zanim odwazyl sie wyruszyc w droge.

Gdy wyszedl na ulice, odetchnal z ulga. Oczekiwanie palilo usta i jezyk. Raznym krokiem maszerowal w strone miasta. W wiekszosci okien swiatla byly pogaszone, mimo iz byla sobota i nie wybila jeszcze polnoc. Za nic w swiecie nie chcial natknac sie na kogos z sasiadow – tutaj wszyscy sie znali. Kupili tu nowo wybudowany domek szeregowy, gdy dzieci byly male. Malzenstwo bylo dosc udane i razem mijal im rok za rokiem. Egon nigdy nie zdradzal swojej zony, mimo iz duzo wyjezdzal w sprawach sluzbowych i spotykal wiele roznych osob.

Przed rokiem pojechal do Sztokholmu w zwyczajna podroz sluzbowa. Uczucie porazilo go jak piorun i podczas jednej nocy wszystko sie zmienilo. Byl na to zupelnie nieprzygotowany. Nagle zycie otrzymalo nowy sens, wypelnila je nowa tresc.

Wspolzycie z Monika stalo sie prawie nie do zniesienia. Jej odpowiedz na jego na wpol zarliwe inicjatywy byla i tak dosc chlodna w ostatnich latach. Wkrotce ich zycie seksualne zamarlo zupelnie, co bylo dla niego wielka ulga. Nigdy o tym nie rozmawiali.

Ale teraz w srodku palila go tesknota. Wybral najkrotsza droge obok szpitala i wzgorz przy parku Strandgardet. Niedlugo bedzie na miejscu. Wyjal telefon komorkowy, zeby powiedziec, ze jest w drodze.

Wlasnie gdy mial wybrac numer, potknal sie i upadl. W ciemnosci nie zauwazyl wielkiego korzenia, ktory zagradzal mu sciezke. Porzadnie uderzyl glowa o kamien i na kilka sekund stracil przytomnosc. Gdy doszedl do siebie, poczul, jak krew splywala mu z czola na policzek. Z trudem usiadl, w glowie mu sie krecilo. Przez chwile siedzial na zimnej ziemi. Na szczescie mial w kieszeni chusteczki higieniczne i mogl wytrzec krew. Pieklo porzadnie na czole i na prawym policzku.

Do diabla, pomyslal. Tylko nie teraz.

Ostroznie dotknal rany koniuszkami palcow. Na szczescie obrazenia nie byly powazne, choc nad prawa brwia urosl mu potezny guz.

Postapil chwiejnie kilka krokow. Upadek zszokowal go i zaskoczyl.

Na poczatku posuwal sie pomalu, mial jeszcze zawroty glowy. Wkrotce jednak znalazl sie przy murze, stad nie bylo daleko do hotelu.

Minal wlasnie male przejscie w murze wychodzace na morze, ktore nazywano Brama Milosci, gdy nagle zdal sobie sprawe, ze ktos znajdowal sie zupelnie blisko niego. Uslyszal szybki swist obok jednego ucha i zaraz potem zostal pociagniety do tylu.

Egon Wallin nigdy nie dotarl na swoje umowione spotkanie.

Siv Eriksson obudzila sie jak zwykle kilka minut przed budzikiem, tak jakby przeczuwala, kiedy byla pora wstawac. Szybko wylaczyla budzik, zeby alarm nie zbudzil jej meza Lennarta. Ostroznie wstala z lozka i starala sie zachowywac tak cicho, jak tylko potrafila. W koncu byla to niedziela.

Poczlapala do kuchni w swoich rozowych, kudlatych pantoflach, ktore dostala od meza na Boze Narodzenie, nastawila kawe, wziela cieply prysznic i umyla wlosy. Rozkoszowala sie potem jedzonym w samotnosci sniadaniem, sluchajac radia i pozwalajac wlosom, zeby same wyschly.

Siv Eriksson nie mogla sie doczekac dzisiejszego dnia. Dzien pracy w niedziele byl krotki, tylko od siodmej do dwunastej, potem mial przyjechac po nia Lennart i razem mieli jechac na piate urodziny ich jedynego wnuka. Corka mieszkala ze swoja rodzina w Slite w polnocnej Gotlandii, wiec mieli kawalek do przejechania. Siv przygotowala prezenty, ktore ladnie zapakowane lezaly na stole w korytarzu. Lennart mial je zabrac, gdy bedzie jechal, zostawila mu kartke z wiadomoscia, zeby nie zapomnial.

Wypila kawe, umyla zeby i ubrala sie. Dala kotu jedzenie i swieza wode. Nie okazywal wiekszego zainteresowania, zeby wyjsc na dwor, tylko spojrzal na nia ospalym wzrokiem i zwinal sie w koszyku. Zerknela na termometr za oknem i stwierdzila, ze znow sie ochlodzilo, minus dziesiec stopni. Najlepiej bedzie, jak wlozy czapke i szalik. Welniany plaszcz byl stary i troche za ciasny.

Ich mieszkanie lezalo na ostatnim pietrze w budynku na ulicy Polhemsgatan z widokiem na polnocno-wschodnia strone murow obronnych.

Gdy Siv Eriksson wyszla na ulice, ciagle bylo jeszcze dosc ciemno. Do pracy w hotelu Wisby miala piechota kilka kilometrow, ale to jej nie przeszkadzalo. Lubila spacerowac, poza tym byla to jej jedyna gimnastyka. Lubila prace jako bufetowa. Razem z kolezanka byly odpowiedzialne za przygotowywanie sniadania. O tej porze roku w hotelu bylo malo gosci, co jej odpowiadalo – nie czula sie dobrze w stresujacych sytuacjach.

Przeszla przez ulice, weszla na sciezke przy boisku, ktorego murawa pokryta byla cienka warstwa sniegu. Na parkingu przed gminnym Biurem do spraw Kultury i Czasu Wolnego byla bliska wywiniecia salta na sliskim jak szklanka asfalcie.

Przy przejsciu na ulicy Kung Magnus vag, ktora biegla rownolegle do wschodniej strony muru, przystanela i spojrzala w obie strony, choc tak wlasciwie bylo to zbedne. W niedzielne poranki ruch byl maly, ale Siv Eriksson byla ostrozna osoba i nie ryzykowala bez potrzeby. Przeszla przez Ostergravar, niewielki park lezacy przy murach obronnych. Ten kawalek drogi wydawal sie o tej porze niepokojaco opustoszaly, ale stad niedaleko miala juz do sredniowiecznych murow obronnych, ktore otaczaly Stare Miasto. Musiala przejsc przez brame Dalmansporten, zeby dostac sie do miasta. Brama znajdowala sie w wysokiej na siedemnascie metrow wiezy Dalmanstornet, jednej z bardziej okazalych baszt murow.

Okolo trzydziestu metrow od bramy Siv Eriksson stanela jak wryta. Na poczatku nie wierzyla wlasnym oczom. Cos wisialo i delikatnie kolysalo sie w przeswicie bramy. Skonsternowana przez kilka minut myslala, ze to worek. Gdy podeszla blizej, ku swojemu przerazeniu zobaczyla, ze byl to mezczyzna, ktory wisial na sznurze przywiazanym do kraty nad brama. Byla to krata, ktora w dawnych czasach opuszczano, gdy nadciagal wrog.

Kark mezczyzny byl zgiety, rece kolysaly sie bezwladnie po bokach ciala. Poslizgnela sie na oblodzonym moscie i byla bliska upadku, ale w ostatniej chwili zlapala sie poreczy mostu. Wzrok jeszcze raz powedrowal do mezczyzny. Byl ubrany w dlugi do ziemi, czarny skorzany plaszcz i czarne spodnie, na nogach mial krotkie kozaki. Byl ciemnowlosy, byc moze okolo piecdziesiatki.

Trudno jej bylo dostrzec jego twarz, postapila ostroznie kilka krokow do przodu, jednoczesnie ze strachem rozgladajac sie dookola.

Gdy podeszla wystarczajaco blisko, by zobaczyc twarz nieboszczyka, cala zdretwiala. Bez trudu rozpoznala mezczyzne.

Pomalu wyjela komorke i wybrala numer na policje.

Komisarz Anders Knutas przybyl do bramy Dalmansporten pol godziny po otrzymaniu zgloszenia. Zazwyczaj w takich przypadkach zostawal na komendzie, zeby rozdzielic prace, ale to chcial zobaczyc. Widok mezczyzny, ktory najprawdopodobniej zostal zamordowany i z zimna krwia wywieszony na widok publiczny w jednej z najwiekszych i najokazalszych bram muru obronnego, byl tak nietypowy, ze Knutas zrobil wyjatek. Patrol, ktory przyjechal jako pierwszy na miejsce znalezienia ciala, od razu podniosl alarm, ze nie wygladalo to na samobojstwo, ale ze najprawdopodobniej mieli do czynienia ze zbrodnia. Cialo wisialo bowiem kilka metrow nad ziemia i przynajmniej metr od kazdej ze scian murow obronnych. W poblizu nie bylo niczego, na czym ofiara moglaby stac, albo po czym moglaby sie wspiac, zeby dosiegnac do miejsca, gdzie byla zawieszona lina.

Gdy Knutas przybyl na miejsce, byli tam juz zarowno inspektor Karin Jacobsson, jak i technik kryminalistyczny Erik Sohlman. Karin ze swoimi stu szescdziesiecioma centymetrami wzrostu wygladala na jeszcze nizsza niz zazwyczaj i byla tak blada, ze jej twarz wydawala sie przezroczysta. Knutas pozdrowil ja uscisnieciem jej ramienia. Przyszla tu spacerem ze swojego mieszkania polozonego w obrebie murow miejskich. Knutas od razu sie domyslil, ze Karin widziala juz cialo. Ona chyba nigdy nie przyzwyczai sie do widoku martwych osob, wlasciwie on sam pewnie tez nie.

Zdazyla sie juz zebrac grupka osob mieszkajacych w poblizu, ktore wpatrywaly sie w wiszace do nich plecami cialo w bramie. Nikt nie mogl uwierzyc, ze cos tak strasznego jak morderstwo moglo przydarzyc sie na ich spokojnej uliczce.

Brama Dalmansporten byla czescia murow obronnych, lezala posrodku Norra Murgatan, dlugiej i waskiej brukowanej uliczki, ktora biegla rownolegle do wschodniego muru. Po obu bokach uliczki ciagnely sie niskie, malownicze domki. Prawdziwa idylla z robionymi na szydelku firankami w oknach, doniczkami z gotlandzkiej ceramiki i malymi ogrodkami za drewnianymi plotami. Niektore domy, lezace po tej

Вы читаете Umierajacy Dandys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату