Patrycja byla wsciekla. Nawet jesli byla chora, nie musiala zachowywac sie nieuprzejmie. Ale Cassi nie zwracala najmniejszej uwagi na Patrycje. Gdy ta weszla do salonu, zastala Cassi juz przy telefonie. Z ulga stwierdzila, ze dyzurny w pogotowiu slyszy ja doskonale. Jak mogla najspokojniej podala mu wszystkie dane, proszac jednoczesnie o natychmiastowe przyslanie ambulansu. Otrzymala zapewnienie, ze karetka natychmiast wyjedzie.
Drzaca reka odlozyla sluchawke. Czula, ze powoli opuszcza ja napiecie, a wraz z nim resztka sil. Wyczerpana opadla na kanape patrzac na skonfundowana Patrycje, ktora usiadla obok synowej. Obie kobiety w milczeniu oczekiwaly na sygnal ambulansu. Trwajacy przez lata antagonizm utrudnial im porozumienie, ale gdy wreszcie karetka nadjechala, Patrycja pomogla wpol nieprzytomnej juz Cassi zejsc do samochodu.
Oprowadzajac wzrokiem odjezdzajaca karetke, Patrycja przez krotka chwile poczula dla synowej cos w rodzaju wspolczucia. Wrocila do salonu i zadzwonila do syna, byl jednak zajety na sali operacyjnej. Poprosila, by mu przekazano, zeby zadzwonil do matki.
Thomas spojrzal na zegarek: trzydziesci cztery minuty po polnocy.
o jedenastej pietnascie powiadomiono go o telefonie matki. Byla bardzo zdenerwowana, gdy oddzwonil; ze szczegolami zrelacjonowala mu przebieg wypadkow. Miala pretensje, ze pozostawil Cassi sama i zobowiazala go, zeby jak najpredzej pojechal do szpitala, do ktorego ja zabrano.
Thomas natychmiast zatelefonowal do Essex General: dyzurujaca pielegniarka potwierdzila przyjecie Cassi, ale nie byla w stanie mu powiedziec, jak sie chora czuje. Thomasa nie trzeba bylo ponaglac – chcial sie jak najszybciej dowiedziec, co sie dzieje z Cassi.
Nie zatrzymal sie nawet na czerwonym swietle kilkadziesiat metrow przed szpitalem, ale podjechal z piskiem opon wprost przed wejscie. W portierni nie zastal nikogo; za to u gory nad okienkiem odczytal napis swietlny: 'Informacja na ostrym dyzurze'. Biegiem puscil sie we wskazanym przez strzalke kierunku.
Wnet sie znalazl w niewielkiej poczekalni, oddzielonej szyba od stanowiska dyzurujacej pielegniarki, ktora popijajac spokojnie kawe ogladala telewizje. Thomas zastukal w szybe.
– Czym moge panu sluzyc? – zapytala z wyraznym bostonskim akcentem.
– Szukam swojej zony – nerwowo odparl Thomas. – Przywieziono ja tutaj karetka.
– Prosze usiasc i poczekac.
– Czy ona jest tutaj? – dopytywal sie niecierpliwie Thomas.
– Jesli pan usiadzie, poprosze lekarza. Lepiej, jesli pan z nim porozmawia.
Moj Boze, pomyslal Thomas siadajac poslusznie. Na szczescie nie musial dlugo czekac. Rychlo pojawil sie mezczyzna o orientalnym typie, w bialym, wymietym fartuchu. Oslepiony ostrym, jarzeniowym swiatlem, mrugajac oczami przedstawil sie: – Jestem Chang. Przepraszani bardzo, ale panska zona juz nas opuscila.
Przez chwile Thomas sadzil, ze doktor powiadamia go o zgonie Cassi, ale ten spokojnie informowal go dalej: Cassi wypisala sie ze szpitala na wlasne zadanie.
– Niemozliwe! – zawolal Thomas.
– Panska zona jest takze lekarzem – usprawiedliwial sie doktor Chang.
– Co pan chce przez to powiedziec? – zapytal Thomas z trudem hamujac wscieklosc.
– Cierpiala na przedawkowanie insuliny. Podalismy jej glukoze i wszystko wrocilo do normy. Potem postanowila sie wypisac.
– A wy na to pozwoliliscie.
– Ja nie chcialem sie zgodzic. Odradzalem, ale panska zona nalegala. Wypisala sie wbrew mojemu stanowisku i potwierdzila to podpisem – moge go panu pokazac.
Thomas chwycil go z pasja za ramie. – Jak pan mogl pozwolic jej opuscic szpital! Przeciez ona znajduje sie w szoku! Z pewnoscia nie wiedziala nawet, co robi!
– Podpisujac formularz dla opuszczajacych szpital byla zupelnie przytomna. Oswiadczyla, ze udaje sie do Boston Memorial. Niewiele moglem uczynic w tej sytuacji. Nie jestem specjalista od leczenia cukrzycy.
– W jaki sposob stad wyjechala? – zapytal jeszcze Thomas.
– Wezwala taksowke.
Thomas wybiegl na korytarz, a stamtad na szpitalny dziedziniec. Musi ja jak najszybciej znalezc!
Prowadzil samochod brawurowo – na szczescie ruch na drodze byl niewielki. Wpadl na krotka chwile do domu, a potem pedzil dalej, az do Bostonu. Gdy znalazl sie na parkingu obok szpitala, dochodzila druga. Udal sie wprost na oddzial naglych wypadkow.
W przeciwienstwie do Essex General, zastal tutaj tlum pacjentow. Niestety, w rejestracji powiedziano mu, ze doktor Cassidy tutaj nie ma. Po sprawdzeniu w komputerze urzednik oswiadczyl: – Panska zona opuscila szpital dzis rano.
Thomas poczul mdlosci. Gdzie ona mogla sie podziac? Mogla jeszcze tylko pojsc na Clarkson 2.
Nie zastanawial sie nigdy dlaczego, ale nie lubil chodzic na oddzial psychiatrii. Nie czul sie tam dobrze. Zle dzialalo na niego nawet skrzypienie ciezkich, przeciwpozarowych drzwi, ktore zamykaly sie z hermetyczna dokladnoscia za kazdym przychodzacym.
Idac ciemnym korytarzem, slyszal glosne echo wlasnych krokow. Minal pusta zupelnie sale klubowa z wlaczonym telewizorem. W znajdujacym sie obok pokoju siedzaca przy biurku pielegniarka czytala spokojnie czasopismo medyczne. Gdy podszedl do niej, spojrzala na niego jak na jednego z pacjentow.
– Jestem Kingsley, doktor Kingsley – oznajmil. Pielegniarka skinela glowa.
– Szukam zony, doktor Cassidy. Czy pani jej nie widziala?
– Nie, panie doktorze. O ile mi wiadomo, jest na zwolnieniu.
– Ma pani racje, ale myslalem, ze moze przyszla tutaj.
– Nie widzialam jej dzisiaj, ale jesli tylko ja spotkam, powiem, ze pan jej szuka.
Thomas podziekowal i postanowil pojsc do biura: tam sie zastanowi, co dalej robic.
W swoim gabinecie przede wszystkim podszedl do biurka i wyjal z szuflady kilka pastylek talwinu. Przelknal je, popijajac szkocka, i usiadl w fotelu. Odczuwal przenikliwy bol tuz pod mostkiem – czy to przypadkiem nie wrzod zoladka? Z bolem da sie zyc – najgorszy jest ciagly, dreczacy niepokoj. Mial wrazenie, jakby za chwile mial sie rozpasc na drobne kawalki. Musi odszukac Cassi – od tego, czy ja znajdzie, zalezy jego zycie.
Siegnal po sluchawke telefonu. Mimo poznej godziny zadzwonil do doktora Ballantine'a. Poniewaz Cassi rozmawiala z Ballantine'em przedtem, niewykluczone, ze i tym razem zwrocila sie do niego.
Ballantine, wyrwany ze snu, odezwal sie zaspanym glosem juz po drugim dzwonku. Thomas przeprosil go i zapytal, czy rozmawial dzisiaj z Cassi.
– Nie rozmawialem – odparl Ballantine. – A niby dlaczego mialbym z nia rozmawiac?
– Nie wiem – wyznal Thomas. – Dzis wypisano ja ze szpitala, pojechalismy wiec do domu. Sam wrocilem do szpitala, gdyz mialem nagly przypadek. Kiedy zakonczylem operacje, dowiedzialem sie, ze szuka mnie matka. Zadzwonilem do niej i dowiedzialem sie, ze Cassi znowu przedawkowala insuline i pogotowie zabralo ja do miejscowego szpitala. Zanim zdazylem sie tam pojawic, okazalo sie, ze juz sie stamtad wypisala, a ja w tej chwili nie mam najmniejszego pojecia, co sie z nia dzieje. Jestem niemal chory ze zmartwienia.
– Przepraszam, Thomas, jesli tylko do mnie zadzwoni, dam ci natychmiast znac. Gdzie cie szukac?
– Dzwon do szpitala, oni maja zawsze moj numer.
Gdy tylko Ballantine odlozyl sluchawke, jego zona przewrocila sie na drugi bok i zapytala, o co chodzi. Do Ballantine'a, ktory byl szefem oddzialu, rzadko dzwoniono w nocy.
– Dzwonil Thomas Kingsley – odparl patrzac w ciemnosc. – Jego zona najwyrazniej jest niezrownowazona, a on boi sie, ze moze popelnic samobojstwo.
– Biedny czlowiek – zauwazyla pani Ballantine, czujac, ze maz podnosi sie z lozka. – Po co wstajesz, kochanie?
– Bez okreslonego celu. Spij, moja droga.
Doktor Ballantine wlozyl szlafrok i wyszedl z sypialni. Mial przykre uczucie, ze sprawy biegna nie po jego mysli.
Rozdzial XIV
Cassi obudzila sie z okropnym bolem glowy, takim samym, jaki miala na oddziale intensywnej terapii. Tym