w pokoju i bez zwloki poszedl do laboratorium DNA. Jednak Ted nie byl jeszcze gotow.
– Potrzebuje jeszcze dwoch godzin – oswiadczyl. – Zadzwonie do ciebie! Nie musisz przychodzic.
Rozczarowany, ale nie zniechecony, Jack zszedl pietro nizej do histologii i sprawdzil, co slychac w dziale badan mikroskopowych w sprawie oznaczonej juz nazwiskiem Franconiego.
– Moj Boze! – jeknela Maureen. – Czego sie spodziewasz, cudu? Ogladam twoje probki, ale i tak bedziesz mial duzo szczescia, jezeli wyniki dostaniesz dzisiaj.
Ciagle nie tracac nadziei i utrzymujac w ryzach ciekawosc, zjechal winda na pierwsze pietro i odszukal w laboratorium Johna DeVriesa.
– Oznaczenia na cyklosporiny A i FK506 nie sa latwe – stwierdzil John. – Poza tym zostawiamy to na razie, jak jest. Nie oczekujesz chyba ekstrauslug z tym budzetem, z jakim musze pracowac.
– Rozumiem – odparl Jack. Wyszedl z laboratorium. Wiedzial, ze John jest drazliwy i skory do wybuchow, a gdy juz do nich dochodzi, potrafi przyjmowac postawe pasywno-agresywna. W takim wypadku Jack moglby tygodniami czekac na wyniki.
Zszedl kolejne pietro, poszedl do biura Barta Arnolda i blagal go o jakiekolwiek informacje, zanim odwiedzi inne miejsca.
– Wykonalem mnostwo telefonow. Ale wiesz, jak to jest w takich razach. Nigdy nie mozesz zastac potrzebnej osoby. Zostawilem wiec pelno pytan z prosba o oddzwonienie.
– Psiakrew – zaklal pod nosem Jack. – Czuje sie jak nastolatka w nowej sukience, czekajaca na zaproszenie do tanca.
– Przykro mi. Jezeli to cie pocieszy, udalo nam sie dostac probke krwi matki Franconiego. Maja ja juz w laboratorium DNA.
– Czy matka potwierdzila, ze syn mial transplantacje watroby?
– Mowi, ze pojechal do uzdrowiska i wrocil niczym nowy czlowiek.
– Moze powiedziala, dokad pojechal?
– Nie wiedziala. Przynajmniej tak powiedziala naszej wywiadowczym, a ona twierdzi, ze matka mowila prawde.
Jack skinal i wstal z krzesla.
– Tego oczekiwalem. Otrzymanie od matki szczerej i poufnej informacji byloby zbyt latwe.
– Bede cie informowal na biezaco, jak tylko zaczna oddzwaniac – obiecal Bart.
– Dzieki.
Sfrustrowany chwilowym niepowodzeniem wrocil do pokoju lekarzy. Pomyslal, ze moze odrobina kawy postawi go na nogi. Zaskoczyl go widok porucznika Lou Soldano nalewajacego sobie kawy do kubka.
– Aha. Zlapany na goracym uczynku – przywital go Lou.
Jack przyjrzal sie detektywowi z wydzialu zabojstw. Wygladal lepiej niz w ostatnich dniach. Nie tylko gorny guzik koszuli mial zapiety, ale nawet krawat znalazl sie na wlasciwym miejscu, do tego przyzwoicie zwiazany. Jakby tego bylo malo, Lou byl ogolony i uczesany.
– Wygladasz dzisiaj prawie jak czlowiek – skomentowal Jack.
– I tak sie czuje – odparl Lou. – Przespalem pierwsza noc od wielu dni. Gdzie Laurie?
– Podejrzewam, ze przy autopsji.
– Musze ja jeszcze raz poklepac za to skojarzenie z 'topielcem'. W komendzie wszyscy wierza, ze to bedzie przelom w sprawie. Juz dostalismy kilka tropow od naszych informatorow, bo gazety wzbudzily wiele plotek na ulicy, szczegolnie w Queens.
– Laurie i ja bylismy zaskoczeni, widzac poranna prase. Stalo sie to znacznie szybciej, niz oczekiwalismy. Wiesz moze, kto mogl byc zrodlem tych informacji?
– Ja – odrzekl niewinnie Lou. – Ale bylem ostrozny i nie podalem zadnych detali, jedynie to, ze cialo zostalo zidentyfikowane. Dlaczego, macie jakis problem?
– Nie. Tylko Bingham prawie wylecial w powietrze, a ja zostalem postawiony w stan oskarzenia.
– O rety, przepraszam. Nie przyszlo mi do glowy, ze moge sprawic wam klopot. Chyba powinienem to przedtem skonsultowac z wami. Mam wobec was dlug.
– Zapomnij. To juz zalatwione. – Jack nalal sobie kawy, wsypal cukru i dolal smietanki.
– W kazdym razie na ulicy wywolalismy pozadany efektstwierdzil Lou. – No i juz dowiedzielismy sie paru waznych rzeczy. Ci, ktorzy go zastrzelili, to bez watpienia nie byli ci sami, ktorzy potem wykradli cialo i okaleczyli je.
– Nie dziwi mnie to – przyznal Jack.
– Nie? – zdziwil sie Lou. – Myslalem, ze byliscie zgodni w opiniach. Przynajmniej Laurie tak mowila.
– Teraz Laurie uwaza, ze ci, ktorzy zabrali stad cialo, chcieli ukryc przed swiatem fakt, ze Franconi przeszedl transplantacje watroby. Ja ciagle sklaniam sie do tezy o probie uniemozliwienia identyfikacji.
– Czyzby – powiedzial zamyslony detektyw, popijajac kawe malymi lykami. – Wedlug mnie to nie ma sensu. Widzisz, jestesmy z pewnych powodow pewni, ze cialo zostalo zabrane na polecenie rodziny Lucia, bezposrednich rywali Vaccarro, ktorzy, jak podejrzewamy, zastrzelili Franconiego.
– Jasna cholera! – wykrzyknal Jack. – Jestes tego pewny?
– Raczej tak. Informator, ktory przekazal te dane, jest dosc wiarygodny. Oczywiscie nie mamy zadnych nazwisk. To ta frustrujaca czesc sprawy.
– Swiadomosc, ze zorganizowana przestepczosc wmieszala sie w to, jest przerazajaca – stwierdzil Jack. – To oznacza rowniez, ze ludzie rodziny Lucia sa jakos wplatani w sprawe transplantacji organow. Jezeli to nie przeszkadza ci spac, to znaczy, ze nic juz nie przeszkodzi.
– Uspokoj sie! – krzyknal Raymond do sluchawki. W chwili, gdy mial juz wyjsc z mieszkania, zadzwonil telefon. Kiedy okazalo sie, ze to doktor Daniel Levitz, wzial sluchawke do reki.
– Nie mow mi, zebym sie uspokoil! – odpowiedzial rownie podniesionym glosem Levitz. – Czytales gazety. Wiesz, ze maja cialo Franconiego! I juz byl u mnie lekarz z sadowki, jakis doktor Stapleton, i chcial ogladac kartoteke Franconiego.
– Chyba mu jej nie dales, co?
– Jasne, ze nie! – sapnal rozzloszczony Daniel. – Ale wprost oswiadczyl, ze moze ja uzyskac nakazem sadowym. Mowie ci, ten facet byl bardzo bezposredni i natarczywy i przyrzekl dotrzec do sedna sprawy. Podejrzewa, ze Franconi mial transplantacje. Wprost mnie o to zapytal.
– Czy w twoich kartotekach sa jakies wzmianki o transplantacji albo naszym programie? – zapytal Raymond.
– Nie, w tej kwestii zastosowalem sie scisle do twoich sugestii. Ale jezeli ktos zajrzy do kartoteki, na pewno sie zdziwi. Przeciez leczylem go od lat i jego stan zdrowia byl dokladnie opisany. I nagle wszystkie funkcje watroby sa normalnie wypelniane, bez jakiegokolwiek wyjasnienia! Nawet bez komentarza. Mowie ci, zaczna zadawac pytania, a ja nie jestem pewny, czy poradze sobie z odpowiedziami. Jestem powaznie zaniepokojony. Zaluje, ze dalem sie w to wszystko wplatac.
– Nie dajmy sie poniesc emocjom – powiedzial Raymond ze spokojem, ktorego jednak tak naprawde nie odczuwal. – Nie ma sposobu, zeby ten Stapleton dotarl do samego dna sprawy. Nasze obawy zwiazane z autopsja byly czysto hipotetyczne i wynikaly z nieprawdopodobnie malej szansy, ze ktos z ilorazem inteligencji rownym Einsteinowi bylby w stanie odkryc zrodlo transplantu. To sie nie zdarzy. Ale doceniam, ze poinformowales mnie o wizycie Stapletona. Kiedy zadzwoniles, wlasnie wychodzilem na spotkanie z Vinniem Dominickiem. Z jego mozliwosciami bedzie w stanie zajac sie wszystkim. W koncu, gdyby sie blizej przyjrzec obecnej sytuacji, to w pewnym stopniu sam ponosi odpowiedzialnosc za komplikacje.
Odlozyl sluchawke tak szybko, jak tylko mogl. Uspokajanie doktora Levitza w najmniejszym stopniu nie uciszylo jego wlasnego niepokoju. Poinformowal Darlene, co ma powiedziec, gdyby przypadkiem Taylor Cabot zadzwonil jeszcze raz, i wyszedl z mieszkania. Zlapal taksowke na rogu Madison i Szescdziesiatej Czwartej Ulicy i poinstruowal kierowce, jak dojechac na Corona Avenue w Elmhurst.
Sceneria w 'Restauracji Neapolitanskiej' byla dokladnie taka sama jak poprzedniego dnia, moze tylko doszedl zapach kilkuset spalonych od tego czasu papierosow. Vinnie Dominick siedzial przy tym samym stoliku, a jego ulubieni goryle na tych samych stolkach przy barze. Otyly, zarosniety barman jak wtedy zajety byl czyszczeniem szkla.
Raymond nie tracil czasu. Odsunal ciezka, czerwona aksamitna zaslone wiszaca za drzwiami, podszedl do