Sciany tunelu mialy chropowatosc, z ktorej mozna bylo sadzic o rozwinietej predkosci. Wzor byl nieregularny, jakies zaokraglone plamy, nic co by sie z czyms kojarzylo. Ale w drodze ku centrum Ziemi sciany powinny zaczac sie rozpalac, przybierac odcien czerwieni — nic takiego nie bylo widac. Ani zadne pomniejsze demony nie pojawialy sie tu czy tam, regulujac ruchem, ani chocby polki ze sloikami marmolady.

Co chwile przedni szpic dodekahedronu zahaczal o sciane i wtedy smuga pylu oraz okruchy nieznanego materialu wytryskiwaly po jednej lub drugiej stronie dwunastoscianu. Samemu „dodkowi” zas (jak w myslach zaczela go nazywac) zdawalo sie to nie szkodzic. Wkrotce ciagnal sie za nimi prawdziwy pioropusz kurzu. Ale ilekroc ich pojazd dotykal sciany, odczuwala lekkie, napiete drganie, jakby cos miekkiego amortyzowalo wstrzasy. Wszystko wokolo skapane bylo w spokojnej, zoltej poswiacie. Czasem tunel lagodnie skrecal i wtedy dodek poddawal sie nowemu kierunkowi. Jak dotad nie widziala, zeby cos z przodu nadlatywalo im na spotkanie — przy tej szybkosci nawet zderzenie z wroblem mogloby miec straszliwe skutki. A jesli wlatuja do bezdennej studni? Caly czas czula swoj zoladek… wolala dalej nie myslec. Czarna dziura — przemknelo jej nagle przez mysl. Oczywiscie! Lecimy przez ostateczny horyzont ku strasznej pojedynczosci. Ale jesli to nie jest czarna dziura — to moze ku pojedynczosci nagiej? Tak nazywaja to fizycy — naga pojedynczosc. Prawie pojedynczosc, gdzie przypadkowosc mozna podporzadkowac sile, efekt moze wyprzedzic przyczyne, czas moze plynac wstecz i nie ma szans na przezycie, a juz na pewno na zapamietanie czegos. A jesli to jest czarna dziura obracajaca sie, to pojedynczosc nie jest punktem a pierscieniem — przypominala sobie wyklady ze studiow — a moze nawet czyms okropniejszym, czego sie nie da uniknac. Och, czarne dziury, ohyda! Sily wiazania i ciazenia sa tak wielkie, ze natychmiast zmienilaby sie w dluga cienka nitke. Ale na szczescie na razie nic na to nie wskazuje. Przez szarawe przezroczyste plyty sufitu i podlogi spostrzegla, ze w obu komorach cos sie zaczelo dziac. Silikatowoorganiczna masa zaczynala zapadac sie w jednych, i jakby rozwijac swe skrety w innych miejscach. Zatopione w niej waly erbowe wciaz wirowaly jak szalone, coraz glebiej pograzajac sie w masie. Poza tym, wszystko w dodekahedronie (wlaczajac pieciu astronautow) wygladalo normalnie. Pewnie za bardzo sie ekscytuje — pomyslala Ellie. W koncu jak dotad zadne z nich nie zmienilo sie w dluga cienka nitke.

To byly zreszta bezplodne rozwazania. Fizyka czarnych dziur nigdy nie byla jej dzialka. Poza tym skad pomysl, ze to wszystko moze miec cos wspolnego z czarna dziura — ktora jest albo pierwotna, to znaczy, powstala w procesie narodzin wszechswiata, albo wtorna, bedaca wynikiem obkurczenia sie gwiazdy o masie wiekszej od Slonca. Powoduje to taki wzrost grawitacji, ze nawet swiatlo nie moze stamtad sie wydostac. Stad „czarna”, stad „dziura”. Zas oni ani nie wywolali zapadniecia sie zadnych slonc, jak rowniez nic nie wskazywalo na to, by zawadzili o jakas dziure pierwotna. Ale czy mozna wiedziec, gdzie nagle taka pierwotna dziura sie pojawi? Jak dotad wszystko co zrobili, to zbudowali Maszyne i rozpedzili benzele.

Popatrzyla na Ede, ktory na malym komputerze cos pilnie obliczal. Juz nie tylko sluchem, ale i przewodnictwem kostnym odbierala glosne warczenie, ilekroc dodek zahaczal dziobem o tunel. Podniosla glos, by Eda mogl ja doslyszec.

— Czy masz pojecie, co tu wlasciwie sie dzieje?

— Skad! — zawolal w odpowiedzi. — Ale juz prawie dowiodlem, ze to wszystko nie ma prawa sie dziac. Czy znasz wspolrzedne Boyera-Lindquista?

— Przykro mi, nie!

— Pozniej ci powiem.

Przyjemnie bylo uslyszec slowo „pozniej”.

Nagle zwolnienie predkosci odczula wczesniej, niz spostrzegla je przez sciany dodekahedronu. Czula sie jak w wagoniku podczas jazdy diabelskiej, gdy znalezli sie na dole i przyhamowali, zeby powoli wspiac sie w gore. Kiedy ich pojazd zwolnil, na scianach pojawily sie jakies peki i sploty. Swiatlo nie zmienilo ani swego natezenia, ani koloru, wiec Ellie wyjela kamere i nastawiwszy soczewke obiektywu na dal przyjrzala sie glebiom tunelu — nic nie dojrzala, poza nastepnym zagieciem kretej drogi. W powiekszeniu soczewki sciany zdawaly sie byc pracowicie z czegos utkane — nieregularne i jakby przez chwile slabo swiecace wlasna luminescencja.

Szybkosc dodekahedronu zmalala prawie do pelzania. Konca tunelu wciaz nie bylo widac. Zastanawiala sie, czy w ogole dokadkolwiek i kiedykolwiek dojada. Moze projektanci cos zle obliczyli? Moze Maszyne sfuszerowano? Nawet nie w calosci, starczylaby jedna niedokladnosc, jakis szczegol, ktory na Hokkaido miescil sie w granicach bledu, a tu moze oznaczac ich zaglade, lub… cokolwiek to mialoby byc. Albo — gdy patrzyla na chmure odlamkow wciaz bombardujacych ich sciany — moze uderzyly o jeden raz za duzo, niz zabezpieczal projekt? Odleglosc scian dodekahedronu od tunelu byla coraz mniejsza, wiec moze w koncu utkna tu, w tym NIGDZIE, i beda slabnac i slabnac, poki im starczy tlenu? Czy doprawdy Veganie zawracaliby sobie tym wszystkim glowe, nie wiedzac, ze czlowiek musi oddychac? Czyzby nie widzieli tych gardel rozwrzeszczanych przed Hitlerem?

Vaygay i Eda zawziecie rozwazali arkana fizyki ciazenia: twistory, renormalizacje propagatorow widmowych, czasopodobne wektory Killinga, jedenastowymiarowa teorie superciazenia Kaluzy-Kleina i, oczywiscie, calkowicie osobna i wlasna teorie superunifikacji Edy. Juz tylko z samego patrzenia na nich widac bylo, ze wciaz sa daleko od zrozumienia. Uczynienie chocby malego kroku w przod z pewnoscia zabierze dwom wielkim uczonym przynajmniej nastepne dwie godziny. Teoria superunifikacji podsumowywala cala wspolczesna wiedze fizyczna na Ziemi — we wszystkich jej skalach i aspektach — i trudno bylo nie myslec, ze ten tunel stanowi dla Edy jakies niebywale i niespodziewane rozwiazanie jego Rownania Pola.

— Czy ktos widzial naga pojedynczosc? — rozlegl sie nagle glos Vaygaya.

— Nawet nie wiem, jak to wyglada — powiedziala Devi.

— Wybacz, moja droga. To ani nie wyglada, ani nie jest nagie. Czy zdarzylo ci sie kiedys odczuc… hm, odwrocenie przyczynowosci. Cos najzupelniej odwrotnego, cos absolutnie dziwnego, jakby swiat zwariowal. Na przyklad, jajecznice, ktora nagle cofa sie z patelni do zoltek i skorupek?

Devi uwaznie przygladala sie Vaygayowi spod zmruzonych powiek.

— Chwileczke, Devi — szybko wtracila sie Ellie, dodajac w myslach „biedny Vaygay, troche sie zagalopowal”. — Te pytania sa powaznymi problemami czarnych dziur. One tylko tak glupio brzmia.

— Alez nieee… — wolno powiedziala Devi — nic przeciw nim nie mam. I rozjasnila sie: — Nie uwazacie, ze ta jazda jest wspaniala? Wszyscy skwapliwie przytakneli. Vaygay tez promienial.

— Oto drastyczne wydanie cenzury kosmicznej — odezwal sie — czarna dziura. Pojedynczosci nie widac nawet wewnatrz niej.

— Vaygay zartuje — znowu wtracila sie Ellie. — Kiedy juz sie jest wewnatrz horyzontu ostatecznego, nie ma szansy uniknac pojedynczosci czarnej dziury.

Teraz Devi popatrzyla z powatpiewaniem rowniez na Ellie. Fizycy, niestety, musza wynajdowac slowa i wyrazenia ogromnie odlegle od codziennych doswiadczen ludzi. Wprawdzie kultywuja tez mode, by unikac czystych neologizmow i zamiast nich dawac cos bardziej przyziemnego. Innym jeszcze sposobem jest w ogole unikac nowych slow, a obdarzac wynalazki i twierdzenia nawzajem swoimi nazwiskami. I jakos to sie toczy, choc sluchajac fachowej rozmowy fizykow i nie wiedzac nic o nich, mozna odniesc wrazenie, ze stracili rozum.

Ellie wstala i juz zamierzala obejsc fotel Devi, gdy zaalarmowal ja okrzyk Xi. Sciany tunelu nagle zaczely falowac i oklejac sie wokol dodekahedronu, popychajac go w przod. Wszystko poddalo sie jakiemus lagodnemu kolysaniu. Ilekroc dodekahedron stawal, sciany znow go lekko wyciskaly przed siebie. Ellie poczula pierwsze mdlosci, juz nie mozna uczynic kroku — sciany ostro pracowaly, fale skurczow i rozkurczow plynely na przemian wzdluz tunelu i gdyby tylko mieli mozliwosc, pierzchneliby stad gdzie badz.

Hen, hen w oddali, Ellie ujrzala nagle blady punkt swiatla. Powoli powiekszal sie, jasnial, az w koncu blekitnobiala promienistosc zaczela wlewac sie do wnetrza pojazdu. Widziala, jak polyskuja od niej sciany walow erbowych, teraz juz prawie nieruchome. Choc ich podroz nie trwala dluzej niz dziesiec-pietnascie minut, stlumione zolte swiatlo, w ktorym uplynela, wywolalo bolesny prawie kontrast z ta wspaniala, czysta jasnoscia, ktora teraz widzieli przed soba. Pedzili ku niej, gnali przez tajemniczy tunel, by wypasc ku czemus, co nagle sie zdawalo zupelnie zwyczajnym kosmosem. A w jego ciemnej glebi — olbrzymie, bialoniebieskie slonce. Nie do uwierzenia bliskie, prawie w zasiegu reki — i w jednej chwili Ellie poznala, co to jest. To Vega.

Obawiala sie patrzec na nia przez soczewke dlugoogniskowa — to byloby zbyt ryzykowne nawet w przypadku Slonca, gwiazdy o ilez chlodniejszej i nie tak jasnej. Wsunela wiec skrawek papieru w plaszczyzne ogniskowa soczewki i dopiero teraz, z kamera przy oku, wpatrzyla sie w jaskrawa plame na papierze, w ktora zmienila sie Vega. Spostrzec mogla dwa punkciki odpowiadajace jej sloncom, oraz cos — jakby cien, ktory mogl byc materialem pierscienia. Odlozyla kamere i wyciagnela przed siebie dlon ze zlozonymi palcami. Pokryla nia dysk Vegi, i w nagrode ujrzala wspaniale promieniujaca wokol niego korone gwiazdy. Przedtem nie bylo jej widac — tonela w jaskrawym blasku Vegi.

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату