kawalem, jaki splatano ludzkosci. Takze: szkolna klasa, w ktorej bedzie sie wyswietlac filmy, Maszyna Czasu oraz galaktyczna centrala telefoniczna. Jeden z uczonych napisal: „Po starcie w fotelach pojawi sie zamiast naszych Pieciu, brzydki ekwiwalent w zielonych luskach i z ostrymi zebami”. Sposrod odpowiedzi bliskich Koniowi Trojanskiemu, ta poszla najdalej, choc na innej karteczce — na szczescie jedynej — widnialy tylko dwa slowa: Maszyna Zaglady.
Odbylo sie cos w rodzaju skromnej ceremonii. Wygloszono pare przemowien, podano kanapki i napoje. Ludzie sie sciskali, niektorzy ukradkiem plakali. Tylko niewielu ostentacyjnie obnosilo swoj sceptycyzm. Czulo sie napiecie zwiastujace rychle rozladowanie — bez wzgledu na efekt Rozruchu. Na wielu twarzach blakala sie skrywana satysfakcja.
Zdazyla jeszcze zadzwonic do domu starcow i powiedziec matce do widzenia. Mowila do mikrofonu na Hokkaido, a w Wisconsin glosno przekazywano to dalej. Odpowiedzi matki nie uslyszala, za to zglosila sie pielegniarka, ktora powiedziala, ze matka odzyskuje czesc wladzy po stronie paralizu i moze za jakis czas bedzie mogla cos powiedziec. Nim rozmowa dobiegla konca, Ellie poczula, ze ucisk w sercu, jaki od dawna czula, z wolna ustepuje.
Technicy japonscy mieli na glowach hachimaki, czyli zawoje, ktore tradycyjnie nosi sie w chwilach przygotowania do psychicznego, fizycznego lub duchowego wysilku — szczegolnie przed bitwa. U kazdego w czesci biegnacej przez czolo widniala mapa Ziemi, na ktorej jednak zaden kraj nie byl szczegolnie wyrozniony.
Chwala Bogu oszczedzono sobie demonstracji narodowych. Od nikogo nie oczekiwano, ze bedzie oddawal honory swemu sztandarowi — przywodcy zainteresowanych panstw przyslali tylko krotkie pozdrowienia na video. Ellie szczegolnie przypadlo do serca to, co powiedziala Prezydent:
— To nie sa zadne ostatnie dobre rady ani tym bardziej pozegnanie. To jest tylko „do zobaczenia”. Kazdy z was rusza w te podroz nie sam, bo z miliardami dusz mieszkancow tej ziemi. Wy ich reprezentujecie. Jesli bedzie wam pisane znalezc sie gdzie indziej, to rozgladajcie sie wokolo, jakbyscie byli naszymi oczami. I zapamietujcie, nie tylko dla dobra nauki, ale zebysmy wszyscy mogli sie czegos nauczyc. Jestescie przedstawicielami ludzkosci, nie tylko tej, jaka jest, ale jaka byla i bedzie. Cokolwiek sie wydarzy, macie juz w historii swoje trwale miejsce. Jestescie bohaterami naszej planety. Mowcie w naszym imieniu. Badzcie rozwazni. I… wracajcie.
Kilka godzin pozniej wchodzili do Maszyny. Pierwszy raz, jedno za drugim, przez niski wlaz. Plaskie lampy scienne, nisko umieszczone nad glowami, oswietlily pomieszczenie. Mimo ze calosc sprawdzano juz setki razy, nie chcieli zasiasc w fotelach zbyt wczesnie. Niektorzy technicy obawiali sie, ze samo usadowienie bedzie sygnalem dla Maszyny, nawet jesli jeszcze nie rozkreca sie benzele. Ale usiedli — i nic sie nie stalo. Wreszcie mogla wyciagnac sie wygodnie w dokladnie wymodelowanym, miekkim plastiku. Przydalby sie perkal… tak, perkalowe pokrowce swietnie pasowalyby do foteli. Ale nawet taki drobiazg musial ustapic przed duma narodowa — wszystko musialo byc naukowe, powazne i nowoczesne.
Wiedzac o lekkomyslnym nalogu Vaygaya ustalili, ze na poklad nie wolno wnosic papierosow. Lunaczarski dlugo przeciw temu protestowal i to nie w jednym, ale w tuzinie jezykow. Teraz wszedl na koncu, pospiesznie wypaliwszy ostatniego Lucky Strike’a. Sapnal lekko, opadajac w fotel obok niej. Nie bylo pasow bezpieczenstwa — bo technicy Projektu tyle razy protestowali, zeby sie trzymac Wiadomosci, ze ich w koncu nie zamontowano.
Maszyna rusza — pomyslala. Ten dziwaczny pojazd, ta dziura donikad. Lub do nigdy!… Jak pociag towarowy turkoczacy z gwizdem przez noc. Gdyby skoczyc i sie go uczepic, wywiozlby cie z twego prowincjonalnego miasteczka — z dziecinstwa — ku krysztalowym miastom. To bylo odkrycie, to byla ucieczka, to byla samotnosc. Przeciez kazda logistyczna dyskusja, kazde opoznienie w produkcji, kazda nie konczaca sie narada nad wlasciwym zrozumieniem jakiegos podkodu instrukcji, wtracalo ja w otchlan rozpaczy. Nie szukala slawy… choc… no, przynajmniej nie tylko… Moze bardziej — jakiegos wyzwolenia.
Byla nalogowcem nowin. Byla dzikim czlowiekiem z gor, ktory z opuszczona szczeka staje u wrot Babilonu, przed prawdziwa Brama Isztar. Byla Dorotka, ktora pierwszy raz olsniona spojrzala na wyniosle wieze Szmaragdowego Miasta. Byla chlopcem z najubozszego Brooklynu, ktory w 1939 roku stanal na Swiatowej Wystawie w Korytarzu Narodow. Byla ksiezniczka indianska Pocahontas wplywajaca w ujscie Tamizy i pierwszy raz widzaca Londyn przed swymi oczami — od horyzontu po horyzont.
Serce Ellie kurczylo sie w oczekiwaniu. Jest gotowa, wiedziala… jest gotowa odkryc wszystko, co trzeba… i wszystko przyjac, co jej pokaza Tamte Istoty — wspaniale istoty, ktore juz podrozowaly wsrod gwiazd, gdy jej przodkowie na Ziemi wciaz przeskakiwali z galezi na galaz, w slonecznych plamach, pod baldachimami lasu.
Drumlin — jak tylu innych, ktorych znala — nazywal ja nieuleczalna romantyczka. Nigdy nie rozumiala, dlaczego ludzie widza w tym jedynie nieszczesne kalectwo. Przeciez romantyzm byl sila napedowa jej zycia, zrodlem tak wielu rozkoszy. Obronca i praktyk romantyzmu — oto ona. Gotowa na spotkanie z Czarownikiem z Oz.
Radio wlaczylo sie nadajac komunikat o stanie lotu. Nie bylo zadnych dostrzegalnych nieprawidlowosci — przynajmniej na tyle, na ile ufac mozna bylo tej baterii przyrzadow, ktorymi obstawiono Maszyne. Potezne vacuum wypompowywalo powietrze, by osiagnac stan takiej prozni, jakiego dotychczas na Ziemi nie znano. Ellie sprawdzila, czy mikrokamera jest szczelnie zapieta i lekko pogladzila lisc palmy…
… i w tej chwili na zewnatrz dodekahedronu rozblysly wielkie reflektory. Dwie z polkolistych czasz rozpedzily sie do poziomu czegos, co Wiadomosc okreslala „predkoscia krytyczna”. Obserwatorzy z zewnatrz odniesli wrazenie, ze kontury pojazdu nagle sie zamglily. Za chwile ruszy trzeci benzel — wskaznik poboru pradu lecial w gore — zas kiedy wszystkie trzy beda w ruchu, Maszyna sie zaktywizuje… Tak mowila Wiadomosc…
Wyraz ostatecznej determinacji pojawil sie na twarzy Xi. Lunaczarski ostentacyjnie nie okazywal zdenerwowania. Oczy Sukhavati byly rozszerzone, zas Eda mial na twarzy cos w rodzaju uprzejmego zainteresowania. Devi uchwycila jej spojrzenie i odpowiedziala usmiechem.
Nagle ogarnal ja zal, ze nie ma dziecka. I to byla ostatnia mysl Ellie, bo sciany nagle zaczely pulsowac jakims niewidzialnym plomieniem. Potem staly sie zupelnie przezroczyste. A potem, w ostatnim blysku swiadomosci, Ellie uczula, ze Ziemia otwiera sie i wpadaja w przepasc.
CZESC III
GALAKTYKA
Wiec ide ku gorze wyzwolony, i wiem ze jest nadzieja na to cos Ty uczynil tworzac cialo z prochu by nas polaczylo z wiekuistoscia rzeczy.
ROZDZIAL 19
Naga pojedynczosc
…wspinaj sie do raju Schodami zadziwienia.
Spadali. Wpierw piecioboczne tafle scian dodekahedronu staly sie przezroczyste, potem rowniez sufit i podloga. Nad i pod soba miala koronkowe sploty silikato-organicznej masy, a takze waly erbowe, ktore najwyrazniej wirowaly. Wszystkie trzy benzele gdzies przepadly, za to dodekahedron pedzil w jakims dlugim, ciemnym tunelu, szerokim akurat na tyle, by sie mogl w nim zmiescic. Przyspieszenie wahalo sie okolo l g, w wyniku ktorego Ellie — patrzaca wprost przed siebie — wtlaczalo w oparcie fotela, a Devi siedzaca naprzeciw niej odwrotnie — wychylalo do przodu. Chyba rzeczywiscie trzeba bylo zamontowac pasy.
Trudno bylo pozbyc sie jednej, jedynej mysli: ze leca do srodka Ziemi, wprost w jadro z plynnego metalu. Ale moze nic takiego tam nie ma… probowala zamiast ognistego serca Ziemi wyobrazac sobie lodz Charona spokojnie przeplywajaca przez Styks.