– Nie, raczej nie. Prawde powiedziawszy, wyglada dosc tajemniczo.

– No wlasnie. Pozwol, ze zapytam cie jeszcze o cos.

Chet podniosl glowe znad mikroskopu i popatrzyl na kolege. Jack zmarszczyl czolo. Najwyrazniej byl w kropce.

– Czy tak powinna wygladac watroba po stosunkowo swiezym przeszczepie?

– Do diabla, nie! – kategorycznie stwierdzil Chet. – Mozna by oczekiwac sladow nawet ostrego zapalenia, ale nie ziarniny. Szczegolnie jezeli zabieg wykonano dosc ordynarnie, co moze sugerowac pokryta bliznami powierzchnia torbieli.

Jack westchnal.

– Serdecznie dziekuje! Zaczynalem juz watpic we wlasna diagnoze. To budujace uslyszec, ze doszedles do takich samych wnioskow.

– Puk, puk! – dobiegl ich uszu czyjs glos.

Odwrocili glowy i zobaczyli w drzwiach Teda Lyncha, kierownika laboratorium DNA. Byl postawnym mezczyzna, mogl sie rownac nawet z Calvinem Washingtonem. Zanim ukonczyl Princetown, gral na pozycji obroncy w druzynie futbolowej.

– Jack, mam dla ciebie wyniki, ale obawiam sie, ze to nie to, co chcialbys uslyszec, wiec przyszedlem osobiscie. Wiem, ze spodziewales sie informacji o dawcy przeszczepionej watroby, a tymczasem test DQ alfa wykazal, ze to wlasna watroba pacjenta.

Jack wyrzucil rece w gore.

– Poddaje sie! – oznajmil zrezygnowany.

– Ale ciagle jeszcze byl cien szansy, ze mamy jednak do czynienia z transplantacja – od razu dodal Ted. – Istnieje dwadziescia jeden mozliwych genotypow sekwencji DQ alfa i test zawodzi w rozpoznaniu okolo siedmiu procent. Poszedlem wiec dalej i wykonalem test ABO na grupe krwi w chromosomie dziewiatym i takze wszystko doskonale pasuje. Biorac pod uwage wyniki obu badan, szansa, ze to nie jest watroba pacjenta, pozostaje znikoma.

– Jestem zalamany – oswiadczyl Jack. Splotl palce i polozyl dlonie na glowie. – Rozmawialem juz nawet ze znajomym chirurgiem i zapytalem, czy slady szwow na zylach i tetnicy watrobowej moga oznaczac jakis inny zabieg niz przeszczep i odpowiedzial, ze w zadnym wypadku.

– Coz moge powiedziec? – odezwal sie Ted. – Oczywiscie, dla ciebie moglbym nieco pokombinowac z wynikami – rozesmial sie, a Jack uczynil ruch, jakby chcial pokazac, gdzie ma taka przysluge.

Nagle rozlegl sie ostry dzwonek telefonu. Jack skinal na Teda, aby jeszcze nie odchodzil, podniosl sluchawke i dosc grubiansko zapytal:

– No?

– Wychodze stad – powiedzial Chet i przecisnal sie obok Teda.

Jack sluchal uwaznie. Powoli jego oblicze zmienialo wyraz, przechodzac od irytacji do zainteresowania. Skinal kilka razy, patrzac przy tym na Teda. Uniosl palec i szepnal do niego:

– Jedna chwileczke. Tak, oczywiscie – powiedzial do sluchawki. – Jezeli UNOS [6] sugeruje, zebysmy sprawdzili w Europie, zrobmy tak. – Spojrzal na zegarek. – Oczywiscie, tam jest teraz po polnocy, ale zrob, co mozesz. – Odlozyl sluchawke. – Dzwonil Bart Arnold. Zaprzaglem caly wydzial do poszukiwania sladow tajemniczej transplantacji.

– Co to jest UNOS? – zapytal Ted.

– Panstwowy Bank Organow do Transplantacji.

– Jakies dobre wiesci?

– Nic. Bez rezultatu. Bart sprawdzil wszystkie duze centra zajmujace sie przeszczepami.

– Moze to nie byl przeszczep. Daje ci slowo, ze prawdopodobienstwo zgrania, jakie potwierdzily oba testy, jest naprawde minimalne.

– Jestem przekonany, ze mamy do czynienia z transplantacja. Nie ma zadnych powodow do wycinania czlowiekowi watroby i wszywania jej z powrotem.

– Jestes pewny?

– Calkowicie – odparl Jack.

– Zdaje sie, ze ten przypadek cie wciagnal – zauwazyl Ted.

Jack zasmial sie szyderczo.

– Postanowilem rozwiklac tajemnice bez wzgledu na skutki, jakie to wywola. Jezeli nie dam rady, strace caly szacunek do siebie. Nie zdarza sie przeciez tak wiele transplantacji watroby. Albo rozwiklam sprawe, albo rzuce wszystko w diably.

– Rozumiem. Powiem ci, co ja bym zrobil. Skorzystalbym z polimarkerow i porownal obszary w obrebie chromosomow czwartego, szostego, siodmego, dziewiatego, jedenastego i dziewietnastego. Szansa zgodnosci jest jak jeden do wielu miliardow. I dla wlasnego spokoju, przebadam DQ alfa watroby i pacjenta i sprobuje dowiedziec sie, jak mogloby dojsc do zgodnosci.

– Bede wdzieczny za wszystko, co zrobisz w tej sprawie – powiedzial Jack.

– Zaczne jeszcze dzisiaj wieczorem. W ten sposob wyniki beda juz jutro.

– Rowny z ciebie gosc! – stwierdzil Jack i wyciagnal reke.

Ted przybil piatke i poszedl do siebie na gore.

Jack wylaczyl lampke pod mikroskopem. Czul, jakby preparat zartowal sobie z niego. Tak dlugo wpatrywal sie w okular mikroskopu, ze rozbolaly go oczy.

Siedzial za biurkiem przez kilka chwil, wpatrujac sie w lezace przed nim w nieladzie teczki innych, nie zalatwionych przypadkow. Nawet ostroznie szacujac, bylo tego jakies dwadziescia piec, trzydziesci spraw. Wiecej niz zwykle. Papierkowa robota nigdy nie nalezala do mocnych stron zawodowej aktywnosci Jacka, a stawalo sie jeszcze gorzej, gdy wpadal w sieci jakiejs szczegolnie zagmatwanej historii.

Klnac pod nosem ze zlosci na swoja bezradnosc, wstal od biurka i siegnal po kurtke, wiszaca na wieszaku przymocowanym do drzwi. Siedzial i rozmyslal tak dlugo, jak dlugo dal rade. Teraz, zeby dac umyslowi odpoczynek, potrzebowal wysilku fizycznego, wiec boisko koszykowki w poblizu domu stalo sie jego celem.

Widok Nowego Jorku z mostu Waszyngtona zapieral dech w piersiach. Franco Ponti sprobowal odwrocic glowe, zeby w calosci docenic jego piekno, ale wobec panujacego tu ruchu ulicznego okazalo sie to trudne. Siedzial za kierownica skradzionego forda sedana. Jechal do Englewood w New Jersey. Obok niego siedzial Angelo Facciolo. Patrzyl przed siebie. Obaj mezczyzni mieli rekawiczki.

– Popatrz w lewo. Co za widok. Te wszystkie swiatla. Widac stad cala te niesamowita wyspe, nawet Statue Wolnosci.

– Tak, juz to widzialem – odpowiedzial markotnie Angelo.

– Co z toba? Zachowujesz sie, jakby cie cos ugryzlo.

– Nie lubie takiej roboty. Przypomina mi sie, jak Cerino wpadl w szal i wyslal mnie i Tony'ego Ruggeria przez cale cholerne miasto, zebysmy wykonali taka sama gowniana robote. Powinnismy trzymac sie swojego, robic interesy z normalnymi ludzmi.

– Vinnie Dominick to nie Pauli Cerino. A poza tym, coz zlego w zarobieniu kilku dolcow ekstra?

– Forsa moze byc. Nie podoba mi sie tylko to ryzyko.

– O czym ty mowisz? Nie ma zadnego ryzyka. Jestesmy zawodowcami. Niczego nie bedziemy ryzykowac.

– Zdarzaja sie niespodzianki, a jezeli o mnie chodzi, niespodzianki zawsze sie pojawiaja.

Franco spojrzal na rysujacy sie w mdlym swietle profil pokrytej bliznami twarzy swojego towarzysza. Z cala pewnoscia Angelo byl smiertelnie powazny.

– O czym ty gadasz? – zapytal.

– O tym, ze ta Laurie Montgomery jest wplatana w sprawe. Mam przez nia koszmary. Tony i ja probowalismy ja zlikwidowac i nie udalo sie. Zupelnie jakby chronil ja sam Bog.

Mimo powagi Angela Franco rozesmial sie.

– Ta Montgomery moze czuc sie zaszczycona, ze ktos z twoja reputacja miewa przez nia koszmarne sny. To smieszne.

– Nie widze w tym nic zabawnego – stwierdzil Angelo.

– Nie wkurzaj sie na mnie. Poza tym ona nie jest wplatana w to, co mamy akurat teraz zrobic.

– To wzgledne. Powiedziala Vinniemu Amendoli, ze traktuje sprawe jako osobista i musi sie dowiedziec, w

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату