Nagle trzasnely drzwi w poczekalni. Z trudem opanowala panike – powoli zamknela szuflade, po czym wyszla z gabinetu do poczekalni.
– Boze! – zawolala przestraszona Doris. – Nie wiedzialam, ze pani jest tutaj.
– Wypisano mnie wczesniej za dobre sprawowanie – z usmiechem odrzekla Cassi.
Zaskoczona Doris po ochlonieciu powiedziala Cassi, ze cale wczorajsze popoludnie spedzila na odwolywaniu wizyt pacjentow, po to, aby doktor mogl ja dzisiaj odebrac ze szpitala. Caly czas mowiac, rzucila okiem na otwarte drzwi gabinetu, a nastepnie je starannie zamknela.
– Kim jest doktor Allan Baxter? – zapytala nie zwracajac uwagi na to, ze Doris probowala dac do zrozumienia, iz Cassi jej wyraznie przeszkadza.
– Doktor Baxter byl kardiologiem i zajmowal pokoj obok naszego biura. Teraz jest to pomieszczenie, w ktorym doktor Kingsley przeprowadza badania chorych.
– Kiedy doktor Baxter sie wyprowadzil?
– On sie nie wyprowadzil, on umarl – odrzekla Doris siadajac do maszyny. Nie patrzac na Cassi, dorzucila jeszcze: – Jesli pani ma ochote tu poczekac, prosze bardzo – doktor z pewnoscia zaraz nadejdzie. – Wlozyla kartke czystego papieru do maszyny i zaczela pisac.
– Poczekam w gabinecie doktora – rzekla Cassi. Gdy przechodzila obok biurka, Doris powiedziala z przekasem: – Doktor nie lubi, gdy ktokolwiek pod jego nieobecnosc wchodzi do gabinetu.
– To zrozumiale – odparla Cassi – ale ja nie jestem 'kimkolwiek' – jestem jego zona.
Cassi wrocila do gabinetu zamykajac drzwi: poczatkowo obawiala sie, ze Doris pojdzie za nia, ale po chwili uslyszala stukanie maszyny.
Szybko wyjela z biurka jeden z formularzy zamowien pocztowych, na ktorym znalazla interesujacy ja numer telefonu. Uzywajac telefonu z bezposrednimi polaczeniami, wykrecila numer. Sluchawke podniosla sekretarka, Cassi sie przedstawila, a nastepnie poprosila o informacje o pewnym lekarzu.
– Sadze, ze bedzie lepiej, jesli pania polacze z jednym z naszych inspektorow – oswiadczyla sekretarka.
Cassi czekala na linii. Serce jej bilo mocno, rece drzaly. W koncu odezwal sie inspektor. Cassi znow sie przedstawila nadmieniajac przy tym, ze pracuje w Boston Memorial. Inspektor byl nadzwyczaj uprzejmy i zapytal, w czym moze jej pomoc.
– Potrzebuje pewnej informacji – rzekla. – Interesuje mnie, czy przestrzegacie zawsze obowiazujacego trybu skladania indywidualnych zamowien przez lekarzy.
– Oczywiscie – odparl inspektor. – Posiadamy komputerowe rejestry lekarzy uprawnionych do skladania takich zamowien. Jesli jednak pania interesuja szczegolowe informacje, to musze uprzedzic, ze sa zastrzezone.
– Sa dostepne wylacznie dla was, czy dobrze rozumiem?
– Tak jest, szanowna pani doktor. Oczywiscie nie kwestionujemy zadnych indywidualnych zamowien, dopoki nie otrzymamy sygnalu o nieprawidlowosciach od zarzadow, inspektorow medycyny lub tez od komitetow etyki lekarskiej. Wyjatek stanowi sytuacja, kiedy w ciagu krotkiego czasu zamowienia te bardzo wzrastaja – wtedy komputer automatycznie wyrzuca nazwisko takiego lekarza.
– Rozumiem – stwierdzila Cassi – ze nie mam zadnych mozliwosci sprawdzenia zamowien okreslonego lekarza.
– Obawiam sie, ze nie. Jesli pani chce zapytac o konkretnego lekarza, radze zwrocic sie do Izby Lekarskiej. Licze na wyrozumialosc, iz nic wiecej dla pani nie moge uczynic.
– Dziekuje bardzo – rzekla Cassi.
Juz odkladala sluchawke, gdy inspektor jeszcze dorzucil:
– Jesli pani sobie zyczy, moge powiedziec, czy taki lekarz jest u nas zarejestrowany i czy przyjmujemy od niego zamowienia aktualnie, nie moge jednak podac wielkosci zamowien. Czy to pania satysfakcjonuje?
– Owszem – odparla Cassi. Podala swojemu rozmowcy nazwisko doktora Allana Baxtera i jego numer.
– Prosze poczekac – powiedzial inspektor. – Lacze sie z komputerem.
W tym samym momencie Cassi uslyszala, jak do poczekalni otwieraja sie drzwi i rozlega sie glos Thomasa. Szybko wsunela formularz zamowienia do kieszeni. W momencie gdy Thomas pojawil sie w drzwiach gabinetu, w sluchawce ponownie odezwal sie inspektor. Cassi usmiechnela sie z zazenowaniem.
– Doktor Baxter posiada wazny numer i sklada u nas zamowienia na leki.
Cassi nic nie odpowiedziala. Po prostu odlozyla sluchawke.
W drodze do domu Thomas byl rozmowny i opiekunczy. Jesli nawet byl niezadowolony, ze zastal Cassi w swoim gabinecie, potrafil to ukryc za mnostwem pytan o jej samopoczucie.
Cassi byla wdzieczna za troskliwosc, ale nie przestawala myslec o tym, czego sie przed chwila dowiedziala. Przez wieksza czesc drogi milczala pograzona w myslach. Teraz juz wiedziala, w jaki sposob Thomas zaopatruje sie w narkotyki. Podszywal sie pod Allana Baxtera i korzystal z jego rejestracji i uprawnien. Musial tylko co roku wypelnic formularz i przeslac pieciodolarowa oplate. Posiadajac numer Baxtera i pojecie o tym, w jakich ilosciach zamawial srodki odurzajace zanim umarl, mogl sie zaopatrywac w narkotyki bez trudnosci w wiekszych ilosciach, niz byl w stanie skonsumowac.
Fakt, ze dopuscil sie takiego oszustwa swiadczyl, ze problem narkomanii Thomasa byl powazniejszy, niz przedtem sadzila. Jednak jego zachowanie w ciagu ostatniego tygodnia pozwalalo miec nadzieje, ze sie opamietal.
– Mam zla nowine – Thomas przerwal jej rozmyslania. Spojrzal na nia jakby chcial sie upewnic, ze go uwaznie slucha.
– Przed wyjazdem do domu odebralem telefon ze szpitala na Rhode Island. Maja dla nas pacjenta, ktory dzis w nocy musi byc operowany. Probowalem znalezc zastepstwo, by ci dotrzymac towarzystwa, ale bez rezultatu. Mysle jednak, ze czujesz sie dobrze i bede mogl dzisiaj wrocic do szpitala.
Cassi nie odpowiedziala. Wlasciwie byla rada, ze Thomas wroci na noc do szpitala – bedzie miala czas na dokladne przemyslenie sprawy. Byc moze uda sie jej ustalic ilosc narkotykow, jaka przyjmuje Thomas. Moze jeszcze jest szansa na ocalenie go od nalogu.
– Czy zrozumialas? – zapytal Thomas. – Niestety, nie mialem wyboru.
– Rozumiem – odparla.
Thomas zajechal przed dom, wyszedl z samochodu i pomogl wysiasc Cassi. Tak uprzedzajaco grzeczny byl tylko na poczatku ich znajomosci.
Gdy znalezli sie juz w domu, nalegal, aby Cassi udala sie wprost do swojego pokoju.
– Gdzie jest Harriet? – zapytala Cassi idacego za nia z dzbanem zimnej wody Thomasa.
– Wziela wolne popoludnie, zeby odwiedzic ciotke – wyjasnil. – Ale jestem pewien, ze przygotowala nam cos do jedzenia.
Cassi mogla sama przyrzadzic sobie kolacje, ale brakowalo jej zwyklej krzataniny Harriet.
– Zatroszczylem sie o wszystko – oznajmil Thomas. – Chodzi mi o to, zebys miala dobre warunki do wypoczynku.
Cassi polozyla sie na kanapie, a Thomas okryl ja natychmiast welnianym szalem. Miala duze zaleglosci w literaturze dotyczacej psychiatrii.
– Czy moge jeszcze cos dla ciebie zrobic? – zapytal Thomas. Cassi potrzasnela przeczaco glowa.
Pochylil sie nad zona, pocalowal ja w czolo i polozyl na kolanach folder: w srodku byly dwa bilety na samolot American Airlines.
– To dla ciebie, zeby ci uprzyjemnic moja nieobecnosc. Spij dobrze.
Wyciagnela ramiona i objela go za szyje, przytulajac z calej sily do siebie.
Thomas wszedl do lazienki, zamykajac za soba starannie drzwi. Slychac bylo spuszczanie wody w toalecie. Kiedy wrocil, jeszcze raz ja pocalowal obiecujac, ze zadzwoni natychmiast po operacji, jesli tylko nie bedzie zbyt pozno.
Przed wyjazdem zajrzal na chwile do swojego gabinetu, do salonu i kuchni. Gdy Cassi znajdowala sie juz w domu, po raz pierwszy od kilku dni czul sie znacznie lepiej. Byl teraz nawet w stanie myslec o czekajacej go operacji, ktora – jak przypuszczal – nie bedzie latwa. Zanim jednak wyruszyl z domu, musial zobaczyc sie z matka.
Nacisnal przycisk dzwonka i czekal az zejdzie. Ucieszyla sie na jego widok, ale trwalo to tylko chwile, dopoki nie oswiadczyl, ze wraca natychmiast do szpitala.
– Przywiozlem do domu Cassi – oznajmil.
– Wiesz, ze Harriet nie ma w domu, a chyba nie oczekujesz, ze bede ja pielegnowac.