Donna Leon
Smierc Na Obczyznie
Komisarz Guido Brunetti 2
Przelozyl: Marek Cegiela
Dedykuje Peggy Lynn
libretto opery
Rozdzial 1
Na powierzchni ciemnej wody kanalu unosilo sie jakies cialo twarza w dol. Z pradem odplywu wolno sunelo w strone otwartych wod laguny. Kilkakrotnie uderzylo glowa w omszale stopnie nabrzeza przed bazylika Swietego Jana i Pawla, tam na moment sie zatrzymalo, a potem, gdy nogi zatoczyly luk, oderwalo sie i dryfowalo dalej.
Gdzies niedaleko zegar na wiezy kosciola wybil czwarta nad ranem, a wtedy, jak na rozkaz, prad sie zmniejszyl.
Woda w kanale plynela coraz wolniej, w koncu jej ruch zupelnie ustal do chwili, gdy rozpocznie sie przyplyw. Cialo martwego czlowieka, niewidoczne w mroku, kolebalo sie teraz na powierzchni w jednym miejscu. W ciszy mijal czas. Nagle przerwala ja nieglosna rozmowa dwoch mezczyzn, prowadzona w weneckim dialekcie. Jeden z nich pchal niski wozek wyladowany gazetami, ktore rano zacznie sprzedawac w swoim kiosku, drugi szedl do pracy w szpitalu, zajmujacym cala jedna strone duzego, otwartego placu.
Przez lagune plynal maly statek. Niewielkie fale, jakie wznosil, zmarszczyly wode w kanale i kolyszac zwlokami, przeniosly je z powrotem pod sciane nabrzeza.
Kiedy zegar wybil piata, jakas kobieta w jednym z domow nad kanalem, stojacych naprzeciwko
Delektujac sie goraca kawa, obserwowala golebie, ktore juz cos tam dziobaly nieopodal posagu. Leniwie popatrzyla w dol, gdzie na ciemnozielonej wodzie kolysala sie niewielka lodz jej meza. W nocy padalo, chciala wiec sprawdzic, czy brezentowa plandeka, przykrywajaca lodz, jest na miejscu. Gdyby zerwal ja wiatr, Nino musialby zejsc i wyczerpac z lodzi wode przed rozpoczeciem pracy. Bianca wychylila sie z okna, by spojrzec na dziob.
Poczatkowo sadzila, ze to jakas torba ze smieciami, ktora w nocy zmyl z nabrzeza przyplyw. Pozniej jednak uznala, ze to jest dziwnie symetryczne, podluzne, a w dodatku po bokach ma jakby rece, co w sumie przypomina…
–
Dwadziescia minut pozniej telefon z ta sama informacja obudzil Guida Brunettiego, ktory uniosl sie na lokciu i siegnal po sluchawke.
– Gdzie?
– Przy placu Swietego Jana i Pawla, kolo szpitala, panie komisarzu – odpowiedzial policjant, ktory zadzwonil do niego z komendy natychmiast po otrzymaniu tej wiadomosci.
– Co sie stalo? Kto go znalazl? – spytal Brunetti, wysuwajac nogi spod koldry i siadajac na brzegu lozka.
– Nie wiem, panie komisarzu. Zawiadomil nas o tym przez telefon niejaki Pianaro.
– To czego mi zawracacie glowe? – zdenerwowal sie Brunetti, probujac ukryc irytacje, spojrzal bowiem na budzik, ktory wskazywal minute po wpol do szostej. – Co robi nocna zmiana? Nikogo tam nie ma?
– Wszyscy juz poszli do domu, panie komisarzu. Dzwonilem do Bozettiego, ale jego zona powiedziala, ze jeszcze nie wrocil. – Mlody policjant mowil coraz mniej pewnym glosem. – W tej sytuacji zadzwonilem do pana, panie komisarzu, bo wiem, ze pan pracuje na dziennej zmianie.
Ktora zaczyna, sie za dwie i pol godziny, pomyslal Brunetti, ale sie nie odezwal.
– Jest pan tam, panie komisarzu?
– Jestem, jestem. Jest rowniez wpol do szostej.
– Wiem, panie komisarzu, ale nikogo innego nie moglem znalezc – placzliwie odpowiedzial mlody glos.
– Dobrze, juz dobrze. Poplyne tam i sie rozejrze. Przyslijcie mi motorowke. Migiem. – W tym momencie przypomnial sobie, ze nocna zmiana juz skonczyla prace. – A znajdziecie kogos, kto mnie podrzuci?
– Tak, panie komisarzu. Wlasnie przyszedl Bonsuan. Mam go wyslac?
– Tak, natychmiast. I zadzwoncie po reszte dziennej zmiany. Powiedzcie im, ze spotkamy sie na miejscu.