przy barku. Dwaj z nich — Bart Barton i Vic Navarro — byli ostudzonymi znajomymi, niewiele od niego starszymi, i kiedy pilnie im nadskakiwal, usilujac zorganizowac grupe przeciwnikow gry w cytaty, na srodek pokoju wystapila Atena.

— Widze, ze wszyscy maja przy sobie projektory, a wiec przystapmy do gry — powiedziala absurdalnie brzmiacym tonem mistrza ceremonii. — Na autora najlepszego cytatu czeka nagroda niespodzianka, przypominam jednak, ze wymagane sa wylacznie cytaty lekkie, spontaniczne, a kazdy przylapany na cytowaniu opublikowanych tekstow daje fant. — Rozlegly sie ciche oklaski i pod kopula domu zawirowaly postrzepione barwne plamy z regulowanych przez gosci projektorow. W powietrzu zaroilo sie od jaskrawych, pozornie trojwymiarowych liter i wyrazow. Kiedy Atena wycelowala swoj projektor, Carewe z jekiem usiadl za barkiem.

— Ja zaczne, zeby was rozruszac — oznajmila. Wlaczyla aparacik i kilka krokow przed nia zawisly w powietrzu jaskrawozielone litery skladajace sie w napis: CO ZA SENS MOWIC PO FRANCUSKU, JEZELI WSZYSCY CIE ROZUMIEJA?

Carewe rozejrzal sie podejrzliwie po gosciach, ktorzy prawie wszyscy smiali sie z uznaniem, a potem jeszcze raz przeczytal uwaznie slowa. Ich sens nadal mu umykal. Atena nieraz wyjasniala mu, ze w grze w cytaty cala sztuka polega na tym, zeby wyjac jakis zwrot lub zdanie z przyziemnego kontekstu zwyklej rozmowy czy korespondencji i przedstawic je jako samodzielna calosc literacka, wytwarzajac w ten sposob w umysle czytelnika fantastyczny przeciwkontekst. Nazywala to holografia werbalna, kompletnie go dezorientujac. Odkad przed rokiem gra ta stala sie modna, unikal jej, jak mogl.

— To bardzo dobre, Ateno, ale co powiecie na to? — rozlegl sie w polmroku kobiecy glos i w powietrzu, pod kopula domu, zawisly nowe slowa: WIEM TYLKO TO, CO WYCZYTAM W ENCYKLOPEDIACH.

Niemal natychmiast potem rozblysly kolejne dwa napisy, jeden czerwony, a drugi topazowy: ALEZ CI ROMEO I JULIA MIELI PECHA oraz TRZYMAMY TEN POKOJ ZAMUROWANY SPECJALNIE DLA PANA.

Carewe przygladal im sie niewzruszenie znad szklaneczki, a potem postanowil, ze sie nie da. Wzial do rak dwie butelki alkoholu i obszedl gosci nalewajac im do pelna i zachecajac do picia. Po kilku minutach nie rozcienczony alkohol, ktory wypil, wespol ze zmeczeniem, glodem i zapalajacymi sie plastycznymi napisami przeniosly go w swiat pozbawiony przestrzennej spoistosci. PROMIEN TO JEDYNE SLOWO, KTORE ZNACZY PROMIEN, poinformowal go migoczacy napis, kiedy sadowil sie w grupie slabo widocznych gosci siedzacych na podlodze. CZY POWIEDZIALBYS BEZ ZASTANOWIENIA, ZE PRZYPOMINAM CI WYDRE? — spytal go kolejny napis. Carewe pociagnal jeszcze jeden dlugi lyk i nastawil ucha, lowiac toczaca sie w poblizu cicha rozmowe.

Po chwili przestal jej sluchac i rozejrzal sie, zeby zobaczyc, co robi Atena. CZY TO NIE POTWORNE? — zapytywal napis w kolorze indygo, JEST BOZE NARODZENIE, A MY TU UGANIAMY SIE ZA GWIAZDKA. Dostrzegl sylwetke siedzacej samotnie Ateny, widoczna na tle padajacego od strony kuchni swiatla. Smiala sie rozkosznie z jakiegos cytatu, tak jakby scena malzenska, ktora rozegrala sie pomiedzy nimi wczesniej, wcale nie wytracila jej z rownowagi. A wiec dobrze, pomyslal, skoro tak… Przeszkodzil mu napis, macac jego mysli. ZAMIAST OBOWIAZKOWEGO SKLADANIA WIZYT W BOZE NARODZENIE POWINNO SIE PRZYJMOWAC GOSCI. Zamknal oczy, ale wyjatkowo glosny wybuch smiechu sprawil, ze szybko je otworzyl. POMYSLCIE, O ILE PREDZEJ PODBITO BY DZIKI ZACHOD, GDYBY KOLA WOZOW OBRACALY SIE WE WLASCIWYM KIERUNKU.

— Chwileczke — zwrocil sie zirytowany do sasiada. — Co to znaczy?

— To aluzja do filmow, ktore ogladamy w Instytucie Historii… ach prawda, ty zdaje sie tam nie chodzisz? — powiedzial Navarro.

— Nie.

— Otoz w starych filmach migawka kamery filmowej dawala czesto efekt stroboskopowy, przez co widz mial wrazenie, ze szprychy kol obracaja sie w niewlasciwa strone.

— I z tego sie wszyscy smieja?

— Wiesz co, staruszku — powiedzial Navarro klepiac go po plecach. — Lepiej sie jeszcze napij.

Carewe usluchal rady, a barwne napisy poza obrebem jego prywatnego, przyjaznego swiata mieszczacego sie w szklaneczce whisky drzaly, falowaly i raptownie opadaly, zbiegajac sie w jego swiadomosci… OPOWIEDZ MI WSZYSTKO O BOGU… PRZYSZEDLEM PO SWOJ PRZYDZIAL PASTY DO BUTOW… CHCESZ ZROBIC ZE MNIE ZERO?… A TYM USTRZELILEM TEGO PAJAKA… OSTATECZNIE MOGE BYC UPRZEJMY, JEZELI TO MI ZAOSZCZEDZI WYDATKOW…

— Ja na przyklad uwazam — perorowal ktos — ze niesmiertelnosc stala sie dostepna zbyt pozno, nie ma bowiem wsrod nas pionierow na miare braci Wright, ktorym mozna by przedluzyc zycie poza jego naturalne granice po to, zeby podziwiali rozwoj tego, co zapoczatkowali…

…JESTEM W TEJ CHWILI NA ETAPIE BRODZENIA W SYROPIE… PRAWDOPODOBNIE ZGINAL W OBRONIE WLASNEJ… SMIERC TO SPOSOB, W JAKI NATURA KAZE NAM ZWOLNIC TEMPO…

— Zaraz, zaraz! — parsknal z uraza Carewe popijajac ze szklaneczki. — To ostatnie jest smieszne. Czy to nie powod do dyskwalifikacji?

— Nasz nieoceniony Will — szepnal Navarro.

— Jezeli mozna przytaczac smieszne zdania, to ja tez zagram — oznajmil bez zastanowienia Carewe, szukajac wzrokiem jakiegos wolnego projektora. Za jego plecami May i Vert sciskali sie zapamietale i widac bylo, ze zupelnie stracili zainteresowanie gra. Carewe wzial projektor nalezacy do May, przyjrzal sie przez chwile klawiszom i zabral sie do ukladania cytatu. W zadymionym powietrzu wypisal slowa: SPOSOB NA ODOR Z UST — NATYCHMIASTOWA SMIERC.

— To za bardzo podobne do ostatniego — zaprotestowala Hermina, ktorej czerwona postac majaczyla po jego lewej rece. — Poza tym, sam to przed chwila wymysliles.

— A wlasnie ze nie! — wykrzyknal triumfalnie Carewe. — Slyszalem w programie trojwizji.

— W takim razie to sie nie liczy.

— Tracisz tylko czas, Hermino — zawolala Atena. — Will jedynie wtedy ma przyjemnosc z gry, kiedy lamie jej zasady.

— Dziekuje ci, kochanie — powiedzial Carewe zginajac sie w jej strone w przesadnie niskim uklonie. Ty i ja rozgrywamy miedzy soba inna gre, pomyslal zagniewany, i jej zasady zlamie rowniez.

Rankiem, kiedy nerwy wprawialo mu w drzenie widmo pokonanego kaca, ogarnal go wstyd z powodu wlasnego zachowania na przyjeciu wydanym przez Atene, niemniej jednak nie oslabl w postanowieniu, ze jej dokuczy.

Rozdzial trzeci

Oba pistolety do zastrzykow podskornych spoczywaly w czarnym futerale, w faldach tradycyjnie purpurowego aksamitu, a lufa jednego z nich oblepiona byla naokolo czerwona tasma samoprzylepna. Barenboim postukal w oznakowana rurke starannie wypielegnowanym paznokciem.

— Ten dla ciebie, Willy — oznajmil rzeczowo. — Umiescilismy ladunek w najzupelniej typowym pistolecie, zeby po fakcie nikt nie dopatrzyl sie czegos niezwyklego. Po uzyciu zerwij tasme.

Carewe skinal glowa.

— Rozumiem — powiedzial. Zatrzasnal futeral i wsunal go do sakwy.

— To na razie tyle. A zatem wyjezdzasz teraz na trzy dni w gory na swoj drugi… mmm… miodowy miesiac, a ja tak wszystko zalatwilem, ze po powrocie kierownik laboratorium biopoezy zwroci sie do ciebie z prosba, zebys osobiscie skontrolowal pewne posuniecia budzetowe na Przeleczy Randala. Mozna powiedziec, ze zapielismy wszystko na ostatni guzik, nie uwazasz?

Barenboim rozparl sie w wielkim fotelu, az sterczacy brzuch podjechal mu do gory pod faldami tuniki. Pod maska dwustuletniego opanowania jego bezwlosa twarz swoja gladkoscia i nieodgadnionym wyrazem przypominala oblicze porcelanowego Buddy.

— Nie mam zadnych zastrzezen.

— Spodziewam sie, Willy, masz przeciez ogromne szczescie. Jak zareagowala twoja zona, kiedy jej o tym powiedziales?

— Nie mogla wprost uwierzyc — odparl Carewe ze smiechem, starajac sie, zeby zabrzmial on mozliwie naturalnie. Od proby podzielenia sie z Atena ta wiadomoscia minely juz cztery dni i od tamtej pory tkwili w sidlach tezejacej szybko jak bursztyn goryczy, niezdolni zblizyc sie do siebie ani porozumiec… Wprawdzie zdawal sobie

Вы читаете Milion nowych dni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату