powietrze. W koncu zlamaliscie jedno z podstawowych praw panujacych w Strefie. Isla Francesca jest terenem zakazanym dla nie upowaznionych. Wszyscy o tym wiedza.

Siegfried skinal na Camerona, wskazujac Candace. Cameron wielkim kluczem otworzyl cele pielegniarki. Candace nie tracila czasu i natychmiast opuscila wiezienie. Dokladnie otrzepala ubranie, by sie upewnic, ze nie ma w nim zadnych owadow. Ciagle miala na sobie fartuch pielegniarki.

– Bardzo pania przepraszam – odezwal sie do niej Siegfried. – Domyslam sie, ze zostala pani wprowadzona w blad przez naszych badaczy. Byc moze nawet nie ostrzegli pani o zasadach dotyczacych zakazu odwiedzania wyspy.

Cameron otwieral teraz cele Melanie i Kevina.

– Natychmiast, gdy uslyszalem o waszym zatrzymaniu, staralem sie dodzwonic do doktora Lyonsa – powiedzial Siegfried. – Chcialem, zeby zaproponowal mozliwie najlepsze wyjscie z tej sytuacji. Jednak wobec nieobecnosci doktora musialem wziac odpowiedzialnosc na siebie. Wypuszczam was wszystkich na zlozone osobiscie zobowiazanie przestrzegania regul. Mam nadzieje, ze teraz zdajecie sobie sprawe z powagi podjetych przez was dzialan. Wedlug prawa Gwinei Rownikowej takie zachowanie mozna zakwalifikowac jako zdrade stanu.

– Och, bzdury! – rzucila Melanie.

Kevin az sie skurczyl. Bal sie, ze Melanie rozzlosci Siegfrieda i zamkna ich z powrotem w celach. Zyczliwosc nie nalezala do zalet szefa Strefy.

Mustapha wreczyl Kevinowi kluczyki do samochodu.

– Panski woz stoi z tylu – powiedzial z wyraznym francuskim akcentem.

Kevin odebral klucze. Reka tak mu drzala, ze wywolal tym usmiechy na twarzach mezczyzn. Szybko wlozyl ja do kieszeni.

– Jestem pewien, ze z doktorem Lyonsem porozmawiam jutro. Skontaktuje sie z wami osobiscie. Mozecie isc – powiedzial Siegfried.

Melanie miala cos powiedziec, gdy Kevin, niespodziewanie nawet dla siebie samego, chwycil ja za ramie i pociagnal w strone schodow.

– Mam dosc spacerow pod reke z mezczyznami – warknela, jednoczesnie probujac uwolnic ramie z uscisku Kevina.

– Podejdzmy tylko do wozu – szepnal Kevin chrypliwie, przez zacisniete zeby. Sila prowadzil Melanie obok siebie.

– Co za noc – narzekala. U stop schodow udalo jej sie wreszcie uwolnic reke. Poirytowana, ale bez dalszego oporu, ruszyla w gore. Kevin poczekal, az wyprzedzi go Candace i poszedl za paniami na parter budynku ratusza. Weszli do sali zajmowanej przez zolnierzy gwinejskich, stojacych zazwyczaj na zewnatrz budynku. Teraz w pomieszczeniu bylo ich czterech.

W obecnosci dyrektora placowki, szefa bezpieczenstwa oraz dowodcy Marokanczykow zolnierze zachowywali sie znacznie powsciagliwiej niz zwykle. Cala czworka stala w postawie, ktora najwidoczniej uznawali za postawe 'na bacznosc', z bronia na ramionach. Kiedy pojawily sie obie kobiety i Kevin, na twarzach Gwinejczykow pojawilo sie wyraznie zaskoczenie.

Gdy Kevin wypychal panie przez drzwi na parking, Melanie odwrocila sie i pokazala im palec.

– Prosze, Melanie! Nie prowokuj ich! – odezwal sie Kevin blagalnym glosem.

Nie wiadomo, czy zolnierze nie zrozumieli gestu kobiety, czy tez byli oniesmieleni niezwyklymi okolicznosciami. Jakikolwiek byl powod, nie wyszli za nimi, czego obawial sie Kevin.

Podeszli do samochodu. Kevin otworzyl drzwi dla pasazerow. Candace wsiadla pospiesznie, lecz Melanie odwrocila sie w strone Kevina. Jej oczy blyszczaly w bladym swietle.

– Daj kluczyki – zazadala.

– Co? – zapytal Kevin, choc doskonale zrozumial, co powiedziala.

– Powiedzialam, zebys dal mi kluczyki – powtorzyla.

Skonfundowany nieoczekiwanym zadaniem, ale rownoczesnie nie majac najmniejszej ochoty na podgrzewanie nastroju, wreczyl jej kluczyki. Melanie natychmiast obeszla samochod i usiadla za kierownica. Kevin usiadl obok niej. Prawde mowiac, nie dbal o to, kto prowadzi, byleby tylko szybko znalezc sie jak najdalej stad. Melanie przekrecila kluczyk w stacyjce, dodala ostro gazu, az zapiszczaly opony, i szybko wyjechala z parkingu.

– Jezu, Melanie! Zwolnij! – jeknal Kevin.

– Jestem wsciekla – odpowiedziala.

– Jak gdybym nie widzial.

– Jeszcze nie wracam do domu. Ale was moge podwiezc do domu, jesli chcecie.

– A dokad ty sie jeszcze wybierasz? Przeciez juz prawie polnoc – przypomnial Kevin.

– Jade do centrum weterynaryjnego. Nie zamierzam akceptowac takiego traktowania bez wyjasnienia, o co w tym wszystkim chodzi.

– A co sie znajduje w centrum? – zapytal.

– Klucz do tego cholernego mostu – odpowiedziala. – Musze go zdobyc, poniewaz sprawy wykraczaja juz poza zwykla ciekawosc.

– Moze powinnismy sie zatrzymac i porozmawiac o tym – zasugerowal Kevin.

Melanie wcisnela hamulec. Kevin i Candace gwaltownie pochylili sie do przodu i rownie gwaltownie wrocili do poprzednich pozycji.

– Jade do centrum weterynaryjnego. Wy mozecie jechac ze mna albo podrzuce was do domu. Wolny wybor.

– Dlaczego dzisiaj? – zapytal Kevin.

– Dlatego, ze wlasnie w tej chwili jestem naprawde wsciekla, a po drugie, dlatego, ze teraz sie nie spodziewaja. Oczywiscie sadza, ze szybko pojedziemy do domu i schowamy sie w poscieli. Dlatego bylismy tak zle traktowani. Ale cos wam powiem, to nie w moim stylu.

– Ale w moim – odparl Kevin.

– Zdaje mi sie, ze Melanie ma racje – odezwala sie pierwszy raz Candace. – Nie mam watpliwosci, ze probowali nas przestraszyc.

– I wykonali swoja robote cholernie dobrze – stwierdzil z rozbrajajaca szczeroscia Kevin. – A moze jestem w tym zespole jedynym czlowiekiem przy zdrowych zmyslach?

– Zrobmy to – zdecydowala Candace.

– Och nie! – niemal zaskamlal Kevin. – Na mnie nie liczcie.

– Podrzucimy cie do domu – zaoferowala sie Melanie. – To nie problem. – Zaczela zawracac.

Kevin wyciagnal dlon i powstrzymal reke Melanie.

– W jaki sposob zamierzasz zdobyc klucz? Nawet nie wiesz, gdzie jest.

– To calkiem jasne, ze musza sie znajdowac w biurze Bertrama. Przeciez on jest szefem zespolu, ktory opiekuje sie bonobo wprowadzonymi do programu. Poza tym sam mowiles, ze on je ma.

– No dobra, sa w biurze Bertrama. Ale co z ochrona? Biura sa pozamykane.

Melanie siegnela do gornej kieszeni fartucha, ktory ciagle miala na sobie, i wyjela z niej karte magnetyczna.

– Zapomniales, ze naleze do kierownictwa centrum weterynaryjnego. To nie jest VISA. Tym kawalkiem plastyku moge o kazdej porze otworzyc kazde drzwi w centrum. Pamietaj, ze moja praca w ramach projektu z bonobo tylko w czesci dotyczy kwestii zaplodnienia.

Kevin odwrocil sie i popatrzyl na Candace. Jej blond wlosy wydawaly sie swiecic w slabym swietle wnetrza samochodu.

– Jesli ty, Candace, wchodzisz do gry, to chyba i ja sie dolacze – stwierdzil.

– Jazda! – krotko odparla dziewczyna.

Melanie wcisnela gaz i ruszyla droga na polnoc, mijajac warsztaty i garaze. W warsztatach praca szla pelna para, potezne reflektory oswietlaly caly teren. Odkad nasilil sie transport ciezarowy miedzy Bata i Strefa, nocne zmiany w warsztatach byly znacznie wieksze niz dzienne czy wieczorne.

Melanie minela wiele traktorow z przyczepami, az przejechala skrzyzowanie z droga do Bata. Od tego miejsca do samego centrum nie zauwazyli ani jednego pojazdu.

W centrum, jak w warsztatach, pracowano na trzy zmiany, z ta roznica, ze tu zmiana nocna byla najmniej liczna. Wiekszosc pracownikow znajdowala sie teraz w szpitalu weterynaryjnym. Melanie wykorzystala ten fakt i

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату