olejnymi obrazami, scianami w kolorze glebokiego burgunda i orientalnymi dywanami na podlodze. Czekajacy cierpliwie pacjenci, sadzac po ubraniu, zachowaniu i bizuterii byli ludzmi dobrze sytuowanymi.
Minuty mijaly, a irytacja Raymonda rosla. Dodatkowo jatrzyl rane ewidentny sukces zawodowy doktora Levitza. To przypominalo mu o jego wlasnej sytuacji, o tym, jak bezsensownie zabrano mu licencje lekarska za naduzycia w Towarzystwie Opieki Zdrowotnej. A tutaj kwitnacy interes doktora Levitza; przynajmniej czesc dochodow pochodzila od czlonkow przestepczych rodzin. Raymond nie mial watpliwosci, ze wszystko, co tu widzi, zostalo kupione za brudne pieniadze. A na dodatek byl pewny, ze Levitz takze oszukuje swoje Towarzystwo Opieki Zdrowotnej. Do diabla, przeciez wszyscy tak robia.
W poczekalni pojawila sie pielegniarka. Chrzaknela. Raymond z nadzieja przesunal sie na krawedz fotela. Pielegniarka wymienila jednak inne nazwisko. Kiedy wywolany pacjent wstal, odlozyl swoj magazyn i zniknal za drzwiami gabinetu, Raymond cofnal sie w fotelu i az w nim zakipialo. Pozostawanie na lasce takich ludzi jeszcze bardziej mobilizowalo go do uzyskania niezaleznosci finansowej. Realizowany obecnie program 'duplikatow' bardzo zblizyl go do celu. Nie mogl pozwolic przedsiewzieciu rozpasc sie z jakiegos glupiego, niespodziewanego, latwego do unikniecia powodu.
Zegar pokazywal kwadrans po pietnastej, kiedy zostal wpuszczony do swiatyni doktora Levitza. Byl to niski mezczyzna, lysy, z nerwowymi tikami. Nosil wasiki, ale rzadkie, zdecydowanie niemeskie. Ilekroc Raymond go widzial, tyle razy zastanawial sie, co jest takiego w tym czlowieku, ze budzi u wielu pacjentow zaufanie.
– To jeden z tych trudnych dni – wyjasnil na wstepie Daniel. – Nie spodziewalem sie, ze wpadniesz.
– Ja tez tego nie planowalem. Ale skoro nie odpowiadales na moje telefony, pomyslalem, ze nie mam wyboru.
– Telefony? – zapytal zaskoczony Daniel. – Nie mialem od ciebie zadnych telefonow. Bede musial jeszcze raz porozmawiac z recepcjonistka. Tak trudno dzisiaj o dobra pomoc.
Raymond mial wielka ochote powiedziec mu, zeby przestal pieprzyc, ale powstrzymal sie. W koncu doszlo do rozmowy, a rozpoczynanie jej od konfrontacji niczego by nie zalatwilo. Nalezalo tez pamietac, ze Levitz moze i jest irytujacy, ale swietnie rekrutuje pacjentow dla programu. On sam namowil dwanascie osob do podpisania deklaracji. Zrobil tyle, ile czterech innych lekarzy.
– Co moge dla ciebie zrobic? – zapytal Daniel. Glowa podskoczyla mu kilkanascie razy w sposob, ktory zawsze deprymowal jego rozmowcow.
– Po pierwsze chcialem ci goraco podziekowac za pomoc w zalatwieniu problemu. Na samym szczycie uznano to za niezbedne i skuteczne dzialanie. Opinia publiczna zniszczylaby nasze przedsiewziecie.
– Ciesze sie, ze moglem okazac sie przydatny i ze pan Vincent Dominick zechcial dopomoc w ochronie wlasnych pieniedzy.
– Skoro mowa o panu Dominicku – podchwycil Raymond. – Wczorajszego ranka zlozyl mi nieoczekiwana wizyte.
– Mam nadzieje, ze przyjacielska. – Daniel Levitz byl tak dobrze zorientowany w karierze Dominicka jak w swojej wlasnej, wiec podejrzenia o wymuszenie nie mogly byc zaskoczeniem.
– Tak i nie – odparl Raymond. – Najpierw nalegal, zebym wysluchal wszystkich szczegolow akcji, ktorych nie mialem ochoty poznawac. Nastepnie domagal sie zwolnienia z honorarium za dwa nastepne lata.
– Moglo byc znacznie gorzej – stwierdzil Daniel. – Jakie to ma znaczenie dla mojego udzialu?
– Udzial pozostaje bez zmian. Tyle tylko, ze teraz jest to udzial w niczym.
– Wiec najpierw pomoglem, a pozniej zostalem za to ukarany! To nie fair! – zaprotestowal Levitz.
Raymond zamilkl. Nie myslal wczesniej o stracie Daniela wynikajacej z rezygnacji z honorarium Dominicka, dopiero teraz uswiadomil sobie i ten aspekt sprawy. Raymond nie mial w tej chwili ochoty denerwowac Daniela.
– Zle to widzisz – odparl w koncu. – Porozmawiamy o tym pozniej. Teraz moja uwage zaprzata co innego. Jak sie ma Cindy Carlson?
Cindy Carlson byla corka Albrighta Carlsona, powaznego finansisty z Wall Street. To Daniel wlaczyl Albrighta i jego corke do programu. Cindy jako dziecko zachorowala na klebkowe zapalenie nerek. Choroba poglebiala sie, gdy dziewczynka zaczela dorastac, i w koncu jedna z nerek przestala pracowac. Tak oto Daniel stal sie nie tylko rekordzista, jesli chodzi o liczbe zwerbowanych klientow, ale i mial na koncie rekordowe kontrakty: Carla Franconiego i Cindy Carlson.
– Dobrze. Przynajmniej ogolnie rzecz biorac. Dlaczego pytasz?
– Przypadek Franconiego uzmyslowil mi, jak latwo zniszczyc cale przedsiewziecie – wyznal Raymond. – Chce miec pewnosc, ze nie groza nam zadne inne komplikacje.
– O Carlsonow nie musisz sie martwic. Oni na pewno nie sprawia nam klopotow. Nie mogliby byc bardziej wdzieczni. Prawde powiedziawszy, nie dalej jak w zeszlym tygodniu wyslal zone na Bahamy dla pobrania probki szpiku kostnego, wiec moze i ona zostanie nasza klientka.
– To zachecajace. Zawsze mozemy przyjac kolejnych pacjentow. Lecz nie ta strona przedsiewziecia mnie niepokoi. Z finansowego punktu widzenia trudno oczekiwac lepszej sytuacji. Powodzenie przeszlo nasze oczekiwania. Niepokoja mnie wydarzenia niespodziewane, jak to z Franconim.
Daniel skinal i zamrugal nerwowo.
– Zawsze sa jakies niewiadome. Takie jest zycie – stwierdzil filozoficznie.
– Im mniej niewiadomych, tym lepiej sie czuje. Kiedy zapytalem o stan Cindy Carlson, odparles, ze jest dobry, przynajmniej ogolnie rzecz biorac. Dlaczego?
– No bo psychicznie jest nieco trudna.
– Co masz na mysli? – Puls Raymonda wyraznie przyspieszyl.
– Trudno sobie wyobrazic, zeby dzieciak dorastajacy przy takim ojcu byl calkiem normalny. Wez to pod uwage. A dodaj jeszcze przewlekla chorobe. Czy miala ona wplyw na jej otylosc, nie wiem. Dziewczyna ma spora nadwage. To by dopieklo kazdemu, a nastolatce szczegolnie. Biedny dzieciak jest w zrozumialej depresji.
– Jak glebokiej?
– Wystarczajaco glebokiej, aby dwukrotnie probowac samobojstwa. Nie byly to szczeniackie proby zwrocenia na siebie uwagi. Miala najbardziej szczery zamiar odebrac sobie zycie, a to, ze ciagle jest wsrod nas, zawdziecza niemal natychmiastowemu odkryciu, bo za pierwszym razem siegnela po narkotyki, a za drugim chciala sie powiesic. Gdyby miala pod reka bron, na pewno udaloby jej sie.
Raymond ciezko steknal.
– Co sie stalo? – zapytal Daniel.
– Wszystkie przypadki samobojcze podlegaja z zasady autopsji.
– Nie pomyslalem o tym – przyznal Levitz.
– Oto i przyklad niespodziewanych komplikacji, o ktorych mowilem. Cholera! Takie nasze szczescie!
– Przykro mi, ze przynosze zle wiesci – powiedzial Daniel.
– Coz, to przeciez nie twoja wina. Wazne, ze rozpoznalismy zagrozenie i teraz nie bedziemy siedziec z zalozonymi rekami i czekac na katastrofe.
– Nie wydaje mi sie, zebysmy mieli jakis wybor – stwierdzil doktor Levitz.
– A moze znowu Vincent Dominick? – zaproponowal Raymond. – Raz nam pomogl, a jako ze jego wlasne dziecko takze jest chore, powinien byc szczerze zainteresowany zapewnieniem przyszlosci naszemu przedsiewzieciu.
Levitz przyjrzal sie wnikliwie Raymondowi.
– Czy ty sugerujesz…?
Nie otrzymal odpowiedzi.
– Stanowczo sie temu sprzeciwiam – zdecydowanie stwierdzil Daniel. – Przepraszam, ale poczekalnie mam pelna pacjentow.
– Nie moglbys przynajmniej zadzwonic do pana Dominicka i spytac? – Raymond poczul, ze ogarnela go fala desperacji.
– Zdecydowanie nie. Moge opiekowac sie zdrowiem tych kryminalistow, ale nigdy nie uznam ich metod dzialania za swoje.
– Ale z Franconim pomogles – napieral Raymond.
– Franconi byl zmrozonym sztywniakiem w lodowce prosektorium – przypomnial Daniel.
– W takim razie daj mi numer telefonu do Dominicka. Sam zadzwonie. Potrzebuje tez adresu Carlsonow.
– Zapytaj o to moja recepcjonistke. Po prostu powiedz, ze jestes moim przyjacielem.