– Wkrotce zapadnie mrok. Masz w samochodzie latarke?

– Chyba tak. Przede wszystkim mam plyn przeciw komarom. Jesli go nie uzyjemy, zjedza nas tu zywcem.

Kiedy zblizyli sie do samochodu, Candace wlasnie z niego wysiadala.

– Nie moge tu zostac sama. Jest zbyt strasznie.

Kevin wyjal spray przeciw komarom. Kiedy kobiety spryskiwaly sie nim, on szukal latarki. Znalazl ja w schowku przed siedzeniem pasazera. Teraz sam posmarowal sie plynem i skinal na swe towarzyszki, aby poszly za nim.

– Trzymajcie sie blisko. W nocy z wody wychodza krokodyle i hipopotamy.

– Czy on zartuje? – Candace spytala Melanie.

– Nie wydaje mi sie.

Gdy tylko weszli na sciezke, zdecydowanie pociemnialo, chociaz ciagle jeszcze bylo dosc jasno, zeby isc bez wlaczonej latarki. Prowadzil Kevin, obie panie deptaly mu niemal po pietach. Im bardziej zblizali sie do wody, tym glosniejszy byl koncert owadow i zab.

– Jak moglam sie w to wplatac? – Candace pytala sama siebie. – Nie jestem zwolenniczka cwiczen na swiezym powietrzu. Nie potrafie nawet wyobrazic sobie krokodyla czy hipopotama poza zoo. Do diabla, przeciez przeraza mnie kazdy robak wiekszy od paznokcia, a pajaki… Ach, lepiej nie mowic.

Nagle z lewej strony rozlegl sie glosny trzask. Candace wydala stlumiony okrzyk i zlapala Melanie, ktora w tej chwili zrobila to samo. Kevin jeknal i natychmiast zapalil latarke. Skierowal swiatlo w strone, z ktorej doszedl halas, ale udalo mu sie oswietlic tylko kilkadziesiat centymetrow w glab dzungli.

– Co to bylo? – Candance wreszcie odzyskala glos.

– Pewnie dujker. To odmiana bardzo drobnej antylopy – domyslil sie Kevin.

– Antylopa czy slon, przeraza mnie jednakowo – przyznala Candace.

– Mnie takze – powiedzial Kevin. – Moze powinnismy zawrocic i przyjechac jeszcze raz w dzien.

– Na milosc boska, przejechalismy taki kawal drogi. Juz prawie jestesmy na miejscu. Slysze wode – wtracila Melanie.

Przez moment nikt nie wykonal najmniejszego ruchu. Rzeczywiscie slychac bylo plusk wody o brzeg.

– Dlaczego te zwierzeta umilkly? – zastanowila sie glosno Candace.

– Dobre pytanie. Je takze musiala wystraszyc antylopazgadywal Kevin.

– Zgas latarke – poprosila Melanie.

W mroku od razu dostrzegli wode polyskujaca za roslinami. Wygladala jak plynne srebro.

Melanie ruszyla w tamta strone. Odpowiedzial jej znowu ozywiony chor nocnych stworzen. Sciezka wyszla na otwarta przestrzen tuz nad brzegiem wody. Na srodku stal budynek podobny do tego, przed ktorym zatrzymali samochod. Kevin podszedl do niego. Nietrudno bylo sie domyslic, co ma przed soba. Stal przy moscie.

– To mechanizm teleskopowy. Dlatego Alphonse mowil, ze most moze rosnac – zauwazyl Kevin.

Mniej wiecej dziesiec metrow od brzegu stalego ladu rysowala sie linia Isla Francesca. W gasnacym swietle jej gesta roslinnosc wydawala sie granatowa. Dokladnie po przeciwnej stronie dostrzegli betonowa platforme, ktora na pewno sluzyla jako wspornik dla mostu przerzuconego przez wode. Dalej znajdowala sie dosc rozlegla polana ciagnaca sie na wschod.

– Sprobuj rozsunac most – zasugerowala Melanie.

Kevin wlaczyl latarke. Znalazl tablice kontrolna z dwoma przyciskami: czerwonym i zielonym. Wcisnal czerwony. Nic sie nie stalo, wiec sprobowal z zielonym. Gdy i tym razem nie bylo efektu, przyjrzal sie dokladniej tablicy i dopiero teraz zobaczyl otwor na klucz i kreske wskazujaca na napis: WYLACZONE.

– Musimy miec klucz! – zawolal.

Melanie i Candace podeszly do brzegu.

– Tu jest lekki prad – zauwazyla Melanie. Rzeczywiscie, liscie i male kawalki roslin przeplywaly powoli obok nich.

Candace popatrzyla w gore. Galezie niektorych drzew stykaly sie nad woda.

– Dlaczego nie probuja uciec z wyspy? – zapytala.

– Malpy nie wchodza do wody, szczegolnie do glebokiej.

Dlatego w ogrodach zoologicznych wystarczy ich wybieg otoczyc fosa. Szczegolnie dotyczy do malp czlekoksztaltnych – wyjasnila Melanie.

– A nie moga przejsc gora, po drzewach?

Kevin, ktory stanal obok nich. Uslyszal pytanie.

– Bonobo sa wzglednie ciezkie, a juz ha pewno nasze bonobo. Wiekszosc z nich wazy nawet ponad piecdziesiat kilo. Galezie nad woda nie sa dostatecznie wytrzymale, aby udzwignac taki ciezar. Ale na wyspie bylo kilka niepewnych miejsc i tam drzewa zostaly wyciete, zanim wpuscilismy zwierzeta. Na przyklad malpki colobus ciagle przeskakuja tam i z powrotem.

– Co to za kwadratowe przedmioty leza na trawie? – spytala Melanie.

Kevin skierowal strumien swiatla na przeciwlegly brzeg. Latarka okazala sie jednak zbyt slaba i nie swiecila wystarczajaco, jak na taka odleglosc. Wylaczyl ja i przyjrzeli sie tajemniczym obiektom przy gasnacym swietle dnia.

– Przypominaja skrzynie transportowe z centrum weterynaryjnego.

– Ciekawe, co tu robia? Strasznie ich duzo.

– Nie mam pojecia – przyznal Kevin.

– Co zrobimy, zeby pokazaly nam sie jakies bonobo? – zapytala Candace.

– O tej porze pewnie przygotowuja sie do nocnego spoczynku. Nie sadze, zebysmy mogli je zwabic.

– Moze wykorzystac tratwe? – zasugerowala Melanie. – Mechanizm, ktory przeciaga ja przez przesmyk, dziala na pewno tak jak sznur do bielizny. Jezeli robi halas, to go uslysza. Cos jak dzwonek na obiad. To moze je wyciagnac z ukrycia.

– Mysle, ze warto sprobowac – uznal Kevin. Popatrzyl w gore i w dol brzegu. – Klopot w tym, ze kompletnie nie wiemy, gdzie moze sie znajdowac tratwa.

– Nie wierze, zeby to bylo daleko stad – stwierdzila Melanie. – Ty pojdziesz na wschod, a ja na zachod.

Kevin i Melanie rozeszli sie w przeciwne strony, a Candace zostala w miejscu, zalujac w duchu, ze nie znajduje sie teraz u siebie w pokoju, w hotelowej czesci szpitala.

– Tu jest! – zawolala Melanie. Szla sciezka wydeptana w gestych zaroslach i juz po kilku metrach natrafila na bloczek przytwierdzony do grubego drzewa. Wokol niego przeciagnieta byla solidna lina. Jeden koniec ginal w wodzie, drugi byl przywiazany do kwadratowej tratwy osadzonej na brzegu. Byla nieduza, moze metr na metr. Do Melanie dolaczyla pozostala dwojka. Kevin poswiecil na wyspe. Po drugiej stronie podobny bloczek przymocowano do podobnego drzewa. Kevin podal latarke Melanie, a sam chwycil za zatopiony koniec liny i pociagnal. Zobaczyl, ze lina naprezyla sie. Ciagnal dalej. Kolo zgrzytnelo ciezko, zapiszczalo wysokim tonem i nagle platforma zsunela sie z brzegu do wody.

– To rzeczywiscie moze zadzialac – przyznal Kevin. Podczas gdy on ciagnal, Melanie oswietlala brzeg wyspy latarka. Gdy tratwa znalazla sie mniej wiecej w polowie drogi z ich prawej strony rozlegl sie plusk, jakby do wody wpadlo cos ciezkiego.

Melanie natychmiast skierowala swiatlo w te strone. Zobaczyli dwie polyskujace szczeliny, unoszace sie tuz nad woda. Przyjrzeli sie dokladnie i po chwili byli pewni, ze w wodzie plywa obserwujacy ich krokodyl.

– Dobry Boze! – powiedziala z przerazeniem Candace i cofnela sie.

– W porzadku – uspokoil ja Kevin. Puscil line i podniosl kawal galezi. Rzucil nia w krokodyla. Po kolejnym glosnym plusku zwierze zniknelo pod woda.

– No, swietnie! Teraz w ogole nie wiemy, gdzie jest – zmartwila sie Candace.

– Odplynal. Nie sa niebezpieczne, dopoki nie jestes w wodzie, a one nie sa glodne – uspokoil ja Kevin.

– A skad wiadomo, ze ten nie jest glodny? – odparla nadal niespokojna dziewczyna.

– Maja tu mnostwo pozywienia – powiedzial Kevin, podniosl line i ciagnal dalej. Kiedy tratwa uderzyla o przeciwlegly brzeg, zmienil line i zaczal ciagnac ja z powrotem.

– Jest za pozno – powiedzial. – Nie zadziala. Najblizsze siedlisko bonobo, ktore widzielismy w komputerze, jest o mile stad. Bedziemy musieli sprobowac za dnia.

Jeszcze nie zdazyl wypowiedziec ostatniego slowa, a cisze zapadajacego wieczoru rozdarly przerazliwe wrzaski. Rownoczesnie w zaroslach na wyspie dalo sie zauwazyc dzikie poruszenie, jakby za chwile mial sie z nich wylonic rozjuszony slon.

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату