Zatrzymali sie w otwartych drzwiach do strozowki Carla.
– Moge w czyms pomoc? – zapytal. Teraz dopiero rozpoznal Laurie i przeprosil, ze od razu sie nie zorientowal.
Laurie zapytala, czy poinformowano go o zniknieciu ciala Franconiego.
– Oczywiscie – odparl. – Robert Harper, szef ochrony, przyszedl do mnie do domu. Byl bardzo zly i zadawal mnostwo pytan.
Laurie szybko sie zorientowala, ze Carl nie rzuci wiele swiatla na te tajemnice. Uparcie twierdzil, ze nic nadzwyczajnego nie wydarzylo sie w nocy. Przywozili i wywozili ciala tak jak co noc przez caly rok. Przyznal, ze dwukrotnie opuscil posterunek, zeby skorzystac z toalety. Podkreslal, ze nie zabralo mu to wiecej niz kilka minut i ze za kazdym razem informowal o zejsciu z posterunku technika, Mike'a Passana.
– A co z posilkami? – zapytala Laurie.
Carl wysunal dolna szuflade biurka i pokazal duze pudelko na lunch.
– Jem na miejscu.
Laurie podziekowala i ruszyla dalej. Jack oczywiscie poszedl za nia.
– W nocy wyglada tu zupelnie inaczej – powiedzial, kiedy przemierzali duzy hol, zmierzajac w strone lodowek i sali autopsyjnej.
– Troche tu ponuro bez dziennego zamieszania – przyznala Laurie.
Zajrzeli do biura kostnicy i zastali tam Mike'a Passano zajetego jakimis dokumentami. Wlasnie przywieziono cialo wylowione z oceanu przez straz przybrzezna. Mike podniosl wzrok znad biurka, wyczuwajac czyjas obecnosc.
Dopiero co przekroczyl trzydziestke, mowil z silnym akcentem z Long Island, a wygladal na typowego Wlocha z poludnia Italii. Byl drobnej budowy, rysy twarzy jednak mial wyraznie, wrecz ostro zarysowane. Wizerunku dopelnialy ciemne wlosy, ciemne oczy i sniada cera. Chociaz oboje spotykali go przy wielu okazjach, zadne z nich nigdy nie wspolpracowalo z Mike'em.
– Przyszliscie panstwo obejrzec topielca? – zapytal Mike.
– Nie – odpowiedzial Jack. – A jest z nim jakis problem?
– Nie ma zadnego problemu. Facet ma tylko niecodzienny wyglad.
– Przyszlismy porozmawiac o zeszlej nocy – wyjasnila Laurie.
– A o co chodzi?
Laurie zadala mu te same pytania co Carlowi. Ku swemu zaskoczeniu zauwazyla, ze Mike szybko sie zirytowal. Juz miala cos na ten temat powiedziec, gdy Jack polozyl jej reke na ramieniu i poprosil, zeby wyszli do holu.
– Odpusc sobie – poradzil, kiedy znalezli sie poza zasiegiem Mike'a.
– Odpusc sobie co? – zapytala. – Przeciez nie atakowalam go.
– Zgoda. Wiem, ze jestem ostatnia osoba, ktora moze uchodzic za eksperta od stosunkow miedzyludzkich i polityki personalnej, ale wedlug mnie Mike przyjal wybitnie defensywna postawe. Jesli chcesz wyciagnac z niego jakies informacje, musisz to wziac pod uwage i podejsc do niego ostrozniej.
Laurie zastanowila sie przez chwile i w koncu skinela glowa.
– Moze masz racje.
Wrocili do biura, ale zanim Laurie zdolala cos powiedziec, Mike odezwal sie pierwszy.
– Gdyby pani nie wiedziala, to doktor Washington zatelefonowal do mnie rano i obudzil mnie, a potem wypytal o wszystko. Obstalowal mnie dokladnie. Ale wykonywalem tylko moja robote i z pewnoscia nie mialem nic wspolnego ze znikajacym cialem.
– Przepraszam, jesli to, co mowilam, sugerowalo jakies podejrzenia – powiedziala. – Chcialam jedynie stwierdzic, ze moim zdaniem zwloki zginely w czasie pana zmiany. To oczywiscie nie znaczy, ze pan jest za to odpowiedzialny.
– Ale tak to zabrzmialo. Przeciez oprocz ochrony i woznego jestem jedyna osoba.
– Czy wydarzylo sie cos niezwyklego? – zapytala Laurie.
Mike pokrecil przeczaco glowa.
– Zwykla noc. Przywiezli dwa ciala i dwa ciala wyjechaly.
– A te, ktore przywieziono? Kto je dostarczyl? Nasi ludzie? – pytala dalej.
– Tak, nasza furgonetka. Jeff Cooper i Peter Molina. Oba byly ze szpitala miejskiego.
– A co z tymi, ktore wywieziono?
– Co ma byc?
– Kto po nie przyjechal?
Mike siegnal po dziennik kostnicy, lezacy w narozniku biurka i otworzyl go. Wskazujacym palcem przesunal w dol kolumny i zatrzymal sie.
– Dom Pogrzebowy Spoletto z Ozone Park i Dom Pogrzebowy Dicksona z Summit w New Jersey.
– Jak nazywali sie zmarli?
Mike znowu zerknal do ksiegi.
– Frank Gleason i Dorothy Kline. Ich numery identyfikacyjne 100385 i 101455. Cos jeszcze?
– Spodziewal sie pan, ze ktos z tych domow pogrzebowych przyjedzie po zwloki?
– Jasne. Jak zwykle, uprzedzili telefonicznie, ze przyjada.
– Wiec wszystko czekalo przygotowane?
– No pewnie. Papiery byly wypisane. Musieli tylko podpisac.
– A ciala? – pytala dalej Laurie.
– Jak zawsze czekaly w chlodni, wylozone na wozkach.
Laurie spojrzala na Jacka.
– Przychodzi ci do glowy, o co jeszcze mozna by zapytac?
Jack wzruszyl ramionami.
– Zdaje sie, ze uzyskalas wszystkie podstawowe informacje, z wyjatkiem tego, o ktorej Mike zszedl z pietra.
– Racja! – Laurie odwrocila sie w strone technika. – Carl powiedzial nam, ze kiedy dwa razy wychodzil do toalety, kontaktowal sie z panem. Czy pan robi tak samo?
– Zawsze. Czesto jestesmy tu sami. Ktos musi pilnowac drzwi.
– Czy ostatniej nocy na dlugo opuszczal pan biuro?
– Nie – odpowiedzial Mike. – Nie na dluzej niz zwykle. Dwa razy na poczatku i polgodzinna przerwa na lunch na pietrze. Mowilem, ze to byla normalna noc.
– A co z woznymi? Krecili sie wtedy tutaj?
– Nie w czasie mojej zmiany. Tu, na dole, sa raczej wieczorem. W nocy pelnia sluzbe na gorze, chyba ze dzieje sie cos niezwyklego, no to wtedy mozemy ich wezwac.
Laurie zastanawiala sie nad dalszymi pytaniami, ale nic nie przyszlo jej juz do glowy.
– Dziekuje za informacje – powiedziala w koncu.
– Drobiazg – odparl Mike.
Zatrzymala sie jednak w drzwiach, odwrocila i zapytala jeszcze:
– A tak w ogole widzial pan cialo Franconiego?
Przez sekunde zastanowil sie i przyznal, ze widzial.
– W jakich okolicznosciach?
– Kiedy zjawiam sie w pracy, Marvin, technik z wieczornej zmiany, zawsze informuje mnie krotko, co sie dzialo. Byl zdrowo poruszony tym wszystkim. No bo tyle policji i rodzina Franconiego, i cale zamieszanie. W kazdym razie pokazal mi cialo Franconiego.
– Kiedy je ogladaliscie, bylo w lodowce sto jedenastej?
– Tak.
– Prosze mi szczerze powiedziec – poprosila Laurie – gdyby mial pan zgadywac, jak panskim zdaniem cialo moglo zginac z kostnicy?
– Nie mam zielonego pojecia – przyznal Mike. – Jezeli nie wyszedl o wlasnych silach. – Rozesmial sie, ale natychmiast skonfundowany zamilkl. – Nie zamierzalem zartowac. Jestem tak samo zaklopotany jak wszyscy. Wiem jedynie to, ze dwa ciala opuscily wczoraj kostnice i sprawdzilem, ze wlasciwe.
– Ale po tym jak Marvin pokazal panu Franconiego, nigdy wiecej juz go pan nie ogladal?