— Trafnie to ujales, Willy — rzekl. — Bardzo wnikliwie. Trzymajac latarke wycelowana w Carewe’a, podszedl do pulpitu sterowniczego w scianie i wcisnal szereg przelacznikow. Osiem elektronowych dzialek wokol pieca rozjarzylo sie jasnoczerwonym swiatlem, ktore lekko przygaslo, kiedy projektory oslon cieplnych ustawily przegrody siegajace od podlogi do sufitu. Wytwarzane przez nie pola magnetyczne byly kolosalnie wzmocnionymi wersjami cienkich ekranow sluzacych do sterowania pogoda, a ich zadanie polegalo na zabarykadowaniu iscie piekielnego slonecznego zaru powstajacego w sercu pieca elektronowego. Okratowane wyciagi w suficie wprost nad piecem odprowadzaly nadmiar ciepla do systemu kumulacyjnego wykorzystywanego do ogrzewania reszty budynku.

— Spozniles sie — powiedzial Carewe, czujac jak Atena wtula twarz w jego ramie. — Bylem juz na policji, powiedzialem im wszystko, co o tobie wiem.

— A wiec niewiele — odrzekl Barenboim, nastawiajac srube mikrometryczna.

— Wiedza, ze naslales na mnie mordercow w Afryce i w Idaho Falls.

— Zglaszam poprawke, Willy. Wiedza tylko, ze ktos chcial cie zamordowac. A poniewaz Gwynne zostal wyeliminowany w tak dogodnych okolicznosciach, zadnego zwiazku ze mna nie da sie udowodnic. A z jakiegoz to powodu mialbym cie zabijac?

— Z powodu pieniedzy — odparl Carewe. — Wiedza, ze Korporacja Farma zmierza prosto do wielkiego krachu.

Barenboim zachmurzyl sie przez mgnienie.

— Wiesz co, Willy, chyba sie pomylilem wybierajac ciebie. Nie wiem, jak udalo ci sie pokonac Gwynne’a, a poza tym przez caly czas wykazywales nieoczekiwana nieustepliwosc, ale i tak nie mozesz wytlumaczyc, w jaki sposob usmiercenie ciebie pomogloby mi rozwiazac klopoty finansowe, gdybym takie mial.

— Liczylem, ze mi to wlasnie wyjasnisz.

— Liczyles, ale sie przeliczyles! — Po dokonaniu ostatniej poprawki na pulpicie i odejsciu od niego, Barenboim odzyskal dawna jowialnosc. — O ile wiem, w trojwizyjnych dreszczowcach lajdak sklada zwykle w tym momencie szczegolowe wyjasnienia, ale ja — zeby ci wykazac, jak bardzo jestem nieludzki — nie zastosuje sie do regul gry. Jak ci sie podoba to msciwe posuniecie?

— Calkiem niezle — przyznal Carewe, przenoszac dyskretnie ciezar ciala na druga noge. Kiedy spotkali sie po raz pierwszy przed budynkiem, reakcje Barenboima wydaly mu sie troche zwolnione, jedynej wiec szansy ratunku upatrywal w niespodziewanym rzuceniu sie na niego i odebraniu mu latarki. — Jednak ciekaw jestem, co cie do niego naklonilo. Pysznisz sie brakiem ludzkich odruchow, a wiec pchnela cie do tego… hm… moja wzmianka o twojej nieudolnosci w interesach, tak?

— Nieudolnosci! — wykrzyknal z autentycznym gniewem Barenboim.

— A jak inaczej to nazwiesz? — Carewe odusnal sie nieznacznie od Ateny. — Kiedy ktos z dwustuletnim doswiadczeniem doprowadza tak zywotne przedsiebiorstwo jak Farma do ruiny…

— Farma! — parsknal Barenboim. — Farma to drobnostka, Willy. Za kilka godzin ja sam zarobie dla siebie miliard nowych dolarow. Nazwiesz to nieudolnoscia?

— Alez… — Z napiecia, jakim okupywal podtrzymywanie tej sztucznej rozmowy. Carewe’owi spotnialo czolo. Poruszajac sie jak najniedbalej, oddalil sie o krok od Ateny. — Nie pojmuje…

— Jasne, ze nie pojmujesz. Nie pojales nawet tego, ze E.80, cudowny biostat, ktory wstrzyknales sobie pod te gruba skore, to od poczatku do konca mistyfikacja. Nie dotarlo do ciebie, ze was nabralem, Willy. Ciebie i twoja zone.

— Nabrales? — Carewe spojrzal na Atene, ktorej twarz tak zbladla, ze stala sie az przezroczysta. — Ale przeciez…

— Wymyslilem te historie z E.80, Willy. I nie trzymalem jej w tajemnicy, jak sobie wyobrazales. Zeby przekonac pewna euroazjatycka firme, ze to prawda, podsunalem im niepostrzezenie kilka danych. Wywiad przemyslowy to swietnie wyostrzona bron, ale obosieczna. Informacje, ktore uwazali za wykradzione, przekonaly ich znacznie skuteczniej, niz…

— Do diabla z nimi — przerwal mu opryskliwie Carewe, ktoremu pod czaszka pulsowaly niedobre przeczucia. — Co zrobiles ze mna i z Atena?

Barenboim opanowal sie i usmiechnal lodowato.

— Naturalnie, Willy, zapomnialem, ze twoja szczegolna stalosc uczuc zmaci twoj poglad na te operacje.

Carewe postapil krok naprzod, nie dbajac o wycelowany w niego laser.

— Ale co ze mna i z Atena? — spytal.

— Czlowieku, byliscie krolikami doswiadczalnymi. Zeby wykazac skutecznosc dzialania E.80, musieliscie splodzic potomstwo. Twoj zastrzyk z E.80 byl najzwyklejsza woda, za to twoja zona dostala cos calkiem innego.

— To znaczy co?

— Nie zauwazyles zadnej niezwyklej zmiany w jej zachowaniu po tym zastrzyku?

Carewe wrocil myslami do trzech dni spedzonych nad jeziorem Orkney, do Ateny trawionej nieugaszona zadza,ktora nie moglaby sie zrodzic w normalnym organizmie.

— Daliscie jej…

— Bardzo kosztowny srodek podniecajacy, ale to bylo konieczne, zeby jak najszybciej doprowadzic twoja zone do zajscia w ciaze. — Barenboim znow sie usmiechnal. — A ty przy okazji tez na pewno nie byles stratny.

Carewe obrocil sie do zony.

— Ateno, chce cie… – zaczal i glos uwiazl mu w gardle.

— Juz dobrze, Will.

Ponownie stanal twarza w twarz z Barenboimem i ruszyl naprzod na sztywnych nogach.

— Zabij mnie juz teraz — wyszeptal. — Bo inaczej…

Barenboim wzruszyl ramionami i wycelowal latarke. Kciukiem przesunal wlacznik do przodu.

— Stoj! — zawolal ze schodow czyjs glos. — Co robisz, Hyron? To mi wyglada na…

Przez porecz wychylil sie Pleeth, mierzac twarz Barenboima zaczerwienionymi oczami.

— Na co ci to wyglada?

— Na morderstwo, a na to nigdy nie wyrazilem zgody.

Pleeth zeszedl po schodach ze zlotym wisiorem w ksztalcie cygara dyndajacym na piersi i ruszyl ku nim przez laboratorium. Umysl Carewe’a, zamarly, jakby skuty lodem, wylowil dziwaczny szczegol rozgrywajacej sie sceny — Atena wycofywala sie przed Pleethem, czlowiekiem, ktory targowal sie o jej zycie.

— Daj spokoj, Manny — powiedzial znuzonym tonem Barenboim. — Mialem cie za realiste.

— Powiedzialem: bez zabijania!

— Manny, juz za kilka godzin dostaniemy miliard nowych dolarow. — Barenboim wciaz celowal latarka w piers Carewe’a. — W zamian za ten miliard przekazemy wzor chemiczny niewart doslownie nic. Kiedy nasi klienci odkryja prawde, rozgniewaja sie. Czy jak dotad wyrazam sie dostatecznie jasno?

— Nigdy nie wyrazilem zgody na morderstwo.

Dalszych wyjasnien Barenboim udzielal z obrazliwie drobiazgowa staran­noscia.

— Przewidujac gniew naszych klientow, a w dalszej kolejnosci ich bardzo naturalna chec zemsty, zaaranzowalismy wspolnie nasze znikniecie. Zeby to nam sie udalo — nawet przy operacji maskujacej, ktorej przygotowanie zajelo mi caly zeszly rok — musimy miec nad nimi kilka dni przewagi. Jak daleko twoim zdaniem uda nam sie uciec we wspolczesnym swiecie, jesli nasi znajomi beda wrzeszczec wnieboglosy?

— Moglibysmy ich zwiazac i odurzyc narkotykiem.

— To prawda, ale ktos inny moglby ich rozwiazac i otrzezwic. Czy wiesz, ze Willy byl juz na policji?

Pleeth zwrocil swoje plastikowe gladkie oblicze do Carewe’a.

— Ale dlaczego? — spytal.

— Poniewaz twoj wspolnik — wyjasnil Carewe wymawiajac ostatnie slowo z naciskiem — wielokrotnie probowal mnie zabic w ciagu ostatnich dni. Wpakowales sie w paskudna kabale, Pleeth.

— Calkowita racja — rzekl z ozywieniem Barenboim. — Nawet Willy rozumie, ze za pozno na skrupuly. A wiec…

Atena, ktora wycofala sie blizej schodow, zalkala spazmatycznie i Barenboim skierowal latarke w jej strone. Carewe skoczyl naprzod, ale nie dosc szybko — uprzedzil go Pleeth, wkraczajac pomiedzy laser i Atene.

Вы читаете Milion nowych dni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату