– Jackman, nikt panu niczego nie doklada. Mam prawo sadzic, ze profesor angielskiego bedzie uzywal bardziej stosownych slow.
– Dowalacie?
– Wyglada, jakbysmy mieli sprzeczne cele – powiedzial dziekan. – Jackman, wiem, ze nie liczy sie pan ze slowami, ale nie ma powodu do obstrukcji, zanim zdolalismy powiedziec, o co chodzi. Uwazam, ze jest wspaniala okazja, by wydzial anglistyki wyrobil sobie marke. Jako najnowszy musi sporo pracowac, zeby dorownac tym, ktore byly tu od poczatku. I nie powiedzialbym, ze jestescie przeciazeni, skoro robiliscie dopiero drugi nabor studentow. Nie bedziecie nadawac stopni naukowych jeszcze przez rok.
– Niezla wymowka. Chce pan, zebym to ja w tym roku bil w beben. Czy dostane wolna reke?
– W pewnych granicach. Wzruszylem ramionami.
– Nie dostane wolnej reki.
– Otrzymalismy propozycje, raczej trudna do odrzucenia, ktora wyszla od samej rady miasta. Oczywiscie nasz komitet bardzo ja popiera.
– Co to takiego?
– „Jane Austen w Bath”.
Zapadla cisza.
– Jane Austen, ta pisarka – dodal sarkastycznie dziekan, nie bawiac sie w uprzejmosci. – Na wypadek gdyby pan tego nie wiedzial, mieszkala tu przez kilka lat.
– Czlowiek codziennie dowiaduje sie czegos nowego – powiedzialem. – To juz dogadane? Tylko Jane?
– I Bath. Tematyka wystawy to uczczenie lat, ktore Jane Austen spedzila w Bath.
– Uczczenie?
– Wlasnie.
Gleboko nabralem tchu i powoli wypuscilem powietrze.
– Szkoda, ze jej nie ma z nami, zeby mogla docenic ironie sytuacji. Dziekan sie najezyl.
– Lepiej, zeby pan wyjasnil, o co panu chodzi.
– Lata, ktore Jane Austen spedzila w Bath, nie sa powodem do organizowania uroczystosci ku jej czci. To miasto strasznie ja wkurzalo.
– Panie profesorze!
– W porzadku, to byl najmniej szczesliwy okres w jej zyciu.
– Dosc ogolnikowe stwierdzenie, prawda?
Profesor religioznawstwa porownawczego siegnal po ostatni herbatnik czekoladowy.
– Czymze jest szczescie? Do czego sprowadzalo sie szczescie dla Jane Austen? Mowimy o abstrakcjach.
– O ile pamietam – powiedzialem – kiedy wielebny George Austen powiadomil rodzine, ze maja sie tu przeprowadzic ze Steventon, gdzie Jane urodzila sie i wychowala, zemdlala. Stracila przytomnosc. W Bath spedzili piec lat. W jej ocenie Bath bylo o wiele gorszym miejscem niz Steventon. Przezyla w tym czasie serie nieszczesc: zerwane zareczyny, smierc przyjaciol. Tu zmarl jej ojciec. Musieli sie przeprowadzic do skromniejszego mieszkania, a kiedy wreszcie stad wyjezdzali, pisala o tym, jak o szczesliwej ucieczce. Szczescie sprowadzalo sie do ucieczki z Bath.
Po kolejnej, nieprzyjemnej pauzie dziekan powiedzial z uporem.
– Fakt pozostaje faktem, ze tutaj mieszkala. I jest jedna z najwiekszych pisarek na swiecie.
– Zadna z jej wielkich powiesci nie zostala napisana w Bath. Dziekan spojrzal wsciekle zza okularow.
– Panie profesorze, niech pan mnie poprawi, jesli sie myle. O ile pamietam, Bath czesto wystepuje w jej powiesciach.
Popatrzylem na innych czlonkow komitetu.
– Nie da sie tego uniknac, prawda?
– Tu nie chodzi o unikanie czegokolwiek. To jest okazja, Jackman. Jak do tej pory kazdy, kto o tym uslyszal, bardzo sie ekscytowal perspektywa tego wydarzenia. Bibliotekarz miejski i jego zespol obiecali wszelka pomoc.
Stracilem nadzieje.
– Ludzie juz o tym wiedza?
– Jedna czy dwie wazne osoby.
– Zaluje, ze nie powiedzieliscie mi wczesniej.
– Greg – mruknal Oliver – sami dowiedzielismy sie o tym dzisiaj rano.
Westchnalem ciezko, wstalem i podszedlem do okna.
– A ja pewnie mam znalezc odpowiednia liczbe eksponatow, zeby zapelnic Victoria Gallery?
– Sale zgromadzen – odparl triumfalnie dziekan. – Zaproponowano nam sale zgromadzen.
– Boze… one sa jeszcze wieksze.
– Nie moze byc bardziej odpowiedniego miejsca. Docenia pan znaczenie tego? Jane Austen musiala tam nie raz tanczyc.
– Panie dziekanie – przerwal Tom Oliver – podczas ostatniej wojny sale zostaly wypatroszone przez bomby.
– I doskonale odrestaurowane.
– Zgadza sie – powiedzialem, odwracajac sie do nich. – To cholernie wielka sala balowa. Jak mam ja wypelnic? O ile pamietam, jest jeden portret Jane, wielkosci kartki pocztowej, sporzadzony przez jej siostre, i znajduje sie w National Portrait Gallery. Poza tym nie istnieje zadna jej podobizna. Jesli mi to wypozycza, co jest wrecz nieprawdopodobne, nie da sie tym wypelnic sali balowej dlugosci trzydziestu metrow.
Dziekan zaczal przekladac papiery.
– Jestem pewien, ze jesli pan wykorzysta okazje tak, jak trzy lata temu zrobil to profesor Oliver, bedziemy mieli wspaniala wystawe.
– Wykorzysta okazje… jak sie to ma do abstrakcji? – zwrocilem sie do profesora religioznawstwa porownawczego.
Tom Oliver pospieszyl mi z pomoca.
– Moglbys jakos wykorzystac jej powiesci.
– Otworzyc na odpowiednich stronach i wystawic w szklanych gablotach? – zapytalem. – Niezbyt pasjonujace, prawda? Nie przyciagnie tlumow, skoro te sama ksiazke mozna kupic w kazdym sklepie w okolicy.
– W miescie – mruknal Oliver.
– Moze pan sfotografowac domy, w ktorych mieszkala – powiedzial dziekan.
– I powiekszyc je do naturalnych rozmiarow? – Na tym etapie nie bylem w nastroju, zeby powaznie przyjmowac jakiekolwiek sugestie. – Prawda. Gdybym nakleil je na karton i postawil w pionie, jak dekoracje teatralna, moze zapelnilbym przestrzen w tych cholernych salach zgromadzen. Moglbym przebrac moich studentow w stroje z epoki, kazac im chodzic wsrod scenografii i mowic: „Slowo daje, dzentelmeni z komitetu kierowniczego zasluguja na uznanie, gdyz szczesliwsze polaczenie miasta i profesorskiej togi nigdy sie jeszcze nie zdarzylo”.
– Daj spokoj, Greg – powiedzial Oliver, zanim dziekan zdazyl wybuchnac. – Kiedy sie nad tym zastanowisz, wpadniesz na jakies kapitalne pomysly.
– To fasada, prawda? Jane Austen to nazwisko, ktore ma przyciagnac turystow. Nikt nie wzial pod uwage tego, co sama Jane naprawde myslala o tym miescie. Zdaje sie, ze jest juz za pozno, zeby wytknac te malenka obiekcje natury etycznej geniuszowi, ktory to zaproponowal.
– Alez to jest przeciwienstwo tego, co chcemy osiagnac – powiedzial dziekan. – Chcemy uczynic gest wobec miasta, a nie upokorzyc ich akademickimi dywagacjami. Poza tym rzeczywiscie jest juz za pozno. Znacznie za pozno.
– Ile mam czasu? – zapytalem z rezygnacja.
– Zasadniczo to jest wystawa letnia – powiedzial Oliver.
– …otwarcie dziewiatego wrzesnia. Potrwa trzy tygodnie – dodal dziekan, jakby konczyl zdanie.
– No, to mam co robic w wakacje.
– Chcialbym prosic o raport z postepow za tydzien o tej samej porze, jesli nie jest to zbyt wiele.
Przypadkiem, szczesliwym lub nie, mam ostry sluch. Kiedy wychodzilem z gabinetu, uslyszalem, jak dziekan mowi.
– Coz za niesforny typ. Nie przypominam go sobie z tej strony, kiedy staral sie o etat profesorski.