Laurie spojrzala na zegarek.
– Rety! Nie mialam pojecia, ktora godzina!
– Przejezdzajac przez Queensborough Bridge, probowalem sie z toba polaczyc, a poniewaz w domu cie nie bylo, postanowilem zajrzec tutaj. Cos mi mowilo, ze zastane cie jeszcze w pracy. Wiesz, chyba za ciezko pracujesz.
– I kto to mowi! – odparla z sarkazmem. – Popatrz na siebie! Kiedy po raz ostatni sie wyspales? No, oczywiscie nie mowie o czujnej drzemce przy biurku.
– Porozmawiajmy o przyjemniejszych rzeczach – zaproponowal Lou. – Moze bysmy tak poszli cos przekasic? Musze jeszcze wskoczyc do komendy i jakas godzinke poswiecic na zaplanowanie dalszej pracy i rozkazy, ale potem z ochota poszedlbym w jakies przyjemne miejsce. Dzieciaki sa z ciotka, niech jej Bog blogoslawi. Co powiesz na wloska kuchnie?
– Jestes pewny, ze masz ochote na restauracje? – zapytala. Worki pod oczami prawie zlewaly sie z policzkami. Zarost wygladal na nie golony od dluzszego czasu.
– Musze cos zjesc. Zamierzasz jeszcze dlugo pracowac?
– Juz koncze. Ostatni przypadek. Zajmie mi moze z pol godziny.
– Ty tez musisz cos przegryzc.
– Jest jakis postep w sprawie Franconiego? – zapytala. Lou glosno wypuscil powietrze z pluc. Byl wyraznie poirytowany.
– Zaluje, ale nie. Problem w tym, ze jak sie od razu nie zlapie odpowiedniego tropu, to w przypadku takich gangsterow, slady moga znikac szybko. W kazdym razie przelomu w sledztwie, na ktory liczylem, nie mamy.
– Przykro mi.
– Dzieki. A co u ciebie? Masz jakies nowe pomysly na wyjasnienie znikniecia Franconiego?
– U nas trop wydaje sie rownie zimny jak u was. Calvin nawet mnie zbesztal za to, ze niepokoje dokuczliwymi pytaniami pracownikow z nocnej zmiany. A ja jedynie porozmawialem z technikiem. Obawiam sie, ze kierownictwo chce zatuszowac cala sprawe.
– Wiec Jack mial racje, sugerujac, zebys sobie darowala te historie.
– Zdaje sie, ze tak – przyznala niechetnie. – Ale nie mow mu tego.
– Chcialbym, zeby komisarz tez zamierzal zatuszowac sprawe. Cholera, moze mnie to kosztowac degradacje.
– Szczerze powiedziawszy, cos mi wpadlo do glowy. Jeden z domow pogrzebowych, ktore odbieraly zwloki tamtej nocy, nazywa sie Spoletto. Z Ozone Park. Nazwa byla mi jakos znajoma. Wtedy przypomnialam sobie z tamtej sprawy z Cerinem jedno z bardziej przerazajacych morderstw na mlodym gangsterze. Dokonano go wlasnie tam. Twoim zdaniem to zwykly zbieg okolicznosci, ze wlasnie oni odbierali zwloki w nocy, kiedy zginelo cialo Franconiego?
– Tak – odparl Lou. – I powiem ci dlaczego. Znam ten zaklad, bo od lat walcze ze zorganizowana przestepczoscia w Queens. To przypadkowe i niewinne powiazanie z Domem Pogrzebowym Spoletto i nowojorskim swiatem przestepczym przez malzenstwo. Zreszta to nie ta rodzina. Franconiego zabili ludzie Vaccarro, nie Lucia.
– Ach tak. Coz, tak tylko skojarzylam.
– Nigdy nie lekcewaze twoich uwag. Twoja pamiec mi imponuje. Nie jestem pewien, czy sam bym wpadl na taki slad. Zostawmy to na razie. Co z kolacja?
– Jesli jestes tak zmeczony, jak wygladasz, to moze zrobimy sobie spaghetti u mnie? – zaproponowala Laurie, Lou i Laurie od lat byli dobrymi przyjaciolmi. Przy okazji sprawy Cerina nawiazali krotki romans, ale nie udalo sie. Postanowili zostac przyjaciolmi. Od tamtej pory czesto urzadzali sobie wspolne kolacje.
– Nie sprawi ci to klopotu? – Mysl o wyciagnieciu nog na wygodnej kanapie u Laurie wydawala sie obietnica raju.
– Alez skad – zapewnila. – Wlasciwie nawet tak wole. Mam w lodowce sos i jakies salatki.
– Swietnie! Kupie chianti. Zadzwonie, kiedy bede wyjezdzal z komendy.
– Znakomicie.
Po wyjsciu Lou Laurie wrocila do mikroskopu. Jednak wizyta przyjaciela rozproszyla jej koncentracje i znowu wrocila myslami do Franconiego. Poza tym byla juz zmeczona wpatrywaniem sie w preparaty mikroskopowe. Oparla sie wygodnie i przetarla oczy.
– Do diabla z tym! – mruknela. Westchnela i spojrzala na sufit, z ktorego tu i owdzie zwisaly pajeczyny. Ile razy zadawala sobie pytanie, jak cialo moglo opuscic kostnice nie zauwazone, tyle razy cierpiala prawdziwe katusze. Miala tez poczucie winy, ze nie potrafi pomoc Lou.
Wstala, narzucila plaszcz, zatrzasnela teczke i wyszla z biura. Nie opuscila jednak kostnicy. Wrecz przeciwnie, postanowila zejsc na dol z kolejna wizyta. Dreczylo ja jeszcze jedno pytanie, ktore zapomniala zadac technikowi z wieczornej zmiany z poprzedniego dnia, Marvinowi Fletcherowi.
Zastala go przy biurku, zajetego wypisywaniem formularzy niezbednych do wydawania zwlok zgodnie z wieczornym planem. Marvin byl jednym z najwyzej cenionych przez Laurie wspolpracownikow. Byl na dziennej zmianie tuz przed tragicznym zamordowaniem Bruce'a Pomowskiego w czasie sprawy Cerina. Po tamtym wydarzeniu przeszedl na wieczorne zmiany. To byl awans, gdyz technicy dzienni ponosili spora odpowiedzialnosc, a praca w nocy byla o wiele spokojniejsza.
– Czesc, Laurie! Co cie sprowadza? – zapytal, gdy katem oka dostrzegl niespodziewanego goscia. Marvin byl przystojnym, czarnoskorym mezczyzna, z cera tak idealna, jakiej Laurie nie widziala jeszcze u nikogo innego. Jego skora zdawala sie blyszczec, jakby jakies swiatlo rozswietlalo ja od wewnatrz.
Przez chwilke poplotkowala z nim, zajmujac sie jakimis malo waznymi informacjami, zanim przeszla do wlasciwej sprawy.
– Marvin, musze cie o cos zapytac, ale nie chcialabym, zebys poczul sie atakowany. – Laurie nie mogla zapomniec reakcji Mike'a Passana, a nie chciala, aby Marvin rowniez poskarzyl sie Calvinowi.
– O co?
– O Franconiego. Chcialam sie dowiedziec, dlaczego nie zrobiles wieczorem rentgena.
– Co ty mowisz? – zapytal zaskoczony Marvin.
– To, co uslyszales. W teczce denata nie bylo wynikow przeswietlenia, nie znalazlam tez kliszy, kiedy zajrzalam tu po zniknieciu ciala.
– Zrobilem przeswietlenie. – Poczul sie dotkniety, ze Laurie mogla posadzic go o podobne zaniedbanie. – Zawsze robie przeswietlenie zwlok, kiedy je przywoza, chyba ze ktorys z patologow nie zyczy sobie tego w danej chwili.
– No to w takim razie gdzie sa zdjecia i filmy?
– Nie mam pojecia co sie stalo ze zdjeciami, ale filmy… Bingham je wzial.
– Bingham wzial filmy? – zapytala Laurie. Chociaz wygladalo to dziwnie, domyslila sie, ze Bingham pewnie zamierzal wykonac autopsje nastepnego ranka.
– Powiedzial mi, ze zabiera to do siebie. Co mialem zrobic, powiedziec szefowi, ze nie wolno zabierac filmow? Nigdy! Nie temu madrali.
– Jasne, oczywiscie – odparla Laurie bez przekonania. Zamyslila sie. To byla niespodzianka. Zdjecia rentgenowskie zwlok Franconiego istnieja! Oczywiscie bez ciala niewiele to znaczylo, jednak zastanawialo Laurie, dlaczego nie zostala o tym poinformowana. Z drugiej jednak strony od znikniecia ciala nie widziala sie z Binghamem.
– No coz, ciesze sie, ze porozmawialismy – powiedziala Laurie, otrzasajac sie z chwilowego zamyslenia. – Przepraszam za podejrzenie, ze nie zrobiles zdjec.
– Zapomniane – odparl Marvin.
Laurie miala juz zamiar wyjsc, kiedy pomyslala jeszcze o Domu Pogrzebowym Spoletto. Ot tak, na wszelki wypadek zapytala o niego Marvina.
Wzruszyl ramionami.
– Co bys chciala wiedziec? Niewiele moge powiedziec. Nigdy tam nie bylem, no wiesz, co mam na mysli.
– Jacy sa ci ludzie, ktorzy do nas przyjezdzaja?
– Zwyczajni – odparl, ponownie wzruszajac ramionami. – Widzialem ich chyba ze dwa razy. No, wlasciwie nie wiem, co chcialabys uslyszec.
Laurie skinela glowa.