– Chcialem miec stuprocentowa pewnosc, ze mnie rozpoznasz – powiedzial, przechodzac obok Laurie. – Ulamany lewy gorny siekacz jest moja wizytowka.
Zamykajac drzwi, Laurie rzucila okiem w strone sasiadki, pani Engler, ktora uchylila drzwi do swojego mieszkania, zeby zobaczyc, kto odwiedza Laurie. Laurie poslala jej piorunujace spojrzenie. Wscibskie babsko.
Kolacja okazala sie pelnym sukcesem. Jedzenie bylo doskonale, wino dobre. Jack przeprosil za to, ze sklep w sasiedztwie nie specjalizowal sie w winach markowych, a najblizszy handlujacy wylacznie alkoholami wysokiej jakosci byl juz zamkniety.
W ciagu tego wieczoru Laurie nieraz musiala ugryzc sie w jezyk, zeby nie sprowadzic konwersacji na drazliwe tematy. Pragnela porozmawiac o ich wzajemnych stosunkach, ale nie osmielila sie. Wyczuwala, ze niepewnosc i wahanie Jacka najwyrazniej braly sie z jego ogromnej osobistej tragedii. Szesc lat wczesniej zona Jacka i ich dwie corki zginely w okropnej katastrofie lotniczej. Jack opowiedzial o tym Laurie dopiero po kilku miesiacach bliskiej znajomosci, ale potem odmowil wszelkich rozmow na ten temat. Laurie uswiadomila sobie, ze strata byla dla Jacka najpowazniejszym powodem do unikania zycia towarzyskiego. To z kolei ulatwilo jej zrozumienie odmowy Jacka i jego niecheci nie brala juz dluzej do siebie.
Jack bez trudu utrzymywal lekka atmosfere w czasie pogawedki. Doskonale powiodlo mu sie tego dnia na boisku koszykowki i chetnie dzielil sie wrazeniami. Przypadkowo znalazl sie w jednym zespole z Warrenem, budzacym podziw i szacunek okolicznych mieszkancow Afroamerykaninem, ktory byl przywodca lokalnego gangu i przy okazji najlepszym koszykarzem w okolicy. Druzyna Jacka i Warrena wygrywala przez caly wieczor.
– Co slychac u Warrena? – zapytala Laurie. Ona i Jack czesto spotykali sie z Warrenem i jego dziewczyna, Natalie Adams. Jednak od czasu rozstania z Jackiem Laurie nie widziala sie z przyjaciolmi.
– Jak to u niego – odparl Jack. Wzruszyl ramionami. – Ma takie wielkie mozliwosci. Robilem, co w mojej mocy, zeby wepchnac go na jakis kurs do college'u, ale odmawia. Twierdzi, ze moj system wartosci nie jest jego systemem, wiec w koncu ustapilem.
– A Natalie?
– Dobrze, jak sadze. Nie widzialem jej rowniez od naszego ostatniego wspolnego spotkania.
– Powinnismy cos zaaranzowac – stwierdzila Laurie. – Chetnie bym sie z nimi spotkala.
– To jakis pomysl – dosc wykretnie odparl Jack.
Zapadlo milczenie. Laurie slyszala, ze Jack cicho mruczy z zadowolenia. Po zjedzeniu i posprzataniu usiadl wygodnie na kanapie. Laurie zajela stojacy naprzeciwko fotel w stylu art deco.
Westchnela. Czula sie nieco sfrustrowana. To, ze tak trudno przychodzila im rozmowa na wazne tematy zwiazane z zyciem uczuciowym, zakrawalo na dziecinade.
Jack spojrzal na zegarek.
– Ho, ho! – powiedzial. Przesunal sie do przodu tak, ze siedzial teraz na samej krawedzi kanapy. – Za pietnascie jedenasta. Bede sie zbieral. Jutro do pracy, wiec lozko sie klania.
– Jeszcze wina? – zapytala Laurie. Trzymala butelke. Wypili ledwie jedna czwarta jej zawartosci.
– Nie moge – odmowil Jack. – Musze utrzymac refleks na wysokim poziomie, skoro mam wracac do domu taksowka. – Wstal i podziekowal za kolacje.
Laurie odstawila butelke i takze wstala.
– Jesli nie masz nic przeciwko temu, to podjechalabym z toba do kostnicy.
– Co? – Otworzyl usta z niedowierzaniem. – Chyba nie zamierzasz jechac do pracy o tej godzinie? Przeciez nie masz dzisiaj dyzuru.
– Chce porozmawiac z pracujacymi w nocy technikami i ochrona – odpowiedziala, idac po plaszcz.
– Po co?
– Chce ustalic, jak moglo zniknac cialo Franconiego. – Podala Jackowi kurtke. – Rozmawialam juz ze zmiana popoludniowa.
– I co ci powiedzieli?
– Nie wszystko, co chcialabym wiedziec. Cialo przywieziono okolo dwudziestej czterdziesci piec w obstawie policji i dziennikarzy. Bez watpienia musialo to przypominac prawdziwy cyrk. Domyslam sie, ze wlasnie dlatego odlozono na pozniej przeswietlenie. Identyfikacji dokonala matka; wedlug wszystkich swiadkow scena pelna emocji. Jeszcze przed dwudziesta druga czterdziesci piec zwloki zostaly umieszczone w lodowce numer sto jedenascie. Jest wiec dla mnie calkiem jasne, iz wykradziono je miedzy jedenasta wieczorem a siodma rano.
– Dlaczego zawracasz sobie tym glowe? – zapytal Jack. – To problem tych z biurowca.
Laurie wlozyla plaszcz i wziela klucze.
– Powiedzmy, ze jestem osobiscie zainteresowana tym przypadkiem.
Wychodzac z mieszkania, Jack spojrzal z niecierpliwoscia na sufit.
– Laurie! – jeknal. – Wpakujesz sie tylko w klopoty. Zapamietaj moje slowa.
Nacisnela przycisk windy i spojrzala na pania Engler, ktora jak zwykle uchylila drzwi.
– Ta kobieta mnie wkurza – powiedziala, kiedy weszli do windy.
– Nie sluchasz mnie – zauwazyl Jack.
– Slucham – zapewnila Laurie. – Ale i tak zamierzam wyjasnic sprawe. Poza wszystkim drazni mnie, kiedy pomysle sobie, jak tacy spod ciemnej gwiazdy sadza, ze wolno im wszystko, co tylko przyjdzie im do glowy. Uwazaja, ze prawo jest dla innych. Pauli Cerino, o ktorym Lou wspominal dzis rano, zabijal ludzi i nie musial zbyt dlugo czekac na przeszczep rogowki. Niech ci to da jakies wyobrazenie o ich etyce. Nie podoba mi sie, ze moga sobie wejsc do naszej kostnicy i zabrac cialo czlowieka, ktorego wczesniej zabili.
Wyszli na Dziewietnasta Ulice i skierowali sie w strone Pierwszej Avenue. Laurie podniosla kolnierz. Od East River wial nieprzyjemny wiatr, temperatura wynosila okolo minus pieciu stopni.
– Dlaczego uwazasz, ze sa w to wplatani gangsterzy? – zapytal.
– Nie trzeba byc noblista, zeby to wywnioskowac – odpowiedziala. Pomachala reka na przejezdzajaca taksowke, ale samochod nawet nie zwolnil. – Franconi mial swiadczyc w procesie jako swiadek koronny. Szefowie organizacji Vaccarro wsciekli sie albo przestraszyli, a moze jedno i drugie. To stara historia.
– Wiec go zabili – powiedzial Jack. – Po co wykradli cialo?
Laurie wzruszyla ramionami.
– Nie zamierzam twierdzic, ze potrafie wyjasnic kazde posuniecie mafii. Nie wiem, dlaczego zabrali cialo. Moze chcieli urzadzic mu odpowiedni pogrzeb. Moze obawiali sie, ze autopsja moglaby naprowadzic na slad prawdziwych mordercow. Do diabla, nie wiem. Ale koniec koncow, nie ma znaczenia dlaczego.
– Mam przeczucie, ze 'dlaczego' jest wazne – stwierdzil Jack. – Mieszanie sie w to, to chodzenie po cienkim lodzie.
– Mozliwe – odpowiedziala i znowu wzruszyla ramionami. – Zostalam wciagnieta w sprawe, i juz. Poza tym, problem wzial sie pewnie stad, ze w tej chwili moim glownym obiektem zainteresowan jest praca.
– Mamy wolna taksowke – zauwazyl Jack, starannie unikajac podtrzymania rozmowy na poruszony przez Laurie temat. Rozumial, czym to sie moglo skonczyc, a nie mial najmniejszej ochoty na wywolywanie kwestii osobistych.
Jazda na rog Trzydziestej Ulicy i Pierwszej Avenue nie trwala dlugo. Laurie wysiadla i z zaskoczeniem zobaczyla, ze Jack robi to samo.
– Nie musisz ze mna isc – powiedziala.
– Wiem. Ale i tak ide. Na wypadek, gdybys nie wiedziala dlaczego, powiem, ze zainteresowalas mnie.
Jack zaplacil taksowkarzowi za kurs.
Kiedy przechodzili miedzy furgonetkami kostnicy, Laurie nadal tlumaczyla przyjacielowi, ze nie ma potrzeby, aby angazowal sie w sprawe. Jednak razeni weszli do budynku przez wejscie od Trzydziestej Ulicy.
– Podobno lozko wzywalo – przypomniala Jackowi.
– Moze poczekac. Od czasu gdy Lou opowiedzial mi, jak wyjechalas stad w trumnie, uwazam, ze powinienem deptac ci po pietach.
– To byla zupelnie inna sytuacja.
– O, czyzby? Wtedy rowniez wmieszali sie gangsterzy.
Chciala nadal protestowac, ale uwaga Jacka byla celna. Rzeczywiscie, w tym wzgledzie zachodzilo wyrazne podobienstwo.
Pierwsza osoba, na ktora sie natkneli, byl straznik siedzacy w swojej strozowce. Carl Novak byl starszym, siwiejacym, uprzejmym mezczyzna. W mundurze za duzym co najmniej o dwa numery wygladal, jakby sie niespodziewanie skurczyl. Ukladal pasjansa, ale podniosl glowe, kiedy zobaczyl wchodzacych Laurie i Jacka.