dachem domu.

Sztorm swietnie pasowal do jego stanu uczuciowego, tak samo niespokojnego i chaotycznego. Po dwudziestu pieciu latach pracy jako wlasciciel galerii sztuki, majac stabilne malzenstwo, dwoje doroslych dzieci i spoczywajaca na mocnych podstawach egzystencje, mial nagle drastycznie zmienic bieg swojego zycia. Nie wiedzial, jak sie to wszystko skonczy.

Ta nieodwolalna decyzja dojrzewala od dluzszego czasu. Zmiany, jakie sie w nim dokonaly podczas ostatniego roku, byly ekscytujace, choc czasem wydawaly mu sie zbyt smiale. Nie poznawal sam siebie, a jednoczesnie byl blizej swojego ja niz kiedykolwiek. Uczucia szalaly w nim jak u nastolatka, jakby obudzil sie z kilkudziesiecioletniego odretwienia. Nowe strony, ktore odkryl w sobie samym, pociagaly i przerazaly.

Na zewnatrz nic nie okazywal, staral sie wydawac niewzruszony. Monika nic nie wiedziala o jego planach, na pewno bedzie to dla niej szok. Nie zeby go to obchodzilo. Malzenstwo od dawna bylo martwe. Wiedzial, czego chcial. Nic wiecej nie mialo znaczenia.

Wlasne zdecydowanie uspokoilo go na tyle, ze mogl usiedziec na krzesle barowym przy nowoczesnym barku kuchennym i rozkoszowac sie swoim podwojnym macchiato. Otworzyl gazete na siodmej stronie i z zadowoleniem przygladal sie ogloszeniu. Znajdowalo sie zaraz u gory po prawej stronie, bylo dobrze widoczne. Przyjdzie wiele osob.

Zanim poszedl spacerem do miasta, zszedl na chwile na plaze. Swiatlo sloneczne kazdego dnia pojawialo sie wczesniej. Juz teraz, w polowie lutego, czuc bylo, ze zblizala sie wiosna. Kamieniste plaze byly typowe dla Gotlandii, z wody gdzieniegdzie wystawaly glazy. Ptaki morskie szybowaly nad powierzchnia morza, rozwieraly dzioby i krzyczaly. Fale chaotycznie bily o brzeg, bez zadnego rytmu. Powietrze bylo zimne, do oczu naplynely mu lzy. Szary horyzont wydawal sie obfitowac w obietnice, od razu jego mysli powedrowaly do tego, co mial robic poznym wieczorem.

To poprawilo mu humor i raznym krokiem pomaszerowal do miasta oddalonego o niecaly kilometr.

Za murami obronnymi bylo nieco spokojniej. Uliczki byly ciche i opustoszale. W sobote niewiele osob wstawalo tak wczesnie. Dopiero w sercu miasta, na rynku Stora Torget, napotkal pierwsze oznaki zycia. Przed supermarketem ICA Torgkassen stal samochod z pieczywem. Tylne drzwi, przez ktore przyjmowano dostawe, byly szeroko otwarte, ze srodka dochodzilo pobrzekiwanie.

Gdy zblizyl sie do galerii, scisnelo mu sie w zoladku. W poniedzialek mial opuscic to miejsce, ktoremu poswiecil cale swoje zawodowe zycie. Zostawil tam swoja dusze, a liczba godzin, ktore spedzil w galerii, byla niemozliwa do okreslenia.

Przez chwile stal na ulicy i przygladal sie fasadzie. Duze, nowoczesne okna wychodzily na rynek i ruiny kosciola Swietej Katarzyny z dwunastego wieku. Budynek galerii zostal zbudowany w sredniowieczu, w srodku znajdowaly sie sklepienia i podziemne przejscia z tego samego okresu. Aby uzyskac kontrast z tym historycznym otoczeniem, urzadzil galerie w nowoczesny sposob, uzywajac jasnych, lekkich kolorow i dodajac pojedyncze, nietypowe detale, ktore nadawaly galerii swoisty charakter. Odwiedzajacy czesto chwalili go za to wyszukane polaczenie starego i nowego.

Otworzyl drzwi do galerii, wszedl do biura i zdjal plaszcz. Nie dosc, ze byl to decydujacy weekend w jego zyciu prywatnym, byl to takze czas pierwszego wernisazu w tym roku, ktory mial byc takze jego ostatnim. Przynajmniej tutaj w Visby. Sprzedaz galerii przeszla przez wszystkie prawne zawilosci i nowy wlasciciel podpisal umowe. Wszystko bylo gotowe. Jedyna osoba na Gotlandii, ktora wiedziala o tej sprzedazy, byl on sam.

Popatrzyl na lokal. Obrazy wisialy na swoich miejscach, poprawil jeden z nich, ktory sie przekrzywil. Zaproszenia zostaly wyslane z wielotygodniowym wyprzedzeniem i duze zainteresowanie jeszcze przed wernisazem wskazywalo na to, ze przyjdzie wiele osob.

Wkrotce bedzie na miejscu firma cateringowa z zakaskami. Ostatnia kontrola obrazow i ich oswietlenia, do ktorego przykladal wielka wage. Obrazy byly rozmieszczone z wielka starannoscia, rzucaly sie w oczy swoimi intensywnymi kolorami. Ekspresjonistyczne i abstrakcyjne, przepelnione mlodziencza sila i energia. Niektore z nich byly brutalne, pelne przemocy i przerazajaco mroczne. Artysta Mattis Kalvalis byl mlodym Litwinem i dotychczas nie byl znany w Szwecji. Jak na razie wystawial obrazy tylko w krajach baltyckich. Egon Wallin lubil stawiac na nieznane karty, na nowych artystow, ktorzy mieli przed soba przyszlosc.

Podszedl do okna, zeby ustawic w nim czarno-bialy portret Mattisa Kalvalisa.

Gdy podniosl wzrok i spojrzal na ulice, zobaczyl mezczyzne stojacego w pewnym oddaleniu i patrzacego prosto na niego. Byl ubrany w luzna, czarna, pikowana kurtke, na glowie mial dziana czapke naciagnieta az po oczy. Najbardziej zadziwiajace bylo to, ze w srodku zimy mial wielkie, czarne okulary przeciwsloneczne. Dzisiaj nie bylo slonecznie.

Dziwne. Stal tam tylko i nic nie robil. Moze na kogos czekal.

Egon Wallin kontynuowal niewzruszenie swoje zajecia. Lokalne radio nadawalo piosenke Lill-Babs czy tez Barbro Svensson, jak wolal ja nazywac. Usmiechnal sie lekko, poprawiajac jeden z najbardziej brutalnych obrazow z prawie ze pornograficznym tematem. Coz za kontrast do piosenki „Czy jestes jeszcze we mnie zakochany, Klas-Goran?”.

Gdy znow odwrocil sie w strone ulicy, drgnal. Mezczyzna, ktorego widzial w oddali, zmienil miejsce. Stal teraz tuz przy szybie wystawowej, tak, ze czubkiem nosa prawie dotykal szkla. Obcy patrzyl mu prosto w oczy, ale nie wykonywal zadnego ruchu, zeby go pozdrowic.

Egon automatycznie cofnal sie i zaczal nerwowo rozgladac sie za czyms do zrobienia. Udawal, ze poprawia ustawienie kieliszkow, ktore staly tam od poprzedniego wieczoru, i polmiskow na przystawki, ktore miala przywiezc firma cateringowa.

„Klas-Goran” sie skonczyl i w radiu zabrzmial Magnus Uggla, ktory spiewal halasliwa piosenke z lat osiemdziesiatych.

Egon Wallin kacikiem oczu widzial, ze tajemniczy mezczyzna stal w tym samym miejscu, co wczesniej. Ogarnelo go nieprzyjemne uczucie. Czy to jakis psychol z zakladu Swietego Olofa? Nie mial zamiaru dac sie sprowokowac temu idiocie. Wkrotce sobie pojdzie, pomyslal. Znudzi mu sie, jesli nie bedzie mnie widzial. Drzwi byly zamkniete, tego byl pewien. Galerie otwierali dopiero o pierwszej, bo dzis byl wernisaz.

Wszedl schodami na gore, do biura i zamknal drzwi. Usiadl i wyciagnal jakies papiery, ale niepokoj go nie opuszczal. Musi cos zrobic. Zmierzyc sie z mezczyzna na ulicy. Dowiedziec sie, czego chce.

Zdenerwowany, ze mu przeszkodzono, podniosl sie i szybko zszedl na dol. Gdy podszedl do okna, zobaczyl jednak, ze mezczyzna sobie poszedl.

Z westchnieniem ulgi powrocil do swoich zajec.

Obudzil go silny wiatr. Szyby w oknach dzwonily, jakas galaz uderzala o sciane domu, morze huczalo, w koronach drzew wylo. Koldra osunela sie na podloge, marzl. Niewielka liczba kaloryferow, ktore znajdowaly sie w srodku, nie wystarczala, zeby ogrzac domek. Zazwyczaj nie wynajmowano tego domku zima, ale udalo mu sie przekonac wlascicielke, by zrobila wyjatek. Powiedzial jej, ze prowadzil badania dla Urzedu do spraw Rolnictwa dotyczace zagrozen dla cukrownictwa na Gotlandii, ale ze robil to jako wolny strzelec, wiec nie mial pieniedzy na pokoj hotelowy. Wlascicielka chyba nie do konca zrozumiala powiazanie, ale nie pytala wiecej. Wynajecie domku nie kosztowalo jej wiele dodatkowej pracy, bylo to glownie przekazanie kluczy.

Wstal z lozka i wlozyl sweter i spodnie.

Musi wyjsc na dwor, mimo niepogody. Domek mial, co prawda, zarowno kuchnie, jak i toalete, ale na zime woda byla odlaczona.

Wiatr stawial opor, gdy otwieral drzwi. Zamknely sie one za nim z trzaskiem. Skrecil za rog domku i ustawil sie tak blisko sciany, jak to bylo mozliwe, od blisko lasu, gdzie bylo nieco spokojniej. Otworzyl rozporek i skierowal strumien na sciane.

Gdy byl juz w srodku, w kuchni, zjadl kilka bananow i wymieszal napoj wzmacniajacy, ktory wypil na stojaco przy blacie kuchennym. Odkad przed dwoma miesiacami ukul plan, byl przekonany, ze nie bylo innej alternatywy. Nienawisc opanowala go zupelnie, uczynila jego jezyk zlosliwym, a mysli ostrymi jak noze. Metodycznie i swiadomie pracowal nad przygotowaniami, odhaczal punkt po punkcie z

Вы читаете Umierajacy Dandys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×