– No i?
– Jedna wynajal B. Wesson.
– Sadzisz, ze chodzi o tego samego B. Wessona, ktory sfaulowal Myrona? – spytal Win po chwili.
– Juz sprawdzilam – odparla. – B to Burt, figurujacy w podaniu jako trzydziestotrzyletni szkolny trener koszykowki. To on, Win. Ten sam Burt Wesson.
ROZDZIAL 41
Nic.
Myron podkrecil glos. W glosnikach zatrzeszczalo. Sciszyl je na moment i znow podkrecil. Uslyszal stlumione dzwieki, ale z niczym ich sobie nie skojarzyl. Zaniknely.
Cisza.
Minely dwie minuty, zanim wreszcie rozlegly sie glosy. Wytezyl sluch. Dopiero po chwili zamazane dzwieki przybraly na sile i wyrazistosci. Nachylil sie ku glosnikowi i uslyszal nagle przerazajaco wyrazne, zadane szorstkim tonem pytanie:
– Masz forse?
Reka, ktora weszla w jego piers, zlapala go za serce i scisnela. Nie slyszal tego glosu od dziesieciu lat, ale rozpoznal go natychmiast. Nalezal do Burta Wessona. Ki diabel…?
I w tym momencie uslyszal drugi glos, ktory wstrzasnal nim jak uderzenie.
– Mam polowe. Tysiac teraz. Drugi dostaniesz, kiedy go zalatwisz…
Myron zadrzal. W jednej chwili zalala go wezbrana fala goracego gniewu, jakiego dotad nie doswiadczyl. Zacisnal dlonie w piesci. Z oczu puscily sie lzy. Przypomnial sobie, jak sie zastanawial, dlaczego szantazysci chca sprzedac mu brudy na Grega. Przypomnial sobie smiech Cole’a Whitemana i ironiczny usmiech Marty’ego Feldera na wiesc, ze wynajeto go do odszukania Downinga. Przypomnial sobie glos nagrany na jego sekretarce: „Jest gotow zaplacic. Tego chcesz?”. Nade wszystko zas przypomnial sobie zbolala mine Grega w szpitalu przed laty. To nie wiez miedzy nimi go tam przywiodla. Przywiodlo go tam poczucie winy.
– Nie uszkodz go za mocno, Burt. Chce, zeby Bolitar wypadl z gry na kilka meczow…
W glebokich zakamarkach mozgu Myrona cos trzasnelo jak sucha galazka. Bezwiednie cofnal tasme.
– Sluchaj, naprawde potrzebuje forsy. Nie dorzucilbys pieciu stow? Wkrotce mnie wyrzuca. To moj ostatni mecz kontrolny i zostaje bez roboty…
Myron wrzucil bieg, zjechal na droge i nadepnal pedal gazu. Wskaznik predkosciomierza podskoczyl. Twarz Myrona zastygla w grymasie nieswiadomej furii. Policzki zalaly bezglosne lzy. Prowadzil na oslep.
Kiedy dotarl do zjazdu w Jones Road, otarl twarz rekawem. Skrecil do domu T.C. Przejazd blokowala brama.
Ze strozowki wychylil sie ochroniarz. Myron dal mu znak, zeby podszedl. Gdy wylonil sie z budki, Myron pokazal mu pistolet.
– Rusz sie, a rozwale ci leb – zagrozil.
Straznik podniosl rece do gory. Myron wysiadl, otworzyl brame i kazal mu wsiasc do wozu. Ford z rykiem popedzil podjazdem. Kilka krokow od drzwi wejsciowych Myron nacisnal hamulec, wyskoczyl z samochodu, bez wahania wywazyl noga drzwi i wpadl do pokoju wypoczynkowego.
Gral telewizor.
– Co jest…? – spytal zaskoczony T.C.
Myron przebyl susami salon, chwycil go za reke i wykrecil ja do tylu.
– Hej…
– Gdzie on jest? – spytal.
– O co chodzi… Myron szarpnal reke T.C.
– Chcesz, zebym ci ja zlamal? Gdzie on jest?
– Co ty, kurwa, wyrabiasz…?
Myron nie dal mu dokonczyc, podciagajac reke wyzej. T.C. krzyknal, gnac sie wpol, zeby zmniejszyc nacisk.
– Pytam po raz ostatni. Gdzie jest Greg?
– Tutaj.
Myron puscil T.C., obrocil sie ku stojacemu w drzwiach Gregowi Downingowi i natychmiast z nieartykulowanym rykiem zaatakowal.
Greg zaslonil sie rekami, ale bylo to jak gaszenie wulkanu pistoletem na wode. Po ciosie piescia w twarz przewrocil sie na plecy. Myron rzucil sie na niego, kolanem trafiajac w zebra. Trzasnelo. Usiadl okrakiem na piersi wroga i zadal kolejny cios.
– Przestan! – krzyknal T.C. – Zabijesz go!
Myron slyszal go jak przez mgle.
Uniosl druga piesc, lecz T.C. doskoczyl do niego, zanim nia uderzyl. Pozwolil mu sie pociagnac, walac lokciem w jego splot sloneczny. Kiedy rabneli w sciane, T.C. stracil dech i wybaluszyl oczy, lapiac powietrze jak ryba. Myron wstal. Widzac, ze Greg odczolguje sie niezdarnie, przesadzil kanape, chwycil go za noge i przyciagnal do siebie.
– Zerznales moja zone! – krzyknal Greg. – Myslisz, ze nie wiedzialem? Zerznales mi zone!
Jego slowa przyhamowaly Myrona, ale go nie powstrzymaly. Ze lzami w oczach zadal nastepny cios. Z ust Grega pociekla krew. Gdy ponownie uniosl piesc, za przegub chwycila go zelazna reka.
– Dosc – powiedzial Win.
Zdezorientowany, Myron podniosl wzrok. Twarz wykrzywial mu grymas wscieklosci.
– Slucham? – spytal.
– On ma dosc.
– Nie myliles sie. Wesson zrobil to umyslnie. Greg wynajal go.
– Wiem. Ale on ma dosc.
– O czym ty mowisz, do diabla! Na moim miejscu…
– Pewnie bym go zabil – dokonczyl za niego Win. Spojrzal na nich i w jego oczach mrugnela iskra. – Ale nie ty.
Myron przelknal sline. Win skinal glowa i uwolnil jego przegub. Myron opuscil reke. Wstal z Grega Downinga. Greg usiadl, wypluwajac na dlon krew.
– Tamtego wieczoru pojechalem za Emily – rzekl, pokaslujac. – Zobaczylem was… chcialem sie zemscic, i tyle. Miales ucierpiec, ale nie az tak.
Myron znow przelknal sline i gleboko odetchnal. Przyplyw adrenaliny wkrotce mial sie cofnac, lecz na razie nadal w nim buzowal.
– Ukrywales sie tu od poczatku? – spytal. Greg dotknal twarzy, skrzywil sie, skinal glowa.
– Balem sie posadzenia, ze zabilem te kobiete – wyjasnil. – A do tego na karku mam gangsterow, walcze w sadzie o opieke nad dziecmi, a moja przyjaciolka jest w ciazy. – Podniosl wzrok. – Potrzebowalem czasu.
– Kochasz Audrey?
– To ty wiesz? – zdziwil sie Greg.
– Tak. Bardzo ja kocham.
– W takim razie zadzwon do niej. Jest w wiezieniu.
– Co?
Myron nie rozwinal tematu. Liczyl, ze rzucajac wrogowi te wiesc w twarz, poczuje przewrotna przyjemnosc, ale nie poczul. Przypomnialo mu to tylko, ze sam nie jest bez winy.
Odwrocil sie i odszedl.
Clipa znalazl w tej samej lozy dla VIP – ow, w ktorej spotkali sie na poczatku. Starzec siedzial plecami do niego i patrzyl na pusty parkiet. Nie poruszyl sie na jego chrzakniecie.
– Wiedzial pan caly czas – rzekl Myron.
Clip nie odpowiedzial.
– Tamtej nocy poszedl pan do mieszkania Liz Gorman. Odegrala panu tasme, prawda?