zalem podium dyrygenta.

– Wspaniale, maestro, brawo, bravissimo - powiedzial mu portier z teatru.

– Stales sie staruchem, ktorego ma sie ochote zabic – odparl z kwasna mina Atlan-Ferrara, wiedzac, ze mowi to do siebie, a nie do oslupialego wiekowego portiera.

Nie chcial, zeby go odprowadzano do domu. Nie jest roztrzepanym turysta. Mieszka w Salzburgu. Juz postanowil, ze jesli ma umrzec, to umrze, stojac, bez przygotowan, bez wstrzasow, bez pomocy. Marzyl o smierci naglej i lagodnej. Nie mial romantycznych zludzen. Nie przygotowal sobie uroczystego „ostatniego slowa” ani nie sadzil, ze umierajac, polaczy sie, duchowo i lirycznie, z Inez Prada. Od czasu tamtej ostatniej nocy w Londynie wiedzial, ze wyjechala z kims innym. Jasnowlosy chlopak – moj przyjaciel, moj brat – zniknal na zawsze z fotografii zrobionej w mlodosci. Byl gdzies indziej.

– Il est ailleurs - usmiechnal sie Gabriel, mimo wszystko zadowolony.

Ale nie bylo tez Inez. Nie odezwala sie od owej listopadowej nocy 1967 roku w Covent Garden. Poniewaz publicznosc myslala, ze to, co sie zdarzylo, bylo czescia niezwykle oryginalnej mise-en-scene Gabriela Atlana-Ferrary, mozna to bylo tlumaczyc na wszelkie sposoby. W rzeczywistosci historyjka, ktora o niej opowiadano w mediach, zawierala wiadomosc, ze Inez Prada wymknela sie przez teatralna zapadnie, z dzieckiem w ramionach, spowita w oblok dymu. Czyste efekciarstwo. Coup de theatre.

– Inez Prada na zawsze wycofala sie ze sceny. To byla ostatnia opera, w jakiej spiewala. Nie, nie zapowiadala tego, bo w tej sytuacji jej wystep zmienilby sie w pozegnanie na scenie, kosztem samego spektaklu. Byla profesjonalistka. Zawsze gotowa sluzyc sztuce, autorowi, dyrygentowi i, co za tym idzie, szanownej publicznosci. Tak, byla stuprocentowa profesjonalistka. Miala sceniczny instynkt…

Zostal tylko Gabriel, z rozwichrzona ciemna grzywa, o ciemnej skorze, ogorzalej na sloncu i obmytej w morzu, z najpiekniejszym usmiechem… Sam.

Liczyl kroki od teatru do domu. To byla jego starcza obsesja: liczyc kroki, jakie zrobil w ciagu dnia. To ta komiczna strona calej sprawy. Smutna jej strona stalo sie to, ze przy kazdym kroku czul pod podeszwami rany, zadawane ziemi. Wyobrazal sobie blizny, ktore pojawialy sie na coraz glebszych i twardszych warstwach tego strupa z zaschnietego kurzu, na ktorym mieszkamy.

Czekala na niego Ulrike, czyli Dicke, ze swiezo splecionymi warkoczami, w czystym, szeleszczacym fartuchu, powloczac obolalymi rozkraczonymi nogami. Postawila przed nim filizanke czekolady.

– Ach! – westchnal Atlan-Ferrara, osuwajac sie na wolterowski fotel. – Koniec z pasja i namietnymi uczuciami. Zostaje nam czekolada.

– Niech pan sie wygodnie rozsiadzie – powiedziala sluzaca. – Prosze sie nie przejmowac. Wszystko jest na swoim miejscu.

Rzucila okiem w strone krysztalowej pieczeci, tkwiacej jak zwykle na trojnogu umieszczonym na stoliku przy oknie z widokiem na panorame Salzburga.

– Tak, Dicke, wszystko na miejscu. Nie musisz juz tluc krysztalowych pieczeci…

– Prosze pana… ja… – zajaknela sie gosposia.

– Posluchaj, Ulrike – powiedzial Gabriel z eleganckim skinieniem reki. – Dzis dyrygowalem Fausta po raz ostatni. Malgorzata na zawsze wzniosla sie do nieba. Juz nie jestem wiezniem Inez Prada, moja kochana Ulrike…

– Prosze pana, ja nie chcialam… Prosze mi wierzyc, ja jestem bardzo wdzieczna. Wiem, ze wszystko zawdzieczam panu.

– Uspokoj sie. Dobrze wiesz, ze nie masz rywalki. Zamiast kochanki potrzebuje sluzacej.

– Pojde zaparzyc panu herbate.

– Co ci jest? Przeciez juz pije czekolade.

– Przepraszam. Tak sie zdenerwowalam. Przyniose panu wode mineralna.

Atlan-Ferrara wzial do reki krysztalowa pieczec i poglaskal ja.

Cichym glosem zwrocil sie do Inez:

– Pomoz mi zapomniec o przeszlosci, kochanie. Jezeli zyjemy dla przeszlosci, to urosnie dzieki nam tak bardzo, ze zawladnie moim i twoim zyciem. Powiedz mi, ze moje obecne przeznaczenie to zyc pod opieka sluzacej.

– Pamietasz nasza ostatnia rozmowe? – odezwal sie glos Inez. – Czemu nie opowiesz tego wszystkiego?

– Bo druga opowiesc to inne zycie. Przezyj je ty. Ja trzymam sie mocno tego, ktore mam.

– Czy jest czlowiek, ktoremu zabronisz istniec?

– Byc moze.

– Znasz juz cene?

– Zabiore moznosc istnienia tobie.

– I co z tego? Ja swoje przezylam.

– Przyjrzyj mi sie. Jestem stary egoista.

– Nieprawda. Przez te wszystkie lata zajmowales sie moja corka. Dziekuje ci z calego serca, dziekuje z cala pokora, jestem ci bardzo wdzieczna.

– Co tam. Czulostkowosc. Traktuje ja, jak nalezy. Jest taka, jaka jest.

– W kazdym razie dziekuje ci, Gabriel.

– Zylem dla mojej sztuki, nie dla latwych wzruszen. Zegnaj, Inez. Wracaj tam, gdzie teraz jestes.

Popatrzyl na pejzaz Salzburga. Niemal niepostrzezenie zblizal sie swit. Zdziwilo go, ze noc minela tak szybko. Jak dlugo trwala rozmowa z Inez? Zaledwie kilka minut…

– Czy nie powtarzalem wciaz, ze kazde kolejne wystawienie Fausta zawsze bedzie pierwsze? Inez, musisz zrozumiec przyczyne mojej rezygnacji. Nastepne wcielenie tej opery juz nie znajdzie sie w moich rekach.

– Jedne istoty urodzily sie po to, by bladzic, a drugie, by podlegac roznym wcieleniom – powiedziala mu Inez. -Nie badz niecierpliwy.

– Nie, jestem zadowolony. Mialem cierpliwosc. Czekalem dlugo, ale w koncu zostalem wynagrodzony. Wrocilo to wszystko, co mialo powrocic. A wszystko, co mialo sie polaczyc, polaczylo sie na nowo. Teraz powinienem zamilknac, Inez, aby nie zaklocac ciaglosci pewnych spraw. Tej nocy w Festspielhaus czulem twoja bliskosc, ale to bylo tylko wrazenie. Wiem, ze jestes bardzo daleko. Ale czy ja sam nie jestem tylko ponownie zjawiajacym sie duchem, Inez? Czasem sie zastanawiam, w jaki sposob mnie tu rozpoznaja i czemu klaniaja mi sie, skoro to przeciez oczywiste, ze ja juz nie jestem tym dawnym „ja”. Czy wciaz jeszcze pamietasz mnie takim, jakim bylem? Czy, gdziekolwiek bys sie znalazla, zachowujesz w pamieci czlowieka, ktory poswiecil wszystko, abys zaistniala znowu?

Ulrike stala obok, patrzac na niego z nieukrywana pogarda.

– Znowu pan gada do siebie. To oznaka demencji starczej – powiedziala.

Atlan-Ferrara uslyszal nieznosny halas; wywolywal go kazdy ruch tej kobiety, szelest jej sztywnej spodnicy, pobrzekiwanie kluczami, powloczenie nogami, ktorymi ranila ziemie, tymi obolalymi nogami.

– Czy jest jeszcze chociaz jedna krysztalowa pieczec, Ulrike?

– Nie, prosze pana – powiedziala gosposia, ze spuszczona glowa sprzatajac naczynia. – Ta, co ja pan tu ma w salonie, to juz ostatnia, jaka zostala…

– Podaj mi ja, bardzo cie prosze…

Ulrike trzymala przez chwile w dloniach ow przedmiot, pokazujac go starcowi z bezwstydnym, wyzywajacym spojrzeniem.

– Pan nic nie wie, maestro.

– Nic? O Inez?

– Widzial ja pan, jak byla naprawde mloda? A moze pan wszystko sobie wymyslil, bo tak wygladalo wedle kalendarzowego czasu? Jak to moglo byc, zeby pan sie postarzal zaraz po upadku Francji i po niemieckim blitzu, i jeszcze przed podroza do Meksyku i powrotem do Londynu, a ona nie? Pan to wymyslil, ze ona sie starzeje, bo chcial ja miec dla siebie… i zeby miala te same lata co pan…

– Nie, Dicke, mylisz sie… ja chcialem z niej uczynic moja mysl, wieczna i jedyna. To wszystko.

Dicke rozesmiala sie na caly glos i zblizyla twarz do twarzy starego dyrygenta. W jej ruchach byla drapieznosc pantery.

Вы читаете Instynkt pieknej Inez
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×