na piersi rekami.

– Do rzeczy, panowie. Co mi dokladacie? Dziekan sie nachmurzyl.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату